Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tomberg

kobieta, 52 lat,

172 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 marca 2015 , Komentarze (4)

Waga stoi razem ze mną. Do wyjazdu zostało 9 dni. Ćwiczę codziennie. Brzuch jakiś wywalony, centymetry też nie współpracują. Kupiłam nawet ocet jabłkowy, zazywam zgodnie z instrukcja na opakowaniu, jak lekarstwo. Może to mnie odblokuje. 9 dni to całkiem sporo  dumam sobie. 

Muszę się pospieszyć, żeby zdążyc po nowsze dziecko do przedszkola. A to dziecko by the way też nie pomaga mamie schudnąć, bo co to za motywacja dla mnie, kiedy ona stojąc za mną w łazience patrzy na mnie i pyta: mamo, czemu masz taka dużą pupę? Pytanie rodem z bajki o Czerwonym Kapturku ale jakże dołujące, czyż nie? Bo dziecko prawdę matce powie prosto w ...pupę

24 marca 2015 , Komentarze (1)

Z wagą - kosa! Pokazała 72,7 kg. Po tygodniu 1 kg się należyyyyyy! W spodniach mi niewygodnie.

Miłego dnia. 

Ps. I tak schudnę, bo się zawzięłam. Zimową otoczkę zrzucić trzeba i ch...! 

24 marca 2015 , Komentarze (1)

Jestem dzielna, systematyczna, radzę sobie i postanowiłam, że schudnę. A droga ku upragnionym wymiarom pokrętna, że niech ją... Tydzień zmagań, ćwiczeń, pilnowania korytka a ja stoję w miejscu, żeby nie powiedzieć, cofam się. Moja waga jakąś zamułkę złapała albo no cóż...pokręciło bidulkę.  Ważę więcej niż tydzień temu, 1 kg na plusie. Szewc na moim miejscu by zaklął ale nie ja. Ja spokojnie podniosłam wagę, potrząsnęłam nią niezbyt energicznie, ot tak by rozumek wrócił, postawiłam z powrotem na podlodze, wlazlam raz jeszcze i od razu lepiej: tylko 0,5 kg w górę! K... nie wiem o co chodzi, może jakies zaćmienie było, błąd w transmisji danych, nie wiem, nie orientuję się, to są jakieś elektroniczne hocki. Ja mam zadanie do wykonania w ciągu 11 dni: zrzucić, co nie moje,  pozbyć się balastu co mnie drażni. Nawet niezbyt mnie ten poranny wynik wagowy zniechęcił. Raczej zmotywował.  Walę dalej do przodu, nie zatrzymujcie mnie! 

A z konkretów: ćwiczę regularnie ( oprócz w piątek) od 20 min do 1 h nawet

Za radą Calineczki nie popijam podczas posiłków a jedynie godzinkę po lub przed i w weekend bardzo ładnie wybrnęłam z podjadania tym sposobem, bo nawet alarm w telefonie włączałam, zeby regularność zachować. 

Syty posiłek miałam tylko raz - w piątek, bo szef zaserwował 2 pyszne majonezowe sosy do sałatki a ze święta wielkanocne za pasem i dookoła same raklamy majonezu, to i  majonezy łażą za mną i chcą mnie. Po sałatce cesarskiej, z kurczakiem i grzankami były jeszcze lody z polewą karmelową. Tak. W piątek sie najadłam i jeszcze nie poćwiczyłam.Ale d tego się przeciez nie przytyło 1 kilogram! Wróć!! jakie przytyło? Zwykła niedyspozycja wagi. (zwariowała;))


pozdrawiam i chudnę niestrudzenie

19 marca 2015 , Komentarze (1)

Jakoś idzie. 60 minut ćwiczeń podzielonych na 2 części. Jedzenie - poprawnie, czyli bez napadów ani zachcianek. Śniadanie nr 1 jadłam dość dziwne, bo zupa dyniowa z rana jest nietypowym posilkiem. Śniadanie nr 2 musi być dość obfite, bo wypada w pracy o godz. 10 i jestem wtedy bardzo napalona na jedzenie, więc zapychająca owsiankę przełozyłam właśnie na tą porę. Do tego dodałam 2 chrupki ryżowe i  2 kawałki niewielkie bezglutenowego chleba niezbyt smacznego, ale strawiłam. Nie chce mi się pisać, co zjadłam. Ważne że zmniejszyłam ilość i nie podjadam. Oraz ćwiczę. Dieta i ćwiczenia skutkują schudnięciem. Bardzo zmęczona ale konsekwentnie zapisuję co i jak. 

Nic waznego sie nie wydarzyło dziś. Wczoraj owszem, bo mój szwagier odstwił cyrk, o czym może niebawem poopowiadam, w tej chwili ubolewam nad jego małym niepełnosprawnym mózgiem. 

