Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zmiany, zmiany, zmiany.. jak się zaczynały miałam 15 kg mniej. Zmiana faceta, pracy, miejsca do życia.. wszystko się poukładało i pora na powrót do właściwych nawyków

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 31892
Komentarzy: 630
Założony: 9 kwietnia 2019
Ostatni wpis: 28 stycznia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nelawa

kobieta, 54 lat, Miasteczko

170 cm, 71.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

12 czerwca 2020 , Komentarze (17)

wczorajsze regulaminowe ważenie potwierdziło to wcześniejsze. A nawet jeszcze lepiej, bo w okienku zobaczyłam 71,2 kg. Toż to cud :D 

Ale, że w cuda nie wierzę, to muszę przyznać, że jest to tylko i wyłącznie zasługa pilnowania miski. Dorzucę jeszcze do tego brak wieczornego wina i w końcu mam się czym pochwalić. Bo już mi głupio było w obliczu Waszych efektów i konsekwencji..

A wczoraj były lody. Bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia, bo do lodziarni miałyśmy ok 25 kilometrów i z powrotem tyle samo. ROWEREM 8) 

I nie, żeby nie było bliżej dobrych lodów. Niejedne by się znalazły. Ale dziecko moje maturalne postanowiło zabrać matkę do ulubionej lodziarni w pobliżu szkoły, którą właśnie skończyła. Okazało się, że nie tylko ona ceni smak tych lodów, bo kolejka była dość długa. 

Powiem tak: było warto.. i stać w kolejce i nawet kręcić nogami te 50 km (puchar) Pod koniec to już czułam dupsko, nogi nie bardzo miały ochotę cisnąć, ale jaka satysfakcja (impreza) (jak powiedziałam o tym przez telefon mojemu k., to nawet on nie krył podziwu). 

Prysznic, relaks na macie fakira i dzisiaj jestem jak nowa. No, może trochę podsmażona na nosie i rękach ;) 

Zbliżając się do domu marzyłam o zimnym drinku.. mohito lub gin z tonikiem (alkohol) Wszystkie składniki miałam w domu. I wiecie co? muszę się pochwalić - skończyło się na kilku szklankach wody z cytryną  (swiety) Normalnie, nie poznaję koleżanki..

Dzielnie wstałam o 6 i przyjechałam do pracy.. samochodem :( Fajnie, bo Warszawa pusta jak w niedzielę. Aż miło. Ale postanowiliśmy, że od lipca odmrażamy dojazdy do biura i wracamy do komunikacji. 

Ekonomia z ekologią (pa) 

Miłego weekendu Wam życzę. Może na lody? proszę bardzo, ale rowerem :p

9 czerwca 2020 , Komentarze (10)

nieśmiało.. ostrożnie.. niby niechcący.. stanęłam rano na wadze.. i.. wow 8) jest dobrze.. nie wierzę.. pewnie oszukuje.. ryzykuję.. wybieram z półki ciasne "spodnie prawdy" ;) i..? 

chyba nie oszukuje!!! spodnie potwierdziły (smiech) 

pokazała 71,6 kg.. wobec 74,1 sprzed niecałych trzech tygodni.. jak dla mnie bomba.. 2,5 kg na minusie.. (impreza)

ale wstrzymam się z aktualizacją paska do regulaminowego czwartkowego ważenia.. obym się nie rozczarowała..

wychodzi na to, że moje służbowe biurko odchudza :? hmmm.. ciekawa sprawa.. też macie takie odchudzające biurka lub inne miejsca pracy?

Jeśli chodzi o maturę, to dziewczę moje zadowolone.. ufff.. 8) 

humanistką nie jest, więc każdy pozytywny wynik z ojczystego języka ją zadowala.. dzisiaj podstawowa matma.. też podobno spoko.. dzwoniła.. jest dobrze.. jutro angielski podstawa i rozszerzenie.. tez dla niej nie problem..

poważną maturę zaczyna w przyszły poniedziałek i jeszcze w kolejną środę.. rozszerzenie z matmy i fizyki.. a to już wyzwanie..

8 czerwca 2020 , Komentarze (15)

bo już w domu powietrze było gęste.. liczę, że powoli zacznie się odświeżać.. bo maturzysta w czasach korony nie jest łatwym współlokatorem. Na szczęście ja jestem cierpliwa i świadoma powagi sytuacji, więc wykazywałam maksymalne zrozumienie i odpuszczałam zaocznie wszelkie przewinienia. Widziałam przecież jak ją (czyli córkę moją) męczy ta sytuacja i jak się stara tego nie okazywać.. zatem wspieram i nie krytykuję.. Nie było może drastycznie, ale lekko też nie..

