Pamiętnik odchudzania użytkownika:
doraw

kobieta, 48 lat,

160 cm, 81.50 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w końcu osiągnąć upragniony cel :-)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 grudnia 2007 , Komentarze (3)

Witam wszystkich ponownie.
Jakoś ciężko mi się zmobilizować do czegokolwiek - ćwiczeń, diety itp.
Na szczęście ograniczyłam jedzenie. No i słodycze. Tyle dobrego.
Ale muszę Wam powiedzieć że Święta były naprawdę udane i wszyscy (i dzieci i dorośli) musieli być przez cały rok bardzo grzeczni bo prezenty Mikołaj przyniósł super.
Tylko mój synek teraz się śmieje bo jak wczoraj był niegrzeczny  to nieopatrznie  mi się wyrwało:  Jak będziesz dalej taki niegrzeczny to zobaczysz że Mikołaj zamiast prezentu przyniesie Ci rózgę. Kiedy ? Za rok? 
I czym ja go mam teraz straszyć???
A tak wyglądał nasz stół Wigilijny w wykonaniu mojego męża:




A to cała nasza Rodzinka w komplecie:



27 grudnia 2007 , Komentarze (6)

Dzisiej miałam obowiązkowe ważenie.
UWAGA UWAGA!
Zawiadamiam wszem i wobec, że przesunęłam swój pasek wagi.
Szkoda tylko że nie w prawo do upragnionego celu ale aż o 1,1 kg. w lewo.
No cóż, na szczęście spodziewałam się tego i obiecałam sobie, że zaraz po Świętach zabiorę sie ostro do roboty w celu zrzucenia nadwyżki.
Dziś jest własnie to "po Świętach".
Szkoda tylko, że kiedy to piszę piję kawusię i zajadam pyszne ciasto orzechowo - czekoladowe, które upiekła moja Babunia. Do tego jest jeszcze keks mojej Mamci i ciasto marchewkowe mojego Męża. Nie jem oczywiście tego wszystkiego na raz ale dzień jeszcze dłuuuuuugi.
I jak tu zacząć po Świętach, skoro tyle smakołyków jeszcze zostało ???

21 grudnia 2007 , Komentarze (7)

Powoli , bardzo powolutku moja dieta zostaje wyparta
 na rzecz zbliżających się Świąt.
Oczywiście ja tego nie chcę i bronię się przed tym z całych sił ale cóż,
pewnym rzeczom bardzo trudno nie ulegać.
Obiecuję, że po Świętach ostro się biorę do roboty. Pewnie troszkę będzie trzeba odrobić tego co przybędzie ale to nic. Dam radę.
Zbyt dużo już osiągnęłam żeby teraz przerwać.
Wszyscy, dosłownie wszyscy mówią, że  bardzo schudłam.
 Nawet nie wiecie jak to cieszy.
Jeszcze trochę i pokażę Wam zdjęcia - jak wyglądałam przed dietą i teraz.
Jest różnica.
Ale dość o tym bo teraz już dieta schodzi na drugi plan.
Wczoraj u mnie stanęła choinka ( a właściwie dwie). Jedna duża, pachnąca jodła obwieszona jest głównie pierniczkami, słomianymi dekoracjami i czekoladkami ( to ostatnie z myslą o dzieciach). Druga -  mniejsza (sztuczna) w kuchni - co roku ją stawiam przez sentyment, jako pozostałość z pobytu w Anglii.
Przypomina mi o tych Świętach, które tam spędzilismy. A jest co wspominać.

Pierniczki , które piekłam wczoraj przy dzielnej asyście mojego synka,  dekorował  mój mąż. Dzieci ograniczyły się do podjadania posypki i lukru. Tutaj prezentuję część z nich:


A jutro ostatnie zakupy - to robi mąż i sprzatanie - to ja.
 Tak więc będzie kolejny pracowity dzień.

