Nie tyję.
Ale mam depresję, więc mało jem. I za 4miesiące ślub.
I do dupy.
Sił jak zwykle brak.
Jutro może się zmobilizuje i wam wszystko opisze. W zasadzie muszę miec napad chęci wyrzucenia tego z siebie.
Ostatnio dodane zdjęcia
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 101994 |
Komentarzy: | 649 |
Założony: | 22 czerwca 2008 |
Ostatni wpis: | 9 czerwca 2018 |
kobieta, 39 lat, Lublin
158 cm, 52.00 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Nie tyję.
Ale mam depresję, więc mało jem. I za 4miesiące ślub.
I do dupy.
Sił jak zwykle brak.
Jutro może się zmobilizuje i wam wszystko opisze. W zasadzie muszę miec napad chęci wyrzucenia tego z siebie.
Odpoczynek.
Postanowiliśmy z M, ze dziś nigdzie się nie ruszamy. Wigilia i BN było u moich rodziców, Sczepan i niedzielny obiad u jego. Na prawdę szykują mi się wspaniali teściowie pomijając docinki teścia na temat: "małej Juleczki" czyli naszej dzieciny, która "to kwestia czasu i będzie w drodze". Dobrze, ze nie mówili, że już jest w drodze, bo bym się spaliła ze wstydu.
Postanowiliśmy z M, że za rok o tej porze już będziemy Juleczki wyglądać;] albo Łukaszka;] swoją drogą przekonałąm się chyba dopiero teraz, w te święta, że jest to mężczyzna, z którym na pewno spędzę resztę życia...
Niby już tyle razem jesteśmy, ale to małe sprawy pokazują nam jak bardzo jesteśmy zaprzyjaźnieni. Otóż w wigilię mieliśmy wyjechać o 14. M wiedział, ze chcę wstać wczesniej wszytsko przygotować, ale wiedział też że do 23 siedziałam w śr w redakcji żeby czw mieć wolne. Dlatego obudził mnie pocałunkiem niby śpiącą królewnę. Nic mi to nie dało, przekręciłam się na drugi bok i usnęłam dalej, więc było 2 podejście;p ah!!! uwielbiam go;)
A dziś mieliśmy oboje wolne, tzn ja mialam coś napisać i wysłać, ale zrobiłam to w piatek u rodziców, dziś tylko dopieściłam;p M ma wolne i dziś i jutro i w kolejne dni do nowego roku, choć mówi że idzie do pracy bo beze mnie w domu nie ma co robić. Ja natomiast myślę, ze przyda mu się chwila samotności;]
A dieta? kto by o niej myslał w święta? ale waga no... może być;] od stydznia walczę z Dukanem!;)
;*
Jestem jak zwykle zabiegana. Waga róznie... było 68,5 a dziś rano już 70,3!!! dlaczego, dlaczego? I co będzie po świętach?:(
Kiedy człowiek jest zawalony zajęciami, nie odczuwa bólu diety;p I tak o to wczoraj na wadze zobaczyłam 69,9kg, co było szczytem marzeń od pół roku, a dziś rano 69,5!!! Ekscytacja, podniecenie... wow!
Martwi mnie mały ruch, tj raz w tyg chodzę na basen na godzinę zegarową i w sumie tyle, ale bardzo dużo chodzę, do redakcji mam 20min drogi pieszo, czasem muszę być w niej 2razy dziennie, do tego po wszelkie drobne zakupy, po które M zwykle jeździłby samochodem, ja sobie idę marszem;p
Ostatnio dopało mnie osłabienie, straszny katarzysko, łamie w kościach itp, więc biorę witaminy i się oszczędzam, nawet urlop wzięłam sobie na jutro, w zasadzie szef mnie wysłał, ze słowami: nie bierz roboty do domu, wypocznij!
Rzeczywiście ostatnio dużo na siebie wzięłam, jeszcze ten ślub...
Muszę podkręcić chudnięcie, żeby w sylwka wyglądać olśniewająco;] Ok, kończę i idę do łóżka.
