Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Aktualnie zajmuje się współcierpiętniczym głodowaniem wraz z moja lepszą częścią - ROBALEM. Stosowana dieta to ŻRYJ MNIEJ, Oraz zdroworozsądkowe krojenie każdej kalorii na 4 części by wyłuskać sedno kaloryczności i wysłać je do krainy wiecznego niebytu. Nie bedę się zbijał, żeby schudnąć - wyznaje zasadę, że jeśli tyłem 4 lata, to tyle samo czasu mam na schudnięcie. Wtedy będę mógł powiedziec, że jestem piękny i młody. Zapewne równie piekny, jak i młody ;]

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 50108
Komentarzy: 283
Założony: 23 maja 2006
Ostatni wpis: 19 marca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
gadzinka

mężczyzna, 48 lat,

182 cm, 108.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

20 sierpnia 2012 , Skomentuj

Zachodzę ja do łazienki.
Kruca fuks. Znów wydatki. Lustro się za małe zrobiło.

Człowiek w spokoju się rozwija, inteligencja wszak musi się gdzieś mieścić, to nie. Przyłazi taka od obrączki i marudzi. Gruba jestem. W sumie nie jest gruba tylko opływowa. I nie dociera do Niej, że jak ja schudnę, to mi się nie będzie miała ta biedna inteligencja gdzie pomieścić. Ale jak mus to mus - Ona będzie tracić opływowe kształty to ja tez muszę.
Znajomy schudł na diecie dużo. Więc idziemy tez na taką sama dietę. To oznacza, że czas najwyższy zakończyć znajomość z tym osobnikiem, bo dziwne rzeczy z niego  na człowieka przechodzą... 
W każdym razie - dziś jest poniedziałek - najgorszy dzień na rozpoczęcie diety. W sumie jest tak samo czy jak wtorek, środa i pozostałe, ale pomarudzić trzeba. 
Na śniadanie zrobiłem sobie 120g twarożku paskudnie chudego (może na mnie się przeniesie?) z pomidorkiem i szczypiorkiem. i łyżka jogurtu greckiego, chudego. i sól. o 6:30!
jeszcze zanim człowiek oczy otworzył!
Na resztę posiłków dostałem pudełeczka. Żona zrobiła. 
W sumie już rozumiem sens diety - narobić się w kuchni, to na siłownie nie trzeba chodzić...
W pierwszym pudełku był ryż. i kawałek piersi. Piersi 150gram. To ja mam większe! Ryżu 60gram... dobrze, że w drugim pudełku były pomidorki z papryką zalane oliwą i octem... I Kurcze ustawiłem sobie powiadomienie w telefonie - co 3h dzwoni i drze się, że "pora karmienia". 
Jak u niemowlaka.
Ciekaw jestem jak długo stosować taką dietę będę.
Pewnie do śmierci.
Aczkolwiek po 2 posiłkach myślę, że długo na to czekać nie będę musiał...
A

6 listopada 2007 , Komentarze (5)

... a tak oto wyglądaliśmy:
ROBAL:


i ja...


24 października 2007 , Komentarze (6)

człek się odchudza odchudza i co?
to zdjęcie zrobiłęm sobie dziś rano...


jeszcze ze 2 miesiące odchudzania i jak ja się ludziom na oczy będę pokazywał?
A


22 października 2007 , Skomentuj

Ale się tu naprodukowałm. No takie fajne rzeczy napisałem, że byłem z siebie prawie dumny. I co? i skasowałomnie się. Samo i prawie bez mojej pomocy.
W każdym razie popowstaniu dziś rano i dopadnięciu lodówki, okazało się, iż zmieniam się w zwierze.
Zapewne domowe, coś w rodzaju Pantery Pantoflowej, czy Rysia Zapieckowego, ale wyraźnie zostałem potraktowany jak zwierze.
W lodówce znajdowała się zielenina.
Sałata. Ogórek. Pomidor. Tak wiem, pomidor jest czerwony, ale to dalej zielenina.
Na dokładkę była tam woda. A co je taki pokarm? ZWIERZĘTA!
Normalnie zamieniłem się we wściekłe zwierze, wywąchałem 2 plasterki polędwicy sopockiej, łyknąłem zimnego mleka ze słodkim kakałkiem i na 4 łapach pogalopowałem w stronę pracy...
Jak dobrze, że po drodze są sklepy...
A

18 października 2007 , Skomentuj

Tak sobie myślę, że to całkiem dobrze, że wymieniłem chleb na lepsze. Znaczy na WASE. Znaczy reklama mnie przekonała do tego. Już czuje się młodszy, szczęśliwszy, piękniejszy i lżejszy na portfelu. Patrząc na obwód w pasie tego nie widać, ale przecież to niemożliwe, że przez nawyki konsumpcyjne, prawda? Taka WASA jest fajna. smaruje się ją majonezikiem zamiast masła, kładzie plasterek boczku i polewa ketchupem. Normalnie niebo w ryjku :}
Ale coś mnie ta reklama zmanipulowała, bo kilogramy nie spadają :P
A