Lofoty w lipcu odpuściłam :( Doszłam do wniosku, że trochę za wcześnie i nie wiadomo jak będzie z lotami i kwarantannami. I jak mam znowu przekładać, zmieniać, wnioskować, to wolę jednak nie. Mogłam przesunąć na sierpień, ale kuszą mnie jednak białe noce. W takim razie za rok.. trudno.. bywa

przeczytałam kolejne reportaże o świecie ciekawym i bezwzględnym.. tym razem Tajlandia i okolice.. "Człowiek w przystępnej cenie" Urszuli Jabłońskiej.. mocno mnie poruszyły.. nie.. poruszyły, to słabe słowo.. one mnie uderzyły.. walnęły w łeb.. prostytucja, handel ludźmi, wykorzystywanie, przemoc, korupcja, bieda, dyskryminacja, prześladowania itp itd. Turysta widzi atrakcje, uśmiechy i rajskie widoki.. jakim kosztem??? COŚ O KRO PNE GO..;(:<(zimno) 

Skreśliłam tę destynację z mojej listy must see.. A z drugiej strony, bez turystów, ci ludzie będą mieli jeszcze gorzej (mysli)

a ze spraw branżowych.. nie wiem.. nie ważyłam się.. robię swoje.. od pierwszego czerwca wróciłam za biurko, a dzięki temu do właściwego rozkładu posiłków.. w tym tygodniu skonfrontuję się z cyferkami w pewnym małym okienku .. mocno mnie zawstydzacie swoimi wynikami.. i bardzo Wam za to dziękuję 8)

28 maja 2020 , Komentarze (12)

tak stwierdziła moja maturalna córcia.. że tak jej się kojarzy ta nazwa.. ot.. wyobraźnia :D

a mnie z czym się kojarzy? Mnie się kojarzy z tym, że już nie mogę wysiedzieć na tyłku i mnie nosi, żeby gdzies wystrzelić. Moją Sycylię przełożyłam na jesień z wielką nadzieją na realizację.. ale to jeszcze 4 miesiące (słownie: cztery) (szloch)

no i wpadły mi w oko.. całkiem przypadkowo, oczywiście (swiety) loty do Bodo na północy Norwegii. Początek lipca. Termin idealny, cena lotów też. Ciepło (jak na daleką północ), białe noce, no i zawsze tam chciałam pojechać. To ostatnie, nie jest może jakimś szczególnym argumentem, bo takich miejsc, gdzie "zawsze chciałam pojechać" jest milion pięćset sto dziewięćset. Ale Lofoty były zawsze w ścisłej czołówce (puchar). I wiecie co? Jak nie odwołaja tych lotów, to ja tam polecę. Już nawet udało mi się przekonać mojego k. i zaprzyjaźnioną parę mieszkającą w Norwegii (ale na południu) i jeszcze jednego przyjaciela. O matko, jak ja bym chciała. Góry, fiordy, jeziora, odludzia. Plecak, namiot i śpiwór. Ech.. rozmarzyłam się..

W poniedziałek wracam do normalnej pracy, czyli 5x w tygodniu za biurkiem w mieście stołecznym. Może to i dobrze, bo jak widać głupoty przychodzą do głowy z nadmiaru czasu. A i wysiłki wkładane w redukcję nie przynoszą oczekiwanych rezultatów :< Nawet się dzisiaj nie zważyłam. Nie chciałam sobie psuć dnia. Jedyne co pilnuję, to moje treningi 3x w tygodniu. Ale to za mało, żeby zrekompensować grzechy na talerzu.. wstyd :(

Zwłaszcza, że dużo Was czytam i wiem, że powinnam brać dobry przykład.. 

to może od już??

11 maja 2020 , Komentarze (21)

tak ostatnio wychodzi, że jestem tu często, dużo czytam, trochę komentuję, a potem to już nie chce mi sie nic napisać, albo kończy mi sie czas na przerwę w pracy.

