Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tomberg

kobieta, 52 lat,

172 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

12 października 2009 , Komentarze (4)


Kurka. Kompletnie nie ma o czym pisać. Zaczęło się robić monotonnie. Chyba, zebym zaczęła wymyslać. 
Rano Tomasz oświadczył, iz z powodu bolącej nogi nie uda się dziś do pracy. Ponoć w piątek z rozmachem kopnął w stertę pustych kartonów, ot tak dla zamanifestowania swojej radości z powodu weekendu. I niestety efekt popsuło jakieś żelastwo złośliwie stacjonujące pod stertą, na które trafila tomkowa konczyna. Szczęśliwie buty robocze wzmocnione były metalowymi okuciami, co zapewne powstrzymało odczuwanie bólu do poniedziałku. Coś mi się wydaje, że troszkę przekombinowane... zwłaszcza, ze teraz pojechał do garażu konserwować przed zimą swojego pieszczoszka Patrola. 

Waga drugi dzień spoczywa na parapecie rozłożona na części pierwsze. Czekam cierpliwie. To już trzeci miesiąc leci bez wazenia. Wczoraj Tomek przywiózł jakiś odplamiacz do rdzy,  bo okazalo się ze była w srodku zmoknięta. Idziemy w dobrą stronę.

Na koniec coś z serii skuteczne sposoby na obudzenie Mai.
1. Próba zaciekawienia dziecka 
Zobacz Maja kto do ciebie przyszedł... Krystian, Andrzej i Wojtek.
(Krystian?! Andrzej?! Wojtek?!)
2.Próba zastraszenia
Wstawaj Maja, bo jak nie to zaraz będą sankcje!

11 października 2009 , Komentarze (2)


U nas niedziela, któryś tam październik. Wiatry ustały, słońce wzeszło. Maja na rowerowej marszrucie, Tomek za Majką gania z aparatem. Sonia śpi, ja na Vitalii. Wrrrróć. Sonia sie budzi. Szczęście nasze o stu twarzch, raz słodka jak aniołeczek, raz zezowaty cudaczek, kiedy indziej znów fizjonamia niczym Maliniak z Czterdziestolatka. Słowem pięknieje nam księżniczka z dnia na dzień. Albo niczym skrzat, gdy ciuszki na wyrost.

Majka, mały wariatuńcio, potrafi zadziwić swoimi spostrzeżeniami jak np tym, że w brzuszku Sonia nie miała telewizora. To fakt, ja przynajmniej nic o tym nie wiem. Ale ostatnio zaniemówiłam, gdy wyskoczyła z tekstem Nikt nie wyrzuci Soni przez okno, mamusiu. I starała się przy tym być wielce przekonująca, nawet parokrotnie powtórzyła tą kwestię, ja wiem... żebym sobie mocno utrwaliła? Kopalnia pojechanych pomysłów. Jak ojciec.

Vitaliowch klimatów garstka.
Dobre wieści są takie mianowicie. Tomasz uniósł w górę swą koszulkę i stwierdziwszy, ze brzuch mu urósł uznał, iż koniecznie powinien się zważyć. W następstwie tej konkluzji rozkręcił wagę, co już kurz na niej osiadał z nieużywania. I teraz oto waga leży na parapecie w kawałkach a Tomek zamierza ją złożyć. Wyjdziemy z ciemnogrodu wagowej niepewności, ciężar nasz własny przestanie być zagadką. Wierzę w swojego mechanika. W końcu ma renomę.

9 października 2009 , Komentarze (7)


