Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chyba pora coś zmienić bo cukrzyca puka do drzwi...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1322
Komentarzy: 22
Założony: 13 stycznia 2025
Ostatni wpis: 3 marca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tetania

kobieta, 34 lat, Tak

172 cm, 74.50 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

15 stycznia 2025 , Skomentuj

Cześć.

Wczoraj wieczorem dopadł mnie okropny ból pleców w odcinku piersiowym... położyłam się i musiałam wstać wziąć ibuprom, bo bym nie zasnęła. Dziwny ból, zastanawiam się czy to czasem nie jakiś refluks bo poprzedniego dnia miałam zgagę. Co mi się nigdy wcześniej nie zdarzało.

Obudziłam się bardzo zmęczona i cały dzień byłam śpiąca. W pracy tylko myślałam o tym, by dotrwać do końca i pójść na drzemkę. Tak zrobiłam po obiedzie. Jak na złość przez godzinę nie mogłam zasnąć, więc dałam sobie jeszcze pół godziny i zasnęłam a potem już nie mogłam się dobudzić. Wleciało kolejne pół godziny, a potem jeszcze pół...

O 19 wsiadłam na orbitrek do Ukrytej Prawdy. Żeby nie naruszać pleców chodziłam bez używania rąk i na najmniejszym obciążeniu. 

A potem dopadł mnie atak hipoglikemii... Od obiadu minęło 5 godzin. Zaczęłam się strasznie pocić, było mi zimno, a łapy mi się trzęsły jakbym miała Parkinsona. Poleciałam zrobić kolację i zjadłam prażynkę krewetkową. Szybko przeszło. Powinnam chyba kupić jakieś biszkopty czy coś bo zjadłam wszystkie rzeczy podnoszące szybko cukier.

Mam takie rozkminy, że tylko zaczęłam jeść zdrowiej i już są problemy. Ból pleców, niedocukrzenia... A wcześniej wszystko było ok chociaż codziennie jadłam słodycze i chrupki lub chipsy. I czułam się lepiej niż teraz.

Ech. A przecież wszystko robię z głową, nie ucinam drastycznie kalorii. Dzisiejszy dzień wyglądał tak:

owsianka z truskawkami i orzechami włoskimi na mleku,

pół bułki żytniej z masłem orzechowym,

kasza gryczana z warzywami na patelnie na łyżce oliwy i ciecierzycą gotowaną ze słoika, do tego sos czosnkowy,

sałatka (papryka, pomidorki koktajlowe, feta, olej dyniowy), pół opakowania prażynek krewetkowych, banan.

Razem 2000 kcal. Obiad dzisiaj bardzo mi smakował. Stwierdziłam, że mogłabym nawet jeść tak codziennie.

Pieczywo żytnie chyba mi nie służy - czytałam że niewskazane przy refluksie. Kawa też - cały dzień drgał mi mięsień w ramieniu. Po owsiance szybko robię się głodna. 

14 stycznia 2025 , Skomentuj

Czołem.

Jestem już bardzo zmęczona. Dzisiaj zrobiłam 20-minutowy trening z gumami na pośladki, a potem 30 minut chodziłam na orbitreku. I już w szybszym tempie niż wczoraj, i zmieniałam obciążenie z 1 do 4.

W ogóle to popełniłam dzisiaj niezły błąd, bo coś mnie podkusiło, żeby się zważyć. No i waga szyderczo pokazała 80,1 kg... Nie wiem na co liczyłam po jednym dniu odchudzania, na jakiś magiczny spadek motywujący. No nie. Nie ma tak łatwo.

Dowiedziałam się również że:

  • jestem lżejsza niż 6% użytkowników o tym samym wzroście i wieku (heh),
  • jestem odwodniona,
  • mam za mało białka,
  • mam 56 lat metabolicznie.

Za to jakimś cudem mam 46 kg mięśni w ciele, czyli dobrze. Serio nie wiem jak, od paru miesięcy prawie się nie ruszam. Od paru dni dopiero staram się robić 10000 kroków z czego większość w domu bo pogoda i oblodzone chodniki nie zachęcają do wyjścia. Może samo dźwiganie tylu kg jest już niezłym treningiem.

Jadłam dzisiaj:

  • jajecznicę z pieczarkami i cebulą na łyżce oliwy, do tego bułka żytnia (pół) z łyżką oleju z pestek dyni,
  • pół bułki żytniej z masłem orzechowym,
  • dokończyłam nieszczęsną pizzę z biedry, ale pół dałam mężowi,
  • bułkę żytnią z olejem rydzowym i mozarellą light, skyr truskawkowy z pestkami dyni.