A przecież obiecałam, że napiszę o tym jak zostałam fakirem i co to zmieniło w moim życiu. A postanowiłam o tym napisać, bo wiele z Was wspomina w swoich wpisach o problemach z bólami pleców, bioder, szyi, kręgosłupa itp, itd. Rozumiem Was doskonalel, bo sama od wielu lat mam dokuczliwe bóle w okolicy lędźwiowej, a czasami również odcinka szyjnego. A raczej miałam :D.. Ale po kolei..

Pamiętacie z dzieciństwa książkę Hanny Ożogowskiej "Chłopak na opak, czyli z pamiętnika pechowego Jacka"? Uwielbiałam ją (smiech) Do dzisiaj pamiętam historię, jak Jacek dostał od mamy pieniądze na fryzjera, a że było gorąco, a po drodze lodziarnie, to stopniowo wydali z kolega cała kwotę na lody, a we fryzjera zabawił się uczynny kolega 8) Inna historia była o tym, jak Jacek z tym samym kolegą postanowili zostać fakirami i wymyślili, że się będą przyzwyczajać powoli i zaczną od siadania na jednym gwoździu :D, a potem będą zwiększać ich ilość.. dość powiedzieć, że nie przeszli do kolejnych etapów (smiech)

Mając w pamięci doświadczenia Jacka, rzuciłam się od razu na głęboką wodę i za namową córki zainwestowałam w zestaw pranamat eco. Oczywiście zanim przycisnęłam "zamów i zapłać" przeczytałam wielką ilość ocen i recenzji użytkowników. Ja jestem sceptyk z natury i nie wierzę w cudowne pigułki, mikstury, kocyki, garnki itd, itp. Najbardziej zależało mi na opiniach niezależnych, czyli niesponsorowanych. Bo wiadomo co napiszą blogerki, które dostały za darmo matę, po to, żeby rozreklamować ją wśród obserwujących. Opinie niezależne jednak mnie przekonały, więc zaryzykowałam i z ciężkim sercem wysłałam kilkaset złotych, po przekonaniu samej siebie, że: 

po pierwsze, jest to równowartość zaledwie kilku seansów z fizjoterapeutą. 

po drugie w wyniku wprowadzonych ograniczeń i tak nie mam szans na spotkania ze specjalistą

po trzecie, mam 30 dni, na odesłanie i zwrot pieniędzy.

Dzisiaj mija miesiąc jak jestem w posiadaniu tych kilku tysięcy kolców i nawet nie przychodzi mi do głowy taki głupi pomysł, żeby je odesłać.

Zaznaczam, że nie wzięłam grosza za reklamę tego cudu i sama za niego zapłaciłam

Pierwsze kontakty bliskiego stopnia były bardzo bolesne i nie wyobrażałam sobie jak można się do tego przyzwyczaić. Ale naprawdę można - teraz już muszę się specjalnie wiercić, żeby czuć ukłucia. Zdarzyło mi się nawet kilka razy na niej zasnąć (spi) Generalnie używam raz lub dwa dziennie po 30 minut do godziny. Najczęściej przed zaśnięciem - w łóżku oglądając film lub czytając książkę. Czasem w ciągu dnia jak pracuję przy komputerze podkładam sobie poduszkę z kolcami pod plecy na krześle lub pod stopy. Na wyjazdy weekendowe nie zabieram, a i tak ból nie wraca. Za to jak wracam do domu, to nie mogę się doczekać mojego seansu fakira (zakochany)

No dobra. A efekty tych tortur? Dziewczyny uwierzcie, że juz po pierwszych razach było dużo lepiej, a teraz po miesiącu, prawie zapomniałam, co to ból pleców. Spacery, rower, stanie przy kuchni - nie ma problemu. Przedtem, nawet jak chciałam się w nocy przewrócić na drugi bok, to budziłam się i zmieniałam ostrożnie pozycję, podpierając się rękami. Teraz śpię jak suseł całą noc i nie mam rano żadnego bólu pleców. Oprócz tego świetnie odpręża i relaksuje.