Rano dnia wczorajszego ledwie zdążyłam pozaglądać tu i ówdzie az tu nagle pyk i coś się porobiło z komputerem, naszą chlubą bezawaryjną, do czasu.  Zwykłe piksele nagle zamienily sie w jakieś zmutowane gigahiperpiksle aż nie sposób było odczytać cokolwiek z Waszych pamiętników. Telefon do przyjaciela (znaczy Tomka, tez przyjaciel). I oczywiście, że moja wina, bo nagrzebałam. Więc, Drogie Kolezanki, to przez Was, bo przeta Wasze zapiski czytałam i proszę na ten tychmiast pousuwać wszelakie wirusy, bakterie i grzyby bo ludziom komputery chorują. I teraz nasz kompcio pójdzie do szpitala na operację gwarancyjną i tyle mnie widzieli. Ani ja Was oraz reszty całego świata. Ot! No chyba, ze z góry Was oglądac będziemy bo wyspa nasza drży w posadach, takie wietrzysko, ze lada moment startujemy. Może pofruniemy w jakiś cieplejszy rejon świata, gdzie słońce, plaża, temp w oklicach 30... Pomachamy Wam nad Polską. Zresztą na pewno telewizja pokaze latającą Islandię. Mieszkamy w takich blokach z zielonymi dachami, na 5 piętrze, będziemy w oknach.

Ps. Tomasz wróciwszy z pracy poklikał, pogłaskał, pogroził, wstrząsnął i kompek naprawiony. Ale i tak pójdzie do przeglądu. Odczuwam coś jakby niepokój na myśl o jego braku i internetu i Vitalii. Symptomy uzależnienia czy co?

7 października 2009 , Komentarze (4)


Och! Wielce uśmiechnięta! Lubię, gdy sprawy same się załatwiają. Od dłuższego czasu jedna taka wierciła mi dołek w głowie. A od dzisiaj mogę smiało mówić to juz mamy załatwione. Od prawie roku męczyła mnie dziura w dachu. Nie mogliśmy się dogadać z mieszkańcami bloku w sprawie montażu anteny satelitarnej. W końcu, tuz przed świętami B.N. postrzelony Tomasz podjął decyzję, ze i tak ją zamontuje i tak, on chce mieć polską tv na święta i juz. Jedyne co mu się udało to zrobić dziurę w dachu i postawić stelaż, z antena juz nie zdążył bo go pognali. Sprawa zakończyła sie aferą i naszą wyprowadzką z hukiem i trzaskaniem drzwiami (prawie). Zostaliśmy obciążeni kosztami (z czym się zgodziliśmy) nieprofesjonalnej (stąd afera) i co za tym idzie cholernie drogiej naprawy. Do dziś sprawa się ciągnęła i męczyła szczególnie mnie. (uwaga! teraz będę nadużywać nawiasów, bo wreszcie znalazłam oba, ktoś namieszał) Właściciel mieszkania Gustaw stanął po naszej stronie, bo też uważał że firma stolarska nie powinna naprawiac dachu, chciał nawet zanieść papiery do adwokata, ale zaniechał. W końcu zaczęto nagabywać Gustawa o ściągnięcie pieniędzy, więc dzwonił do mnie. A że zblizał się termin porodu... bez odzewu. Dzis uśmiechnięty Gustaw pojawił sie u równie zadowolonego Tomasza w pracy i zaproponował rozłożenie dużej kwoty na malutkie bezbolesne raciątka i ze osobiście patataj pogalopuje do banku po papiery. I pozamiatane. Można było nawet wcześniej w ten sposób załatwić, tylko gniew Tomasza tajał bardzo powoli. Od butnego nie zapłacę i ch... poprzez łagodniejsze bym zapłacił, ale ni ch... aż do polubownego ch... tam, zaplacimy i będzie spokój.  Się nawarzyło, trzeba wysiorbać.

DODATEK SPECJALNY 

Dzwonił Tomek. Na pytanie co robisz? odpowiedziałam krótko i treściwie vitalia, na co on napisz, ze jestem renomowanym mechanikiem. 
Napisałam. 

