Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Grubas i tyle... może z zewnątrz już tego nie widać... ale grubas nadal siedzi w środku.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 37896
Komentarzy: 785
Założony: 4 sierpnia 2009
Ostatni wpis: 3 maja 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ewcineczka

kobieta, 40 lat,

173 cm, 111.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 października 2009 , Skomentuj


Uwaga, uwaga!!!

Na specjalne życzenie Wroneczki, mam wielki zaszczyt zaprezentować słonia z trąbą dumnie wzniesioną ku górze...

Niech przynosi szczęście wszystkim na Vitalii
(a zwłaszcza Tobie Wroneczko)



PS  To podobno jest jakiś "święty" słoń, więc szczęście przyniesie na pewno...

26 października 2009 , Komentarze (6)


Od kiedy nie mieszkam z rodzicami najprzyjemniejszą rzeczą na świecie stało się przyjeżdżanie do nich w odwiedziny. Zawsze kiedy wpadam do domu jest wielka heca, moi rodzice traktują mnie jak jakiegoś super ważnego gościa...

Wczoraj w domu moich rodziców wielka heca była wersji potrójnej, ponieważ na obiad stawiły się wszystkie dzieci. W ten sposób zwykły niedzielny obiad urósł niemal do rangi Bożego Narodzenia albo Wielkanocy. Ja i moi bracia mamy tendencje do mijania się, więc rzadko się zdarza żebyśmy spotykali się w pełnym składzie.

Mój najstarszy brat zaraz po przyjściu, zmierzył mnie wzrokiem, a potem stwierdził:
- Ooo, schudłaś!

No jeśli on zauważył,a człowiek z niego niezbyt spostrzegawczy, to znaczy, że widać naprawdę...

Może się już niedługo odważę i wkleję tu swoje zdjęcia...

A na razie, żeby było kolorowo, wrzucam parę zdjęć z wakacji na Sri Lance (niestety nie moich wakacji...)

Rezerwat słoni:




Plantacja herbaty:



17 października 2009 , Komentarze (5)


Wpis mi się skasował, kurcze no... Nie wiem nawet jak to się stało, chciałam go tylko edytować, a on całkiem zniknął. Czary chyba!

Nie będę teraz pisać od nowa, za leniwa jestem...

Zamiast tego krótkie podsumowanie:

1. U mnie w porządku, dieta i takie tam - jak zwykle...
2. Kot wciąż żyje... zaskakujące, biorąc pod uwagę moje zdolności.
3. Według mojej współlokatorki od siedzenia w domu dostałam już bzika. (to może być prawda)
4. No i jeszcze ostatnio mam lenia -  na basenie nie byłam od wtorku.

To by było na tyle.

15 października 2009 , Komentarze (4)


Miałam poprzesuwać paski dopiero w sobotę, ale nie mogłam się dziś powstrzymać. Waga pokazała
119,3 kg (0,7 kg mniej niż 5 dni temu), a to oznacza, że moje BMI jest teraz mniejsze niż 40. To taki mój malutki kroczek milowy... Od dziś mam już "tylko" otyłość II stopnia. No cóż jeszcze daleka droga przede mną. Muszę być bardziej cierpliwa.

Motto na dziś:

The only way to get rid of a temptation is to yield to it. - Oscar Wilde

12 października 2009 , Komentarze (8)


Zanim opowiem całą makabryczną historią, śpieszę zapewnić, że kocur ma się dobrze. Osmalona tylna łapa i lekki uraz psychiczny... to wszystko.

Jak to było?

A więc robiłam obiad. Położyłam garnek na kuchenkę i próbowałam zapalić palnik. Badziewie nie chciało się zapalić, no więc podniosłam garnek i kontynuowałam próby zapalenia gazu. W międzyczasie na kuchenkę wskoczył kot. Chciałabym teraz powiedzieć, że go nie zauważyłam, ale z przykrością muszę stwierdzić, że mój mózg zarejestrował obecność kota na kuchence. Tylko niestety zanim mój mózg przetworzył tę informacje i podjął stosowne działania było już za późno. Palnik nagle się zapalił, a od niego zapaliła się kocia łapa!

Aż mnie ciarki przechodzą, jak sobie o tym pomyślę... Na szczęście kota udało się szybko ugasić
(przy wykorzystaniu wody, znajdującej się w trzymanym przeze mnie garnku). Kot nawet nie zdążył zauważyć, że się pali.

Teraz wszystko jest w porządku. Żadnych poparzeń, tylko osmalona sierść i mokry, lekko obrażony kot.

