Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Lekkoatletka ;) -->1500m, 3000m, 5000m Na Vitalii by zrzucić parę kilo w celu poprawy formy,wyników, wyglądu i własnego samopoczucia. ;) Obecnie na roztrenowaniu przez kłopoty przeciążeniowe. :(( Czekam na powrót do prawdziwych treningów i stosuję tylko zdrową aktywność fizyczną bez "żyłowania" .

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 30997
Komentarzy: 173
Założony: 31 lipca 2016
Ostatni wpis: 16 lutego 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
forever.faster

kobieta, 25 lat, Gdańsk

162 cm, 53.50 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

25 maja 2017 , Komentarze (3)

Wowow, dzisiaj pierwszy raz zmusiłam się rano do ćwiczeń na czczo. Mam na to idealnie pół godzinki, bo tyle muszę czekać od łyknięcia Euthyroxu do śniadania. A że ponoć efekty super to szkoda marnować tego czasu. :D No, w sumie było 20', bo jeszcze trzeba było się ubrać, przeciągnąć i coś tam poskakałam. :P

1. 50g płatków owsianych, 2 łyżki ziaren chia, mała nektarynka, mleko 1.5% do owsianki i do kawy+ 200g nadprogramowego serka grani

2. sałatka: garść szpinaku, połowa batata (100g surowego) upieczona, 10g pestek dyni, 30g pstrąga wędzonego, łyżka oleju lnianego, pomidor

3. razowa bułka z ziarnami z masłem, 2 plastrami chudej wędliny wieprzowej, ogórkiem, sałatą i papryką

4. 160g(waga surowego) fileta z morszczuka upieczonego, 2 wafle ryżowe, pomidor malinowy, 3 wazówki tej zupy szparagowej wczorajszej

5.  zaraz po ćwiczeniach: jabłko, 150g serka wiejskiego

i 40' potem: 50g pieczywa razowego wysokobłonnikowego, jajko sadzone bez tł do smażenia, 2 plastry wędzonego sera, 100g serka wiejskiego, szczypiorek, ogórek

Aktywność:

-rano na czczo lekkie cardio 20' (pajace, szybkie przysiady itd., generalnie bez szaleństw żeby nie obciążać uda)

-popołudniu : 10' rozgrzewki cardio (trochę mocniej:pajacyki ok.150, 30 burpees i jakieś tam wymachy, rozgrzewka stawów) ,20':, 10' + rozciąganie (przy tych ćwiczeniach z filmików udo nie ciągnie, a jak próbuję biegać to kuleję, więc lipa :( )

- wieczorem: 30min spokojnie rower (9km z hakiem)

Oby do przodu! :-)

24 maja 2017 , Skomentuj

Dzisiaj bez takiego typowego cardio, bo kurczę w końcu robię przerwę w treningu żeby nabrać mocy i nie można codziennie godzinki pływać, jeździć na rowerze, bo nigdy się nie zresetuję. xD Chociaż 6 razy w tygodniu na małych obciążeniach powinno być ok. Dzisiaj relaksacja- 75min jogi. Tzn. miała być vinyasa power yoga, z było zastępstwo i instruktor powiedział, że zrobi streching powięziowy. Super wyszło! Bo rehabilitant kazał udo rozciągać, tego potrzebowałam. Tak się powyginałam, że czułam się jak po dobrym masażu. :)

Co do diety to coraz częściej zaczynam czuć się pełna, więc myślę, że powoli będę obcinać żarcie, ażeby efekty jakieś zobaczyć. :P Szczególnie tak gdzieś do czerwca, póki nawet lekko nie biegam i tej aktywności jest mało. 

1. smoothie (garść szpinaku, 50g awokado, banan, czubata łyżka serka grani), kawa z mlekiem 1,5%, sucha bułka pełnoziarnista

2. bułka pełnoziarnista z pstrągiem wędzonym i papryką, 225ml soku buraczkowego

3. 25g migdałów, 2 marchewki, małe jabłko

4. 100g twarogu Capri, ok. 1/2 szklanki ugot. ciecierzycy, 100g szpinaku, 100g mieszanki dynia-marchew, cebula, czosnek, ostre przyprawy i odrobina oleju kokosowego

