Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Już nieco sfrustrowana, ale wciąż walcząca o siebie i o lepsze, zdrowsze życie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4075
Komentarzy: 74
Założony: 14 listopada 2018
Ostatni wpis: 4 grudnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
karolina1431

kobieta, 31 lat, Warszawa

175 cm, 70.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 grudnia 2018 , Komentarze (2)

Zaczyna się robić troszkę monotonnie. Staram się nie narzekać, nie myśleć o rzuceniu wszystkiego w kąt (28 dni to i tak sukces, bo do tej pory wszystkie moje diety kończyły się max po dwóch tygodniach). Mam cel i chcę go osiągnąć. Walczę, chociaż łapie mnie już lekki leń.


Wczoraj mój chłopak powiedział mi, że schudłam, że to widać, że jest różnica. Bardzo mnie to cieszy. To naprawdę bardzo motywujące, że on to widzi. Czekałam na te słowa.

Niedługo święta. Chciałabym wyglądać w tym czasie po prostu dobrze. Niestety wspominam rodzinne zdjęcia w zeszłym roku, na których rzucałam się na pierwszy plan niezależnie gdzie i jak stanęłam. Nie znoszę tych zdjęć, zobaczyłam je raz i więcej nie mam zamiaru do tego wracać. Mam ogromną nadzieję, że w tym roku będzie dobrze. Że zwyczajnie nie będę się wstydzić. W Wigilię będzie dokładnie 48 dzień mojej diety i chciałabym zobaczyć na wadze -8 kg. Myślę, że jest to realne i mogę ten cel osiągnąć. Postaram się by tak się stało. Jest jednak pewien problem.

Jak uwielbiam gotować, tak przygotowywanie dietetycznych posiłków zaczyna mnie trochę męczyć. Nie mam pomysłów jak zrobić dobrego kurczaka bez skóry, nie wiem już w jakiej formie jeść warzywa. Wszystko zaczyna mnie po prostu nużyć. W tym tygodniu na obiad miałam w zasadzie ciągle to samo, bo drobiu przygotować nie umiem, wieprzowiny nie mogę. Poratujecie czymś? Może jakiś sprawdzony przepis na kurczaka albo jakiś pomysł na miękką wołowinę?

3 grudnia 2018 , Komentarze (2)

Wczoraj byłam z wizytą u mojej kochanej Babci :) Chyba domyślacie się jak to się skończyło?

- za chuda jesteś

- nic nie jesz

- zima idzie, będzie ci zimno

- pochorujesz się, bo masz odporność słabą

- niedługo znikniesz


Babcie takie są. Na nic moje tłumaczenia, że do zdrowej wagi to jeszcze z 15 kilo, że teraz już czuję się lepiej, ale chciałabym jeszcze lepiej. 

Koniec końców wcisnęła we mnie pączka... Prawdopodobnie był to najlepszy pączek świata i nic a nic nie żałuję, że wciągnęłam go nosem. No może trochę żałuję, bo brzuch boli mnie jeszcze teraz... Czy przytyję od tego tysiące kilo? Pewnie tak. Roztyję się i dobiję do setki, ale spokój ducha Babci najważniejszy. Może spać spokojnie.

Tydzień zapowiada się na udany (przynajmniej taką mam nadzieję). Oby tylko przetrwać  w pracy i do przodu. 

30 listopada 2018 , Komentarze (13)

Gdybym kiedykolwiek była tak sławna, że napisałabym książkę o samej sobie to tytuł tej książki brzmiałby "tysiąc i jeden powodów, dla których ludzie mnie denerwują". Słowo "denerwują" byłoby użyte ze względu na poprawność polityczną ;)


Nie wie czy to przed okresem czy co, ale mam takie nerwy ostatnio, że w zasadzie to wszystko mnie wkurza. Z charakteru jestem raczej osobą cierpliwą, tolerancyjną i staram się być na co dzień życzliwa, ale nie mogę znieść dwóch rzeczy: chamstwa i głupoty. Działa to na mnie jak płachta na byka i aż się w sobie gotuje.

