Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Groteska07

kobieta, 39 lat, Lublin

158 cm, 52.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Do wakacji stanę się laską niesamowitą;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

31 sierpnia 2010 , Komentarze (5)

Krótka historia moich potyczek wagowych:

-na Vitalię trafiłam ważąc 68kg co było dotychczasowym apogeum mojej wagi

-mądrze jadłam, latałam na siłownię 5miesięcy i super figurka i waga 61,8kg

-nie wiem jak i gdzie 75kg (to dopiero apogeum)

-ślub i zwiazane z tym dietowanie: 63,7

-nie wiem jak i kiedy: ponad 70kg!!!

 

Jak ja mogę fundowac to swojemu organizzmowi? no jak? Przecież przemiana materii zwolniła o 80%!!! jojo za jojejm i to za każdym razem mam +pare kilo wiecej niż przed odchudzaniem. jestem cholernym obżartuchem, nie panuję nad sobą i nad jedzeniem, no normalnie nie panujeeee!!!

 

Ale wiecie co? zdenerwowałam się. Wkurzyłam i mi ciśnienie podskoczyło jak oglądałam dziś zdjecia "z przeszłości". Gdzie jest ta wesoła, zwariowana 20stolatka, dusza towarzystwa, z głową pełną pomysłów i nie umiejaca usiedziec w miejscu przez 10minut?

 

Teraz jestem: leniem patentowanym, choc bardzo to ukrywam, bardzo dużo pracuje, bo pieniądze mi potrzebne jak nigdy, i tą pracą się tłumaczę "nie mam siły iśc na imprezę w wolny wieczór, tyle ostatnio pracuję...", "nie kochanie, nie pójdziemy do kina, mam huk roboty". A prawda jest taka, ze boję się wyjśc z domu, no pomijając pracę, bo to obowiazek i nie jako drugi dom.

 

Jestem mega zakompleksiona, pełna apatii, ogarną mnie marazm i nic mi się nie chce.

 

Ale UWAGA!!! Biorę dupę w trogi i zaczynam o siebie dbac, nie mówię tu tylko o ciele ale i o psychice! już wczoraj (bo z poniedziałku łatwiej się działa), wracając z pracy zaszłam do klubu fitness, żeby oblookac po ile karnety (znów podrożały cholery) i kupię na pewno, bo inaczej do cwiczeń się nie zmuszę.

Po drugie we czwartek idę do fryzjera, mam już wyblaknięty kolor, grzywkę do połowy nosa i porozdwajane końcówki.

I po trzecie: koniec z jedzeniem byle czego!

 

Ja jestem chora na punkcie jedzenia: widzę coś i się nie zastanawiam tylko jem! i to jak najszybciej, po kryjomu, byle nikt nie widział. Chore! chore!

 

dośc, niech się dzieje co chce ja walczyc umiem!!!

kiedyś mi się udawało to i teraz się uda...

Boże czuwaj

2 czerwca 2010 , Komentarze (2)

Kochane Vitalijki!

Na bierząco do Was zagladam, czytam, czasem zostawię jakiś komentarz, ale raczej się nie uaktywiam. Niestety raz: jestem na masę zajęta, bo to już ostatnie przygotowania do ślubu, 2: diety wcale nie prowadzę. jestem w złym stanie, nie chcę Wam się tu użalac, bo od tego mam psychiatrę;p ale ogolnie wszechmocna Bulimia wróciła. jem i rzygam, potem płaczę, znów się nażrę i znów rzygam i tak wkoło Macieju. Jestem beznadziejna! Ważę około 68kg.

Nic sobie z tego nie robię, jestem ogłupiona przez leki. Ale od dziś zamierzam cwiczyc w domu, bo do ludzi na razie nie wychodzę;p

dobra kończę, oblookam jeszcze wasze pamiętniki i idę spac. Teraz jak noworodek spię. Siedzę w nocy do 3, potem śpię  do 10, lecę do redakcji (albo i nie) i znów w kimę, i potem znów praca i tak wkółko.

 

Ciężkie jest życie.

13 kwietnia 2010 , Komentarze (3)

Weekend spędziłam w redakcji. Zadzwonili do mnie już rano, że wydarzyła się w kraju ogromna tragedia i że wszyscy pracownicy także Ci pracujący online są potrzebni. Maks mnie zawiózł, bo sama bym chyba nie była wstanie prowadzic. Na dużej plaźmie wyświetlane były wszelkie bierzące informacje dotyczące wypadku, a my pisaliśmy. Do redakcji napływały sprzeczne informacje -najpierw, że są cieżko ranni, potem, że nikt nie przeżył, potem znów, że 3osoby sa w stanie krytycznym. Nie wiedziałam już w co ręcę włożyc, ktoś mi dawał artykuły do korekty, ale jednak miałam tyle własnych przemyśleń, że musiałam to wszystko opisac. Mogłam sie naszczęście tym zając, sama sobie wybierałam tematy i pisałam, robiąc sobie przerwy na korekty.