5. 2 wafle ryżowe

6. 2 wazówki zupy ( na garnek dałam 1l wrzątku, pęczek białych szparagów, 1/2 selera, pietruszkę, marchewkę i łyżkę oliwy), 250g serka homogenizowanego z łyżką kakao naturalnego, 2 wafle ryżowe

Z aktywności to rowerek na siłownię i ta joga 75min, ale nw czy rozciąganie zaliczać do aktywności, bo to bardziej relaksujące niż męczące i tych kcal to się za wiele nie spala. :)

Za to bardzo się zmęczyłam przy zadaniach z matmy, więc myślę że -500kcal do bilansu. haha :P Nie no tak serio, to kiedyś wyczytałam, że mózg spala podobną ilość kcal kiedy myślimy o tzw "niczym" i podczas grubej rozkminy, więc praca umysłowa nie jest wysiłkiem kosztownym energetycznie ( rozumiejąc energię jako pojęcie fizyczne, dżule, a nie to zjawisko, które zwykliśmy nazywać energią na co dzień :)).

23 maja 2017 , Skomentuj

Znowu tak na szybko :-)

1. 50g brązowego ryżu (waga na sucho) z mlekiem 1.5%, łyżeczką oleju kokosowego, 1/2 jabłka, caffe latte (200ml mleka 1.5%)

2. główny posiłek dnia, bo byłam strasznie głodna (ten wczorajszy rower był po kolacji i zrobiłam sobie niezłą lukę żywieniową, następnym razem postaram się wychodzić przed ostatnim posiłkiem) :

mała bułka razowa sucha+ druga razowa ziarnista z jajkiem, sałatą i ogórkiem, 30g orzechów włoskich

30' żwawy spacer z rozruchem (wymachy nóg, ramion itd.)

3. 150g serka grani, 330ml soku pomidorowego, 2 marchewki

4. jabłko, 200g wędzonej piersi kurczaka

5. 250 g mieszanki dynia, marchew, 1/2 cebuli, łyżeczka oleju kokosowego, czosnek, imbir, 2 łyżki ciecierzycy, ostre przyprawy (nawet za dużo ostrych przypraw xDD)

"trening"- trucht 3,5km (ok.18min), ćw rozgrzewkowe, 15min siłowych na korpus, spacerek na basen (mam 5' drogi) i 40min pływania (lekko-średnio int.)

6. 250ml soku marchwiowo-selerowego, 200g serka 0% z 80g serka śmietankowego 12%, szklanka mleka z łyżką kakao naturalnego

20' rower w celach praktycznych xd

Próba biegania jeszcze bardzo kulawa, udo mnie boli 10 dzień!!! To chyba rekord bólu mimo odciążania :((( Chciałam już trochę potruchtać, ale ciężko to idzie, za bardzo utykam, żeby było komfortowo. No trudno, jeszcze poczekam, w końcu i tak mam odpoczynek. :)

22 maja 2017 , Skomentuj

1. małe jabłko, bułka żytnia ziemniaczana, 2 plastry szynki drobiowej, mały plaster sera, pomidor, kawa z mlekiem 1.5%

2. sałatka: 50g makaronu razowego (na sucho), 80g papryki, 50g wędzonego pstrąga, ogórek, łyżeczka oliwy, przyprawy

3. 30g migdałów, 2 marchewki, 225ml soku buraczkowego

4. 50g (na sucho) brązowego ryżu, 5 kosteczek gotowanej piersi indyka, 250g brokuła, 3 łyżki surówki z buraka

5. 200g serka homog. 0%, ok. 30g kakao naturalnego, 100g twarogu Capri, kawa z mlekiem 1.5%, 1/2 razowej bułki

6. kawał tego żytniego chlebka :)

Aktywność: rower 20km po górkach (59min, czyli troszkę mocniej dzisiaj z tempem), 20' ćw. rozluźniająco- rozciągających po rowerze

21 maja 2017 , Komentarze (4)

Hejka, hejka

U mnie spoko, dzisiaj trochę więcej popływałam, michę w miarę trzymam, odpoczywam od lekkoatletycznej roboty i robię zadanka do dwóch sprawdzianów z matmy dzień po dniu. :P

1. 50g kaszy orkiszowej, gruszka, po kapce mleka 3,2% i 1,5% do kaszki i kawy

2. 300g serka wiejskiego 3%, łyżka sezamu, łyżka suszonej żurawiny, grahmka

3. (1.5h przed basenem) banan, kawałek białej bagietki 

basen 65min- 2800m spokojnego pływania (kraul, delfin, grzbiet) w tym 10x(25m mocno, 25m luz)

4. zaraz po- wieeeelki (niestety) kawał żytniego chleba 

5. 130g chudej wołowiny, puszka 400g pomidorów, 1/2 cebuli, 1 marchew, ostre przyprawy, 1/2 batata, łyżeczka oleju kokosowego

Wieczorkiem zrobię coś może na brzuch, bo od tych estrogenów robi mi się wcięcie w talii, które osobiście uważam za obrzydliwe (a nigdy nie miałam).

