Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mariolkag

kobieta, 60 lat, Gorzów Wielkopolski

172 cm, 79.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Aby do wiosny :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 maja 2009 , Komentarze (15)


Bartek szczęsliwie dojechał do Warszawy. Za kilka godzin znajdzie się w rękach dobrych specjalistów.
Wczoraj sie wygadałam, wyryczałam, pohisteryzowałam , popanikowałam i nie wiem co jeszcze robiłam ,bo chyba nie byłam do końca przytomna, na koniec porozmawiałam z moim ciepłym duszkiem - Agata, nażarłam sie prochów, popiłam herbatką dla nerwusów i spałam mocno do rana.

Mąż i dzieci wyprawieni do pracy i przedszkola, ja leze w łóżku ,ale pomimo deszczowej aury mój nastrój jest o wiele lepszy.
Wiem, że chorób płuc jest mnóstwo, wiem, że po to aby je leczyć utworzono szereg szpitali, klinik i instytutów, więc niech wreszcie zdiagnozuja moje dziecko, niech nazwa tę cholerną chorobę, a później będziemy ja leczyć.

Moim zadaniem jest teraz poporządkować sprawy w domu, zaangażować rodzinę do pomocy i pojechać do Warszawy wspierac moje dziecko.

Pisałam juz nie raz, że moja mama jest dziwną osoba. Martwi sie do nieprzytomności, otumania sie herbatkami uspokajajacymi, ale poproszona o pomoc przy maluchach zerka w harmonogram zajęć na uniwersytecie III wieku i zastrzega dni, w których absolutnie nie może pomóc.
Staram sie ją zrozumieć- trudne dziecinstwo, brak wzorców, wyuczona asertywność.......,ale jest mi bardzo, bardzo przykro.

Znajomi, przyjaciele dzwonia i oferuja swoja pomoc, a tu jest jakos tak, no kurde nie moge nzawac tego zła wolą..........trzeba naciskac, udowadniac, ze jest potrzeba pomocy, wreszcie wydać polecenie. A ja tak nie chce:(

Dziś przyjdzie moja bratowa. Pokaże jej gdzie mieści sie przedszkole i ustalimy w jakim zakresie bedzie mogła pomóc Darkowi przy dzieciach.
Darek oczywiscie da sobie rade, ale nie chciałabym go zostawic samego ze wszystkimi domowymi sprawami.
A o  pomoc tak cięzko się prosi. Nosz kurde jaki mam z tym problem, aż sama na siebie jestem zła  :(
Ale tym razem chodzi o dziecko i honor tu nie ma znaczenia.

Wczoraj przyszło mi do głowy,że to chyba mój naczelnik wbija szpilki w mój fantom, bo dochodzą mnie słuchy, że nie najlepiej mi życzy. Nie przypominam sobie  abyśmy mieli kiedykolwiek ze soba jakies starcia więc czemu sie tak mnie uczepił ??
Mój eks mąż mówi, że to jeszcze zemsta za niego hehehehe.Nioooo, jest to możliwe, bo swego czasu dał on niejednemu w komendzie popalic.
Ech, nieważne.

Moim zadaniem jest dzis pójśc do szkoły Bartka ustalic pewne sprawy z uzyskaniem przez niego świadectwa ukończenia 3 klasy. Byliśmy z eksem na zebraniu i udało nam sie wynegecjować z większościa nauczycieli pozytywne oceny. Zostala tylko mamtematyka. Dziś to wyjaśnie.
Ide też odebrać nieszczęsne orzeczenie o niepłnosprawnosci, a jutro moja przyjaciółka wiezie mnie do Zielonej Góry na tę od dawna wyczekiwaną komisje lekarska od której zalezy nasze być, albo nie być finansowe.
Ale na dzień dzisiejszy - srał ich wszystkich pies !

O! Wygadałam się. Teraz ide sprężać umysł, bo musze tez zorganozwać pare spraw domowych- poprasować ciuchy dzieci, posegregować coby tatuś nie założył synkowi sukienki, a córeczce majtek synka :))), pomyśleć co bedą jedli podczas mojej nieobecnosci i takie tam..............

Dzięki ludzinki, ze jak zwykle jesteście. Wierze ,że mnie wspieracie i przez to dajecie mi siłe . 