20 grudnia 2007 , Komentarze (5)

No, nie jest tak najgorzej jak myślałam, bo waga spadła mi o 0,40 kg. Biorąc pod uwagę fakt, że przez 3 dni musiałam odrabiać to co przytyłam na początku tygodnia to naprawdę jest dobrze.
Wczoraj byłam u siebie w pracy na Wigili a właściwie na przedświątecznym, ostatnim już w tym roku spotkaniu. Było pyszne jedzonko oczywiście (wzięłam super przepis na sałatkę z tuńczyka) i wspaniała atmosfera. Fajnie było zobaczyć znowu swoje koleżanki. Jak pomyślę, że jeszcze przez tyle miesięcy nie będę z nimi pracowała to troszkę mi sie robi smutno. Lubiłam atmosferę panującą w pracy no i w ogóle całe to zamieszanie, które tam panuje. 
A jest ono spore, uwierzcie mi.
 No, ale z drugiej strony nie żal mi porannego wstawania (jestem ogromnym śpiochem) i życia w ciągłym biegu - praca, dom, zakupy itp.  -
jakby dobie brakowało co najmniej 4 godzin.
Tak więc Dziewczynki, jak mówi stare przysłowie:
"Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma"
Oczywiście nie dotyczy to nadmiaru kg. i kiepskiej przemiany materii. Bo tego to sie chyba nigdy nie polubi, prawda?
Życzę wszystkim miłego dzionka.

18 grudnia 2007 , Komentarze (5)

Muszę Wam się do czegoś przyznać.
 Kiedy miałam ostatnie cotygodniowe ważenie, waga pokazała 67,8 czyli o kg. mniej niż poprzednio. Oczywiście byłam tym stanem zachwycona - bez ćwiczeń, z małymi grzeszkami waga leci w dół. Po prostu super. Tak więc nastąpił ciąg dalszy grzeszków - 0 ćwiczeń, i codziennie a to paluszki, a to piweczko jabłkowe  do wieczornego oglądania filmu a to parę ciasteczek. Dietkę trzymałam w dalszym ciągu z paroma małymi wyjątkami. No i co sie stało? Przedwczoraj rano stanęłam na wadze: a tu 68,1. Po prostu szok.
Dobrze że w porę się opamiętałam  i od wczoraj znowu wróciłam do rygoru. Dzisiaj rano waga pokazała 67.6 czyli to co przybrałam odrobiłam ale w ujęciu tygodniowym (pojutrze ważenie) wypadnie to baaaaardzo kiepściutko. Powiedzcie mi, czy tak już będzie do końca życia - lekka "rozwiązłość" żywieniowa i trach waga idzie w górę? Można się załamać.
Obiecałam sobie że do Świąt nie jem nic słodkiego. No dobra, tylko jutro jadę do swojej pracy na Wigilię. I jestem ciekawa jak ja wytrwam w swoim postanowieniu ?

16 grudnia 2007 , Komentarze (3)

Opuściłam się ostatnio w pisaniu ale jakoś taka byłam zabiegana - zakupy, sprzątanie, mycie okien itp. sprawy zawładnęły mną całkowicie. Chyba juz udzielił mi się ten przedświąteczny szał. Nawet nie wiedziałam że dzisiaj jest 50 dzień mojego dietkowania. Ale ten czas leci...
Wczoraj rano musiałam pojechać do Carrefoura żeby kupić prezent pod choinkę dla mojej córci (tam on jest w największej promocji). I wiecie co? W kolejce do kasy czekałam 35 min. To jakiś obłęd po prostu. A najlepsze (a właściwie najgorsze) było to jak ludzie się zachowywali przy rzeczach w naprawdę dużej promocji. Np. kostka masła kosztowała 1.99 więc jedna Pani drugiej Pani prawie wyrywała to masło z ręki. Zastanawiające jest - po co tej Pani 14 (liczyłam) kostek masła.
 Przecież to masło ma jakąś określoną ważność, prawda?
 Czasami co niektórzy bardzo mnie zadziwiają.
Kiedy wróciłam do domu (z bólem głowy oczywiście) miałam już dość wszelkich zakupów . Dobrze tylko że dzieciaki zostawiłam w domu z mężem bo nie wiem jak one by to przeżyły.

13 grudnia 2007 , Komentarze (7)

Jestem juz w domku. Nie uwierzycie, ale dzisiaj rano na wadze ukazało się 67.80. Czyli ubył mi dokładnie kilogram od zeszłego tygodnia. Tygodnia, w którym pozwoliłam sobie parę razy na małe co nieco i nie ćwiczyłam ani jednego dnia. Nawet nie byłam na basenie.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie wolno mi sobie zbytnio pofolgować bo w kolejnym tygodniu waga pewnie nie będzie już taka łaskawa ale na razie cieszę się kolejnym (dużym ) spadkiem.
Kolejne miłe zaskoczenie to takie, że wczoraj mogłam już powyciągać wszystkie spodnie w których chodziłam przed ciążą. Co prawda nie są one tak luźne jak bym chciała żeby były ale spokojnie mogę już w nich chodzić.
To tyle na dzisiaj. Dziękuję Wam bardzo za wsparcie. Ten mój sukces, który osiągnęłam na pasku wagi w dużym stopniu zawdzięczam Wam. Bez Was byłoby o wiele, wiele trudniej. I wierzcie mi - wiem co mówię bo już nie raz się odchudzałam ale jeszcze nigdy nie było to takie łatwe i przyjemne.