No i jeszcze moje wyrzuty sumienia. Co ze mnie za człowiek, podpaliłam własnego kota...




9 października 2009 , Komentarze (11)


Tak zgadza się... 30 kg za mną, niestety... 50 kg pozostało, ale liczby te już niedługo się odwrócą. Dajcie mi jeszcze parę miesięcy, a ja już się o to postaram...

Muszę, nie mam wyjścia. Tu nie chodzi o ładny wygląd, ani o ciuchy. Tu chodzi o moje zdrowie, moje życie, moją przyszłość... moje marzenia.

W następne wakacje będę łazić po górach, jeździć konno i robić to wszystko, o czym zawsze marzyłam, a czego robić nie mogłam z powodu mojej otyłości... To jest mój cel.


8 października 2009 , Komentarze (5)


I znowu gdzieś mnie nie chcą, w mojej skrzynce mailowej po raz kolejny pojawił się list z cyklu: "Dziękujemy za udział w rekrutacji, ale...". Powinnam się już uodpornić.

Nie będę się przejmować,nie tym razem, będę dzielna, dam sobie radę, to przecież nie koniec świata, coś muszę kiedyś znaleźć... NIE BĘDĘ PŁAKAĆ... cholera jasna - ryczę i tak.

7 października 2009 , Komentarze (4)


Wczoraj moja przyjaciółka Muki miała urodziny... spotkałyśmy się, więc na mieście (ja, Muki i Meg - czyli "Aniołki Charliego" - jak określiła to mama Muki). W planie było trochę plotek i jakaś mała niespodzianka dla Muki.

Trochę się za nimi stęskniłam, bo jakoś ostatnio nie było okazji, żeby się spotkać (one w przeciwieństwie do mnie już pracują). I co mogę powiedzieć o tym naszym małym wypadzie? Chyba przede wszystkim, muszę stwierdzić, że przyjaźń to wspaniała rzecz.

Nie sądziłam, że usłyszę pod swoim adresem tyle ciepłych słów (to w końcu nie były moje urodziny), tyle komplementów... że tak bardzo schudłam, że ślicznie wyglądam, że jestem naprawdę wytrwała. Nie wiem czy wszystko, co usłyszałam było prawdą. Pewnie nie, ale wiem, że intencje, które stały za tymi słowami były jak najszczersze. Kurcze, zaraz się chyba całkiem rozkleję. Poczułam, że one bardziej wierzą w to, że mi się uda niż ja sama.

Jak o tym myślę to zaczynam mieć nadzieję, że mogę jeszcze cofnąć czas i że znowu będę taka jak one. Może jeszcze nie jest dla mnie za późno...

Potrafię to zrobić!

Muszę to zrobić!

Ps Tylko z tego przeklętego przeziębienia się jakoś wyleczyć nie mogę.

4 października 2009 , Komentarze (10)


Wstałam dziś rano i czułam się naprawdę świetnie. Zero kichania, zero kaszlu, zero kataru. Ogłosiłam więc zwycięstwo nad paskudnym choróbskiem (czytaj pospolitym przeziębieniem).

Uznałam, że skoro walka z drobnoustrojami chorobotwórczymi została  oficjalnie zakończona, już pora najwyższa znów porządnie wziąć się za walkę z kilogramami. Skierowałam więc swoje kroki na basen.

Błąd, duży błąd... znowu boli mnie gardło . Na szczęście mam zapas lekarstw w domu, może jeszcze uda się coś poradzić.

1 października 2009 , Komentarze (8)


Postanowiłam, że następny wpis w pamiętniku zrobię dopiero wtedy, gdy będę mogła napisać coś optymistycznego... Dziękuję Wam za wszystkie miłe słowa, naprawdę jakoś tak lżej mi się zrobiło jak je przeczytałam.

Muszę teraz powiedzieć, że dzisiejszy dzień upłynął pod znakiem "małych cudów":
Po pierwsze, wyszło piękne słońce i świeciło całe 15 minut...

Po drugie, w starciu ja kontra paskudne choróbsko jest 1:0 dla mnie i jestem na najlepszej drodze do odniesienia całkowitego zwycięstwa.

Po trzecie, mój złośliwy kocur zapomniał dzisiaj chyba, że jest złośliwym kocurem i zachowywał się jak aniołek.

Po czwarte, moja współlokatorka zdecydowała się wreszcie pozmywać swoje brudne naczynia (chociaż to akurat powinno się uznać za wielki cud).
no i wreszcie
 
Po piąte, właśnie uświadomiłam sobie, że mija dziś 5 miesięcy od kiedy zaczęłam się odchudzać... schudłam już 28 kg !!!