26 maja 2009 , Komentarze (14)


Bartek pojechał :(
Serce mi pęka, umieram, nie mogę jeść, nie mogę pić. Nigdy nie czułam sie tak bezradna. Bezradnośc mnie dobija. Moje dziecko cierpi, a ja nie moge nic zrobić.

Na karcie napisano - obserwacja w kierunku ziarniniaka wegenera, krwinkomocz, w płucach zmiany guzowate od 8 mm do 4 cm  :( 

Boże daj mi siły !

25 maja 2009 , Komentarze (19)


Dziś mam syna w domu. Lekarz telefonicznie wezwał mnie do siebie, pokazał mi zmiany na nagraniu z tomografu i powiedział, że sa one niepokojące , lite jak guzy i musimy podjąć decyzję co dalej.
Razem z ojcem Bartka wyraziliśmy zgodę, aby zawieźć go na konsultację do Warszawy na ul.Płocką (chyba) do prof. Wiatr.
Sam wykonał telefon do tej profesor i umówił nas na środę.
Ojciec jutro zabiera Bartka, a ja dołączę do niego w weekend.
Jestem załamana :(((

24 maja 2009 , Komentarze (10)


Po wczorajszym szoku przyszedł czas na opanowanie i rozsądek.
Nasz dobry duszek , czyli najstarsza córka przywołała nas do porzadku i dziś złapaliśmy oddech.
Przez cały wczorajszy dzień analizowaliśmy objawy chorobowe Bartka, pokojarzyliśmy fakty i wydarzenia i nijak objawy ziarniniaka nie pasują do tego co u niego się objawia. 
Agata doszła do wniosku, że doktor wpadł na ślad rzadkiej choroby, której objawy  częściowo pokrywają się , a którą to lekarze diagnozują zwykle w późnym stadium , że popadł  w taki samozachwyt , że zapomniał o etyce i humanitaryźmie.
Tjaaaa, nie tego uczą dziś studentów medycyny na nowoczenej uczelni. Uwierzcie mi jakem matka studentki 4 roku medycyny.
Przy okazji tak nieludzkiego potraktowania nas przez lekarza prowadzącego nastąpiła maksymalna integracja bliższych i dalszych członków rodziny.
Mój eks mąż, a ojciec Bartka przybył na sygnałach, ale zanim dotarł to ze stersu był szesć razy tam, gdzie król chodzi piechotą, a następnie oznajmił, że  jeżeli będzie potrzebna jakakolwiek pomoc finansowa, czy inna to natychmiast mam go informować. 
Przy okazji czerpania wiedzy z internetu  na temat ziarniniaka  mój mąż wyszukał  ciekawe informacje na temat zatrucia parafiną.
Co prawda mój syn informował lekarzy, że to złe samopoczucie nastąpiło dzień po jego wsytępach w fajerszole, gdzie m.in. bierze się w usta i zaciąga oparami parafiny. Jakoś nikt nie chwycił tego tematu.
Dziś mój mąz wydrukował informacje, że to nie jest taka parafina , z której produkuje się świeczki czy smaruje atopowa skóre , lecz n-parafina, silnie toksyczny środek , który produkuje sie z nafty.
Dziś Bartek potwierdził, że tę właśnie parafine kupują  na stacji benzynowej.
I wszystko pasuje.
Na forum kuglarskim wyczytalismy, że podobne objawy maja osoby, które plują ogniem.


Matko, i weź tu spuść z oka dorosłe dziecko !

Jutro mają być wyniki, ale po dobrej kondycji Bartka i innych objawach widać, że zmiany się cofają , więc mam nadzieję, że wszystko się ułozy po naszej myśli.
Potrzebuję już spokoju. Moje ciało całe drży, a ja jestem już na skraju wytrzymałości nerwowej.


23 maja 2009 , Komentarze (15)


Dziś jestem sparaliżowana strachem.
Niedługo już i psychiatra mi nie pomoże. Kwalifikuje sie juz w kaftan bezpieczeństwa i na oddział zamkniety.
Poszłam rankiem do lekarza prowadzącego Bartka zpytaniem o stan zdrowia syna i ewentualną możliwość zabrania go na przepustkę do domu.
Doktor powiedział, że o przepustce nie ma mowy, że w poniedziałek okaże sie jakie są wyniki badań i, że ewentualnie puści go do domu.
Wszystko to powiedział idąc korytarzem, a w progu dyżuwki lekarskiej rzucił, że podejrzewaja bardzo poważna chorobę - ziarniniaka Wegenera po czym trzasnął mi drzwiami przed nosem.

