O mnie

Typowa kobitka - mieszanka dobra ze złem, słodyczy z goryczą, optymizmu z pesymizmem. 30stka na karku i prawie 140kg na wadze... "Kawał baby" odkąd pamiętam. Moja wina! Choć nie do końca...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5860
Komentarzy: 58
Założony: 4 października 2016
Ostatni wpis: 26 września 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Dakusia

kobieta, 36 lat, Mielec

175 cm, 126.20 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Teraz już się nie poddam

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 września 2021 , Komentarze (13)

Serio brakuje mi momentami czasu, żeby siąść i coś codziennie naskrobać. W tym tygodniu ograniczyłam się już tylko do czytania Waszych pamiętników, gdzie nie gdzie zostawiając swój ślad. Ale niedzielny wpis niech pozostanie świętością - jako takie "helllou, żyję, trwam" 😉

Wczoraj minął mi dokładnie trzeci miesiąc na diecie. Nawet nie wiem kiedy to zleciało, w sumie co się dziwić skoro ostatnio dość zabiegana jestem. Wynik: -12,1kg 💪 (-0,8kg w ostatnim tygodniu) czyli średnio 4kg miesięcznie - zdrowo. A skoro już się chwalę, to pochwalę i męża, który w okresie 2,5 miesiąca zrzucił 13,5kg - nauczyłam go jeść śniadania (pokochał jak ja owsianki), obiady i kolacje jemy przeważnie te same, ograniczył słodkie, posmakowały mu koktajle. I co ciekawe, jest był takim samym mięsiarzem jak ja a obecnie mięso może dla niego nie istnieć bo też zauważył, że jest mu ciężko na żołądku po jego spożyciu. Co nie znaczy, że wyrzuciliśmy je całkiem z jadłospisu - jemy go po prostu rzadko. A naszą ukochaną kiełbasę wiejską nie pamiętam kiedy ostatni raz jedliśmy, chyba na Wielkanoc do barszczu.

Skóra mimo spadków ma czas na skurczenie się i regeneracje. Co tydzień przy okazji weekendu wspomagam ją w tym peelingiem kawowym. Nie dotarłam jeszcze do sklepu, żeby zakupić szczotkę do szczotkowania na sucho. Może w tym tygodniu jak czas pozwoli. Planuję też kupić szampon w kostce (upatrzyłam Herbs & Hydro), ktoś stosował? Słyszałam wiele dobrego o nim. Podzielcie się opinią!

Samopoczucie mega, zmieniło się moje myślenie - nie traktuję już diety jak dietę a jak normalne, codzienne życie. Jeśli z czymś przeholuje to intuicyjnie już wiem, co muszę w danym dniu ograniczyć, aby waga się na mnie nie mściła. I nie, nie liczę kalorii - to tak samo z siebie, chyba weszłam na jakiś wyższy poziom wtajemniczenia 😂

Zmienił się mój styl gotowania. Dawniej miało być dużo, tłusto, mięśnie (przyzwyczajenia wyniesione z domu) a obecnie moje potrawy są prościutkie, kolorowe, kilkuskładnikowe i wcale tłuszczem nie ociekają. Mój wczorajszy obiad - ryż z kurczakiem curry z jabłkiem (obawiałam się tego połączenia ale wyszło pyszne):

Tydzień ogólnie ciężki. Młody drugi tydzień w domu, doleczamy oskrzela, nadrabiamy zaległości ze szkoły. Na zebraniu rodziców wybierano trójkę klasową z 5 kandydatów (wybranych na siłę...), no i pech chciał zostałam w-ce przewodniczącą. Jakbym miała mało na głowie. Słyszałam głupi śmieszek dwóch mam, które na co dzień siedzą w domu i miałyby czas załatwiać to i owo - tylko po co? Będzie ciekawie, zwłaszcza że obecnie pracuję tylko na pierwszą zmianę.