Ciekawe co jutro pokaże waga;*
Nastąpił we mnie swoisty przełom;]
Trochę depresyjnie u mnie było... Nawet do psychiatry pochodziłam i dostałam leki, ale teraz znów odzyskałam radość w sobie;)
Nie wracam do tego, co było, zaczynam wszystko od nowa...
Po pierwsze i najważniejszę: biorę ślub:)
Mam przy sobie faceta mojego życia, pora to zalegalizować hehe;p
Datę mamy wyznaczoną na 5czerwca:)
Powiem wam, że nie wiem co się w nas takiego stało, ale obudził się we mnie i w Maksie instynkt rodzicielski i bardzo chcemy mieć dzidzię;) Na razie to nie możliwe, ale w przyszłym roku bierzemy się do roboty;p
Tymczasem cel mam następujący:
5.VI.2010 ważyć 59kg
Mam dużo czasu;] zaczęłam pare dni temu i już troszeczkę mi spadło;] Chyba nastąpił we mnie przelom, obudziła się wewnętrzna siła;p i teraz wiem, że dam radę;]
Do sylwka zostało 2miesiące, planujemy z M coś wyjątkowego i obiecałam sobie, że zejdę przynajmniej do 65!
Będę częściej pisać i się chwalić
Pozdrawiam wesoło;)
Nawet mówiąc szczerze nie chce mi sie pisac. Przytyłam 15kg...
Nie znoszę siebie. Zmieniłam się w pracującą mrówkę, wróciłam do baru ale tylko na weekendy, gdzie z napiwkami wyciągam jakieś 200zł, ale potem padam. Jem nieregularnie, czasem o północy, jak pracuję do rana. Maks mówi, żebym to rzuciła bo się zarąbię, ale teraz każdy grosz się przyda. Lubię odkładać;] A jednak w redakcji tak dużo nie zarabiam, może po szkoleniu mi podwyżsżą stawkę.
A dziś obudziłam się o 12, M ju nie bylo, łaziłam w piżamie po domu i łzy mi same leciały... Ale ja się zapuściłam!!! Przy M się staram jeszcze, zawsze umalowana, pachnąca, ale przecież on musi widzieć tę różnicę jak jestem nago... To straszne:(
Nie umiem wziąc się w garśc.
"Super mama" prawdę ci powie...
Długo już w domu nie zawitam...
Ale po kolei, żeby był kontekst:
Moja mama jest cholerną perfekcjonistką, ale nie, żeby sama robiła wszystko na 100%, ona wymaga tego od innych, a samą siebie już uważa za najlepszą.
Zawsze było tak, że mi dokuczała, nawet niby nie celowo. Opowiadała o "idealnych" dzieciach swoich znajomych, o tym, że córka pani A. dostała się na UJ na prawo, syn pana B. jest mistrzem polski w pływaniu.
No i jeszcze jedno: pomimo, że byłam szczupła ona mnie na siłę odchudzała... Stąd zaczęły się moje problemy najpierw z bulimią, potem z nadwagą.. Jakbym wtedy nie kombinowała z dietami, dziś ważyłabym te 60kg i miała nadwagę 5kg, a nie 15... ale do rzeczy.
W piątek przyjechaliśmy w nocy z Maksem, do mnie do domu rodzinnego. Wykąpałam się i w koszulce satynowej poleciałam do mamy na pogaduchy. Tak bardzo mi tego brakowało... A mama do mnie z tekstem:
-O Boże!!! Jaki ty masz brzuch, jesteś w ciąży czy to maks tak cię karmi?
Ręce mi opadły. -Nie mamo, nie jestem w ciąży.
A ona mnie dobija: ale masz taki duży brzuch, weź sobie porób badania, bo może znowu nie tak coś z jelitami?
Eh...
Z pogaduszek zrezygnowałam.
Mama się wkurza, ze tak bardzo się od niej uniezależniłąm, że mam swoje zycie itp... Trudno się dziwic, że tak o to zabiegałam.
W październiku jest wesele w rodzinie. Wypadałoby pójśc, bo juz dawno się z rodzinką nie widziałam. Ale pójdę jak schudnę;p
W tym tygodniuzdrowe jedzenie, zaraz wkładania do ust czegokolwiek po 19 i rower. A od 5września ruszam z kopenhaską. To już postanowione;]
Żałuje, że w ogóle wstałam z łóżka.
