Pamiętnik odchudzania użytkownika:
doraw

kobieta, 48 lat,

160 cm, 81.50 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w końcu osiągnąć upragniony cel :-)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 kwietnia 2008 , Komentarze (10)

No tak jak myslałam poniedziałek nie był za bardzo dietkowy.
Moja Mamusia po niedzielnych imieninach zapakowała nam trochę pyszności do domu (nie protestowałam - owszem mój błąd).
Pyszności żeby się nie zmarnowały musiały być wczoraj zjedzone. Na pocieszenie mogę tylko napisać że wszystko : rybkę po grecku, sałatkę jarzynową i nóżki w galarecie jadłam bez chlebka a na obiad i kolację zjadłam całą petelnię warzywek (bez ryżu czy kaszy). No i wieczorem byłam w fitness klubie. Po ćwiczeniach byłam ledwo żywa - dzisiaj strasznie bolą mnie nogi bo było dużo ćwiczeń na uda i pośladki.
Dzisiejszy dzień teżnie zaczęłam najlepiej. Właśnie piję kawkę i jem paluszki :-(((
Babskie dni tuż tuż i po prostu nie mogę im się oprzeć. Waga na szczęście bez zmian ale przecież ma spadać a nie być bez zmian :-(((

Pozdrawiam Was wszystkie i życzę przepięknej pogody (u nas taka jest)

21 kwietnia 2008 , Komentarze (10)

Tak sobie siedzę i myslę dziewczynki i wiecie co?
Na napisaniu poradnika "Jak przytyć w jeden weekend 2 kg"  to chyba bym zarobiła dużo kasy. Oczywiście pod warunkem że znalazłby się ktoś kto go kupi i przeczyta.
Wam nie polecam.
Zaczęło się dość dobrze bo w piątek wieczorem udało mi się wyskoczyć na 20.00 na aerobik (mięśnie brzucha czuję jeszcze dzisiaj).
A od soboty to juz była dietetyczna katastrofa: śniadanko ładne (muesli z chudym mlekiem) a potem kawusia z ciastkiem, zupka z serkiem topionym (pycha ale przez ten serek to bomba kaloryczna) następnie obiad - placki  ziemniaczane (bomba!) i  potem znowu kawusia z herbatnikami.
Wieczorem postanowiłam iść na basen. No ale zadzwoniła bratowa że robią pierwsze w tym roku ognisko i zapraszają na pieczone kiełbaski. Z basenu nici a skończyło sie na kiełbaskach i piwie (bomba!).
Napisałam że sobota to była katastrofa?
To nie znam określenia na nazwanie niedzieli.
Były imieniny moich Rodziców (które wspólnie teraz wyprawiali).
Moja Mamusia robi same pyszności a ja jako grzeczna córeczka wszystkiego pokosztowałam. To mi wystarczyło żeby czuć się pełna. Dobrze że chociaż zaliczyłam 2 spacery.
Na wagę dzisiaj nie staję bo się boję.
Muszę porządnie wziąść się do roboty, żeby do soboty odrobić straty.

Aha! Ważyłam sie ostatnio w sobotę to było tyle co na pasku.Więc nic nie zmieniam. Dzisiaj obiecuję sobie iść na aerobik bo mąż wraca wcześniej z pracy.
No to teraz mogę cierpliwie wysłuchać słów krytyki i potępienia za ten weekend. Należy mi się.