Nie chcę nikogo przekonywać. Pewnie wiele z Was juz słyszało o tych matach, albo same używają. Mnie po prostu efekty tak pozytywnie zaskoczyły, że postanowiłam się tym z Wami podzielić. Teraz w ciągu dnia muszę sobie przypominać, że przeciez nie bolą mnie plecy. Nawet nie przypuszczałam, że to możliwe. Normalnie inny świat (slonce)

To tyle na temat cudów ;)

Jeśli chodzi o zrzucanie balastu, to nadal się staram. Ćwiczę i pilnuję michy, ale weekend był dość grzeszny, bo u przyjaciół na wsi. Było wesoło, ognisko wieczorem, piękna pogoda, cisza pod lasem, a to wszystko w towarzystwie ginu z tonikiem, szparagów i grochówki z kociołka.. pycha.. a co?

dzisiaj na śniadanie: twarożek z wiśniami (rozmrożone)

drugie śniadanie: rukola z pomidorkami

obiad: ryż z curry z soczewicy

kolacja: jeszcze nie wiem, ale grzecznie (pa)

24 kwietnia 2020 , Komentarze (3)

:? 

ja juz nie wiem.. ćwiczę.. nie jem słodyczy.. nie piję wina.. jedzenie generalnie pod kontrolą.. może jednak zbyt luźno traktuję posiłki, bo nie liczę kalorii, tylko zachowuję rozsądek?? może to ta druga w tym miesiącu @..?? a może po prostu zastój i trzeba przeczekać?? (mysli)

Postanowiłam, że nie dramatyzuję i robię swoje. Staram się żyć normalnie - a normalnie to znaczy pilnować diety i ćwiczyć, ale nie świrować. Żadnych głodówek, postów i diet 800 kalorii. Od katowania się i drastycznych posunięć nie będę szczęśliwsza. Szczęście to nie tylko szczupła sylwetka. 

(miejsce na gromkie brawa za wybitnie odkrywcze złote myśli (smiech))

Tak jak staram się nie zwariować od siedzenia w domu drugi miesiąc na telepracy, tak nie dam się pokonać fochom mojego organizmu. Basta 8)

w następnym wpisie będzie o tym jak zostałam fakirem (ninja) i co na to moje plecy ;)

22 kwietnia 2020 , Komentarze (4)

każdy jakieś hobby ma

a ja w domu mam chomika

kota rybki oraz psa"..

taką piosenkę pamiętam z dzieciństwa. Jeśli o mnie chodzi, to nie mam obecnie żadnego zwierzaka. Często nachodzi pokusa, ale póki co odpieram te myśli. Częste wyjazdy oraz brak miejsca w mieszkaniu nie sprzyjają przyjęcia pod dach kolejnego domownika ;(

Zatem na jakim punkcie mam swojego "bzika" "fioła" "pierdolca" :PP jak zwał, tak zwał?? Co namiętnie uwielbiam, a czego szcerze nienawidze lub się brzydzę?

najpierw te uwielbiane.. kryterium? jak by ich zabrakło, moje życie byłoby smutne i bez smaku (z wyłączeniem konkretnych ludzi i innych oczywistości, jak zdrowie, radość, zieleń drzew, zachód słońca nad morzem itp itd)

- planowanie podróży i wyjazdów - już kiedyś, przy okazji organizowania wyjazdu do Gruzji dla grupy znajomych, pisałam, że mogłabym być takim małym biurem podróży. Wynajdowanie tanich połączeń, planowanie tras, miejsc do zobaczenia, poznawanie historii miejsc, wyszukiwanie miejsc noclegów.. mam wrażenie, że każdym planowanym wyjazdem żyję już kilka miesięcy lub tygodni przed wylotem. Nie lubię organizowanych wycieczek i pobytów stacjonarnych. Moje miejsca, moje tempo, mój plan, mój budżet. Co z tego, że nie stać nas na posiłki w restauracjach? nam wystarczy chleb, ser, pomidor, wino i piękne miejsce na piknik. Na zasadzie "o jaki piękny gaj oliwny. Stój! robimy drugie śniadanie".. może nie zawsze białe wino jest dobrze schłodzone (klima na nogi i butelka pod nawiew (pa), bułka wczorajsza, a ser się rozpłynął.. nie szkodzi.. królewski posiłek, krótka sjesta i jedziemy dalej.. nikt nie pogania, nigdzie się nie spóźnimy, nikt nie narzeka, że chciał coś innego.. festyn w małym miasteczku? zatrzymujemy się i wtapiamy w miejscowych.. bazarek na placyku obok kościoła - kupujemy pojemniczek oliwek, sardynek, kawałek sera i jedziemy na kolację na plaży.. i dlatego tak mi było smutno odwoływać ten mój wyczekiwany majowy wyjazd na Sycylię.. na razie przekładm na koniec września, z nadzieją, że nie będzie przeciwskazań..