 

Przy okazji dobrze poznałam moich współpracowników. Do tej pory tylko jak wpadałam na open space pozbierac materiały do poprawki, odbywały się między nami głównie rozmowy służbowe. Teraz miałam okazje poobserwowac tych ludzi i wyciągnąc wnioski.

 

Częśc z nich to prawdziwe hieny, hipokryci, szukający tylko sensacji i materiału na pierwszą stronę. Myślałam, że się pobiją o to, który pojedzie do Warszawy. Zwykle pracujemy tylko na miejscu, opisując lokalne sprawy, teraz trzeba było udac się do stolicy, bo to przecież sprawa, która dotknęła nas wszystkich. Ja się zaszyłam z laptopem, gdzieś na rogu jakiegoś stolika, i starałam się byc głucha na niektóre komentarze.

 

Nic więcej nie napiszę tu, na ten temat. Wspomnę tylko tyle, że niektórzy dziennikarze sa jeszcze gorsi, np jeden z naszych brukowców, popisał się dzis wielkim wyczuciem, publikujac zdjęcia prezydenta wkładanego do trumny. Brak słów. Oczywiście ludzie wiedzieni ciekawością, kupią te gazetę, osobiście złotówki nigdy na nią nie wydam!

 

Teraz sprawa typowo Vitaliowa: nie miałam czasu jeśc. W sobotę zamówiliśmy sobie obiad do redakcji, zamówiłam kurczaka po hawajsku z surówką, jednocześnie zaczynając pierwszy dzień z warzywami. Dziś na wadze 66,6. W sumie się nie dziwię, bo nie mam apetytu, zresztą żyje emocjami. Na bieganie, siłownię i inne nie będę miała czasu w tym tyg, za duzo mam roboty, zresztą kolano dokucza. W nd jak uklękłam w kościele, to nie mogłam wstac;/ Przy maksie to juz nic nie mówię, bo powiedział, że mnie wsadzi w samochód i zawiezie na prześwietlenie.

 

Dziś zaczęłam a6w. Ciekawe jak długo pocwicze.

8 kwietnia 2010 , Komentarze (6)

Uff!

Koniec pracy na dziś. Nawet już jestem po prysznicu, bo biegałam z moją Moniczką;D i zaraz lecę spac.

 

Otóż drugi dzień jestem na proteinach. Chciałabym przejśc na detoks, potrzebuję oczyszczenia, ale nie wiem gdzie kupic syrop klonowy. W tesco nie ma;p w aptece też nie.

Ogólnie to jutro miałam biegac, ale zbyt boli mnie kolano. Niestety ale zrobił mi się mało estetyczny strupek;/ do tego boli jak chodzę i jak jeżdże samochodem, ogólnie jak jestem w pozycji siedzącej. M mówi żebym sobie zrobiła prześwietlenie, ale to jest pewnie tylko stłuczone.

 

Od 3dni jem pięknie, jem mało i uwaga!!! Wcale nie palę (szok!), we wtorek miałam kaca i od tamtej pory samoistnie odrzuciło mnie od fajek;] jupi!

W sumie tyle sie opisałam przez ostatnie dni, ze nie mam pomysłu na dalszy wpis;p wstawię tylko swoje menu z dziś i wczoraj, ku pamięci:

 

środa|:

-śn: jajko (nic wiecej nie mogłam przełknąc)

-obiad: potrawka z kurczaka

-potem: 2paluszki krabowe

-kolacja: pół puszki tuńczyka

(a potem zwymiotowałam;/ nie wiem tak mnie mdliło, że szok;/)

 

dzisiejsze menu:

-serek wiejski

-w sumie 5paluszków krabowych

-potrawka z kurczaka

 

Nie wiem, nie mogę jesc, z jednej strony to mnie cieszy, bo schudnę, a z drugiej męczą mnie ciagłe nudności. Jem, bo żołądek sie tego domaga, ale absolutnie na nic nie mam ochoty, zaraz mi niedobrze i mnie mdli;/ ale w ciaży nie jestem na pewno.

 

Dobra, idę pogadac z M, ogląda jakiś mecz chyba, więc chętnie mu poprzeszkadzam;p

6 kwietnia 2010 , Komentarze (3)

Nie wiem od czego by tu zacząc, bo chcę wszystko opisac, a nie wiem kiedy wyczerpią się baterie we mnie i to rzucę. Zatem wpis może byc lekko chaotyczny, ale postaram się chociaż zachowac chronologię.