6 października 2009 , Komentarze (3)


Wczoraj dałam popis, pojechałam po bandzie az do spalonej gumy. Jestem domowym ministrem finansów i w związku z tym odpowiadam za większość wydatków m.in. za płacenie rachunków. Tomek nawet nie zagląda na swoje konto bankowe, bo, jak twierdzi, boi się. Wydałam wczoraj ostatnie pieniądze na spłatę długów na karcie pracowej Tomasza sądząc, że zostaje nam jeszcze spory limit na karcie kredytowej. Co prawda ostatnio chłopina mój coś brzdąkał, że w taksówce nie mógł nią zapłacić ale oboje uznaliśmy iż to na pewno terminal szwankował. Och! wielkia mi rzecz, zdarza się. Ale i dziś na stacji benzynowej ups powtórka, karta bez pieniążkow. Pani minister, prosimy na dywanik. Co mianowicie pani proponuje? Jak przeżyć do końca miesiąca za równowartość 137,547 pln? mając w dodatku na stanie kilkoro nałogowców w tym jednego palacza, jedną obsrajpieluszkę, jedną słodkożerczynię i jedną gadułę. Yyyyy, tego... coś się wymyśli. Mam pewną teorię o braku pustych miejsc, tzn. ze jeśli jakieś miejsce się zwalnia to natychmiast w to miejsce pojawia się coś innego, no słowem zero próżni. W zgodzie z tą teorią, jeśli wydaliśmy wszystkie pieniązki to w ich miejsce pojawiają się nowe. A teraz niespodzianka. Otóż moja teoria może się okazać tak nie do końca wyssana z palca. Proszę sobie wyobrazić, ze wczoraj w nocy spadł w Reykjaviku śnieg i to nie jakieś tam wiórki kokosowe, żywy prawdziwy puszek, który cały czas zalega. Co to ma wspólnego z ww teorią? Ha! Bo Tomasz pracuje w punkcie obsługi samochodów koncernu paliwowego a pierwszy śnieżek powoduje lawinową wymianę opon z letnich na zimowe. Co za tym idzie huk roboty dla zatrudnionych. W związku z powyższym dziś razo Tomasz odebrał telefon od swojego szeryfa z nieśmiałą propozycją przerwania urlopu tatusiowego i powrotu czem prędzej do pracy. Tomasz właśnie pojechał negocjować warunki. A co! I udało się, dostał korzystna propozycję, tym samym mała zaliczka się należy. Stoliczku nakryj się! Można opatentować teorię?

4 października 2009 , Komentarze (4)

Poleżakowałam, łyknąwszy witaminków odzyskałam wigor i tryskam energią. Cóż z tego skoro dzidzia uczepiona cycka sprowadza mnie do pozycji siedzącej, ew. leżącej i pozostaje jedynie lektura co akurat cieszy, bo milo ZNOWU mieć czas na czytanie. Pozazdroszczę tylko tych przepastnych bibliotek i księgarń w Polsce. Byłoby w czym przebierać, teraz czytam dosłownie co mi w ręce wpadnie. Ale np. dzisiaj, kiedy Tomasz z Majką pojechali po nowe kaloszki chętnie bym polatała na mopie skoro już energia mnie rozsadza lub obiad przygotowała. A nie. Chciałaś ssaka, masz. Dobre, że mogłam się jako tako ulokować przed kompkiem i klawiatury sięgam.  Właśnie mała zajęta mocno czkaniem, może więc zdołam coś na patelnię wrzucić. 

2 października 2009 , Komentarze (3)


Prawdopodobnie nieodpowiednia dieta z niedoborem żelastwa zaskutkowały dziś z przytupem i nie dałam rady zwlec się z łóżka. Słabo mi mamusiu i karuzela w głowie. Miało to i swój dobry oddzwięk, bo oto nasz Tomaszko uporał się po raz pierwszy z kupką Soni. A jednak mozna. Nie zemdlał, nie zwymiotował. Brawo!!! Moje osłabienie obudziło także w domownikach zapędy twórcze. Stworzyli domowe studio tatuażu długopisem. Jam tworzywem. Zaczęlo się od niewinnego kwiatka, rybki i czegoś w rodzaju choinki na mojej stopie autorstwa Tomka. Majka rzecz jasna pomysł podchwyciła i druga stopa na podobieństwo pierwszej udekorowana. I  na tym nie koniec wcale, bo przecież mama posiada jeszcze górne kończyny. Zostałam tedy z pająkiem i paroma samochodzikami na lewej dłoni oraz z zamkiem, królewną Śnieżką, Sonią jak się urodziła, tatą królem i tabunem krasnoludków na prawej. Krasnoludki w rzucie z góry, widać same czapeczki.