Wypiłam też słabą kawę z jednej łyżeczki, z łyżeczką cukru i mlekiem 2%. Normalnie nie piję kawy, ale rano nie mogłam wyjątkowo się dobudzić. No i przeczytałam że kawa zwiększa spalanie tłuszczu. Dotąd unikałam kawy, nie że nie lubię, ale mam tężyczkę utajoną (stąd mój pomysł na nick) więc mi raczej nie służy. Zobaczymy jak to będzie.

Podsumowując, wyszło 2000 kalorii. Czyli lepiej.

Wypiłam zdecydowanie więcej wody niż wczoraj. 2 razy w ciągu dnia poczułam głód. Miałam zachcianki na słodycze - to drugi dzień bez nich. Były zmiany nastroju w ciągu dnia.

To był udany dzień pod względem dietetycznym.

13 stycznia 2025 , Komentarze (1)

Witajcie!

No to startujemy. Z wagą 79,8 kg (dobrze, że jeszcze nie 80!) przy 172 cm. BMI 27. Mam 6 kg nadwagi. Czy dużo, czy mało - dla mnie dużo, bo to tylko o 2 kg mniej od mojej najwyższej wagi w życiu. 

Obudziłam się dziś z myślą, że nie dam rady, nie idę na żadną dietę. Świadomość, że znowu nadszedł czas żeby się głodzić przyprawiała mnie o wewnętrzne skurcze. Pomyślałam nawet, że może zacznę kiedy indziej, na przykład od jutra. 

I naszła mnie straszna ochota na pączka z nadzieniem pistacjowym z biedry. Albo te lody pistacjowe Zielonej Budki.

A potem przypomniała mi się dzisiejsza noc. Źle dziś spałam. Może to przez pełnię księżyca, a może przez to... że wczoraj wyżarłam ostatnie zapasy słodyczy. Bo czułam, że jak zostawię chociaż kosteczkę czekolady to już nie będzie to.

No i miałam za swoje... Najpierw nie mogłam zasnąć i wędrówki na siku co pół godziny. Pomiędzy nimi oczywiście picie wody, bo umierałam z pragnienia.

A gdy już zasnęłam, to obudziłam się jakoś przed piątą mokra i zlana zimnym potem. Trzęsąc się z zimna pod mokrą kołdrą próbowałam jeszcze trochę pospać, zanim zadzwoni budzik do pracy.

Ech. Pewnie jest to argument, żeby zacząć dietę. Tylko czemu tak mi się nie chce. W zeszłym roku miałam powera, zrobiłam sobie badanie krzywej cukrowej i wyszła mi nietolerancja glukozy. Od razu zaczęłam walczyć.

W tym roku mi się naprawdę nie chce. Zdrowy rozsądek podpowiada, że to ostatni moment by coś zmienić. Żeby nie zachorować na cukrzycę. A ja się czuję jakby mi było wszystko jedno.

Nawet nie mam obmyślonej diety. Nie chce mi się liczyć kalorii ani ograniczać czegokolwiek. 

Postanowiłam, że zacznę od ćwiczeń i zapisywania tego, co jem. Odkurzyłam orbitreka, który kupiłam parę lat temu i służył mi głównie za wieszak na ubrania. Postanowiłam, że od dziś będę ćwiczyć na nim codziennie przez 100 dni, i zobaczę czy to coś da.

Zmuszenie się do ćwiczeń było trochę katorgą. Ostatnio mam bardzo mało ruchu. Tzn. jakoś od listopada zalegam na kanapie. Prawie codziennie drzemka na minimum 2 h po obiedzie. Jakbym zapadła w sen zimowy. 

Dzisiaj to zmieniłam. Wypiłam ocet jabłkowy przed obiadem, żeby mnie po nim nie ścięło. I poćwiczyłam pół godziny na najmniejszym poziomie i tempem jakim dałam radę. Czyli bardziej chodząc niż biegając. 

A co dzisiaj jadłam? Nie głodziłam się, wjechało:

owsianka na mleku z mrożonymi brzoskwiniami i orzechami włoskimi,

bułka żytnia z masłem orzechowym i jabłkiem,

pizza donatello kurczak i pieczarki - połowa,

bułka żytnia z mozarellą light, olejem z dyni, do tego pomidorki koktajlowe, papryka, por, oliwa z oliwek.

Podsumowałam w fitatu, wyszło 2200 kcal. Dużo, ale na pewno mniej niż jadłam dotychczas.