Ostatnio dodane zdjęcia
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 398090 |
Komentarzy: | 5717 |
Założony: | 4 czerwca 2007 |
Ostatni wpis: | 18 marca 2015 |
kobieta, 47 lat, Gdynia
167 cm, 89.00 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Zdjęcia z potrójnych urodzin...
Efekt jo-jo sobie sama szykuję...
...bom durna, jak wał korbowy
Dietę mam ustaloną na ok. 1200 kcal w pięciu posiłkach. I cóż robię? Nie jem mało i często, nie. Albo jem mało i rzadko (mniej, niż karteczka przewiduje) spowalniając metabolizm. No brawo, qrwa***, brawo... A gdy przychodzi weekend? Nie to, żebym się obżerała - ale to, co jem z dietą wspólnego ma niewiele. Takie skrzydełka kurakowe na przykład, pieczone, chrupiące i tłuściutkie. Z frytkami. To właśnie nasz niedzielny (kacowy :P) obiad. Waga z czwartku (60,3 kg) wróciła mi po szaleństwach weekendowych dopiero wczoraj. Najgorsze jest to, że doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że moje zachowania są nieracjonalne, ale jednocześnie brnę w takie zachowania dalej, z jakąś dziwną masochistyczną przyjemnością. Robię sobie na złość, czy co?
Weekend przeżyłam, wspominam go z rozczuleniem - mimo, że intensywny na maksa. Urodziny dla Rodziców (i Szfagierry ;)) w piątek wyszły dobrze (zrobiłam zupę brokułową wedle przepisu Vitalii i to był bardzo dobry pomysł ;)). Sobotnie urodziny chrześniaka też udane :) Przed urodzinami poszliśmy na zakupy ogrodowe do Leroy Marlin***, więc calutki dzień latałam w szpilkach. Na moich urodzinach w Barbadosie nogi odmówiły mi posłuszeństwa i pod koniec tańczyłam na rzęsach :P Tak to jest, jak się idzie na imprezę w nowych szpilkach na 11 cm obcasie... Zaraz wkleję kilka zdjęć z imprezy udostępnionych przez męża przyjaciółki (która również była jubilatką ;)) W niedzielę natomiast miałam kaca :D Ale dopiero wieczorem mnie dopadł...
Teraz siedzę w domu sama z Misiem, bo Natalka zgarnęła Zosię i pojechały na zajęcia przedszkolne :) Zochacz co prawda nieco jeszcze pociąga nosem - w poniedziałek byłam z dzieciarami u lekarza, bo zakichane a Zocha z gorączką - ale już nadawała się, żeby wyjść z domu. Za to mnie wczoraj wieczorem strzeliło i siedzę teraz nieszczęśliwa, z obolałym gardłem :| Maciek także narzeka na przeziębienie. Nie było go na noc, bo w delegacji mam chłopa - wraca dzisiaj wieczorem. Za to mój Tato nie wiadomo, kiedy z Norwegii z targów wróci, bo ponoć lotniska pozamykane. Siorra w Wawce - też nie wiadomo, co z lotem powrotnym, wesolutko... Mamusi przyplątało się zapalenie okostnej, więc chodzi spuchnięta i obolała. Po prostu petarda, jak mawia mój Ślubny.
Kończę pisaninę i zabieram się za wstawienie kilku zdjęć z bibki. Mam nadzieję, że nie dostanę w czuja od współtowarzyszy zdjęciowych za umieszczenie ich facjat w sieci...
Buziaki środowe!
___________________________________________________
***Nie będę się powtarzać z tą damą
***Altanka i ogród dalej "się robią". Już bym chciała nie mieć robotników, tylko trawkę i grilla ;)
Szykuje się rzeźnicki weekend...
...z czterema imprezami w trzy dni. W piątek goszczę Rodziców i Teściów na swoich urodzinach (właśnie mam jechać na zakupy przedimprezowe, bo menu - w wielkich bólach - udało mi się stworzyć...), w sobotę jedziemy na roczek mojego chrześniaka (prezent już mam, w wolnej chwili*** pokażę) a wieczorem mamy potrójne urodziny w Barbadosie (wczoraj wojowalim z panią menadżer w kwestii menu, alku i ceny, ałałałaaaa....) a w niedzielę mamy dziesiąte urodziny chrześniaka mojego Męża (prezentu nie mamy, ale za to pomysł na prezent już jest).