 

Otóż wczoraj byłam na obiedzie u rodziców M. Było super, ja kierowałam, więc alkoholu nie tknęłam. No i mądra Groteska postanowiła sobie to odbic wieczorem;/ otóż znajomi wyciągali nas na jakiś balet. Nie mieliśmy ochoty, nie chciało nam się w ogole, ale sobie pomyślałam, ze chociaż wytańczę conieco tego co w siebie wetknęłam w czasie świąt. No, ale że byłam dosyc zmęczona, to jakoś za szybko mnie wzięło;/

 

W kanjpie byliśmy po 22. Zamówiłam drinka, wypiłam i poszłam się bawic. Potem znów wypiłam i znowu.... i tak sobie piłam różnowści. A że barman to kolega Maksa to oczywiście robił mi mieszankę extra. Skończyło się na tym, że choc trzymałam się na nogach i że choc rozmawiałam w miarę logicznie (trochę się powtarzałam;d) to absolutnie obiecałam sobie, że przez bardzo długi czas teraz alkoholu nie tknę, a feee!

 

I teraz hit: wracamy do domu i zamiast wziąc taxówkę, to Madzizna uparła się, żeby się przespacerowac. Wiedziałam, że chłodny wiaterek dobrze mi zrobi. I co się stało???

 

JAKIŚ WARIAT, PALANT WJECHAŁ WE MNIE MOTOREM!!!

 

To znaczy w zasadzie nic mi się nie stało i to nie było tak, że kompletnie we mnie wjechał, bo dzięki Bogu jechał wolno, bo wyjeżdżał skąś, ale uderzył mnie chyba lusterkiem, tak, ze zaliczyłam przyslowiową glebę. To otrzeźwiło mnie natychmiast, bo z kolana lała się krew, rajstopy podarte, ręce pozdzierane, krzyknęłam tak, że pewnie mnie usłyszało pół osiedla;/

 

A teraz najlepsze: ten gośc zachwiał się, ale złapał równowagę i szybko chciał odjeżdżac, ale chyba ruszyło go sumienie, bo wrócił się zaraz i pyta:

-nic się pani nie stało?

 

To był młodziutki chłopak, widziałam w jego oczach przerażenie, może miał z 18lat i widac, że motor od niedawna.

 

A we mnie wstąpiła taka wściekłośc, że wydarłam się na niego, chyba dla tego, żeby się nie rozryczec jak mała dziewczynka, bo kolano strasznie bolało.

Wyzwałąm go od nieodpowiedzialnych małolatów, którzy jeżdżą po nocach i wieżdżają w ludzi (mogłam sobie na to pozwolic, bo ja na drodze zachowywałam się prawidłowo, to ten palant wyjechał niewiadomo skąd), orzekłam, że pewnie jest pijany, co zaraz sprawdzi alkomat, bo zaraz dzwonię na policję.

 

Chłopak wpadł w popłoch, przepraszał mnie strasznie, błagał by tego nie robic i że on mi jakoś to zrekompensuje, tylko abym nie powiadamiała policji.

 

Maks stwierdził potem, że jeszcze mnie tak bojowo nastawionej nie widział;p W zasadzie nie dawałam mu dojśc do słowa, powiedział, że chciał byc wtedy moim bohaterem i przyłożyc temu chłopakowi, ale postanowił jednak mu odpuścic i skupic się na tym, żebym to ja się na niego nie rzuciła;d

 

Oczywiście zaraz się uspokoiłam, przyjęłam przeprosiny, pomyślałam, ze i tak chłopięcie jest bardzo przerażone, więc szkoda szargac jego młodych nerwów. Ale co mu nagadałam, to mu się będzie po nocach śniło;D

 

Wróciliśmy do domu grubo po 4. Masakra! Po ciemku nie widziałam aż tak bardzo jakie mam obrażenia, ale rajstopy mocno przywarły do rany i jeszcze gorzej się to rozraniło jak je odczepiałam;/ fuj;/

Nie dałam się M dotknąc, sama musiałam się umyc, szczególnie oczyścic z tego żwiru czy nie wiem co to było i skąd się na tej drodze wzięło, ale miałam powbijane malutkie kamyczki w ręce i kolana;/

Potem moje kochanie zrobilo mi opatrunek, tylko świadomośc tego, ze w bloku śpią sąsiedzi, a jest środek nocy, powstrzymywała mnie od tego by nie wrzeszczec. Oczywiście gdzie by tam u nas była, tak prymitywna rzecz jak woda utleniona;/ Cud, ze opatrunki były i jakaś maśc gojąca.