Dużo dzisiaj pieczywa. Ten kawał żytniego nieplanowany. Złapałam mega głoda po basenie. :-)

20 maja 2017 , Komentarze (4)

Rano byłam u pani dietetyk. Ponoć schudłam. :) Jestem ważona co tydzień na czczo o tej samej porze z analizą składu ciała w każdej partii, bo to lekarz-dietetyk. Póki co nie chcę się dowiadywać, ile to jest, bo mega się załamuję tym, co się stało z moim ciałem i źle na mnie działa informacja o wadze. Wiem tylko, że na ostatnich badaniach lekarskich było 54, a teraz uważam, że jest więcej, więc podaję na vitalii orientacyjne 55kg. Za tydzień dietetyczki nie ma, ale za 2 tygodnie już chyba się zdobędę na odwagę i poznam prawdę. Myślę, że w te 2 tygodnie jestem w stanie dużo zdziałać! :)

Tak, tak, jem dużo... Ale jak działa, to czemu mniej? Ja chcę za jakiś miesiąc wrócić do normalnych treningów, to naprawdę są obciążenia nieporównywalne z normalnym funkcjonowaniem i wgl organizm pracuje inaczej, nawet teraz kiedy się regeneruję. Dietę mam od lekarza sportowego, dietetyka, który, jak pisałam wcześniej kontroluje moją wagę. Wiem, co robię! :-) 

1. 30g płatków jaglanych, 25g gryki ekspandowanej, małe jabłko, 6 kulek winogron, kawa z mlekiem 1.5 %

2. 2x mała kromka razowego, plaster sera mozarella, łyżka serka 14% śmietankowego, kiełki rzodkiewki, 2 pomidory

3. szklanka mleka 1.5% z 2 łyżkami naturalnego kakao, 150g serka grani

4. 100g pieczonego dorsza z koperkiem, 60g ( waga na sucho) soczewicy zielonej, 300g marchwi (waga na surowo) z łyżeczką oliwy

5. 2 jajka, 2 pomidory, cebula, łyżeczka oliwy, grahmka

Edit: Pomiędzy 4 i 5. posiłkiem rower- 21km w terenie urozmaiconym (69min, spokojnie)

+rano rower  20' na czczo i 10' do sklepu po śniadaniu

19 maja 2017 , Komentarze (5)

Staram się jak mogę. Głód jest jeszcze duży. Jeszcze parę dni i żołądek troszkę się obkurczy.

6:30 : banan, 50g pieczywa pełnoziarnistego, niecała połówka awokado, papryka, pomidor, łyżka serka śmietankowego, kawa z mlekiem 1.5%

9:00 : bułka grahamka z twarogiem chudym, pomidorem i liśćmi bazylii, 30g orzechów włoskich, 10g pestek słonecznika

11:20: jabłko, 150g serka grani

14:00 : 100g (waga ugotowanego, czyli ok.55g suchego) makaronu pełnoziarnistego, 1/3 tej ciecierzycy z dynią i szpinakiem ze wczoraj, 5 kostek gotowanej piersi kurczaka (ok.80g)

16:00- basen 40' pływania średnio-intensywnego: kraul, delfin, grzbiet

17:00 : sok buraczkowy 225ml, 70g tuńczyka z wody, 20g pieczywa pełnoziarnistego

20:00 : 50g twarogu chudego + pomidor

Aktywność wciąż bardzo skromna. Odpoczywam.