Pańcia ze mnie pełna gębą - zrobiłam sobie znów żelowe paznokcie (niemodne, bo dość długie i z frenchem - ale ja nie muszę być modna :P), włosy obcięłam i zrobiłam jaśniutki popielaty blond i byłam 2 razy na solarze. I szpilki kupiłam, przepięknej urody - jeno niebotycznie wysokie. Nic to, chcę być pańcia, to mam ;)
Chudnę. Oczywiście nie tak szybko, jak bym chciała***, ale obiektywnie patrząc tempo mam niezłe. Za chwilę zobaczę wymarzone pięć z przodu :) Nie biegam i nie jeżdżę, bo zepsułam kolana. Tak to jest, jak się rzucam z motyką na słońce i robię za dużo, za szybko i na hura!
Do pracy z Wojtusiem miałam jechać dzisiaj. I chyba nie pojadę. Zresztą zobaczę jeszcze ;)
Zmykam na zakupy, buziaki czwartkowe (już czwartek!!!!!!)
_________________________________________________
***"w wolnej chwili"- naiwna blondi... ;)
***Walica Korbowa :P
...mi dzisiaj. Nagromadziło się wszystkiego po trochu: głodnam, zmęczonam, niewyspanam i sfrustrowanam*** I z obolałym tyłkiem. I kolanami. Starość nie radość, hłe hłe...
Ale za to dostałam od Siorry na urodziny prześlicznej urody kieckę***, w której wyglądam całkiem-całkiem. Krój kiecki jest taki:
Natomiast wzór to róże na czarnym tle, tak jak tu:
I świetnie pasują do tego wzoru (wbrew pozorom) czerwone szpilki. Które zamierzam popełnić jutro, a w zasadzie to dzisiaj już chyba...
I tym optymistycznym kończę i idę spać!
Buziaki (już) sobotnie.
_________________________________________________
***Brakiem NATYCHMIASTOWYCH efektów dietowania/brzuszków/biegania itd. No głupiam. Walica korbowa, przysięgam...
Tyłek boli, nogi się trzęsą, tchu brak...
...czyli co Rycząca
Trzydziestkatrójka robi wieczorem? No jak to co - jeździ na rowerze, a niby co
ma robić stateczna Matka Polka? :P Nie pobiegałabym dzisiaj, nie chciało mi się
wybitnie. Ale z racji bycia Qjonem Akuratnym*** porobić cosik musiałam, bo by
mnie wyrzut sumienia zeżarł. I wypluł resztki. Albo - co gorsza - częściowo
strawił i wyrzygał***... ;) Kompana do biegania bym miała dopiero późnym
wieczorem (a może i wcale?) - bo dzisiaj miał ważne wydarzenia przedkomunijne u
swojej córci. To wsiadłam na rowerzysko i hajda w pola i ugory! Sprawdziłam
sobie, czy niektóre ścieżki i dróżki są przejezdne, co się nowego wybudowało i
w ogóle jakie zmiany zaszły na tej naszej wsi . Ślicznie jest.
Coraz bardziej jestem "z Wiczlina", coraz mniej w zawieszeniu i bez
terytorialnego przydziału, już prawie wcale nie "z Chylonii" ;)
Zmykam do wyrka :) Ponowne buziaki czwartkowe :)
PS. Dieta jest, chociaż marzy mi się kubek zimnego mleka i pasek czekolady,
aaaaa......
________________________________________________
***Patrz wpis poniżej
***Jak już wielokrotnie wspominałam: nie, nie jestem damą :D
Głupiam, jak wał korbowy, naprawdę...
...powinnam być z siebie "dumna". Jechałam dzisiaj z samego rana do bankomatu - spieszyłam się okrutnie, bo wykonawca*** czekał na kaskę a ja byłam w niedoczasie. No i jadę sobie a przede mną wlecze się kapelusznik - "pyr-pyr-pyr". No mógłby pojechać chociaż te dozwolone 50 km/h, ale nie - pyrka trzydziestką, bo za pół kilometra zakręt... Podwójna ciągła, hm... No ale przecież droga prosta i pusto, oprócz kapelusznika i mnie nikogo. To śmignęłam, a co. Pierwszy raz zrobiłam coś takiego, bo tak w ogóle to jeżdżę teraz dość ostrożnie i grzecznie (i jeszcze wpuszczam z podporządkowanych!) a jedyny przepis, który zdarza mi się łamać to 50 km/h w mieście. No, śmignęłam (nawet z kierunkowskazami, he he...) i się okazało, że nie byliśmy sami. Z zatoczki wytoczyła się Policja i dawaj za mną. Też musieli na podwójnej wyprzedzać kapelusznika :P Zwolniłam od razu i poczekałam na nich - zatrzymali mnie w środku lasu. Od razu też dałam dokumenty - "Wie pani za co?". No qrka, pewnie, że wiem! Pokiwałam tylko głową. "Pewnie nie pierwszy raz w tym miejscu, co?" Teraz to się uśmiechnęłam "Pierwszy raz. W ogóle pierwszy raz mnie Policja zatrzymuje". "Proszę zaczekać w samochodzie, musimy panią sprawdzić". Poszedł, wrócił i pyta, co w życiu porabiam. Na hasło, że na macierzyńskim jestem stwierdził, że na pewno mam pilniejsze wydatki, niż mandat, dostałam tylko pouczenie i mnie puścił!!! "Może mi pan nie wierzyć, ale ja naprawdę pierwszy raz...". Odparł, że, niech mi będzie, że mi uwierzył i że mam dalej jechać ostrożnie. I nie dać się złapać ;) Niemal puścił oko :) Nie wiem, dlaczego mi się upiekło, ale dalej i z powrotem jechałam przepisowo :D Dobrze mi się dzionek rozpoczął... ;)
Dieta ok. Chociaż chyba za wcześnie ją zaczęłam - poziom motywacji mam żenująco niski i trzymam się tylko dlatego, żem Qjon, z tych takich Akuratnych Qjonów, które jak coś zaczną, to robią porządnie i chcą skończyć z sukcesem. Ale walczę z sobą bardzo-bardzo... Dzisiejsza waga: 61,90 kg.