12 grudnia 2007 , Komentarze (4)

Bardzo Wam dziękuję za to, że utrzymujecie mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłam przedłużając sobie urlop wychowawczy. W gruncie rzeczy ja też uważam, że to dobrze dla małej ale z drugiej strony trochę ciągnie mnie do "świata zewnętrznego" - takiego bez pieluch, wyrzynających się ząbków czy po prostu marudzenia żeby sobie pomarudzić. Miewam czasami takie momenty, że zazdroszczę moim koleżankom tego, że są w pracy i mogą sobie trochę odetchnąć od spraw domowych. Wiem jednak, że one w tym samym momencie zazdroszczą mi tego że jestem w domu z córeczką (one też maja malutkie dzieci), mogę spokojnie zrobić zakupy, posprzątać czy  pospać trochę dłużej a nie ciągle tylko w biegu i w biegu. Myślę, że lepiej będzie na wiosnę - zrobi się cielej więc będę mogła więcej czasu spędzać z dziećmi na dworze a nie tylko w czterech ścianach.
A co do świata zewnętrznego to właśnie zaraz - za godzinkę, może pół - jadę sobie na noc do mojej Mamusi. Nie muszę chyba dodawać, że dzieci zostaja w domku. Trochę sobie poplotkujemy i będę mogła się odprężyć aż do jutra. Mama ma w domu wagę więc oczywiście nie przegapię cotygodniowego ważenia. Do jutra.

11 grudnia 2007 , Komentarze (10)

Witam wszystkich w ten deszczowy pochmurny wtorek (przynajmniej u mnie).
Wczoraj byłam u koleżanki synka na urodzinkach i oczywiście nie oparłam się pokusie zjedzenia 2 kawałków ciasta. Na szczęście dalej bardzo kocham samą siebie i nic nie jest w stanie popsuć mi przedświątecznego nastroju. Dzisiaj rano stanęłam ukradkiem na wadze i...miłe zaskoczenie (może stąd ten samozachwyt). Ale oficjalne ważenie i zmiana pasku wagi w czwartek.
Wtedy zobaczymy czy mój dobry nastrój się nie ulotni.
Dzisiaj pojechałam z moją córcią do mojej pracy, żeby napisać podanie  o przedłużenie urlopu wychowawczego do końca sierpnia.  A co mi tam, jak się  trafi jakaś opieka dla niej wcześniej  (za rozsądną cenę)  to najwyżej wrócę  do pracy wcześniej a jak nie  to płakać nie będę. Przynajmniej mała będzie miała mamusię na trochę dłużej. Z pożytkiem dla niej mam nadzieję.

10 grudnia 2007 , Komentarze (4)

Hej!!! Jakoś ostatnio nie miałam zbytnio czasu na pisanie. Taki był ten weekend zabiegany jak nigdy. No ale efekty są - prezenty dla wszystkich pokupowane.!!!!
I to 2 tyg. przed Świętami.
Jeszcze tylko muszę na Allegro zamówić taką potrójną ramkę - w środkowej części umieszcza się zdjęcie dziecka a boczne ramki wypełnione są masą solną lub gipsową (do wyboru) aby zrobić odcisk stópki lub dłoni dziecka. To na prezent dla mojego malutkiego bratanka bo w pierwszy dzień Świąt będą jego Chrzciny. Myślicie że to będzie dobry prezent na Chrzciny? Ramkę można powiesić  lub postawić i pomyślałam sobie, że fajnie będzie za parę lat porównać jak ta rączka czy nóżka się zmieniła. No bo co mam kupić? Kolejną zabawkę czy ciuszek? On już teraz ma ich bardzo dużo a od choinkę pewnie jeszcze coś dostanie.
Dietka idzie jak po maśle (dietetycznym oczywiście). 
 Co prawda wczoraj o godź.  22.20 zjadłam całą  grachamkę z pasztetem i pomidorem ale to był mój jedyny grzeszek i sama sobie już go wybaczyłam. Kochana jestem prawda???