Troszkę motywacji wstawiam. ;) Bardzo miło by było jakbym mogła wrócić za jakiś czas do lekkiej, śmigać po tartanie (latać! z wagą 48-9kg to już latać) i robić tempo do odcięcia. Kocham to, ale trzeba się ogarnąć... Uspokoić podrażniony organizm, uregulować hormony, zrzucić balast i wejść z pedy w nowy sezon! Przyszły sezon otwarty jest mój! A tam... nawet hala 2018, czyli najbliższy luty. :D

Znalezione obrazy dla zapytania urbanik danutaZnalezione obrazy dla zapytania urbanik danutaZnalezione obrazy dla zapytania urbanik danuta

Na zdjęciach bardzo utytułowana i świetnie śmigająca po polskich i zagranicznych tartanach-Danuta Urbanik :)

18 maja 2017 , Komentarze (2)

Jadłospis na szybko. Za dużo, za dużo, za dużo... Ale to z głodu, a nie jakieś tam zachcianki. Naprawdę chodzę cały czas głodna, chociaż te ilości ciężko nazwać dietą. Przynajmniej bez słodyczy, obżarstwa itp. :)

8:30 Ś: 50g płatków owsianych, 2 łyżki ziaren chia, szklanka mleka 1.5%, 1/2 gruszki i uwaga, uwaga: nadprogramowe 2 banany :(

Szkoła:

1) sałatka: 30g kaszki kuskus , 50g wędzonej piersi kurczaka, 5 kulek winogron, 2 orzechy włoskie, łyżeczka oliwy, 2 małe pomidory

2) 2 kromki pełnoziarnistego chleba, 2 plastry chudej wędliny wieprzowej, papryka (kawałek)

2h przed basenem (14:00): jabłko, 180g serka wiejski

basen 40' - 1500m w tym 4x100m rozpędzane co 25m, reszta w miarę luźno- kraul, delfin, grzbiet

po basenie(17:00): 2/3 porcji --> (całość: szklanka ciecierzycy, cebula, płaska łyżka oleju kokosowego, łyżka startego imbiru i czosnku, 400g mieszanki dynia + marchew, duża garść szpinaku, papryka ostra) +2 plastry wędzonej p.kurczaka

kolacja (19:20) : 4 plastry wędzonej piersi kurczaka, 2 plastry chudej wieprzowej, 2 małe pomidory, kawałek papryki

Byłam też u rehabilitanta, pokazał mi jakieś ćwiczonka na stopy. :)

17 maja 2017 , Komentarze (4)

Może nie jest idealnie, ale i tak milion razy lepiej niż objadanie się masłem orzechowym. Chociaż nawet objadanie się masłem orzechowym jest dużo korzystniejsze niż czymś słodzonym cukrem prostym. Daje uczucie sytości na bardzo długo, nie ma takiego szybkiego zmęczenie i dostarcza dużo składników odżywczych. Mniejsza z tym. Dzisiaj nie było obżarstwa. Nie było też trenowania, ale jak wspomniałam, udo mnie bardzo boli, bieganie jest niemożliwe. Tydzień temu wróciłam. Od początku obozu (12dni + teraz 7dni) nie robiłam dnia odpoczynku. Ostatni tydzień "poobozowy" to baaardzo mało biegania, raptem ok.38km, ale rower/spinning codziennie w ilościach 18-20km, basen i siłownia. Więc dzisiaj reset. Szczególnie przy mojej niedoczynności tarczycy(spaaać!), a raczej niedoborze ft4, bo tsh mam w normie, taki dziwny przypadek. xD Wracam ze szkoły i kładę się spać na 2 godziny, zjadłam kolację, idę na spacer z psem żeby nie przywrzeć do łóżka. Ale generalnie jak mam wolne to śpię. Albo trening albo łóżking, taka sytuacja. :D I to chciałabym zmienić, więc robię wolne od trenowania na serio. Bo hormony mnie wykończą. 

Dobra wiadomość. Hemoglobina wzrosła, mam już 13,5 tak jak zawsze miałam. 

Jest i menu:

7:30 : 2 bułki ( razowa i pszenna) skropione oliwą + 1/2 koktajlu ( banan, 1/2 gruszki, 1/3  jabłka, garść szpinaku, woda, cytryna, imbir) + kawa z kapką mleka 1.5%

10:00 : 200g serka wiejskiego 3%, 250ml soku wielowarzywnego 100% (pomidor, burak, marchew, por, papryka, pieprz cayenne, pieprz zielony)

13:00 : bułka żytnia ziemniaczana z 4 plastrami awokado, liśćmi szpinaku, 250ml tego soku warzywnego

15:20: miseczka gotowanej piersi indyka, 2 marchewki starte z odrobiną jabłka, cytryną, 2 łyżkami śmietany 12%, mały pomidor, 3x kromka pieczywa lekkiego z łyżką serka śmietankowego, 1/2 tego koktajlu co rano

18:20 : 200g serka wiejskiego 3% ze startą 1/2 jabłka i cynamonem, 15g orzechów włoskich

Trochę sporo na śniadanie, mówi się trudno i jedziemy dalej. Z aktywności to chodzenie do szkoły, ze szkoły, po szkole... xDD no i spacerek ok godzinki. 