18 kwietnia 2008 , Komentarze (7)

Chyba można już tak powiedzieć prawda?
Tylko parę godzin dzieli nas od dwóch najwspanialszych (i na ogół najbardziej niedietetycznych) dni tygodnia.
Jak będzie tym razem?
Podsumowując mijający tydzień to nie było najgorzej (dieta zachowana) ale mogłoby być lepiej (gdyby nie to "podskubywanie" czyli łagodniejsza wersja "podjadania").
No i niestety w tym mijającym tygodniu ani razu nie byłam na aerobiku. Karnet wykupiony ale leży i czeka na "lepsze czasy". Nie wynikło to z mojej niechęci do ćwiczeń czy lenistwa ale niestety z faktu, że nie mam z kim zostawić dzieci żeby się urwać na godzinkę czy dwie :-(((. Mąż miał tak ciężki tydzień w pracy że wracał o 20.00 a czasami (np. wczoraj ) po 22.00. Wiadomo - własny biznes więc trzeba koło niego chodzić.
Z tego też powodu wczoraj "przeprosiłam się" z moim rowerkiem stacjonarnym i twisterkiem. Po prostu zaczęło mi brakować ruchu. A pogoda jak same widzicie za oknem (przynajmniej w okolicach Szczecina) jakoś ruchowi nie sprzyja.
Może weekend okaże sie łaskawszy.
Pozdrawiam wszystkich i życzę ładnej pogody. I dużo ruchu i spacerów.

16 kwietnia 2008 , Komentarze (7)

Za oknem ciągle pada. Już drugi dzień. Ochyda.
Dieta jakoś ostatni trochę kuleje.
Wyobraźcie sobie co mi się wczoraj przytrafiło.
W menu na obiad miałam zaplanowane : zupkę - krem fasolową (wyszła bardzo pyszna) oraz 180 gram rybki duszonej na parze. Przyznaję, że nie przepadam za rybą w dodatku duszoną na parze. Postanowiłam więc ją usmażyć na dosłownie kropelce oliwy z oliwek. A co mi tam - trochę więcej kalorii ale przynajmniej będzie to to zjadliwe.
Mam (hmm, teraz już miałam) taką maleńką patelenkę teflonową - dla mnie po prostu idealna na usmażenie np. jednego kotlecika czy podsmażenie kawałka cebulki. No więc wrzuciłam tą rybkę na rozgrzaną patelnię i przykryłam pokrywką, która idealnie się w nią wpasowała. Tak idealnie, że zassało ją  do środka i za nic nie chciała  wyjść. Męczyłam się z nią pół godziny kiedy patelnia wystygła. Mąż telefonicznie mi poradził żebym rozgrzała patelnię i pod wpływem ciepła ona się rozszerzy i pokrywka wyjdzie. najwyżej rybka się spali. Niestety wszelkie moje wysiłki nic nie pomogły. Pokrywka ani drgnęła.
Ponieważ byłam strasznie głodna i na rybę nie mogłam już patrzeć więc szybko ugotowałam sobie warzywka - tym razem na parze.
Mąż jak wrócił z pracy to jeszcze trochę z patelnią powalczył (właściwie z pokrywką) ale nic to nie dało. Śmiał się że to kara za to że chciałam "oszukać dietę" i rybę usmażyć a nie ugotować na parze.
Nie pozostało mi nic innego jak pójść do sklepu i kupić nową patelenkę. I pokrywkę. Bo ta była od takiego małego garnuszka do gotowania zupki dla Amelki.
No i na przyszłość chyba będę ściśle stosowała się do diety.
Ha,ha,ha

14 kwietnia 2008 , Komentarze (8)

Od poniedziałku znowu deszczowo. Aby zatrzymać te wspaniałe chwile z wczorajszego cudownego dnia pstryknęłam parę fotek, które Wam pokazuję.

Prawda że chlebuś na powietrzu lepiej smakuje?


Nawet pozowanie do zdjęć ładnie wychodzi.



Z tym pozowaniem to różnie bywało. Syn z uwielbieniem obcinał roślinki - pewnie będzie z niego ogrodnik po Babci i Tatusiu.




Amelka za to pokochała kwiatki. Dobrze, że Mateusz nie zdążył ich ściąć. W porę go powstrzymaliśmy.




Ponadto został rozegrany wspaniały mecz piłki nożnej w której brała udział cała rodzina a  przedział wieku był 1 rok i 3 miesiące - 93 lata. Babunia stała na bramce i nawet obroniła 3 gole. Śmiechu było pełno.