 

Obudziłam się dziś dosyc późno, o dziwo przespałam to jak M wstawał, chociaż zawsze śpię jak ten plak na gałęzi i jak M mi się z rana wynurza z łóżka, to zrywam się i łąpię go ze strachu za spodenki;d zwykle potem włazi do mnie spowrotem;D

ale mniejsza z tym. Przestraszyłam się, że go nie ma, ale usłyszałam go w kuchni. Wchodzę a on robi śniadanie (wooow!), okazuje się, że w aptece już był, już mi pokazuje co kupił, pyta jak się czuje, już wstaje zalewac mi kawę, już chce mi zmeinaic opatrunek (ooo) normalnie chodził jak "Meserszmit" (wiem inna pisownia, ale nie wiem jaka, nawet nie wiem kto to jest, ale ostatnio takie powiedzonko usłyszałam i mi się spodobało;d).

 

A ja powiem szczerze, ze o całym wydarzeniu już zapomniałam, bo mnie głowa tak NAPIER******, ze szok. I ostatnią rzeczą na jaką bym miała ochotę bylo jedzenie.

 

Przeskakując już do wydarzeń późniejszych to wlazłam na wagę, chcąc już się kompletnie dobic, bo spodziewałam się, że mogę ważyc coś w okolicach 72kg, a tu SZOOOOOOOK!!!

 

RÓWNIUTKIE 68kg!!!

 

Nie wiem jakim cudem, bo przecież czuję, że przytyłam, może ten alkohol ze mnie tak wyciąga;D fakt, faktem, że następnego dnia po libacji jest zawsze elegancka przemiana materii;p

 

Ucieszył mnie ten fakt na tyle, że dziś jem sam nabiał i surówkę, a od jutra przechodzę na detox;]

 

Jak dobrze, że napisałam co tam miałam napisac, zostało mi tylko to obrobic(to na czwartek rano) i zrobic korekty 3 artykułów (to na czw po południu), więc dziś mogę egoistycznie dochodzic do siebie cały dzień;] a na prawdę czuję się skołowana, wczorajsza, jakaś zadymiona, wyczulowa na dzwięk, chociaż wszystko dochodzi do mnie jak zza chmur;D

 

Monika mi wysłała właśnie smsa (to moja przyjaciółka, kiedyś razem mieszkałyśmy, była wczoraj z nami w klubie):

-"Boże, Magda. UMIERAM!!! Jakim prawem mnie wczoraj upito?"

 

Hehe, chyba jest z nią jeszcze gorzej niż ze mną;] tak to są, jak ludzie się spotykają po x czasie na imprezie i chcą odreagowywac;p ah, myślę sobie, że za grosz we mnie odpowiedzialności. Mam pstro w glowie.

 

"-Poproszę prezerwatywę -mówi Małgosia do pani w kiosku

-Dziecko, zmykaj stą -odpowiada sprzedawczyni -chcesz prezerwatywy, a jeszcze masz mleko pod nosem!

-To nie mleko -odp Małgosia"

 

I tym niesmacznym dowcipem, o małej głupiej dziewczynce (to tak adekwatnie do mnie), kończę ten wpis. Myślę, że będę już wstanie wziąc prysznic, umyc włosy i nawet je wysuszyc. Tak, na to sił mi wystarczy'] Jeszcze sobie wpisik pokoloruje, a co;p

 

Edit: dzięki pomocnej Vitalijce funnynickname, wiem co to ten cały "Meserszmit";D

"Messerschmitt (poprawna pisownia) jest zarowno nazwiskiem konstruktora samolotow z poczatku xx wieku, fabryka i owymi samolotami uzywanymi podczas II wojny"

 

Masz zablokowany pamiętnik, więc składam podziękowania tutaj;] Mówiąc szczerze do tej pory stawiałabym na to, że Messerschmitt to niemiecki skoczek narciarski;D

5 kwietnia 2010 , Komentarze (3)

OjxD

Jestem głodna i muszę powiedziec, ze to mega przyjemne uczucie;p Ah! I do końca dnia poję się tylko zieloną herbatą, chyba, że znajomi wyciągnął nas do klubu, to może coś innego w mym żołądku znajdzie się^

 

Nie mam weny na pisanie, bo jestem mega zmęczona. Wczorajsi goście u rodziców mnie wykończyli. Wszyscy pytali o przygotowania ślubne, chrzestna krytykowała wydatki, dziadziuś po paru głębszych opowiadał jak mnie nosił na barana, a tu niewiadomo kiedy urosłam taka duża (jak duża?;/) i że niedługo będzie pradziadkiem i żeby tylko tego dożył.