Wykorzystałam przymusowe wolne na odgracenie ostatniego pokoju, który został nam do remontu. Powoli przeglądam wszystko, co przez lata zachomikowałam, czego nie używam a tylko się kurzy leci do kosza, co cenniejsze na lokalną grupę sprzedażową, lepsze ciuchy po młodym pewnie trafią na zbiórkę dla dzieci do domu dziecka, nasze co lepsze do kontenerów na używaną odzież. Chcę pójść w minimalizm, ograniczyć ilość mebli (wiadomo poza kuchnią) więc automatycznie musze też zmniejszyć ilość "przydasiów".

Sobotę miałam spędzić w ogrodzie i uporządkować go na zimę - ale jak zwykle nie ma co planować na zaś. W środę zadzwoniła teściowa, że przyszły meble i czy damy rade przyjechać poskręcać. Umówiliśmy się na sobotę. Ale że teściowa do osób cierpliwych nie należy i wszystko chce mieć na już to poprosiła wujka Z. żeby przyszedł. No i przyszła chłopina w czwartek, poskładał szafę do przedpokoju, została mu masa śrubek, w tym sprężynki do systemu do przesuwania drzwi. Mimośrody w większości nawet nie zakręcone, drzwi przesuwne wsadzone na siłę, prawie się nie przesuwają a żeby je wyciągnąć to trzeba szafę rozkręcić... Wczoraj byliśmy, poskładaliśmy większą część mebli do salonu, na dziś została komoda i poprawianie po wujku Z. szafy w przedpokoju. Tak to jest jak człowiek w gorącej wodzie kąpany i nie poczeka. Z resztą wujek Z. nie widzi nic złego w swoim sposobie poskładania szafy - tak samo składał szafę u siebie. Aha..

Kurczaczki troszkę mi się rozpisało, sorcia już dopijam kawę i uciekam coś podziałać 🤣 Do następnej niedzieli, 3majcie się cieplutko moje piękne (i piękni) 😘 

19 września 2021 , Komentarze (4)

Miałam pojawić się we wtorek jednak zmęczenie po podróży wygrało i poszłam spać. Mało tego do końca tygodnia pracowałam po 12h - kumulacja zamówień i 1/4 ekipy, która została w pracy sprawiła, że po powrocie czekała nas niemiła niespodzianka. Jeszcze żeby było mało jakieś paskudztwo rozłożyło mi młodego, człowiek wracał utyrany do domu i trzeba było się dzieciem zająć, przytulić, poczytać. Sobota też dość pracowita, trzeba było nadgonić tydzień ze sprzątaniem, praniem, prasowaniem, zaplanować kolejny tydzień, zakupy też kurczę nie chciały przyjść same do domu. 

Pod względem dietetycznym ten tydzień to totalna klapa 🤫 owszem udało mi się zjeść kilka w miarę "dietetycznych" posiłków, ale bądźmy szczerzy - popłynęłam 🤪 Pierw na wyjeździe - gdzie jedzenie, cóż - wyglądało ładnie ale smakiem nie powalało. Za to desery - niebo w gębie. Do tego wieczorny bankiet z koncertem Patrycji Markowskiej - chyba nigdy tak blisko sceny nie byłam. I nie pamiętam już kiedy ostatni raz wypiłam tyle alkoholu. Po części to zasługa moich kochanych kolegów z pracy, którzy dbali o to, aby przy stole żadna z nas nie miała pustego kieliszka. Choć jak na tak długą abstynencję to głowę miałam twardą! Kac? Tylko cukrowy, który trzymał dobre 3 dni. Człowiek jednak odwykł od cukru... Po powrocie wcale lepiej nie było. Dzięki 12h w pracy nie było już siły aby przygotować jedzenie na kolejny dzień, tyle o ile śniadania w postaci owsianki czy jajecznicy były w miarę okey i sałatki na kolację, bo to jednak najszybciej. Cała reszta wołała w tym tygodniu o pomstę do nieba.