Pozdrawiam wszystkich poniedziałkowo.

13 kwietnia 2008 , Komentarze (5)

W końcu doczekaliśmy się słonka.
Świeci pięknie i jest dosyć ciepło. Właśnie pakuję dzieciaki (mąż jeszcze załatwia jakieś sprawy ale zaraz wraca) i jedziemy wszyscy na wieś do domku letniskowego. Tam spotkamy się z moimi Rodzicami i Babcią, którzy już pojechali godzinę temu. Nie byliśmy tam właściwie całą zimę (nie licząc jednego wypadu na 2 godziny) bo z dzieciakami nie było sensu. Góra domku jest jeszcze nieocieplona więc nawet jak by się napaliło w kominku to i tak trzeba by było chodzić w kurtkach i czapkach. Teraz to co innego - mogą polatać po dworze. Okolica jest przepiekna - działka jest pod lasem a za lasem ogromne jezioro Woświn. Niestety do kąpieliska mamy kawałek drogi bo od naszej strony jezioro jest zbyt zarośnięte. Poza tym cisza, spokój i prawdziwe "łono natury". Aż nie mogę doczekać się lata kiedy będziemy tam jeździć na dłużej.
Ok. Rozmarzyłam się trochę....

Teraz juz nie psuję sobie chwili marudzeniem o dietach, ćwiczeniach i wadze.
 O tym będzie jutro.
Pa,pa!!!

12 kwietnia 2008 , Komentarze (7)

No tak.
I po co ja głupia stawałam w środę na wagę i się tak cieszyłam ?
Wtedy pokazała 63,6 czyli o kg. mniej. A dzisiaj dokładnie tyle co na pasku czyli ubytek żaden.
Myślę że to efekt chodzenia na ćwiczenia. We wtorek byłam na piłkach i do dzisiaj czuję każdy mięsień nóg i ramion. Poza tym doszedł problem z toaletą - u mnie to dość rzadkie ale czasami się zdaża. Zwykle wtedy pomaga Figura1 z senesem chociaż staram sie za często ją nie pić bo jest dość silna jak dla mnie.
Wczoraj wieczorem aż mnie nosiło i chciałam iść na ćwiczenia albo chociaż na basen ale jakoś tak wyszło że nie poszłam. Może dzisiaj się zbiorę. Pogoda na dworze dalej nie zachęca do jakichkolwiek wyjść i kolejną sobotę przesiedzimy pewnie w domu. Pada deszcz, jest pochmurnie i ponuro . Brrrrr
Od jutra zapowiadają poprawę. Oby. Juz wszyscy mamy serdecznie dosyć tej zimnicy i pluchy a dzieciaki od 2 tyg. nie mogą wyjść z przeziębień.

Wszystkim tym, którym świeci słoneczko i tym u których pada deszczyk życzę miłego weekendu.

10 kwietnia 2008 , Komentarze (7)

No i koniec dobrej passy.
Oznacza to, że wrócił  mi wilczy apetyt i prawie ciągle chodzę głodna.
No i łapię się na tym, że podjadam. Wczoraj było to parę kostek gorzkiej czekolady (pozostałości z soboty) i kawałek pysznego sernika, którego przyniósł wieczorem mąż. Dzisiaj  zapycham się chrupkami kukurydzianymi i staram się nie myśleć o tym, że coś bym zjadła. A tak juz było dobrze!
Mam tylko nadzieję, że nie odbije się to na moim sobotnim ważeniu.
Wyobraźcie sobie, że wczoraj jak stanęłam na wadze to zauważyłam, że udało mi się już  zrzucić tyle co po pierwszej ciąży. Niestety do mojego rekordu (czyli osiągnięcia wagi 59 kg) ciągle jeszcze sporo brakuje.
No ale już jest całkiem, całkiem.
Dzisiaj wieczorem wybieram się do klubu na PIŁKI chociaż nie wiem jak uda mi sie wykonać jakiekolwiek ćwiczenia - ciągle jeszcze czuję każdy (dosłownie!) mięsień po ćwiczeniach wtorkowych.