Powody mojego zdenerwowania są przeważnie trywialne, jak ostatnio gdy przechodząc przez bramkę w metrze ktoś wchodzi "na moim bilecie", bo mu się nie chce wyciągać swojego. Ok niech wchodzi, ale NIECH MNIE DO CHOLERY NIE PCHA. Dzisiaj widziałam jak młoda dziewczyna zaliczyła koncertowe uderzenie bramką, bo tak się pchała i polowała na ofiarę, za którą wejdzie, że ostatecznie nie zdążyła (pewnie Cię tu dziewczyno nie ma, bo jesteś szczupła, ale jakbyś kiedyś jednak to przeczytała to przekazuję Ci moje serdeczne wyrazy niewspółczucia. Pozdrawiam również serdecznie mężczyznę, który musiał wietrzyć sobie to i owo i siedział tak rozkraczony, że zajmował całe swoje siedzenie i pół mojego. Niestety wyglądał zbyt groźnie bym odważyła się pysknąć...

Wiem, że to takie głupoty, że nie powinnam się denerwować, ale czasami rano łapię taką frustrację, że później cały dzień jest trudniejszy. A poza tym lubię czasem ponarzekać na głos, bo później jest zwyczajnie lżej :)

Bądźmy dla siebie dobrzy ludziska :)

29 listopada 2018 , Komentarze (4)

Dzisiaj przyszedł dzień nagrody za te trzy tygodnie starania się nieustannie :) W każdym normalnym wypadku poleciałabym do sklepu po słodycze, zajadała się nimi cały dzień aż bym pękła. Fajne rytuały, prawda? ;) Myślę, że każdy je zna. 


Tym razem jednak uszczęśliwiłam się inaczej. Ponieważ jestem wielką fanką olejków, organicznych kosmetyków i kosmetyków w ogóle, poszłam do TKmaxx (nie znoszę tego sklepu tak swoją drogą :D) i kupiłam olejki do aromaterapii 

Nie wiem czy znacie tę markę, ale jak nie to mogę polecić. W tych olejkach fajne jest to, że mają roll-on, którym smarujemy sobie miejsca gdzie wyczuwalny jest puls i myślimy pozytywnie o tym, że pozwolą nam się odprężyć, zrelaksować i uspokoją nasze zmysły. Ja w to wierzę ;) Kiedyś miałam inną wersję "na dobry sen" i sprawdziła mi się super. Pachniała lawendą i czymś co przypominało mi męskie perfumy. Lubiłam smarować sobie nim nadgarstek przed pójściem spać, a że trzymam rękę zawsze przy twarzy, zapach towarzyszył mi do zaśnięcia.

Wersja, którą mam teraz jest wg mnie bardziej korzenna i pomarańczowa. Ciekawa jestem jak się sprawdzi.

Myślę, że nagroda zasłużona.

Czytałam dzisiaj u Emi, że jak dojdzie do 80 kg to zafunduje sobie SPA. Uważam, że to super pomysł i na pewno niedługo już się spełni :) Ja mam na razie trochę mniejszą perspektywę nagrody. Jak uda mi się zejść 10 kg to zamówię sobie przepyszny wołowy stek :D Już mówiąc szczerze nie mogę się doczekać. 

Pozdrawiam Was ciepło i miłego wieczoru

28 listopada 2018 , Komentarze (6)

Jest mnie już 5,80 kg mniej!!!

Nie będę już do znudzenia powtarzać jak jestem z siebie dumna. A guzik prawda! Będę, bo jestem, bo się cieszę, bo mam motywację i bo zwyczajnie mi się chce tak jak mi się już dawno nie chciało.


Kolejne pomiary i kolejny sukces. Nie spodziewałam się, że spadek będzie tego rzędu i dlatego cieszę się jeszcze bardziej. Jeszcze tydzień temu na liczniku miałam 8 z przodu... 

Dowiedziałam się, że tłuszcz ciągle spada, więc nie tracę samej wody, ale w końcu spalam to najgorsze. 

Idę z tej ekscytacji zjeść wielkie ciastko... Nie no co Wy, nie zjem. Na kolację mam marchewki to się nimi zadowolę :D

27 listopada 2018 , Komentarze (4)

Dzisiaj mija dokładnie mój 21 dzień odkąd jestem na diecie. Zleciało nawet nie wiem kiedy! Jutro kolejna wizyta u dietetyczki i chwila prawdy, ale nawet i bez tych pomiarów czuję po sobie, że dużo się poprawiło. 