Czy to są kurwa ludzie czy jakieś bezduszne zwierzęta??

21 maja 2009 , Komentarze (10)


Byłam na komisji. Dziwne to było. Pani doktor, delikatnie mówiąc wiekowa, poprosiła, abym podniosła bluzkę do góry stwierdzając, że blizna jest ładna. Chciałam dołączyć dokumentacje dotyczacą innych schorzeń, ale pani nie była zainteresowana. Później zapytała czy pracuję, a ja na to, że przygotowuję się do odejścia na co ona odpowiedziała, że to bardzo niedobrze, że powinnam pracować, bo inaczej zwariuje w domu, a dobrze jest tak za przeproszeniem - "porozmawiać w pracy o dupie Maryny".
I do widzenia. 
Efekt zobaczę w orzeczeniu, który mam odebrać sobie 27 maja.

Dziś byłam tez w Zielonej Gorze, aby uzupełnić obiegówke na komisje MSWiA. Udało mi się cudem dostać do nabzdyczonej psychiatry,ale nie zastałam neurologa. Na ostateczna komisje mam sie stawić za tydzień.
Oj niech już to sie wszystko skończy.

Dziś miał wyjść ze szpitala Bartek, tzn. lekarz robił mu nadzieje.Tymczasem po tygodniu leczenia okazało sie, że na zdjęciu płuc zmian przybyło ,a do tego doszedł krwio i białkomocz. Jutro maja mu zrobić tomografię komputerowa.
Trzymajcie za nas kciuki, bo ja już wymiękam.:(
 

20 maja 2009 , Komentarze (12)


Środa?? Ło matko, juz środa.
Byłam u psychiatry. Bardzo młoda, energiczna i sympatyczna pani doktor przekonała mnie abym wsparła sie lekami ponieważ moje rozbieganie, chaos w głowie i roztrzepanie jest wynikiem stresu, a stres spowodował już niezłe spustoszenie w moim organiźmie więc nalezy mu sie spokój.
Mój racjonalizm buntuje sie przeciwko wszelkim formom wsparcia i pomocy, boję się uzależnienia i martwi mnie fakt, że nie mgoę funkcjonować bez dawki środka chemicznego ,ale.....ale ten sam razcjonalizm przy odpowiedniej argumentacji pani doktor każe mi zadbać o swoje zdrowie, wyciszyć organizm i pozbierać rozbiegane mysli.
Więc oki. Spróbuje dostosować się do fachowej porady i wezme leki.
Przynajmniej przez ten okres, w którym czekaja mnie zmiany i dopóki nie uporządkuja sie moje sprawy zawodowe.

Poza tym Bartek jest w zdecydowanie lepszej formie i istnieje duże prawdopodobienstwo , że z koncem tygodnia wyląduje już w domciu.

Dziś mam komisję ds orzekania o niepełnosprawnosci, a jutro jadę do Zielonej Góry porządkować sprawy związane z komisją MSWiA czyli ta, która ma orzec o moim być albo nie być zawodowym.
Chcę mieć to już za soba, bo ta niewiadoma kosztuje mnie własnie najwięcej stresu i niedospanych nocy.

A z przyjemności to melduje wszem i wobec, ze byłysmy wczoraj z najmłodszą córeczka przekłuć sobie uszy :)) I jak rzekła przeszczęsliwa z tego powodu Oliwka - jestesmy teraz piekne panienki hehehehe.

17 maja 2009 , Komentarze (8)


Tylko spokój i opanowanie nas uratuje. 
Głęboko wierzę w to, co już nie raz pisałyście- człowiek nie dostanie wiecej na garba niż jest w stanie udźwignąc.
Na razie cała sytuacja jest pod kontrola.
Pomimo, że Bartek w szpitalu (już jest mu zdecydowanie lepiej), pomimo, że przez dwa tygodnie pozbawieni byliśmy naszego starego (15 letniego) autka, pomimo że jego renowacja przerosła jego wartośc , to i tak daliśmy radę wszystko opanować i zsynchronizować.
W nadchodzącym tygodniu mój kalendarz wypełniony jest terminowymi wizytami u lekarzy różnych specjalności od dentysty i alergologa (Oliwia) poczawszy po psychiatre w Zielonej Górze i komisje ds orzekania o niepełnosprawności.
Szczęściem w nieszczęsciu jest fakt, że mój mąż ma przymusowy tydzień urlopu postojowego w pracy więc wspólnie przebrniemy ten trudny okres.