 

Było bardzo miło, dopóki cała uwaga gości nie została skupiona na mnie i M. Moje drogie, ja nie lubię byc w centrum uwagi, nie jestem skryta, ale nie chce mi się wkółko opowiadac i tłumaczyc. Babcia ma żal, że nie zapraszamy "cioci Halinki z gór, wujka Zbyszka znad morza, ciotecznej ciotki ze Śląska i przyszywanego wujka z mazur".

-Babciu, to nasze wesele. Nie znam tych ludzi, na oczy ich nie widziałam, wiec dlaczego mam ich zapraszac?

Babcia: Bo tak wypada.

 

A mnie nie obchodzi co wypada, a co nie, nie będę zapraszała niewiadomo kogo, kto nawet i mnie na oczy nie widział i przyjdzie tylko pojeśc, popic i pobawic się, a na nas nawet uwagi nie będzie zwracał. Może jestem w tym momencie wredna, ale chcę czuc, ze świadkami tak uroczystego dnia są najbliżsi.

Poza tym mielismy taki pomysł, zeby pewnych ludzi zaprosic tylko na ślub. Przecież to moment w kościele jest dla nowożeńców najważniejszy a nie jakieś hosa dana w lokalu.

Ciotka: to już lepiej ich wcale nie zapraszac.

 

Powiem Wam, ze w sumie już mi pomieszali w głowie i nie wiem, czy wypada tak zrobic, czy nie.

 

Najśmieszniejsze, ze teraz w moim życiu ślub to nr1, a tak np to z przygotowaniami jestem w czarnej odchłąni. Przygotowaniami względem siebie oczywiscie;p

 

Nie mam jeszcze skuni i siłą mnie nie zaciągnął do sklepu, muszę najpierw schudnąc, a potem już widzę siebie paradujacą w tą i spowrotem po holu w butiku, z miną pt: "prawda, ze wyglądam bosko?"

 

Ale żeby tak było, trzeba wziac 4litery ruszyc i działac pełną parą.

Wymyśliłam sobie od środy oczyszczanie-przygotowywanie do diety. Nawet zamierzam poddac się mało przyjemnej lewatywie;D ale chcę miec poprostu puściutkie jelita, by zacząc je zapełniac od nowa;]

Zrobię sobie 2-3dni detoksu, po czym przejdę na dukana. Dodatkowo będę cwiczyła już się umówiłam z moją Moniką na bieganie (na początek 2razy w tyg po godzinie, chyba będzie to wtorek i piątek), dodatkowo zapisuję się na gimnastykę. Niestety pieniążki muszę oszczędzac teraz, wiec tylko w środy będę odwiedzała klub, chcę żeby mi pokazali jak cwiczyc, różne triki na wyrzeźbienie sylwetki, tak, żebym mogła potem sama cwiczyc to w domu.

 

Nie ważę się, bo się boję i wiem, że teraz byłoby to zbyt frustrujące. Ale ważę dobre 70kg. Nie wiem jak to zrobię, ale w 3miesiace chce zejśc poniżej 60 (57?). 5kg miesięcznie to bardzo rozsądne co nie?;p

I nie bedę się głodzic, bo zamierzam tą wagę zachowac aż do ciąży. Marzę sobie o szczupłej sylwetce i tylko takim dużyyyym brzusiuxD

 

No, ale z dzidziusiem to ja bym się chciała jeszcze wstrzymac (ku rozpaczy Maksa), bo chciałabym żeby było to w pełni przeżywane macierzyństwo. Wiem, ze teraz póki nie mam normalnego etatu, a przede wszystkim mam czasem pstro w głowie, to musimy poczekac.

 

Apropo pracy: pracuję na umowę zlecenie. Do tej pory była to dla mnie b.komfortowa sytuacja, bo raz: pracowałam w sumie kiedy chciałam i jak chciałam, nikogo nie obchodziło, czy siedzę na drugim końcu Polski i piszę, czy zabieram się do czegoś w ostatniej chwili, aby było napisane solidnie i na czas. Pieniążki też są fajne, ale jeżeli będę już myślałą o dziecku, to chciałabym miec normalny etat, chociaż z drugiej strony tak czy inaczej pracę mam wygodną;p tylko kwestia ubezpieczenia i odkładania pieniążków na emeryturę. Ale damy radę.

 

Jestem świetna robię ten wpis godzinę, ale M był u mnie i laptop został porzucony;p

 

No, koniec wpisu;]

Na zakonczenie apel: dziewczynki, nie martwcie sie, że za dużo zjadłyście w święta. Wkońcu taki czas jest tylko 2razy w roku, od tego się nie przytyje, dwa dni po kolei na kibelku i po sprawie;p

 

Pa;*

3 kwietnia 2010 , Komentarze (3)

Kochane Vitalijki!