16 maja 2017 , Komentarze (4)

Wracam, bo kiedyś trzeba. Od tamtego lata przynajmniej +2kg, ale nie ważyłam się dawno, więc pewnie więcej (54kg na badaniach w styczniu czy tam lutym :(). Jestem wrakiem człowieka. Przetrenowanie organizmu daje się we znaki. Zanim zaczęłam trenować bieganie w klubie czyli prawie 2 lata temu, ćwiczyłam sama i ponieważ robiłam to obsesyjnie wpłynęłam niekorzystnie na organizm. Ostatnie dwa lata to trening intensywny, ale z zachowaniem umiaru, ukierunkowany na progres sportowy. Niestety nawet on przestał przynosić efekty, wręcz przeciwnie- zaczęłam tyć mimo kliometrarzu ok.300/miesiąc i diety, mam mocno podwyższony kortyzol, niedoczynność tarczycy, podwyższone, ck, mocznik, obniżoną hemoglobinę i niedobór limfocytów. Do tego po dwóch chorobach całkowicie straciłam formę. Dostaję zadyszki w tempie 3:50/km już po 2km. Kontuzja stopy ciągnęła się od grudnia, robiłam 2x tydzień przerwy, 6 fal uderzeniowych i 10 x ultradźwięki. W końcu poprosiłam o blokadę, żeby pojechać na zgrupowanie kadry woj. Na obozie jakoś pobiegałam, a po powrocie cholernie mnie zaczęło boleć przeciwne do stopy udo. Kilka dni próbowałam biegać spokojnie i od pięty, ale teraz od 2 dni już w ogóle nie biegam, tak boli. Do tego leczę się hormonalnie, bo mimo wagi ok.55kg/162 cm i sporej ilości tkanki tłuszczowej (20%, najwyższa wartość w moim klubie i w całej kadrze, nie znam grubszej biegaczki od siebie :() nigdy nie miałam okresu. Co więcej- nie dostałam nawet po 3 cyklach kuracji estradiol-progesteron. 