Za chwileczke przepedzimy siebie  i dzieciorki na działeczkę , a później przyjedzie Agata i bedziemy wspólnie lepić ruskie pierogi :)
Obiady w szpitalu sa obrzydliwe więc musimy synka dokarmiać jego ulubionymi potrawami :))
No i nie ma to jak intergracja rodzinna w kryzysowych sytuacjach :))

Za miesiąc urlop. Czekamy na niego jak na zbawienie. 
A za wszelkie niespodzianki i zrządzenia losu już podziekujemy.:))

14 maja 2009 , Komentarze (9)


Kurcze - mam maksa. Nie dość ,że ostro uwijam sie przy kompletowaniu dokumentacji na komisje lekarska to jeszcze Bartek mi zaniemógł :(

Żle się czuł i gorączkował od niedzieli, a dziś wylądował z obustronnym zapaleniem płuc na oddziale pulmonologicznym :(( Podobno zostanie tam co najmniej 10 dni :(

Coś mi to życie nie daje odetchnąć .:((

13 maja 2009 , Komentarze (6)


Przy okazji perypetii związanych z przełożonym - burakiem przypomniała mi sie dziś kolejna zawodowa historia. Z perspektywy czasu zabawna, ale w momencie zjaścia -bardzo przykra.
Kilka lat temu pracowałam na dyżurce z bardzo fajnym dyżurnym.Super nam sie współpracowało, a z racji tego, ze dyżury trwały 12 godzin w dzien lub w nocy to poznalismy się dość dobrze ujawniajac często tajniki naszego życia prywatnego.
Wydawało mi się , że się polubilismy i zaufaliśmy. 
Po pewnym czasie nasze drogi sie rozeszły-on został komendantem jednego z komisariatów, a ja  pracownikiem prewencji. Zajmowałam sie wtedy m.in. prewencją kryminalną, programami prewencyjnymi i współpraca ze szkołami.
Pewnego dnia moja koleżanka nauczycielka w klasach I-III w szkole podstawowej poskarżyła mi się, że w klasie, której jest wychowawczynia odbył spotkanie dzielnicowy, który kompletnie nie miał pojęcia jak sie rozmawia z dziećmi z takiej grupy wiekowej.
Ona dosłownie powiedziała, że facet  jak ten burak w rozchełstanym mundurze, rozsiadł sie na krześle i pytał dzieci - no co jeszcze chcecie wiedzieć??
Hehehehe.
Przykro mi sie zrobiło, bo przecież taki dzielnicowy jakby nie patrzec nie reprezentuje samego siebie, ale również mnie i cała Policje.
Za jakiś czas zdarzyła sie taka okazja, że mój były dyżurny, a obecny komendant komisariatu, gdzie m.in. owy dzielnicowy pracuje, jechał prywatnym samochodem w tym samym kierunku co ja, więc mnie zabrał. I nawiązała sie rozmowa o tym, o owym i takie tam, ale wspomniałam również o relacji mojej koleżanki nauczycielki proponując jednocześnie, że zorganizujemy dzielnicowym szkolenie, lub napiszemy konspekt , który posłuży im w trakcie spotkań z dziećmi i tym samym pozbawimy niektorych dowcipnisiów argumentów  do tworzenia kolejnych kawałów o policjantach :))
Pokiwał głową, że owszem prewencja ważna, ale roboty full, cyfry, liczby, dynamika, statystyka, kwity ,papiery, dyżury, więc jak ten biedny dzielnicowy dźwignie jeszcze kolejna ,nikomu niepotrzebną robotę.
Tjaaaaaaa.
Za jakiś czas mój były mąż (też policjant)  robił pożegnalną popijawę dla wszystkich swoich kolegów i podczas tej dobrze zakrapianej libacji  "mój kolega"  (mam nadzieje, że chciał tylko przypodobać sie mojemu byłemu i pokazać, że po jego jest stronie) powiedział , że Mariolce woda sodowa uderzyła do głowy, bo mówi na dzielnicowych buraki.
Hehehehe.

A ja i tak pozostane juz do końca życia taka naiwna w kontaktach międzyludzkich i wierze w dobro drzemiące w każdym :))
Czasem trzeba je tylko obudzić :))