Przez te trzy tygodnie jadłam wyłącznie to, co mam rozpisane w diecie. No może poza dwoma kawami z mlekiem, które potraktowałam jako "przekąskę" i odrobinę słodyczy w tym ciężkim czasie diety. I oczywiście guma do żucia. Gumie zawdzięczam powstrzymanie się od nieregulaminowych posiłków w zakazanych porach. Opijałam się hektolitrami wody (na dowód mogę Wam zdradzić, że jest godzina 15, a ja jestem w połowie drugiej 1,5 litrowej butelki wody), chodziłam do łazienki dosłownie raz na godzinę, żeby się tej wody pozbyć, co było trochę problematyczne, ale zwyczajnie ciągle chce mi się pić, więc piję. Nic na siłę.

Czy czuję jakieś zmiany po tym jeszcze w sumie krótkim czasie? Czuję. Brzuch mam milion razy bardziej płaski niż dotychczas. Wiem, że to permanentne wzdęcia i zaparcia sprawiły, że miałam balon przed sobą i teraz odkąd jem przyzwoicie ten problem zniknął. Został sam tłuszcz :D. Szybciej chodzę, nie łapię zadyszki na schodach (aż wstyd, że mnie łapała na pierwszym piętrze...), czuję się lepiej. Poprawiła mi się cera. Zero niespodzianek, zero przetłuszczania się skóry. Zupełnie nowa jakość. Lepszy sen, lepsza pobudka, więcej energii. Mam zjazdy, ale nie codziennie jak do tej pory było. 

Nigdy nie pożałuję tego, że zdecydowałam się na dietę. Nie jest tak trudno jak myślałam, nie jest niesmaczne, nie jest mało. Wszystko jest ok. Kolejny raz ze zniecierpliwieniem czekam na wizytę u dietetyka i kolejny raz wierzę, że zaliczyłam kolejny spadek. 

26 listopada 2018 , Komentarze (12)

Weekend w szkole, nerwy w pracy (sama jestem w szoku, ale zdążyłam się zdenerwować  pracą o 7:40 zanim jeszcze praca się zaczęła...) wszystko to sprawiło, że tydzień zaczął się po prostu ciężko.


 Ostatnio mam nienajlepszy czas w tym miejscu. Nie chcę się zbytnio rozpisywać, bo podejrzewam swojego szefa o szpiegowanie i jak powiem co o nim myślę, to ta wiadomość dotrze do niego szybciej niż światło... W każdym razie w pracy czuję się źle. Żadnej pracy się nie boję i wiem, że za jakiś czas zdecyduję się odejść, ale zwyczajnie szokuje mnie to jak władza co niektórym uderza do głowy i stają się po prostu wrednymi istotami, którzy nie szanują ludzi i uwielbiają ich szmacić...

Te nerwowe sytuacje doprowadzają mnie do dwóch dróg - obżarstwa albo palenia... Z tym drugim nie mam problemu, bo nigdy nie paliłam, ale jedzenie zaczyna mi się marzyć po nocach. To w zasadzie chore, bo jem naprawdę dużo, syto i nie chodzę głodna. Po prostu zawsze stres zażerałam słodkim. Teraz mi tego brakuje przez co korzystam z czegoś jeszcze gorszego, bo mam jeszcze jeden ohydny nawyk. Rozdrapuję, rozrywam i szarpię skórki przy paznokciach. W efekcie w okresie większego stresu chodzę z palcami poharatanymi do granic możliwości. Wygląda to po prostu strasznie, ale nie umiem się tego oduczyć :/ 

Chciałabym, żeby już były święta, mały odpoczynek od tego wszystkiego, rzucenie się w wir przygotowań i żeby ogarnęła mnie taka zwyczajna radość. I żebym w końcu mogła zjeść ogromny kawał piernika mojej mamy...

23 listopada 2018 , Komentarze (1)

Mam jutro kolejny zjazd na studiach i niestety pierwsze zaliczenie. Przedmiot niby fajny, byłam bardzo skupiona w trakcie zajęć żeby wszystko elegancko zanotować, starałam też się udzielać. Pozostaje tylko jeden problem - uwielbiam jeść jak się uczę.


To pewnie jakaś forma rozładowania stresu, ale po prostu bym usiadła z wielką czekoladą i jadła ją aż do ukończenia zarówno książki jak i całej tabliczki. Korci mnie strasznie, żeby po coś sięgnąć i przegryźć tłumacząc sobie, że mózg pracuje lepiej jak dostanie glukozy...

Chyba własnie znalazłam nowy sposób na nie uczenie się - nie mogę się uczyć, bo nie jem słodyczy.