No i dziś niedziela, więc tradycyjne pomiary - o dziwo mimo grzesznego tygodnia -0,6kg i aż -4cm w tali, gdzie w poprzednim tygodniu odnotowałam +2cm 😎 Jest dobrze. Śniadanko pyszna jajecznica z kurkami - kocham sezon grzybowy 

Ja co prawda po lasach za grzybami nie hasam, nie lubię - mama za dziecka próbowała u mnie rozbudzić tą miłość ale nie, wolę jeść grzyby niż je zbierać. Za to mama jak wpadnie w las to żaden grzyb się nie ukryje, nawet najmniejszy - potrafi dojrzeć kurkę, której kapelusz jest nie wiele większy od główki szpilki. Tylko wczoraj przytargała 3 koszyki grzybów i jedną kanię giganta - kapelusz średnicy 30cm, grubości 2cm ale niestety robaczywy. Z takiego jednego grzyba wyszedłby porządny gar "flaczków z kani". Albo sporo przyprawy do sosów. Jeśli nie próbowaliście - polecam z całego serduszka - ususzyć kilka kani, potem zmielić na proszek i mamy idealny dodatek do sosów grzybowych. Gwarantuję, że suszona kania daje o wiele lepszy aromat grzybowy niż suszony borowik czy podgrzybek. 

A teraz z kubkiem kawy biorę się za nadrabianie zaległości w Waszych pamiętnikach, na grupach i w wyzwaniach 😁

12 września 2021 , Komentarze (5)

Chyba faktycznie coś tej tkanki tłuszczowej przybyło bo przy dzisiejszym mierzeniu w talii pojawiło się 2 cm więcej niż ostatnio. Tylko skąd? W innych partiach nie odnotowałam zmian lub pojawił się spadek o 1cm (biust, uda). Za to odpadło kolejne 0,5kg z puli nadprogramowych kilogramów. Jest dobrze!

Stawiam sobie nowy cel: 119,9kg na wadze do 31.10.2021r. Realny cel =)

Wizyta u teściowej minęła bez grzechów, choć sernik i szarlotka na stole ostro kusiły. Na szczęście miałam przy sobie koktajl, który uratował sytuację. Wróciliśmy po 18, wyskoczyliśmy jeszcze z psem na spacer do lasu na godzinkę, ogarnęłam kolację, przygotowałam młodego do szkoły, spakowałam się na wyjazd, zastanawiam się czy czegoś nie zapomniałam... Wyjdzie w praniu 😉

Bez odbioru do wtorku, ciao! 👋

Dzisiejsze menu:

Śniadanie: Płatki orkiszowe na mleku 1,5% z suszoną morelą i migdałami
II śniadanie:
Kanapka z pastą jajeczną, pomidorem i szczypiorkiem
Obiad: Indyk z ryżem w sosie jogurtowym z suszonymi pomidorami, sałatka wiosenna z rzodkiewką
Podwieczorek:
 
Koktajl ananasowy z chili
Kolacja:
 Sałatka z łososiem, fetą i jajkiem w sosie czosnkowym (no zostało mi fety i jajek za dużo xD)
Woda:
2,5 litra
Kroki:
9.799


11 września 2021 , Komentarze (3)

Sobota, jak to mówią dzień wiadra i mopa - i w sumie mniej więcej tak mi dziś minął dzień. Z rana byłam na szybkich zakupach, dopadłam jakiś żakiet i bluzkę - będą mieć ten swój Smart Casual Look na imprezce integracyjnej. Po powrocie nadrobiłam zaległości w praniu i prasowaniu z 3 ostatnich tygodni, gdzie po pracy brałam się za remont aby wyrobić przed zakończeniem wakacji. Został jeszcze jeden pokój ale pierw muszę go odgracić i osuszyć poprzez iniekcję - uroki północnego pokoju nad piwnicą i bez izolowanych fundamentów (wspólnota mieszkaniowa - inaczej już dawno fundamenty bym odizolowała...)  Ogarnęłam mieszkanie z nieproszonych gości - o ile pająka jestem w stanie przecierpieć bo jest pożyteczny i zjada komary 😁 o tyle zaczyna się szturm chińskich biedronek na południowe okna - a te jak wiadomo i śmierdzą i gryzą i do pożytecznych nie należą. Co prawda w oknach są moskitiery no nie mniej korzystam ze słoneczka i pranie czy pierzyny wywalam na balkon a te cholery tylko na to czekają...