Życzę wszystkim miłego wieczoru. Weekend już bliziutko!

9 kwietnia 2008 , Komentarze (8)

Witam !
Pewnie słyszałyście w wiadomościach co się działo wczoraj w moim pięknym mieście. Mam to szczęście, że mieszkam na tzw. Prawobrzeżu i u nas prąd, woda i ogrzewanie było. U mnie w domu jedyną niedogodnością był brak netu ;-).
Wierzcie mi jednak, że miasto było jakby sparaliżowane. I wyludnione - bo część ludzi chyba została w domu. Większość instytucji, banków i sklepów nie działała więc po co wychodzić, tym bardziej że śnieg na ulicach, zimno i ponuro? Moja bratowa przywiozła mi rano Karolka ale po niecałej godzinie go odebrała  - w szkole były egzaminy i ona z innymi dziećmi miała w tym czasie jechać do kina ale kino oczywiście nie działało ;-). Mąż cały dzień pracował w domu przy projektach bo nawet nie mógł dodzwonić się do klientów - siadły telefony stacjonarne (te które trzeba podłączyć do prądu) i część telefonii komórkowej. Nie miałam kontaktu z nikim z mojej Rodziny i jakoś dziwnie się z tym czułam. To niesamowite jak bardzo jesteśmy uzależnieni od techniki i różnych form komunikowania się.
Wieczorkiem poleciałam sobie do Klubu na ćwiczenia SHAPE. Myslałam że wymięknę - dzisiaj strasznie bolą mnie uda i pośladki (hip hip hura!)
Jutro idę na PIŁKI. Dzisiaj tez chciałam iść ale czuję, że nie dam rady - wszystko mnie boli po wczorajszym.


Rano stanęłam na wadze: HIP HIP HURA!!!!!

7 kwietnia 2008 , Komentarze (11)

No i rozpoczynamy kolejny tydzień.
Weekend minął tak sobie. Oba dni (sobota i niedziela) były pięknie dietkowe w godzinach 8.00 - 20.00. W sobotę wieczorem popełniłam ten błąd, że jak dzieci poszły spać to zadziałałam pod wpływem impulsu i poszłam do pobliskiego sklepu po pieczywo na niedzielę rano. Oczywiście wiedziałam, że kupno pieczywa to tylko pretekst do kupienia czegoś innego. Tak więc sobotę zakończyłam przed tv (akurat była fajna komedia romantyczna) i przy 2 lampkach pysznego czerwonego wina, 5 kostkach jeszcze pyszniejszej gorzkiej czekolady i pół paczce paluszków (czekolada i paluszki to efekt wyjścia do sklepu oczywiście). No i co najważniejsze czułam, że po całym tyg (teraz już mogę powiedzieć że pracy) mi się to należy.
W niedzielę od rana pogoda była taka, że najgorszego wroga nie wystawiłabym za drzwi. Pochmurno, ponuro i padał deszcz. Ponieważ synek ma zapalenie ucha środkowego i dostaje antybiotyki a mała ciągle chodzi kaszląca i smarkająca to wszelkie formy spaceru (nawet w kaloszach i pod parasolkami) odpadły. Dzieci siedząc któryś dzień z kolei w domu dostawały kota a my razem z nimi.Wieczorem wybrałam się z moją Mamcią do kina na komedię romantyczną " Nie kłam kochanie". Film oprócz dobrych i fajnie grajacych aktorów był taki sobie ale miło spędziłyśmy wieczór. W kinie zjadłam wafelka w czekoladzie ale co mi tam - lepsze to niż paka popcornu co nie?
Teraz Amelcia i Karolek smacznie sobie drzemią więc lecę coś upichcić dla męża na obiad.