Biegam co drugi dzień, dzisiaj mi wypada. Też mi się nie chce, ale gdy się umawiam z kimś, to też Qjon ze mnie wyłazi i się zbieram ;) Za to wczorajsze brzuszki sobie odpuściłam, muszę dzisiaj zrobić podwójnie...
Zmykam, Kochani. Buziaki czwartkowe :)
___________________________________________________
***Altankę z grillem stawiamy na działce, pewnie jakieś zdjęcia w końcu zrobię i wkleję ;)
...jakże mi ten czas zapingdala!!!
Odezwę się, jeno później-później :)
PS. Zakwasa zdeptałam, ale kolanko trochę nie-ten-tego. I pyli coś, bo astma się objawiła i podczas biegu charczę i tchu nieco brak... A raczej tchu za dużo, bo nie chce mi się powietrze z płucka wypchnąć :( Zapisałam się do lekarza dwojga specjalizacji: pulmonolog-alergolog. I będziem z astmą walczyć, no! :)
...ale nie takiego na chleb (ten
zdechł mi był, kij wie dlaczego...) a mięśniowego. Kwas pirogronowy mi po
mięśniach lata i zamieniając się w kwas mlekowy powoduje ból. Albo - co jest
nowszą teorią - DOMS
mnie złapał i nie puszcza. I zapewne nie puści przez czas jakiś, ałć ałała...
Wolę pierwszą teorię, bo zakłada zniknięcie zakwasów przy dostarczeniu tlenu do
mięśni, czyli popularnie mówiąc, trzeba zakwasy rozchodzić. A ta druga o
mikrourazach mięśni prawi. Cholerka... Szczyt bólu wedle tej teorii przypada na 24-72 godziny po wysiłku
i jestem klasycznym przykładem ją potwierdzającym - ledwie się
ruszam ;) Nic to - zaleczę zakwasa jednak według pierwszej teorii - postaram się je
rozruszać i pobiegać już jutro, nie w poniedziałek ;)
Gości posiadalim z wieczora, właśnie sobie poszli. Fajni goście i bardzo fajny
wieczór :) Grill, pogaduchy, Buzz, trochę alku i proszę - już po pierwszej ;)
Dobra, Kochani, idę zwalczać DOMSa poprzez gorącą wodę - może zadziała ;)
Buziaki sobotnio-niedzielne!
...w tym jedno portretowe Wojtasa "z wielką gałą"*** i dwa z Zosiakiem :) Z Wojtusiem były jeszcze dwa zdjęcia z tej imprezy, ale nie wiem, czy osoby go trzymające nie miałyby czegoś przeciwko umieszczaniu ich facjat na V. bez uprzedniego zapytania. Poza tym na jednym z nich Misioskoczek ma taką minę, że od razu widać, że albo Ciocia go za bardzo ścisnęła albo on sam za bardzo "dusi" hi hi hi... ;) Więc*** ich nie zamieszczam...
Dobrze, że zdjęcie jest czarnobiałe, to nie widać tak bardzo skazy na ryjku Wojtuli...
A to Zosia z Tatą, Zosia z Mamą i ja ubrana pod kolor do córci ;)
Tym razem naprawdę dobranoc :)
_________________________________________________
***W rzeczywistości nasz synek jest ładniejszy :D:D:D
***Wiem, wiem, wiem - nie zaczyna się... ;)