Jadłospis dziś też inny niż zakładałam, bo wyskoczył niespodziewany grill - no nie mniej darowałam sobie kiełbasę a skupiłam się na warzywach. W sumie akurat wykorzystałam resztę pieczarek, bo szkoda by było żeby się zmarnowały. Jutro wizyta u teściowej i u babci, ach i moje ulubione wciskanie jedzenia 😐 na szczęście obie ostatnio tolerują moje odmowy. Jutro też dzień ważenia i mierzenia - choć nie spodziewam się jakiś większych spadków. Zobaczymy =)

Dzisiejsze menu:

Śniadanie: Jajecznica ze szpinakiem i suszonymi pomidorami, kawa z mlekiem 1,5% i łyżeczką miodu
II śniadanie:
 Jogurt naturalny (150ml) błonnik (30g) nektarynka
Obiad: Tortilla pełnoziarnista z warzywami i serem feta
Podwieczorek:
-
Kolacja:
Grillowane warzywa (ćwiartki ziemniaków, fasola szparagowa, cukinia, pieczarki, papryka, cebula, przyprawy: sól, pieprz, tymianek)
Woda:
2,5 litra
Kroki:
11.784

10 września 2021 , Komentarze (6)

Od paru dni chodził za mną pasztet od Dudusia, nie pamiętam już kiedy ostatni raz miałam jakieś zachcianki. Dziś nie wytrzymałam i będąc rano w sklepie po chlebuś kupiłam sobie kawałek tegoż pasztetu. Ach jakie to było dobre! Nie żałuję choć pewnie za tydzień zostanę z tego rozliczona u dietetyczki 😀 Jak już przy tym temacie jestem. Przeglądnęłam jadłospisy, które od niej wczoraj dostałam i widzę w sumie 4 dni z obniżoną kalorycznością do 1600kcl (zawsze są 2, które robię na weekendzie). Chyba idziemy na wojnę z tłuszczykiem na brzuchu 😉

Waga leci w dół (niestety mam ten zły odruch kontrolowania wagi codziennie - choć dzięki temu jestem w stanie wyłapać, po jakich daniach pojawia się wzrost), choć nie dobiłam jeszcze do stanu z niedzieli, brakuje 0,5kg 🤫

Objawy poszczepienne ustały, teraz @ rozpanoszyła się na dobre. Nie dość, że frańca bolesna to jeszcze funduje mi potop stulecia... Ważne, że na wyjazd w poniedziałek nie zabiorę jej ze sobą.

Na weekendzie pasuje mi upiec ciastka owsiane albo może zbożowe batoniki na następny tydzień. Dawno ich już nie robiłam, małż tęskni za tą przekąską do pracy. A i mi czasem tyłek uratowały jak nagle poczułam głód.

Dzisiejsze menu:

Śniadanie: 3 kromeczki chleba z ziarnami z pasztetem i pomidorem, kawa z mlekiem 1,5% i łyżeczką miodu
II śniadanie:
Koktajl z ananasem, jabłkiem i awokado
Obiad:
 Tortilla pełnoziarnista z warzywami i serem feta
Podwieczorek:
 Jogurt naturalny (150ml) błonnik (30g) winogrono
Kolacja:
 Sałatka z łososiem i jajkiem w sosie musztardowo-miodowym
Woda:
3 litry
Kroki:
6.427


9 września 2021 , Komentarze (5)

Ostatni raz u dietetyczki byłam 20.08. Zadaną dietę odprawiłam... Dobra, dobra nie w tę stronę 🤪😀
W między czasie kobiecisko wreszcie wybyło na upragniony urlop, potem ja miałam wyjazdy i tak z regularnych wizyt co tydzień zrobiła się trzytygodniowa przerwa. Ale jestem zadowolona. Mimo wszystko odnotowałam spadek na wadze (zawsze chodzę do niej popołudniu więc wiadomo, że ta waga jest wyższa niż to co ja się ważę z rana), ubyło mnie parę centymetrów tu i ówdzie. Pewnie spadek byłby większy gdyby nie to, że @ rozgościła się na dobre i po moich pięknie opuchniętych kostkach widzę, że woda w organizmie się zatrzymała. Choć według mojej pani dietetyk po analizie składu ciała woda jest na idealnym poziomie za to zwiększył się nieznacznie poziom tłuszczu - dziwne 🤔