Czy wy też tak macie, że pomimo tego, że jesteście dorosłe, że same się utrzymujecie i badź, co bądź prowadzicie jakieś mniejsze lub większe gospodarstwo domowe, to do wszystkiego Wam się wtrącają?

 

 

Ja jestem w domu rodzinnym od wczoraj, a już mnie nerwica bierze. Mam kochających, wspaniałych rodziców, za których dziękuję Bogu, ale chyba mogę się wyżalic tu publicznie, co nie?

 

Jest dobrze jak widujemy się gdzies przelotnie lub jak przyjedziemy razem z Maksem do mnie. Gorzej jak ja przyjadę sama, wtedy się zaczynają liczne kazania.

 

 

Temat nr jeden to oczywiście to, że mieszkam z M bez ślubu. To mama z babcią będą mi wypominały, że hoho. Babci, jako starszej osobie nawet się nie dziwię, ale z mamą już nie raz przedyskutowałam ten temat i myślałam, że jeżeli nie zrozumiała i nie zaakceptowała tego, to chcociaż nie będzie mi na każdym kroku tego wypominac.

Nic bardziej mylnego. Pochodzę z katolickiej rodziny i zdaniem mojej mamy wiara w Boga i mieszkanie bez ślubu nawzajem sie wykluczają.

 

Ale moje kochane, przecież tak jest wygodniej, kochamy się, za 3miesiące pobieramy, wiemy że zawsze będziemy razem, więc o co kaman? Poza tym jest jeszcze cos: kidyś, jak już podjelismy decyzję o tym, że bedziemy razem, to M powiedział, że chce razem ze mną spłacac kredyt, zeby to mieszkanie było wpełni NASZE. I żartował nawet, że nie będę mogła o tak o mu wystawic walizek za drzwi;p

Mi było bez różnicy, liczyło się dla mnie tylko to byśmy byli razem i ufałam mu wpełni, ale dzięki temu że spłacamy kredyt razem nasze mieszkanko szybciej będzie tylko nasze.

Te wszystkie docinki były zawsze znośne, tj puszczałam je mimo uszu, ale dziś babcia przegięła. Przypadkiem usłyszałam:

 

-I wystąpi w białej sukni, chociaż już się z nim "wyżyła". Ludzie będą gadac.

 

Nie chciałam się już wpadac do kuchni z awanturą, ale juz ja mam w tej kwestii b.dużo do powiedzenia.

Tylko, że zdaniem babci, facet który "miał" kobietę przed ślubem, bawi się nią i już mu tak na niej nie zależy.

Mam inne zdanie, szanuję ludzi, którzy czekaja z tym do ślubu, ale skoro się ktoś kocha to dlaczego by nie wcześniej? Przecież to ukoronowanie miłości!!! Nie mówię, żeby się puszczac na prawo i lewo, ale jak się ma jedna, ukochaną osobę, to chyba można...

 

I nie chodzi o jakieś "dopasowanie się przed ślubem''. Jej!!!

 

Zła jestem i tyle za to obgadywanie za plecami i w głowie już szykuję sobie poogadanke z babcią.

 

Inna sprawa, która mnie strasznie irytuje, to ciągłe doradzanie i kąśliwe uwagi. Jakoś gotuję prawie codziennie coś w domu i jeszcze nikt w szpitalu nie wylądował, a tu wciąż słyszę instrukcje jak mam co robic. Chcę upiec ciasto, które piekę zawsze i wszystkim smakuje, a tu mama mi nad głową: więcej cukru; szybciej mieszaj, bo będą grudki; oj za mało będzie jajek!

 

Spokojnie, dam sobie radę!!!

 

I ostatnia sprawa: sprzątanie.

 

Przyjechałam wczoraj, a dom był prawie nie ruszony. Nie dziwię się, bo rodzice w dzień pracują, ale mój brat jest juz całkiem duży i mogłby ruszyc dupsko sprzed kompa lub tv i chociaż odkurzyc, a on gada że ze ścierką nie będzie latał. "Magda przyjedzie i posprząta". ja bym się na ich miejscu wstydziła, że córka przyjeżdża raz na x czasu, a tu w domu syf i ona ma jeszcze gotowac i sprzątac, bo mama pracuje, a po pracy jest zmęczona, tata to samo, chociaż on akurat ma inne obowiązki i na prawdę widzę jak śmiga, ale np szanowny Łukasz cały dzień się obija i nawet nie chciał rano przejechac się do koscioła ze świeconką!