Trzymajcie proszę jutro za mnie kciuki :)

21 listopada 2018 , Komentarze (2)

Kolejne 1,2 kg za mną! W sumie spadło już 3,9 kg :)


Mega radość, mega duma i mega motywacja na więcej działania. Ten tydzień nie był w zasadzie dużym wyzwanie dla mnie jeżeli chodzi o dietę. Jadłam 4, a nawet 5 posiłków dziennie i w dodatku wszystko co lubię (no może poza czekoladą :D ). Dietetyczka zaleciła mi dodawanie makaronu/kaszy/ryżu 4 razy w tygodniu do obiadu. I dodawałam chociaż myślałam, że jak co do czego przyjdzie to pęknę. 

Jestem zadowolona, że chodzę najedzona, pełna energii i nie chce mi się jeść słodyczy. Moja szuflada skarbów, o której wam pisałam zapełnia się i muszę przyznać, że nie patrzę na nią z tęsknotą, a raczej zupełnie obojętnie. Muszę się tylko przyznać do jednej rzeczy. Wczoraj jak byliśmy w sklepie zauważyłam wielką, kręcącą się wieżę ferrero rocher i oko mi zbielało, a szczęka opadła do ziemi :D Bez kitu kocham te cukierki. Zjadłabym tę piramidę w całości, ale na szczęście się opamiętałam co jeszcze bardziej napawa mnie dumą (niedługo popadnę w samozachwyt chyba :D). W każdym razie cały czas do przodu i nie daję się. 

Życzę wam udanego wieczoru i całej masy sukcesów :)

20 listopada 2018 , Komentarze (2)

Dowiedziałam się wczoraj, że moje kości biodrowe nie są sexi... prawdopodobnie nigdy nie będę atrakcyjna, bo mam wgłębienia w biodrach. Ponad to nie mam przerwy między udami co oznacza, że jestem osobą otyłą, a co najgorsze mam boczki, mały biust i w ogóle jak ja mogę istnieć...


Całe szczęście nie usłyszałam tych jakże pochlebnych opinii od żywego człowieka, a dowiedziałam się tej całej prawdy o sobie z internetu. W głowie mi się nie mieści jak określane są obecnie standardy bycia pięknym. W sieci roi się od poradników jak te cholerne wgłębienia w biodrach skasować (pominę fakt, że kilka miesięcy temu te dołeczki były pożądane i wszędzie były poradniki jak je nabyć...), co jeść, jak ćwiczyć, żeby ostatecznie otrzymać w lustrze widok ciała przypominającego ciało dziecka i to płci męskiej. Przeraża mnie to, że nastolatki, a także już dorosłe i można by się spodziewać mądre kobiety gonią za jakimiś fikcyjnymi ideałami, które akurat są na topie. Sama byłam głupia i wierzyłam, że jak mi będzie widać żebra to w końcu będę atrakcyjna, bardziej kochana, bardziej kobieca. I trochę się przeliczyłam. Moja fizyczność nigdy nie będzie dostatecznie dobra, żeby być dziewczyną z instagrama, do której wzdycha co drugi facet (oby tylko wzdychał...). Nie będę, bo gdy osiągnę jedno, w sieci pojawi się akurat kolejny trend i wtedy pewnie okaże się, że ideałem jest moje ciało przekręcone o 180 stopni. I tym samym najprawdopodobniej oszaleję.

Nie pisze tego dlatego, że jestem gruba i zazdroszczę tym drobnym dziewczynom super smukłego ciała. Zupełnie nie chodzi mi o to, żeby urażać drobne kobiety. Ani mi się śni. Wszystkie jesteśmy super, wszystkie mamy niepowtarzalne ciała, niepowtarzalne umysły i całe jesteśmy wyjątkowe i piękne. Chodzi mi tylko, o to, żebyśmy w tej całej pogoni za ideałem nie oszalały, nie patrzyły na siebie tak krytycznym okiem i zwyczajnie kochały swoje ciała. Już jesteśmy na doskonałej drodze chcąc być zdrowsze, szczuplejsze, bardziej pewne siebie, ale nie walczmy z takimi bzdurami jak brak przerwy między udami. Nie warto, bo wpędzamy się tylko w kompleksy, z którymi i bez tego mamy już sporo problemów.

Pozdrawiam Was ciepło i życzę spokojnego wieczoru :)