Miało być bardziej vitaliowo, ale zrobiło się jak zawsze :D
Z kronikarskiego obowiązku jednak:
Na obiad: pieczony ziemniak z domowym pesto z jarmużu, jajko sadzone, warzywa: seler, ogórki, oliwki, jogurt.

Koktajl białkowy: kefir, resztka jogurtu, borówki, białko.
Scone z cynamonem i gruszką, kawałek "dubajskiej" czekolady (robiła Młoda)
7000 kroków (wg telefonu, zegarek nadal rozładowany), godzina jogi, trening personalny.
Nie byłam wczoraj przygotowana na pogodę za oknem.
***
Pytałyście o torebki. Noszę w kółko te same, zimą na ogół te trzy:
W tej jestem w stanie (z trudem, ale jednak) zmieścić służbowy laptop i wszystko do roboty. Kate Spade, mam ją pewnie z dwa lata.

Ta jest raczej na normalne "załatwianie spraw na mieście". Coccinelle, mam ją około 5 lat. Można ją było nosić jako plecak, ale nigdy nie nosiłam i drugi pasek mi się gdzieś zawieruszył.

I typowa "na wyjścia", stara jak świat, bo dorwałam ją w lumpie z 10 lat temu. Bally. Mam do niej jeszcze łańcuszkowy pasek. Jest granatowa, czego na zdjęciu nie widać.

Po ostatnich dwóch latach noszenia swetrów oversize i ciężkich butów, ostatnie zakupy mam znów bardziej klasycze. sztyblety, botki na obcasie, szerokie spodnie. Ciekawe, dokąd to mnie zaprowadzi :D
