No to znów dobiłam do 76 kg. To już 20 kilogramów, które chcę zrzucić z początkowych kilku, które chciałam zrzucić zakładając konto dekadę temu.
Jem emocjonalnie, jem z nudów, jem by regulować emocje. Myślę, że jak to opanuję, reszta przyjdzie sama. Uprawiam sport, lubię być na świeżym powietrzu. Lubię jeść warzywa, nabiał i białe pieczywo. Moim problemem jest przede wszystkim ilość, a nie to, co jem.
Wczoraj chciałam pobiegać. Bałam się jednak zapuszczać dalej od domu. Poszłam więc na bieżnie. Toaleta była blisko, a widok z okna też mam fajny. Ogródek mój i sąsiadów, kawałek parku i jak drzewa nie zasłaniają to też i stadninę widzę. Konie w kolorowych poncho. No i mam netflix więc też ujdzie.
Wyciągnęłam nieużywane buty do biegania, aby kamyczki z używanych nie uszkodziły pasa. Nie chciało mi się czyścić żadnej z 3 par butów do biegania, które mam w dressoir schowane.
Dziś chce iść w teren. Ale najpierw może kilometr na bieżni, aby ruszyć brzuch. Jednak umowa z sąsiadka jest, że do 9 rano nie będę biegać. Pomimo, że mam 3 piętra dla siebie, sąsiadka obok słyszy dudnienie w stropie od mojej bieżni. Dom ma 40 lat. Raczej nikt nie pomyślał o tym, że strop może rezonowac bieganie na bieżni. Bieżnia jest nowoczesna, z wygłuszeniem i amortyzacją. Podłoga jest nowa z gruba warstwą wygłuszającą. No i pod bieżnie dałam matę wygłuszającą. I mimo to strop niesie wibracje...
Na obiad ostatnio jem kanapkę z jajkami sadzonymi. Uwielbiam. Dziś pewnie zjemy świeżą pizze ze sklepu, bo mąż kupił. 1200 kcal na pizze. Więc może zjem pół, muszę zobaczyć do kiedy daty mają, bo mąż kupił dwie.
Pewnie dziś będzie jeszcze zupa z cukinii, bo mąż dostał od koleżanki z ogródka. Podczas gdy ja nieświadoma już przygotowałam sobie na śniadanie standardowo w weekendy płatki czekoladowe, dwie kawy i kawałek ciasta, które mąż kupił. Na lunch zrobiłam sobie owsiankę, która teraz musi się rozmoczyć. Jak to policzę to znów nie będę musiała już jeść aż do świąt...
Jutro na obiad przychodzą goście. Będzie zupa cebulowa, carpaccio z buraka i nie wiem jeszcze, co na główne.
W pracy 40lecie jednego z dyrektorów. Zaczął pracować jako nastolatek. Firma dała ciasto. Na każde urodziny kogoś z dyrekcji dają takie ciasto. Dużo bitej śmietany i owoc. Na każdym kawałku inny.
Kto by się nie skusił? Wpadło 230kcal.
Wczoraj przerwałam bieg. Znów brzuch oszalal. Mąż musiał mnie odebrać samochodem...
Rower zostaje w domu. Będę więc może mieć sily na bieganie dziś. Do tej pory czułam się nie bardzo. Praca stojąca nie pomaga. Nogi mam ciężkie jak u słonia.
Wczoraj zostawiłam auto pod zakładem lakierniczym, aby Pan mi drzwi odmalować. Ktoś mi lekko puknął drzwiami na parkingu.
Do domu biegłam sobie truchtem. Jednak było tak ciepło, że nie dałam rady ukończyć. Ostatnie 2km maszerowałam. Nawet nie żwawo. Ledwie nogę za noga wlokłam. Więc dziś jestem w pracy rowerem. I tak kolejne dwa dni. Razem zrobię ponad 100km do pracy i z powrotem.
Na rowerze musze być o 5.50 rano. Inaczej mogę się spóźnić do pracy. Dla męża to pierwszy raz. Ciekawe jak to zniesie.ja tak jeździłam już wcześniej. Pytanie, jak to wpłynie na moje siły. Kolano mnie trochę dziś boli...
Wczoraj poszłam pobiegać. Podbiegi iz biegi z górki. W płaskim kraju ciężko o takie miejsca. Wybrałam więc most nad 80-tką. Holendrzy lubią budować takie przejazdy, aby nie krzyżować ze sobą dróg o szybkim ruchu. Jak się jedzie 80 to niebezpiecznie jest robić skrzyżowanie. Polska za to ma drogi 90 km na godzinę i przejścia dla pieszych przy przystankach autobusowych. To się aż samo prosi o wypadki z udziałem pieszych.
Tutaj nie buduje się przystanków autobusowych na 80-tkach. Te są typowo używane jako obwodnice - nie przechodzą przez środek wiosek czy osiedli. Do nich doprowadza się 60-tki po których wolno jeździć rowerem. A kto rowerem po Holandii jeździł, ten wie, że kierowcy są o wiele bardziej wyrozumiali tutaj i nikt nie próbuje zepchnąć rowerzysty na pobocze, a wlecze się grzecznie za rowerem aż będzie bezpiecznie wyprzedzić.
Z resztą 60-tki są budowane na szerokość półtora samochodu, więc nie jest bezpiecznie ani zasuwać, ani wyprzedzać. Jeden z kierowców musi zawsze zjechać trochę na pobocze, a nie ma barierek - więc albo jedziesz wolno i bezpiecznie, albo tracisz a kanale samochód i zniżki w ubezpieczalni. Okoliczności wymuszają bezpieczne zachowania.
To lubię właśnie w Holandii. Najczęściej topią samochody Polacy i osoby do 25 r.ż.
Na lunch zjedliśmy zupę, którą wykombinował mój Ukochany. Mleczko kokosowe i red curry jako baza zupy, do tego krewetki, ryż jaśminowy i warzywa.
Na kolację zaś poke bowl. Ten sam ryż, tofu, awokado, podgotowana w sosie sojowym marchewka, świeży ogórek i rzodkiewka, nori, jogurt grecki wasabi, serek śmietankowy, soja, papryka, surimi, pstrąg wędzony na zimno.
Do tego malbec i stroopwafle ;)
Obejrzeliśmy pierwszy odcinek Pierścieni Władzy/Mocy - nie znam polskiego tytułu. Zapowiada się ciekawie. Nie spodziewałam się Elronda w tej serii, ale jestem ciekawa jak wypadnie poszukiwanie Saurona. I czy pojawi się w tej historii Isildur. I kim jest Kal-El, który pojawia się na końcu ;)