Samopoczucie dzisiaj lepsze jak wczoraj, choć nadal po kościach czuje skutki drugiej dawki. Mam nadzieje, że jutro będzie już po wszystkim bo chętnie poszłabym na dłuższy spacer z psiakiem. Tym bardziej, że za oknem piękna pogoda. Choć i na swój sposób korzystam z darmowego źródła witaminki D siedząc na balkonie i czytając książkę, do której zbierałam się już od przeszło pół roku. 🤓

Dzisiejsze menu:

Śniadanie: Owsianka (pół szklanki przed gotowaniem) na mleku 1,5% + żurawina
II śniadanie:
Jogurt naturalny (150ml) + błonnik (30g) + jabłko + kiwi
Obiad:
Leczo z cukinią, pieczarkami i kiełbasą drobiową + 2 kromki chleba z ziarnami
Podwieczorek:
Koktajl pietruszkowy z kiwi
Kolacja:
Jajecznica z suszonymi pomidorami i szczypiorkiem + 1 kromka chleba z ziarnami
Woda:
2,5 litra
Kroki:
6.285


8 września 2021 , Komentarze (3)

Post miał być wczoraj, ale...

Dzień jak co dzień. Rano do roboty - zaczynam się chyba powoli przyzwyczajać do pracy tylko na pierwszej zmianie. Wstaję 20 minut przed budzikiem, na spokojnie już jestem w stanie przygotować sobie śniadanie. Jeszcze kilka tygodni temu moje śniadania były jednakowe - bułka/kanapka z wędliną i warzywami - bo było szybko. Teraz gotuję sobie owsiankę albo jajecznicę, a to czasem omlecik, ostatnio nawet udało mi się upiec z rana frittate. Zasiadam do stołu na spokojnie z kubkiem cieplutkiej kawy na dzień dobry. I jakoś tak dużo czasu mi jeszcze zostaje. 🤔

Po pracy szybciutko obiad ugotowałam, bo to był ten nieszczęsny dzień. Druga dawka covidowa - bolało o dziwo. Szybkie uzupełnienie warzywnych zapasów bo już po pół godziny od podania szczepionki zaczynały mi drętwieć palce u lewej ręki. Podwieczorek z głowy, bo zrobiony dzień wcześniej, kolacja szybka, niewymagająca nie wiadomo ile pracy i łóżko, tak łóżko moje kochane. Bo wieczorem bolało mnie już wszystko. I żeby tego było mało to dziś @ postanowiła sobie łaskawie przyjechać. Co tam, tylko 2 tygodnie poślizgu... 😠

Wczorajszy jadłospis:

Śniadanie: Owsianka (pół szklanki przed gotowaniem) na mleku 1,5% + uprażone jabłko z cynamonem
II śniadanie:
Bułka grahamka z masłem, liściem sałaty, 2 plastrami polędwicy drobiowej, 2 plastrami pomidora i szczypiorkiem
Obiad:
Indyk w sosie jogurtowym z suszonymi pomidorami i ryżem + surówka z kapustą pekińską
Podwieczorek:
Czekoladowe ciasto z czerwonej fasoli
Kolacja:
Zapiekanka z cukinii (z pomidorem i mozzarellą)

5 września 2021 , Komentarze (2)

No dobra. Z systematycznego pisania nic nie wyszło, jakoś tak brakuje czasu żeby odpalić tego kompa, a dziś przy okazji niedzielnej kawki można by zrobić podsumowanie 2,5 miesiąca pod okiem dietetyka.