- gotowanie i pieczenie.. stanie przy garach mnie relaksuje.. nie wyobrażam sobie np. diety pudełkowej. Gotuję z pasją, cierpliwością, dokładnie, bez pośpiechu.. 

a z rzeczy?

- książki - od kilku lat na czytniku, ale nie mogłabym żyć bez czytania; potrzebuję średnio 3-6 książek miesięczne, zimą więcej niż latem, 

- szkło i porcelana - lubię rzeczy dobrej jakości, proste, funkcjonalne, klasyczne kształty, bez ozdóbek. Szkło najlepiej kryształowe (kieliszki), bezbarwne. Porcelana biała, ewentualne zdobienia delikatne i eleganckie. 

- pościel - satynowa bawełna, delikatne pastelowe kolory.

- oświetlenie - białe lampy, ciepła barwa światła

- buty :D (bez komentarza)

- okulary przeciwsłoneczne (cwaniak) - mam chyba z 10 par, musze mieć wszędzie - w torebce, w domu, w samochodzie, w pracy

- krem do rąk - podobnie jak z okularami, dobre kosmetyki do twarzy.

potrawy i napoje:

- kawa - mocna, dobrej jakości i z dobrego ekspesu, z odrobiną mleka lub espresso z połową łyżeczki brązowego cukru

- wino - czerwone wytrawne lub pół, głębokie, z nutą czarnej porzeczki, czekolady, wanilii; białe wytrawne lub pół, zimne, lekkie z nutą ananasa, cytrusów, lekko kwaskowe i rześkie.

- jajka, nabiał, owoce i warzywa

- owoce morza, sałatki, lasagne, tatar lub carpacio z dobrego mięsa lub dobrego łososia.

tak z grubsza.. to co wydaje mi się teraz najważniejsze..

A czego najbardziej nie cierpię??

- bałaganu, brudnej podłogi i brudu (zwłaszcza w łazience i kuchni),

- włosów - znaczy tych co nie są na swoim miejscu, tylko na podłodze, w umywalce, pod prysznicem, na meblach, na ubraniach. z tego powodu nie chodzę na baseny, siłownie, jakuzzi itp (taka fobia)

- tępych noży

- marudnych, narzekających na wszystko i oceniających inne osoby ludzi

- spóźniać się i rozmawiać przez telefon

No to mnie już znacie (dziewczyna)

A Wy dziewczyny? Jak sie mają Wasze "bziki"??

PS. Jutro rano spotkanie z wagą. Ta to dopiero potrafi ocenić człowieka.. a co ona o mnie wie?? 

20 kwietnia 2020 , Komentarze (7)

nie, nie mam kota, niestety :(

"Kocie chrzciny", to tytuł książki, którą aktualnie łykam. Reportaż o współczesnej Finlandii, a może nawet bardziej o Finach - jacy są, jak żyją, jak się bawią, pracują, odpoczywają. Bardzo przyjemnie napisana książka. Dobrze się czyta i sporo się można dowiedzieć. Nie miałam pojęcia na przykład, że można być Finem, mieszkać w Finlandii i nie znać języka fińskiego, tylko szwecki. Przeczytałam o kultowym fińskim wyposażeniu mieszkania, o tym co to "gaciopicie" i co to znaczy być "sisu". I jeszcze, że fińscy geje, są najmniej gejowscy na świecie :D Do tego trochę historii i zarys biografii niektórych ciekawych Finów, napisanej lekko i przystępnie. Zaciekawiłam Was trochę? Nie jest to na pewno poziom Kapuścińskiego i wiele tematów traktuje może zbyt pobieżnie, ale w tym trudnym czasie pozwoli się nieco oderwać od przygnębiających informacji z "pasków" w programach telewizyjnych. Polecam 8)

A co, poza czytaniem? Nadal ćwiczę co drugi dzień, pilnuję sie z jedzeniem i piciem wody i nawet mi to wychodzi. Ale jak jest naprawdę zweryfikuje czwartkowe ważenie :?

Muszę przyznać, że jeśli chodzi o śniadania to jestem ewidentną Włoszką, tudzież Francuzką. Kawa i coś na słodko - takie śniadanie nigdy mi się nie znudzi. Najczęściej jest to omlet biszkoptowy z dwóch jajek, łyżki proszku budyniowego i łyżki erytrytolu. Do tego 2-3 łyżeczki dobrego dżemu lub konfitury i kawa z mlekiem z ekspresu. Jak jem śniadanie sama i w domu, to zawsze jest ten zestaw. Czyli w ostatnim miesiącu jakiaś połowa śniadań tak wyglądała :) a może nawet nieco więcej niż połowa..