Więc dwa lata temu skończyłam swoją "karierę" łyżwiarki figurowej i zostałam przy tańcu towarzyskim a w wolnym czasie biegałam. Chyba po to, żeby spalać. Z drugiej strony byłam cienka z wf'u w dzieciństwie i miałam (mam nadal) straszne parcie na poprawę wydolności itd. Po jakimś czasie zaczęło mi to sprawiać mega satysfakcję, im bardziej się zarąbałam-tym lepiej. Nadal kocham zmęczenie po wysiłku, walkę i takie uczucie otumanienia. Wtedy brakowało trochę umiaru. Plan dnia wyglądał najpierw tak, że po powrocie ze szkoły rowerem szłam biegać ok.8km (nigdy nie truchtałam, to był bieg ok.5'/km) potem robiłam jakieś intensywne HIIT z 45' dużo skakania, burpees itd. i wtedy jechałam na trening taneczny 1.5h. Po powrocie, zależnie od godziny albo szłam biegać jeszcze 7-8km a potem ćwiczyłam z 20' HIIT albo robiłam sama 30min ale ciągłych ćwiczeń, bez przerw- tzn. 1'burpees, 1'skip A i tak bez przerwy przez 30' na dużej intensywności. Tak wyglądał cały rok szkolny, na wiosnę zrezygnowałam już z tańca ze względu na partnera, a raczej jego braku obecności na treningach xD i zaczęłam więcej biegać. I chodzić na spinning. Po szkole zawsze 15' biegania po schodach + 12km biegu, wtedy już coraz szybciej do 4'/km + do 1.5h hiit. Wieczorem ok.8km biegu i 20min hiit. Czasami zamiast tego spinning 60min. W "najlepszych" momentach biegałam drugi raz po tym spinningu, a na rozgrzewkę cisnęłam główną część 15' insanity. No i absolutnie żadnego dnia przerwy, nawet luzu. Nie czułam zmęczenia, bo byłam cholernie zdrowa fizycznie i sprawna a do tego znerwicowana.  Skupiona tylko na wykonywanej czynności, nic mnie nie rozpraszało. Zabawne jest to, że przy tej aktywności skończyłam gimnazjum ze średnią 6.00 i wynikami z egzaminu 97%,97%,93%,87%,100% Jadłam bardzo dużo, głównie słodyczy, mimo tego trzymałam wagę ok.49kg i sześciopak, ale to chyba nic dziwnego. Wtedy wystartowałam na biegu dzielnicowym. Wygrałam 6km crossu w 24', tego samego dnia przebiegłam sobie jeszcze ósemkę i ochoczo pojechałam na maraton 3h spinning. Pamiętam, że nawet czułam się trochę zmęczona. Mniejsza z tym- spodobały mi się zawody. Wszyscy mnie podziwiali, bo miałam 15 lat a cisnęłam razem z facetami. Wystartowałam sobie na 10.5km po górach. Znowu wygrałam z 8 minutową przewagą nad drugą kobietą. Tam poznałam moją trenerkę. Zaprosiła mnie do klubu i umówiłyśmy się na pierwszy trening. To był dla mnie szok, że bieganie to nie tylko pokonywanie kilometrów. :D Zrobiłam wtedy chyba 2x10' crossu w drugim zakresie, jakieś ćwiczenia, też mi się spodobało. Trenerka od razu stwierdziła, że weźmie mnie na mistrzostwa polski w górskich, bo na bieżnię było za późno się przygotować. Nie wiedziałam trochę, co się ze mną dzieje. Wgl pomyliłam oznaczenia trasy i przybiegłam ze złej strony na tych zawodach. A biegłam druga, za laską która teraz śmiga jak gazela, bez porównania ze mną TERAZ. Zawód jakoś przeżyłam i trenowałam dalej. Intensywność treningów biegowych i leczenie nerwicy nie pozwalało na taką ilość ćwiczeń, więc trochę się ogarnęłam. Głownie biegałam, trochę pływałam i chodziłam na spinning, dużo mniej ćwiczyłam HIIT. Pojechałam na obóz klubowy, tam dopiero poczułam co to znaczy trenować lekką. Już nie miałam siły na milion innych rzeczy, bo moje nogi dowiedziały się co to jest trening tempowy. :D Po wakacjach poszłam do liceum, biegałam 7 razy w tygodniu, 2 razy w tygodniu pływałam z triatlonistami i ze 2 razy chodziłam na spinning. We wrześniu na luzie pobiegłam 39' na dychę bez zegarka. A w listopadzie, w tym samym tempie, ryczałam ze słabości i zmęczenia. Po prostu ryczałam na biegu. Co prawda dobiegłam, i to jako pierwsza w kategorii, ale wiedziałam , że coś jest nie tak. Trenowałam dalej i mimo większego zmęczenia niż w gimnazjum cały rok był w miarę ok jeżeli chodzi o bieganie. Co innego z wagą. Z 49kg zrobiło się 54kg, jadłam bardzo dużo, ale zdrowego jedzenia, mniej słodyczy. Nie pakowałam na siłowni, wzrost wagi był widoczny w tkance tłuszczowej.  Jedna kontuzja okostnej popsuła sezon przełajowy i dała aż 20. miejsce na mistrzostwach polski ale potem się pozbierałam, zakwalifikowałam na Mistrzostwa Świata w biegach górskich, tam byłam 13. na świecie, na bieżni nabiegałam wyniki kwalifikujące do kadry wojewódzkiej i miałam medal na licealiadzie na 800m. Po obozie klubowym w sierpniu trochę się zaczęło sypać, w sumie to już w lipcu. Z zawodów na zawody biegałam coraz słabiej 1000m, treningi robiłam mocne, a potem na zawodach czas w okolicach 3:10 czyli mega cienko. Średnio się tym przejęłam, bo na 3000m zrobiłam życiówkę, a potem jechałam na kolejną międzynarodową imprezę. Po niej złapało mnie jakieś chorubsko i robiłam roztrenowanie. Oczywiście za krótkie i zbyt intensywne żeby nazwać je pełnym odpoczynkiem. No i zaczęłam znowu trenować. Zimą złapałam dobrą formę mimo, że zaczęła boleć mnie pięta. Na obozie klubowym kończyłam 8km zakresu po 3:37 cały kilometr. Po powrocie infekcja, błyskawiczny powrót (to znaczy po dwóch dniach), czyli kolejna głupota. Biegałam kaszląc jak cholera. Do tego ciągły katar. Ale miałam halowe mistrzostwa polski i nic nie mogło mnie zatrzymać... Nie obchodziły mnie specjalnie testy, gdzie wyszła niedoczynność tarczycy, podwyższony kortyzol i CK, braki w limfocytach po infekcji. Jakoś tam trenowałam, na tydzień przed mistrzostwami biegłam 500m w 1:30 i 800m w 2:30 na pobudzenie. Ciągły po 4:00/km nie sprawiał problemu, a tempo 3:20 wydawało się bardzo spokojne, więc liczyłam na wynik w okolicach 10minut na 3000m. Ale się przeliczyłam.... Na mistrzostwach 1km w 3:30, drugi jakoś 3:40 i zeszłam... Było mi duszno, nogi osłabione, zero woli walki... Kilka dni później złapałam mega grypę. Dwa dni w łóżku, spałam 16 godzin. Ale trzeciego dnia wyszłam już na rozruch. Czwartego zrobiłam 5km i dziwiłam się że aż po 5:30. Od tamtego czasu nie miałam ani jednego naprawdę porządnego treningu... Jakiś czas później miałam wyrywaną ósemkę i dostałam antybiotyk. Znowu jeden dzień przerwy i biegałam dalej. Normalnie na tym antybiotyku. Wskoczyłam na bieżnię, miały być dwójki po 4:00 a ptem szybciej i dusiłam się po pierwszej. Coś było na rzeczy. Spirometria, badania krwi, rtg płuc.... Wyszła niska hemoglobina i astma wysiłkowa, potem test się nie powtórzył. Zrobiłam kolejną przerwę od trenowania, ruszałam się, ale nie trenowałam. Niby było lepiej. Ale nic nie startowałam od tego czasu. Każdy mocny trening kończy się porażką.