17 października 2007 , Komentarze (1)

Olaboga olaboga. Aleśmy się z ROBALEM wkopali. Wymyśliliśmy imprezę naszych znajomych powiązanych z pewnym środowiskiem internetowym... znaleźliśmy termin pasujący wszystkim, znaleźliśmy lokal... i co?
Okazuje się, że jest tam impreza helloweenowa. no superhiperczaderski pomysł stwierdziliśmy. Też się poprzebieramy. ROBAL za jakąś wiedźmę czy inne takie - bo to za bardzo starać się nie trzeba ( jak to zobaczy, to już więcej tu nie napisze, bo bez rąk ciężko będzie, ale co mi tam, może uda mi się uciec ) a mi zostało wymyślone ubranko księdzopodobne. No ludu mój ludu... skąd takie ubranko w wawie skombinować?
No chyba, że ktoś ma jakąś propozycje na ubranko helloweenowe. Albo rudą brodę? (najlepiej taką odczepianą, bo jak jest oryginalna to właściciel może nie chcieć się z nią rozstać po dobroci...)

I jeszcze jedna sprawa. Wiedzma MUSI mieć kurzajkę!
No ludzie kochane jak zrobić sobie ładną dorodną kurzajkę?
Jakieś pomysły?

16 października 2007 , Skomentuj

Otworzyłem oczy. W sumie nie przesadzajmy z tym, że je otworzyłem. Maksymalnie jedno zostało trochę otwarte. Dzwonili źli ludzie z pracy i obudzili mnie o pogańskiej godzinie. I jeszcze wymagali wysiłku intelektualnego.
A dziś w TVN powiedzieli, że nasz mózg potrzebuje tylko i wyłącznie glukozy, więc musiałem swój sflaczały i obwisły mózg ( nie wiem o czym żeście ludzie pomyśleli, ale to pofałdowane, w czaszcze to mózg ) dożywić. I to szybko! Doczłapałem się do kuchni, zręcznym zwodem mijając ROBALA i prawie nie potrącając krzesła dotarłem do lodówki. Otworzyłem ją i się zirytowałem. Wstrętny ROBAL znów zapomniał zgasić światła w lodówce. Aczkolwiek nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, gdyż dzięki temu mogłem zobaczyć jej zawartość. Lodówki, nie ROBALA. Wybór padł na... no tak tak, brawo, zgadliście, skoro poprzedniego posta czytaliście... Tak. to ONO. TIRAMISU! 1/4 blachy została wygrzebana na talerzyk a blacha wylizana.Zaciągnąłem to co zostało do pokoju,  gdzie przy pomocy mlaskania ciamkania i głośnych westchnień skonsumowałem to wspaniałe COŚ. Kot usiłował mi się wepchnąć i też coś zlizać, ale jest na diecie.
Niecałe 12,6 sekundy po pochłonięciu tiramisu, glukoza dotarła do najważniejszego miejsca mężczyzny( nie, znów nie to co myślicie. nie tamto! i nie żołądek! ech, brak mi słów! Do mózgu oczywiście! ). Oślepiające światło zrozumienia oślepiło mnie na chwilę. Ekstatyczna chwila trwała jakieś 3 godziny (albo niecałą minutę - świadkowie nie są zgodni ) i pozostawiła w moim jestestwie miły płomyk przyjemności. Zadzwoniłem do pracy i uprzejmym tonem poinformowałem panią, cóż ma czynić, by Jej świat był lepszy, milszy i wspanialszy, oraz rozwiązałem Jej problem natury zawodowej.
I tak zadowolony z siebie, z pełnym brzuszkiem, buzującą glukozą w głowce podreptałem pod prysznic, alebowiem mężczyzna światły wie, że nie tylko umysł, ale i zapach są ważne.
Szkoda, ze tam mało było ciasta... jakby był jeszcze kawałek, to kto wie, może bym się ogolił?
A

15 października 2007 , Komentarze (1)

