O 18.35 przez przypadek się zorientowałam, że o 19.00 mam dodatkowy trening, i to choreograficzny, więc bardzo fajny. Na szczęście zdążyłam. Na trening mam 2 minuty drogi. Plusy mieszkania w małym miasteczku. W Warszawie musiałabym jechać na niego godzinę i godzinę wracać. Nie żałuję wyprowadzki. Ale nogi to mnie bolą teraz, uhuhu... Aplikacja pokazała prawie 500 kalorii. Jeszcze 90 minut spaceru wpadło po południu.
Bardzo dużo zjadłam na obiad. Zrobiłam sobie takiego czaderskiego naleśnika z indykiem, pomidorem, ketchupem, jogurtem, oliwkami, kukurydzą i fasolką - dałam po prostu to, co miałam w domu.
Tylko że zjadłam dwa. I strasznie byłam nażarta. Jeden by wystarczył.
Ola jest ostatnio niespokojna nocami. Już przesypiala bardzo ładnie, a na przykład dziś karmiłam 3 razy, dwa razy smarowalam dziąsła żelem i chyba z milion razy wstałam, żeby dać jej smoka, bo marudzila. Pewnie ząbki idą. 8,5 miesiąca, a jeszcze nie ma żadnego. Głos ma już taki donośny, że na pewno słyszą ją wszyscy sąsiedzi.