PS. zapomniałam napisać, co to są te tytułowe "kocie chrzciny" - to taka wymyślona okazja, żeby zrobić imprezę. Bo przecież nie wypada się napić w towarzystwie tak bez okazji (alkohol)

15 kwietnia 2020 , Komentarze (2)

bo tak bardzo kocham tę porę roku, a taka zmarnowana i zepsuta.. ja co prawda nie jestem z tych totalnych panikarzy (chociaż ich szanuję, w przeciwieństwie do ignorantów) i korzystam ze spacerów.. np. w poniedziałek uciekliśmy do lasu.. nad rzekę.. pieknie, spokojnie, po deszczu. Pachniało mokrą ziemią, ptaki koncertowały na całego. Szkoda, że nam to w tym roku zabrano. A może bardziej docenimy te małe szczęścia?

a co powiecie na leśne krzesło? z miękką tapicerką, nieco mokrą po deszczu 

W Niedzielę Wielkanocną trafiła nam się całkowicie prywatna msza. Wyszliśmy po śniadaniu na spacer. Kościół był otwarty - weszliśmy. Ksiądz odprawiał mszę - ławki zupełnie puste. Usiedliśmy. To była dla mnie jedna ze smutniejszych chwil w tym wirusowym czasie. Najważniejsze święto dla chrześcijan i całkowicie pusty kościół. Dwóch przypadkowych grzeszników, którzy nawet do komunii nie mogli podejść. Nie jestem specjalnie religijna, ale łza mi się zakręciła.. a nawet dwie..

Tyle dla ducha. A dla ciała? którego po miesiącu na telepracy, przybyło jakieś dwa kilogramy (szloch) Wstyd.. no ale co? niby sie pilnuję (strach pomyśleć, co by było, gdybym popłynęła bez kontroli), ale za bardzo jest wszystko pod ręką. A ściślej - pod paszczą. Do tego na święta popełniłam sernik i babkę piaskową. Sernik wyszedł niestety rewelacyjny.. (na szczęście zostało juz tylko wspomnienie po wypiekach.. no i boczki nad paskiem ;))ćwiczę z Vitalią 3x w tygodniu, spaceruję.. ale micha za głęboka i zbyt pełna. Muszę przejść na tryb rozkładu posiłków, jakbym była w biurze.. nie widzę innego wyjścia.. z piciem wody podobnie.. jak nie postawię butelki w zasięgu ręki, to kończy się na kawach, soku pomarańczowym i wieczornych herbatkach.. z miodem!! 

KONIEC ROZPUSTY!!! Paskuda w końcu odpuści (przecież musi) i trzeba będzie pokazać się ludziom, ubrać jak człowiek i wrócić do biura.. trzeba jakoś wyglądać..

6 marca 2020 , Komentarze (1)

z panem Bartkiem z serwisu lakierniczego.. emocje trochę opadły (i nawet nie był potrzebny kolejny kieliszek wina :)).. w następny poniedziałek oddaję karolkę w, mam nadzieję, kompetentne ręce.. drobne dwa i pół tysiąca złotówek i będzie jak nowa.. jakby nigdy nie spotkała żadnego murku na swojej krótkiej życiowej drodze 8) 

wychodzi na to, że najłatwiej przyjdzie mi w tym tegorocznym poście zrezygnować z zakupów.. zwyczajnie jestem totalnie wypłukana z każdego możliwego grosza, a nawet gorzej.. bo lakiernikowi trzeba będzie podetknąć kredytowy plastik :( podejrzewam nawet, że ten stan kieszeni może się przeciągnąć na jakiś czas po świętach.. ale trudno.. my gentelmeni przyjmiemy to z godnością i nie będziemy ciągnąć tego wątku..

a z bardziej tematycznych spraw, wczoraj miło było się zważyć - ponad kilogram na minusie :D Jak widać wystarczy się trochę pilnować z podjadaniem, ograniczyć do minimum wieczorne wino i lekko się poruszać, a efekty same przychodzą.. niby takie proste, takie oczywiste, a jednocześnie tak trudno wykonalne..

weekend domowy.. i dobrze, bo w poniedziałek kolejna delegacja (wczoraj też byłam).. a w środę ta nieszczęsna inkwizycja..