Zacznijmy może od pomiarów (24 czerwca - 5 września):
Waga: -10,2 kg
Szyja: -2 cm
Biceps: -3 cm
Piersi: -12 cm (mąż już płacze a przecież dopiero się rozkręcam) 😈
Talia: -9 cm
Brzuch: -8 cm
Biodra: -6 cm
Udo: -4 cm
Łydka: -4 cm

Przy wadze się zatrzymam, bo z nią od zawsze miałam takie "jaja" jak teraz. Przez pierwsze 3 tygodnie odnotowałam spadek około 8 kilogramów. I tak jakby koniec. Przez kolejne tygodnie waga wahała się między 130-131kg, po wycieczce do Bałtowa (i przeszło 20 tysiącach kroków) na drugi dzień waga pokazała 129,6. Potem znów powrót do 130-131 i w ostatnim tygodniu znów zaczęło spadać (wreszcie). Normalnie pewnie bym się zdemotywowała ale zdaję sobie sprawę, że zmiana sposobu żywienia to dla organizmu szok. Mimo zastoju na wadze obwody sobie powolutku wędrowały w dół. Największą różnicę widzę po nogach, zwłaszcza po łydkach - i tą zmianę również zauważyły koleżanki, z którymi wspólnie dietujemy u tej samej dietetyczki. Również brzuch nie jest już taki wzdęty i "wysoki", teraz no cóż zrobił się taki flaczek 😀 Myślę, że wprowadzę lekkie ćwiczenia na brzuch zwłaszcza że wreszcie upały odeszły. I nie, nie ćwiczyłam bo w pracy jak i w domu wyciskałam siódme poty przy swoich obowiązkach i nie miałam już siły na nic więcej poza spacerami (na które też nie zawsze starczało już czasu - remonty, remonty, remonty). 🤮

Druga kwestia - która chyba bardziej mnie cieszy niż waga i obwody - wyniki tarczycy!
TSH spadło z 2,949 do 1,654
FT3 spadło z 3,91 do 2,56
FT4 wzrosło z 0,88 do 0,98 (hmm?)
I niech mi ktoś powie, że dietą nie da się "poskromić" tarczycy.

Z innych plusów:
- wysypiam się po około 5-6h snu, nie jestem w stanie spać dłużej również przez to, że zaczynają boleć mnie plecy - organizm sam podpowiada "rusz dupę" 🤪
- włosy wzmocnione, przestały wypadać garściami, zrobiły się wyraźnie grubsze (o a były już mega cieniutkie), nie pozbyłam się jednak problemu z nadmiernym przetłuszczaniem
- paznokcie - moja zmora - stały się grubsze, mocniejsze, nie rozdwajają się choć nadal są zbyt elastyczne
- wizualnie pojawiło się wyraźne wcięcie w tali (teraz to wyglądam jak typowa klepsydra), pojawił się widoczny zarys pośladków (nawet mąż zauważył, że pupcia przestała się zlewać w jedność z udami hihi 😉 )
- samopoczucie jest mega, przestały nawiedzać mnie częste bóle głowy, mam masę energii, zarażam uśmiechem, chce mi się żyć!

Kuchnię nadal odkrywam, jestem w stanie żyć bez mięsa, czego sobie dawniej nie wyobrażałam. Teraz po zjedzeniu mięsa jest mi ciężko na żołądku, dlatego w moim jadłospisie pojawia się 1-2 razy w tygodniu. Zrobiło się chłodno i mam problem z wypijaniem odpowiedniej ilości wody, mimo że staram się pilnować. Postawiłam więc na herbatę, uczę się pić zieloną, której nie znoszę, dla mnie nadal smakuje jak moczone siano. Słodyczy praktycznie nie jem. Wczoraj zjadłam kawałek torta (brat się żenił, wreszcie nie ma lepiej jak ja 😎 ) to mnie tak przytkało że do końca dnia nie zjadłam już nic. Cukier biały w moim domu nie istnieje, wymieniony został na ksylitol/erytrol/miód. Ogólnie z szafek poznikała masa rzeczy, do których człowiek był przyzwyczajony od dziecka. A chyba najdumniejsza jestem z mojego koszyka z zakupami, gdzie 3/4 stanowią warzywa i owoce.