Miał być przepis na Tiramisu to będzie.
Oczywiście nie jest to oryginalne tiramisu, lecz wersja alternatywna... co nie znaczy, że gorsza. Śmiem twierdzić, że lepsza! Przepis został odnaleziony w tajemnym miejscu ( pod wieczkiem serka mascarpone marki piątnica :P ).
No więc. ( nie zaczyna się od więc, więc do dzieła...) Zaopatrujemy się w magiczny serek mascarpone - wersja oszczędna dla kieszeni pana domu to serek piątnicy, jakieś niecałe 6pln kosztuje takie pudełko jakiego nam trzeba. Gdzieś tak jakieś 250 gram tego specyfiku magicznego ciapiemy w stronę miski lub czegoś w czym będziemy mogli wdzięcznie ciapciać, bryzgać i tumanić go czymś do miksowania. Może być nawet mikser. Znajdujemy teraz coś co jest schowane przed naszymi oczami, w najdalszej szafce - CUKIER puder... bierzemy iciapiemy go ze 2 łyżki do tego salaterka miska czy innego cusia gdzie już mamy tego mascarpona biednego. Łyżki nie łyżeczki i nie łychy :} niespecjalnie czubate, chyba, że ktoś lubi słoooodko, ale  Wam nie można słodkiego! na diecie jesteście! precz precz! maksymalnie 2 łyżki! A i to tylko wtedy jak nikt nie patrzy.W innym naczyniu męskoodpornym ubijamy ze 150-200g śmietany 30 na bitą śmietankę. W sumie logiczne, że jak się śmietane bije, to wychodzi bita śmietana a nie kakao, ale nie czepiajmy się. Majtamy teraz tą śmietankę pobitą do mascarpona z cukierem i uciekamy szybko i z płaczem. Ewentualnie jak ktoś ma mocne nerwy to może to wszystko wybełtać razem, byleby nie jakoś strasznie energicznie. Z czuciem miłością i smakiem, od serca! I pamiętajcie, w lewą stronę, bo jak w prawą to nie wyjdzie takie smaczne. Jak za mało tego serca będzie, to też takie smaczne nie wyjdzie ( teraz to się zabezpieczyłem na wypadek, jakby komuś nie smakowało - po prostu powiem, że majtał bez serca). Ok, teraz znajdujemy blachę, taką do pieczenia ciasta, najlepiej taką długą a wąską. Jakby to Wam wyjaśnić... no u mnie w domu makowopodobne ciacho się w tym robiło. Wykładamy pierwszą warstwę biszkoptów. AAA nie mówiłem, że tzreba kupić biszkopty? zapomniałem? To śmigajcie do sklepu, byle szybko. Tylko kupcie takie długie jak kocie języczki, najlepiej z cukrem  z jednej strony, takie są najsmaczniejsze. W biedronce można takie kupić za pogańskie pieniądze. W mojej blaszce na 1 warst weszło takich biszkopcików 8 po długości i 3 po szerokości ( 1/5 biszkopta trzeba było odgryźć, ale czego nie robi się z miłości... ) Teraz gotujemy kawę, mocną smaczną kawę, może być espresso, ale niekoniecznie. Nalewamy cały kubeczek . No nie cały, zostawiamy z 1/7 miejsca na RUM! I skrapiamy obficie biszkopty tym specyfikiem. Nie przesadzamy, ale też staramy się nie być zbyt skąpi. u mnie wyszły 3 warstwy więc jak łatwo obliczyć, na jedną warstwę przypada 1/3 kubka kawy. Na to nakładamy warstwę kremu, później znów biszkopciki, moczymy je kawą, krem biszkopty z kawą i kremikiem wieńczymy dzieło. Teraz tylko posypać kakao i...
... Ćwiczyć cierpliwość.
Mianowicie Ciacho MUSI kilka GODZIN posiedzieć w lodówce. MUSI MUSI MUSI! najlepiej zrobić to wieczorem i iść spać, wtedy nie ma takiej pokusy.
Rano wstajemy kroimy kawałek, jemy i dostajemy zawału ze szczęścia.
SMACZNEGO


Mam nadzieje, że smakowało.
A

15 października 2007 , Komentarze (2)

O laboga, weekend już się skończył, a ja ledwo się obudziłem. Otwarcie obojga oczy okazało się wyzwaniem ponad miarę, więc pozostałem z jednym zamkniętym.Prysznic, golenie, głaskanie zębów... i czas było wychodzić. Wsiadłem w wyrób trabantopodobny i udałem się w stronę pracy. Mało wygodny mam pojazd cholercia, nie da się spać w czasie jazdy, samochody z naprzeciwka przeszkadzają, rowy po obu stronach drogi... Nic przyjemnego. Zakupiłem jeszcze kwiaty dla niejakiej Jadwigi i dojechałem na miejsce. Pozbyłem się wiechcia jak najszybciej i udałem się do mojej krypty.Już 1,5h usiłuje znaleźć jakąś wygodną pozycję do snu... Usiłowałem spać na dzięcioła, na wydrę, na zgniotka a także w milionie różnych pozycji ale to nie to... ma może ktoś jakiś pomysł na wygodną pozycję?
PS1. Tak wróciłem.
PS2. Ale w weekend ZGNIŁUCH zrobił czaderskie TIRAMISU... aż chyba przepis wklikam. genialne, smaczne i tak radośnie kaloryczne :)

8 września 2007 , Komentarze (7)

poczułem się niejako wywołany do tablicy...
Więc uznałem, że ludzie otyli to ludzie szczęśliwi i aktualniepogodziłem się ze sobą :)
Co lepsze.. pisze te słowa siedząc na balkonie w słonecznej Chorwacji popijając winko...
a jutro idziemy z robaluchem na kurs nurkowania.
Precz z Preczem!
Tłuszcz dla mas!

PS. w lodówce mamy domowej roboty smalec.
Z chlebkem i ogórkami... WYPAS :)