 

Denerwuje mnie, że traktują mnie jak kuchtę i doraźną pomoc domową. Nie zrozumcie mnie źle: ja nie chcę porzyjezdżac na gotowe, sama poczuwam się do tego, by pomóc w przygotowaniach i chętnie to robię, ale od lat jest tak, że na mnie jest zrzucana cała czarna robota i ze wszystkim czeka się na mnie.

 

To jest wkurzające!!!!!!!!!!!!!!!

 

Uff! wyrzuciłam z siebie emocje. Wracam do działąnia, bo zaraz będzie że zaszyłam się w pokoju i nic nie pomagam;/

Jutro spędzamy z M swięta u moich rodziców, a w pon u jego. Tam jest inna, ale równie swoista atmosfera. Wiem, że to święta rodzinne, ale mi się w głowie kręci od tej szopki. Sztuczności. Kazdy tylko patrzy na ciebie, ocenia to jak ci sie powodzi i komentuje. Dobrze, że M wziął sobie wtorek wolny, ja też mogę pisac w domu i zamierzam wszystko zrobic przez święta (w tym celu wzięłam ze sobą laptopa), tak żebysmy w spokoju uczcili zmartwychstanie Pańskie w zaciszu domowym i tylko razem.

 

 

Tymczasem kończę i oczywiście życzę Wam Wesołych Świąt i zero irytacji w te dni:):***

2 kwietnia 2010 , Komentarze (1)

Z racji zawodu zawsze pilnuje dat i nie mam nigdy problemu z przypomnieniem sobie, który dziś jest. Co innego mój M, który żyje jakby w nieogarniętej czasoprzestrzeni. Nie mniej jednak myślaąłm, że o tak szalonym dniu jakim jest 1kwietnia będzie pamietał i zrobiłam z siebie koncertową idiotkę;p

 

Otóż cały dzień czekałam na jakiegoś wyszukanego psikusa, byłam bardzo podejrzliwa, w nic nie wierzyłam, we wszystkim doszukiwałam się podstępu i finał był taki, że byłam prawdziwie zaskoczona, że mój M nic nie przygotował.

 

Jak się jednak okazało, jak trzeba to i sobie M. datę przypomni. Wieczorem zrezygnowana oczekiwaniem, sama postanowiłam go wkręcic. Siedzę sobie samotnie w kuchni, sączę herbatę i czekam aż do mnie przyjdzie. Wkońcu M zjawił się w drzwiach, popatrzył na mnie z niepokojem i spytał:

-co się dzieje?

-a nic, wszystko okej -uśmiecham się delikatnie

-znów coś niedobrego się z Tobą dzieje? masz gorszy dzień?

-wręcz przeciwnie, dzień jest wspaniały

 

Wstałam zaplotłam mu ręce na szyji patrząc mu głęboko w oczy powiedziałam: -uh, kochanie...

-tak?

-nie mogę -zakryłam twarz dłońmi, niby że ze wzruszenia, a tak na prawdę żeby się nie roześmiac

-mów, kochanie...

Żeby nie wybuchnąc niepohamowanym śmiechem (choc to zbytnio śmieszne nie było, M na prawdę sie niepokoił, ale mi po tych lekach odwala) wzięłam jego dłoń i położyłam sobie na brzuchu. Uśmiechnęłam się...

 

-Jesteś... a!!!! No co Ty:D

Wziłął mnie na recę, przytulił, cieszył się jak dziecko, aż żałowałam, że to nieprawda;p i zrobiło mi sie bardzo, bardzo glupio, że go wkręcam.

 

Naszczęście M powiedział:

-Wiesz co, hmmm... jeżeli byłabyś rzeczywiście w ciąży, to byłbym najszczęśliwszym facetem na ziemi, ale przeciez się zabezpieczamy no i obawiam się, że dziś jest 1kwietnia;p

 

Rychło w czas sobie przypomniał;p ale i tak było miło, bo potem powiedział:

-czyli mówiłaś, że chcesz dzidziusia?:d

I jak go nie kochac?

 

28 marca 2010 , Komentarze (2)

Kochane Vitalijki!

Już z pół godziny siedzę i myślę jak rozpocząc ten wpis. Pierwszy po mojej jakże długiej nieobecności.

 

Zacznę tak: jeżeli kiedykolwiek czujecie, że z waszą psychiką jest coś nie tak, jeśli każdy dzień staje się gorszy od poprzedniego i tylko myślicie o tym by zasnąc, bo to daje oderwanie od myśli i od samej siebie... Natychmiast idźcie do lekarza!

