Nic mi qr... nie pomaga!!
I tym optymistycznym akcentem kończę na dziś i życzę wszystkim udanego weekendu :)
Ostatnio dodane zdjęcia
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 398341 |
Komentarzy: | 5717 |
Założony: | 4 czerwca 2007 |
Ostatni wpis: | 18 marca 2015 |
kobieta, 47 lat, Gdynia
167 cm, 89.00 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Natomiast dzisiaj zdjęcie jedno...
...ułożonych w kolaż. Tym razem wersja rodzinna. Ochy i achy na
temat Zosieńki - wskazane ;)
Dalej jestem zmęczona. Humor taki sobie - pewnie przez to zmęczenie. Nie wiem,
co mi. Zaraz? Stres? Faktyczne zmęczenie? Jakaś ukryta dolegliwość? Psyche?
Hm...
Jutro do pracy wraca Marcin. Czeka mnie niefajna rozmowa. Taka podwładny-szef
("szefówka", grrr...) Niewygodnie mi z tym bardzo, ale muszę to
zrobić - nikt nie odwali za mnie nieprzyjemnych obowiązków. Zastanawiam się,
czy najpierw nie zadzwonić do Asi i poradzić się jej - jak przyjaciółki, nie
jak narzeczonej Marcina. I nie wiem, co robić. Plus takiej rozmowy byłby taki,
że Asiek usłyszałaby też moją wersję - bo jestem dziwnie spokojna, że Marcin za
moimi plecami psy i koty do Asieńki na mnie wiesza. Nie chcę być powodem
rozdźwięku pomiędzy nimi, ale czasem to mi ręce opadają... No nieważne, coś
wymyślę :)
Przemyśleń miałam ostatnio sporo - głównie za sprawą Waszych pamiętników. O
relacjach rodzinnych. O zaburzeniach żywienia. O miłości - jej stadiach,
ewolucji i nieuchronności (?) końca. O zauroczeniach innymi ludźmi,
"romansach" - zarówno rzeczywistych, jak i wyimaginowanych czy
platonicznych (tak, to osobna kategoria :)). O kruchości życia - ludzkiego i
nie tylko. O upływie czasu i przemijaniu oraz o podejściu do tego. I wiecie co?
Chcę być radosną blondyneczką, która nie zagłębia się w filozoficzne tematy,
nie grzebie w swojej duszy i nie analizuje wszystkiego dookoła w tak
drobiazgowy sposób. Wolę być głupiutką, pustą laleczką, ale szczęśliwą,
niezamartwiającą się wiecznie wszystkim dookoła. Wiem, że to podejście
czarno-białe, które sama tępię. Ale jakoś nijak nie wychodzi mi znalezienie tej
harmonijnej szarości / tęczy (zależnie od nastroju).
Jesień, Mili moi, jesień w mojej duszy...
Buziaki niewyraźne.
PS. Dzisiaj znów malowałam paznokcie w korku. A wczoraj manicure zrobiłam. Nie
myślałam, słuchałam radia, pielegnowałam pazury i dobrze mi było. Czasem się
korki na coś przydają...
Dzisiaj kolaż z trzech zdjęć...
...gdzieś zaginęła kilka
dni temu :( Zniknął pamiętnik, pozostawione przez nią komentarze są
wyszarzone. Ostatnio była w szpitalu a teraz zniknęła na amen-amen :(
Martwię się, bo nic nie wspominała, że ma zamiar odejść z Vitalii.
Zresztą zniknięcie bez pożegnania jest w jej
stylu.
EDIT: 2009-09-19.
Blondi ze mnie, miało być: nie jest w jej stylu
Myślałam, że po kilku dniach się odezwie i powie chociaż, że z nią wszystko w
porządku, tylko chciała zrobić sobie przerwę / wkurzyła się na coś i wyniosła z
Vitalii / zakończyła przygodę z internetem / cokolwiek. A tu cisza.
Ktokolwiek widział,
ktokolwiek wie...
..coraz bardziej mi się podoba. Ale nieco musiałabym ją
zmodyfikować, żeby w pełni mnie satysfakcjonowała. Opierałaby się głównie na cytrynie
i lodzie: woda z lodem i cytryną, RedBull z lodem i cytryną, RedBull z
wódką, lodem i cytryną, wódka z lodem i cytryną. Szkoda tylko, że do stosowania
nadaje się jeno w weekendy...
Nieszczęśliwam dziś wielce. Powodów racjonalnych brak. Wysoce
prawdopodobne, że mnie zaraz jakiś rozbiera, bo plecy sztywne i w
"mrówkach", głowa ciężka a i spać się chce. Wychlałam przed chwilą
kufel gorącej herbaty z miodem, cytryną i whiskey (konkretnie to Jack Daniel's
to był, w zastępstwie rumu, który skończył się był niecnie i podstępnie a ja
nie nabyłam kolejnej flaszeczki). Samopoczucie poprawia mi moje
dziecko, które humorek miało całe popołudnie pyszny a i teraz wieczorem łazi i
gada coś po swojemu. I koty goni. I na mnie pokrzykuje ciągnąc za nogawkę.
Właśnie przywlokła mi zapasową pieluszkę, którą wydłubała ze spacerowej torby
:)
Zdjęcia od fotografa mamy - Zochacz wyszła prze-ślicz-nie! Zamieszczę, a i
owszem :) Ale nie teraz, teraz to ja - moi Mili - spadam sprzed kompa. Zmykam
pomagać w kąpieli Zochlinki.