Po hormonach i swoim obżarstwie wyglądam jak beczka. Zgłosiłam się do dietetyczki, która jest również moim lekarzem sportowym. Byłoby super, gdybym trzymała się planu. A póki co, drugi dzień obżeram się miodem i masłem orzechowym. Chociaż zdrowe, nie? Ale tuczące. Jeżdżę na rowerze i pływam, bo biegając boli mnie udo. Z resztą jestem ociężała i z tą wagą nie biega się fajnie. ;/ No więc weszłam znowu na Vitalię, wyżalić się a potem zebrać do kupy, bo ostatnie dni to jest jakaś deprecha totalna. Gówno z beznadzieją. xd  Plan jest następujący, że z racji, że kocham biegać to robię przerwę, sezon idzie się gonić, a ja walczę o zdrowie nieodzowne do poprawy wyników. Najważniejsze:

-CHUDNĘ

-NIE PRZECIĄŻAM SIĘ

-ODPOCZYWAM OD TRENOWANIA (to pomoże w rezultacie schudnąć, bo obecnie jestem zalana kortyzolem i prolaktyną, a organizm działa na niskich obrotach)

-POTEM  PRZYGOTOWUJĘ SIĘ NA NASTĘPNY SEZON

-LECZĘ GŁOWĘ

Już samo schudnięcie 5kg da mi wynik jakieś 20sek lepszy na 3km, do tego poprawa motoryki, ale przede wszystkim hormonów. Dołączę do jakiejś grupy wsparcia, żeby trzymać się tej cholernej diety. Dobrze by było jeszcze dostać ten okres, bo wtedy metabolizm będzie znacznie lepszy. I zdrowie oczywiście. Chociaż bez miesiączki jest całkiem wygodnie, przyznaję. 

Ciekawa jestem, czy ktoś to przeczytał. W każdym razie trochę mi lżej. Trzymajcie kciuki mocno, ja się nie poddam. Walczę o siebie jako osobę i jako o sportowca. Żeby nie utonąć we własnym tłuszczu z depresją tylko śmigać na Diamentowej Lidze gdzieś daleko za oceanem! ;)