No to co? Czas przyszykować rodzince jakiś pyszny obiadek. Zdrówka i wytrwałości wszystkim, którzy dotrwali do końca tych wypocin 

13 lipca 2021 , Komentarze (5)

Ach założenia były, żeby skrobać coś codziennie a wyszło jak zwykle, cała ja 🤪

Mam za sobą 3 wizyty u dietetyczki (co czwartek). Ta kobieta jest chodzącym dowodem na to, że da się dobę rozciągnąć do 48 godzin. Od 7 do 22 przyjmuje ludzi, po nocach piecze fit ciastka, kiedy ona śpi? 🤔 Mało tego! Ja jestem optymistką ale do pięt jej nie dorastam, kobieta wodospad, normalnie człowieka zalewa masą pozytywności, radości i ostro motywuje do działania 😍

Jestem również po badaniach TSH, FT3 i FT4. I o ile mieszczą się w widełkach o tyle dietetyczka zwróciła uwagę na poziom TSH zbliżający się do 3 co dla niej jest już sygnałem do działania. Póki co spróbujemy zaradzić temu właśnie odpowiednią dietą - bo wiadomo leki i wątroba się nie lubią.

Co do wyników:
- 7,3 kg po 2 tygodniach (ważenie i mierzenie co niedzielę z rana)
- po 4cm mniej w takich partiach jak talia, brzuch, biodra
- poprawa wyglądu i sprężystości skóry
- widocznie mniejsza ilość wypadających włosów
- z ospałka stałam się wulkanem energii 😎
- obecnie wody piję od 3 do 4 litrów dziennie dzięki czemu wreszcie moje kostki nie są aż tak spuchnięte 
- staram się trzymać zasady 5 posiłków dziennie, choć po obiedzie najchętniej nie jadłabym już nic w związku z przepełnieniem 😵
- poznaje kuchnię od nowa, tak proste przepisy a tyle smaków 🤤 a co za tym idzie, małż mój zainteresował się i może nie wszystkie posiłki je takie jak ja jednak u niego waga też pokazała po tygodniu 4kg mniej 

*** Kurczak po chińsku ***

24 czerwca 2021 , Komentarze (12)

A więc znowu tu jestem. Tu, gdzie przed laty próbowałam swoich sił w nierównej walce z moją wagą. W walce, w której jak zwykle poległam, którą porzuciłam, o której wolałam zapomnieć. Co zatem się zmieniło? 🤔

We wrześniu mój brat bierze ślub cywilny, potem w styczniu planuje weselisko. A ja? Ja spędziłam 2 dni na przeglądaniu Internetu w poszukiwaniu jakieś sukienki. No cóż, w rozmiarze 60 są tylko sukienki, które powstały w wyniku zszycia ze sobą dwóch spadochronów. Mało tego, wszystko w kwiatki jak babcine podomki... Nie, nie, nie. Prędzej pójdę w spodniach jeansowych niż w takiej sukience. Ale sam fakt uświadomienia sobie w jak czarnej dupie jestem skłonił mnie do pochylenia się nad swoim życiem. Znowu... 🤪

Pomijając już powody błahe jak chociażby ta nieszczęsna sukienka to przecież ja mam o wiele więcej ważniejszych powodów, aby w końcu powiedzieć DOŚĆ. Chyba najbardziej "podstawowym" jest moje zdrowie i samopoczucie. Do tego chęć posiadania drugiego bąbelka, bo mój młody w tym roku kończy 8 lat. I mimo, że w wieku 4 lat "napisał" list do Mikołaja, w którym prosi o braciszka lub siostrzyczkę pod choinkę to tego prezentu się nie doczekał. Kto wie, może... 😉

Co dalej? A no mam nadzieję, że będzie się działo. Tym razem nie będę się starała odchudzać na własną rękę. Mam za sobą tyle takich prób, że szkoda znowu powielać schemat, który nie działa. Tym razem poszłam krok na przód, zapisałam się do dietetyczki. Jutro pierwsza wizyta, o 21:30... Czy się boję? Samej wizyty nie, nie rusza mnie nawet to, że będę musiała się zaprezentować w całej swej boskiej okazałości. 😁 Boję się jednak, że nie będzie efektów. Gdzieś tam z tyłu głowy siedzi myśl, że może dotychczasowe porażki były winą popsutej gospodarki hormonalnej i pierw powinnam swoje kroki skierować do ginekologa lub endokrynologa? Zobaczymy co na to dietetyczka.