Buziaki oklapniętouszkowe.
Jadąc (stojąc raczej) w korku...
...nie należy marnować czasu na bezproduktywne denerwowanie się
na coś, na co i tak wpływu nie mamy*** a na coś, co nam humor poprawi i/albo na
co czasu brakło rano. Ja sobie śpiewam namiętnie w odwłoku mając spojrzenia
innych towarzyszy korkowej niedoli. Makijaż poprawiam albo kończę (usta
zazwyczaj maluję w aucie). Manicure robię (da się...). A dzisiaj na ten
przykład wymalowałam sobie paznokcie. Dwie warstwy lakieru zdążyłam nałożyć i
wysuszyć. Malowanie paznokci w aucie (ale jasnym lakierem, nie czerwienią
strażacką tudzież śliwkowym bordo - do tego trzeba większej precyzji) ma tę
zaletę, że przy dużych korkach zdąży wszystko powysychać a ponieważ nie robię
niczego innego rękami, tylko trzymam kierownicę, to nie zepsuję świeżo
nałożonego lakieru. A w domu to zawsze mi się wydaje, że "już
wyschło" i pcham ręce np. do zmywarki. Po czym klnę na czym świat stoi,
lecę po zmywacz, nakładam drugi raz dwie warstwy i znów czekam aż wyschnie. A
że zazwyczaj mi się wydaje, że to już, to znów muszę lecieć po zmywacz i
powtarzać procedurę po raz kolejny... No po prostu nie chce mi się w domu
pazurów malować i uważam to za stratę czasu :)
No, to sobie pośpiewałam rano, pomalowałam paznokcie, pouśmiechałam do
zaskoczonych moim zachowaniem innych kierowców i spóźniona (dzisiaj osiem minut
:() dotarłam do pracy. Niestety - zaczęła się szkoła - zaczęły się korki. Pół
godziny mi nie wystarcza, żeby dojechać do pracy, wcześniej wyjść nie mogę, bo
Zosina Natalka przychodzi o 7.30 (zazwyczaj i tak jest 2-3 minuty przed czasem)
- niewiele mogę zrobić. Jedynie nie wkurzać się na korki ;)
I tym optymistycznym akcentem kończę poranną pisaninę i zanurzam się w stosy
faktur (zarówno sprzedażowych, jak i zakupowych), wyciągów bankowych, raportów
kasowych, deklaracji vatowskich, raportów dla rzeczoznawców, dokumentów
prostych (zwanych przez niektórych pekami - od PK przeksięgowanie ;)),
kompensat, not odsetkowych, analiz płatności, przelewów i korespondencji.
Właśnie, muszę zrobić porządek z korespondencją...
Buziaki pracowo-deszczowo-kawowo-piątkowe (juhu!! :))
PS.1. Wstrętny Gnom Czaszkowy niestety nie śpi. Ale nie dźga mnie dłutem i nie
traktuje młotkiem. Ale wiem, że ON TAM JEST...
PS.2. W lekturze ulubionych pamiętników utknęłam na literce "d". Komp
mnie odrzucił a i wolałam z Zosiakiem pohasać, niż dokarmiać Czaszkowego Gnoma.
Przez rzucanie piłką prawie stłukłyśmy lampę... :P
PS.3. Sny dziwaczne znów w natarciu. Ale dzisiejszego opisywać nie będę - za
bardzo pokręcony był i zbyt - nawet nie wiem, jak to nazwać - intymny? Co
zrobić, żeby grzecznie śnić o kwiatkach, kózkach i obłoczkach?
_______________________________________________________________________________
***No bo nasze nerwy nie
spowodują przecież szybszej jazdy, no nie? Jedyne co mogą spowodować to wrzody
wszelakie, pyskówkę z innymi kierowcami (w naszym pojęciu beznadziejnymi) albo
stłuczkę.
...tym razem moje ludzkie dziecko na swoim psim braciszku -
Pluto jest mój, ale mieszka z Rodzicami :) W tle ręce mojego Tatusia :D
Zosieńka nieco urosła, trochę "wydoroślała" i mocno zmądrzała. Wie,
co znaczy "nie". Strasznie się złości, jak słyszy to słowo ;) A sama
doskonale potrafi kręcić głową "nie-nie-nie" i ma z tego dużo radochy
:)
Dobra - trzy wpisy w ciągu godziny to chyba wystarczy, co? ;)
PS. Znów mam dziwaczne sny. Wczoraj śniłam, że jestem liliputem (wzrostu mojego
dziecka - jakieś 75 cm) i tak strasznie trudno mi było się odnaleźć i
egzystować w świecie "olbrzymów". Inaczej spojrzałam na świat po
obudzeniu. Oczami mojej Zosieńki :)
A to "wiejski kocur" - Mietek z upolowanym (nie przez
siebie a przez Antka) ptaszkiem. Do tej pory moje dzielne chłopaki przywlokły
do domu trzy ptaki (jeden przeżył, dwa nie - jak widać na zdjęciu), mysz (nie
wiem, czy przeżyła, bo półżywą wynosiliśmy o 2 w nocy z chaty...), traszkę
(zeżarta), kilka koników polnych (zeżarte) i furę pająków, motyli i ciem.
Wesoło jest :)
Następne zdjęcia soon :)