Nie ma to jak zjebac cały tydzień pracy w jeden pieprzony weekend.
W piątek waga wskazywała 71,3. W piątek byłam z M w barze, okej nic nie jadłam ale jakieś tam drinki były, bo nie widziałam się dawno ze znajomymi (tak sobie tłumacz). W sobote za to byliśmy na domówce, gdzie się oczywiście nie tylko piło, ale i jadło...
Wczoraj odpoczywałam, jadłam mało, ale np zjadłam ze 4ciastka owsiane, żeby było smieszniej to w czekoladzie.
A dziś na wadze 72,8!!!
O ja pierdole...
Więc na co, do cholery był ten tydzień?
Co mi pozostało, to zaczac od nowa. I to chyba zacznę od kopenhaskiej, bo mi się śniło, że moja mama na niej bardzo schudła... Wracam do domu, a tam mama szczuplejsza ode mnie, w świetnej formie i w ogóle taka wesoła, pełna życia. Ja wpieprzam zieleninę, a ona elegancko kurczaka. Pytam, co to za dieta, a ona z ogromną satysfakcją: ostatni dzień kopenhaskiej...
Brawo.
Okej, na razie wracam do zdrowego odzywiania, które w zeszłym tygodniu poskutkowało. Szkoda tylko, że zjebałam wszystko w weekend;/
Spieprzyłam sprawę... Ale pokolei:
-przed przyjazdem maksa wpadłam do fryzjera i ubłagałam gościa, żeby mnie wcisnął jakoś na wtorek. Fakt faktem, że w salonie spędziłam 5godzin, ale efekt jest super. Potem poszłam na solarium, wróciłam do domu, kąpiel, seria zabiegów upiększających i czekałam na M. Tak czekałam, że usnęłam. Wrócił późno w nocy, więc tylko się przebudziłam żeby go przewitac.
Wczoraj pogadaliśmy i oświadczyłam mu, że od pon jestem na diecie i że teraz będę gotowała, tylko dla niego, bo odkąd robię nam obiadki trochę mi się przytyło. Pomarudził trochę, że przesadzam, ale ogólnie wie, że ze mną dyskusji nie ma;] I lepiej mnie wspierac niż mi na drodze stawac;]
Od pon ściśle przestrzegałam diety... Chodziły za mną różne rzeczy, ale był M, było zajęcie;] Kryzys nadszedł dzisiaj... M poszedł do pracy. Ja wróciłam z redakcji strasznie głodna... Już miałam gotowac rybę, zaglądam do zamrażalnika, a tam... lody. W zasadzie do tej pory mnie nie ruszały i nie wiem ile czasu już tam leżą... Ale dorwałam się do nich;/ Potem jak w amoku wyjadłam musli, potem znalazłam ciastka, które zawsze mam awaryjnie schowane na wypadek gości... Jadłam, jadłam i jadłam... A potem elegancko wszystko zwymiotowałam;/
Eh... Dawno tego nie robiłam i wiecie co... Poczułam się znacznie lepiej (chore wiem...). Potem poleżałam z butelką wody, gapiąc się w sufit, a z oczu leciały mi łzy... Prawda jest jedna. Jeśli miałaś epizod z bulimią, to to zawsze będzie wracało;/
Eh... Zaraz wróci Maks i nawet się nie zorientuję, że jego psychiczna dziewczyna tylko czekała, aż on opuści ich gniazdko, by się nażrec;/
Ja cię kręcę!!! Jem i chudnę:D Pierwszy raz odchudzam się mądrze i udaje mi się chudnąc co daje większą satysfakcje niż po głodowaniu:D
Wczorajsze menu:
1: musli+jogurt
2: śliwki
3: ryba gotowana i kapusta pekińska
4: ryba gotowana i ogórek +maliny sztuk 5;p
Okej. Wpadłam się tylko pochwalic i już zmykam do łóżka (M wrócił;D) waga pokazała dziś 71,5;] i pasek odrazu zmieniam, bo zwyżki nie planuje;]