Dziary jak marzenie. Teraz tylko utrwalić igłą i tuszem.
Wracam do łóżka zbierać siły witalne.

30 września 2009 , Komentarze (2)

Gwarno i tłoczno sie zrobiło w naszych gościnnych progach. Zawitał nie tylko Miećka ale i jego siostrzeniec zwany Młodym z racji wieku, długi i chudy, że tez on się jeszcze nie połamał, cudak.  Męskie towarzystwo oblegające wieczorami i za dnia komputer, testujące trunki strefy wolnocłowej. Tylko testujące, spożycie zcznie się ponoć w sobotę. 

Majka nadal zakochana w Soni. Na swój sposób daje jednak do zrozumienia, ze za mało otrzymuje z całej puli poświęcania uwagi. Odnosi to zwłaszcza do Tomka, któremu często brakuje cierpliwości i troszkę na nią pokrzykuje. W zamian Maja z płaczem budzi go w nocy i domaga sie masowania bolącego brzuszka. W ten sposób opiekuńcze instynkty tatusia zostaja niemal przemocą wydarte. Chyba, że tatulek zabierze ją po przedszkolu na spacer lub na basen, wtedy może liczyć na przespaną nockę.

Sonia poczatkowo pogubiona w rytmie dnia i nocy powoli zaczyna dostrajać się do normalnego trybu. Powoli, bo i tak znaczna część doby przesypia. W nocy robi ze dwie pobudki na małe conieco i śpi dalej. W porównaniu do koncertów nocnych jakie dawała na samym początku jest naprawde komfortowo. Mogę śmiało powiedzieć że się wysypiam, mimo że na raty.

W kwestii mojej pociążowej figury... może przytoczę słowa Tomka 
Hmmm... chyba zaczynasz powoli chudnąć. 
Tu nastąpiła perfidna 3 sekundowa pauza a po niej  
Dobry żarcik, co?
Nie. Niedobry. Kiepski i mało wyszukany. 

28 września 2009 , Komentarze (5)


Kluczyki się znalazły. Łeee a już się zapowiadało ciekawie. 
Dziś w nocy wraca po trzymiesięcznym pobycie w Pl nasz koleżka Michał zwany Miećką. Już nie będzie z nami mieszkał, zabawi tylko tydzień, dopóki nie znajdzie sobie jakiegoś lokum. Tomek jedzie dziś po niego na lotnisko, dlatego też w perspektywie zapowiadało sie gorączkowe poszukiwanie kluczyka, bo w opelku niemal pełen bak paliwa a duży już na mknął oparach. A kluczyki tym razem banalnie ulokowane w kieszeni koszuli rzuconej do prania. Miał Tomaszko sporo szczęścia, że zabrał się dziś za pranie brudów. A na Miećkę wyczekuję niecierpliwie, bo ma nam przywieść albumik ze zdjęciami Majki tuz po urodzeniu i chcemy porównać nasze siostrzyczki czy aby podobne. I jeszcze krówki i inne polskie słodkości co to mu moja mama wcisnęła do bagażu. Oczywiście że dla Majki.

27 września 2009 , Komentarze (2)

Czas tej niedzieli ciągnie się jak ciągutka. Sonia wisi mi na biuście od rana, trochę ciumka, trochę przysypia. Jeśli tylko położyć ją do łóżeczka, zaraz kwili, płacze i wierzga. Nie taka była umowa, nie taka.  
Tomasz suszy mi głowę od środy o klucz od opelka, że niby ja go zgubiłam. Beszczelny typek.  Ja od kilku lat go proszę, zeby kładł klucze w jednym konkretnym miejscu to uniknie tej bieganiny kilka razy dziennie w ich poszukiwaniu. Najwyraźniej lubi ten sport. A klucze odnajdywały się nieraz w bardzo dziwnych miejscach, najbardziej niedorzecznym  jakie pamiętam był ten zawinięty system rur pod umywalką w łazience. Dla mnie mistrzostwo świata, żeby akurat tam położyć kluczyki.