 

Ja bardzo długo oszukiwałam sama siebie, że jestem silna, że psychiatra to lekarz od innych bardziej zaawansowanych przypadków. Byłam anty nastawiona i krótko mówiąc się wstydziłam. Jakoś poszłam, adres dostałam od kolegi, bądź co bądź młodego lekarza, który na studiach korzystał z jego pomocy.

 

Poszłam. Mowiłam mało. Głównie to: "nie wiem, co się dzieje, nie wiem nic". Dostałam leki, ale poradził mi żebym wybrała się do psychologa. Bo w zasadzie psychiatra mało z Tobą rozmawia, nie analizuje nic, tylko daje leki.

Nie miałam ochoty na rozmowy i uzewnętrznianie się. Miesiąc później poszłam. Byłam już wzmocniona farmakologicznie;p

 

W każdym razie dziś czuję, że zaczęłam nowy etap w życiu. Wygrzebałam się z jakiejs ogromnej przepaści. Wyszłam znów na prostą. Znów chce mi się pracowac, znów wynajduję dobre tematy do artykułów, a nie tylko mechanicznie robię te mi zlecone. Idę ulicą i się uśmiecham:) Uśmiecham się do moich myśli,  uśmiecham się do mojego odbicia w lustrze!

 

No właśnie. Tylko że przez ostatnie miesiące zaniedbałam życie i mojego faceta. Max to najlepsze co mnie w życiu spotkało, to człowiek, z którym chcę spędzic całe życie, którego BARDZO kocham, ale... No właśnie. On widział, że dzieje się ze mną coś złego, widział, że pracuję głównie w domu, nie chcę wychodzic do ludzi, odtrącam go, jestem opryskliwa, nerwowa, albo milczaca... nie wiedział już jak ze mną rozmawiac i raz powiedział mi: "wiesz, że zawsze przy tobie będę? Nie ufasz mi? Co takiego się z tobą dzieje, dlaczego nie dajesz sobie pomóc? Jak mamy byc razem, skoro ja nie wiem w tym momencie o tobie nic?"

 

I pamiętam jak zakryłam twarz w dłoniach i milczałam. Przytulił mnie. I to było najpiękniejsze: wtuleni milczeliśmy. I to wsparcie dało mi taką siłę, że postanowiłam działac..

 

Kochane moje, ciało ciałem, zewnętrzną sferę siebie możemy zamaskowac, poprawic eleganckim make-up-em, wizytą u fryzjera, czy fajnym ciuchem. Ale duszę ciężko "naprawic", bo samej siebie nie oszukamy. I nie próbujmy oszukac, bo tylko gorzej się męczymy.

 

Jak się zapewne domyślacie dieta poszła w odstawkę. Jadłam normalnie, choc nieregularnie. Do tego by coś ugotowac mobilizowała mnie tylko myśl o moim M. Ale teraz pomyślałam sobie, że skoro uporządkowałam swoje wnętrze, to najwyższy czas na ciało!

 

Zainspirowana pewną Vitalijką, poważnie myślę o detoksie. Nie chodzi tu o to, żeby szybko schudnąc (jak pięknie pisze ta Vitalijka to tylko wspaniały efekt uboczny), głównie marzę o totalnym oczyszczeniu. O oczyszczeniu org ze złogów, o pozbyciu się martwego naskórka, o czystej, promiennej skórze. I koniecznie muszę rzucic te okropne papierosy!

 

Chcę by moje ciało odzwierciedlało uporządkowane od niedawna wnętrze, chcę emanowac nową  sobą!

 

Po świętach pzygotuję się do detoksu.

Poza tym wkrótce zamierzam wybrac się do:

-kosmetyczki (zaskórniki;/)

-fryzjera (włosy wypłowiałe jak 150)

-solarium (bladzizna ze mnie)

-siłowni, albo parku w celu pobiegania i chyba raczej zdecyduję się na bardziej ekonomiczne rozwiązanie;]

 

Kochane żegna Was nowa, wspaniała Groteska:)

 

 

26 lutego 2010 , Skomentuj

"Kiedy myślisz, że nie dasz rację czegoś zrobic, masz rację. Gdy mówisz, że dasz radę to zrobic, to też masz rację".

 

Ruszyłam z dietą pełną parą, wkońcu ślub tuż tuż. Wiem, że ważę poniżej 70, ale nie wiem ile dokłądnie, bo mam postanowienie się nie ważyc;] żeby znów nie popaśc w paranoję. Byłam u psychiatry po leki. Czułam, że sama sobie nie dam rady... i rzeczywiście tabletki działają tylko, że:

-jestem wyprana z emocji

-nie mam ochoty na sex

-dużo spię

-jestem cały czas dziwna

w każdym bądź razie przynajmniej nie czuję tego lęku co poprzednio...