17 marca 2015 , Komentarze (4)

Przynajmniej przez najbliższe 2 tygodnie systematyczną zamierzam być. I jesli zamilknę to znaczy że się złamałam, siedzę i wpieprzam albo leżę i nie ćwiczę. Śmiało! wszystkie pyskate zapraszam do nastukania mi w komentarzach! Żem leń i złamas itp.

A dzisiaj: 

20 minut porannej gimnastyki na czczo na orbitreku - było. W pracy aktywność średnia, taka na pół gwizdka. A! muszę wytłumaczyć kwestię buffów, bo to taki mój chleb powszedni, że pomyślałam, że to polska nazwa :) i wszyscy wiedzą co to za twory. Buff to popularna na Islandii szmatka do noszenia na głowie 

choć cięzko byłoby mi taką chusteczkę spożywać a i nie wyobrażam sobie jak moglabym ją robić w maszynie do buffowania. Buffem nazywamy także produkowane przez moja firmę wegetariańskie papu uformowane niczym burger. Ot!

Wracając do orbitrekowania i roweru - po pracy odbyłam półgodzinną przejażdzkę pomimo delikatnej niechęci. W sumie 50 minut licząc razem z porankiem. 

Spożycie dzisiejsze - bez zastrzeżeń. Można by się doczepić jedynie do 2 cukierków, które wylądowały w zbiorowej miseczce na pracowym stole, gdyż koleżanka ze Szwecji przyjechała i poczęstowała współpracowników. Zjadłam 2 sztuki i  nie żałuję. Mogłam odpuścić ale nie chcialam. Jezu! 2 cukierki, ale afera! Poza tym wyżywienie prawidlowe. Pominęłam ciepły posiłek, jedynie poranna owsianka ogrzała trzewia. Nie przyłożyłam sie do jedzenia owoców ( ćwierć banana, 6 miechunek, pół szklanki soku pomarańczowego). Warzywniak za to przyzwoicie :)

Jest dobrze! Jestem na fali!

17 marca 2015 , Komentarze (2)

Jest nieźle. Wstałam rano i pyknęłam 15 minut na orbitreku. W pracy sie nie obijałam, miałam sporo stojącej roboty, śmigałam przy maszynie do robienia buffów, myślę że sporo kalorii przy niej zużywam. Przy okazji słucham sobie róznych filmików, nagrań, wywiadów z youtuba, więc to bardzo przyjemna praca i czas max wykorzystany. Lubię!

W domu juz mi bateryjki lekko podupadły ale dałam radę jeszcze ponad pół godzinki pocwiczyć. 

Teraz dieta. Muszę wprowadzić więcej owoców i warzyw. Dziś zjadłam raptem 1 jabłko i pół banana a z warzyw garść zielonej fasolki szparagowej, puree ziemniaczano - szpinakowe i buffa z batatów i quinoa. Słodycze - szczatkowo! to prawdziwy wyczyn, pamiętałam zeby nie podjadać. 

Rano muszę się zwazyć bo poweekendowa waga czasem zmyśla...

Dziś zrobiłam zeznanie podatkowe za Tomka, on troszkę pękał, ze będzie musiał sporo w tym roku zapłacić a tu niespodzianka, bo w ze wstepnych szacunkow wynika, ze jest na plusie i dostanie zwrot w wysokości niezłej pensji!!!

Odliczam dni do wielkanocnego urlopu w Danii, jedziemy na całe 10 dni. Bardzo lubię! Coś czuję że schudnę z samej radości. Niestety okolice mojego brzucha juz tak nie cieszą... z przodu ulokowałam sobie z kilogram osadu tłuszczowego i czuję to bardzo wyraźnie, jakbym dosłownie jakieś woreczki z piaskiem tam przywiązała i z nimi paradowała. Ja je czuję fizycznie i mnie denerwują. Taka obserwacja. O! Znowu za późno sie kładę spać :(

16 marca 2015 , Komentarze (9)

Oj! Wróciło. Oj trudno. Zima zła, niedobra, długa, sprzyjająca tyciu . Do grudnia trzymałam się w ryzach a potem już nie. Skoro się tu pojawiam to znaczy że mam miarkę w ręku i nietęgą minę. Ale nie zapuściłam się tak totalnie... raczej  popuściłam w pasek do swoich tradycyjnych dziurek po czym mówię STOP łakomstwu i wracam  chwilowo na vitalię. Ważę oto znowu 72 kg i spinam się, by do lata zyskać na formie i wyglądzie. Ja wiem, ze to głupie zwalać winę na zimę, kiedy zwyczajnie za dużo pojadałam. (ale na Islandii zima jest naprawdę długa i aż do przesady uciążliwa, że się człowiekowi mało kiedy w ogóle chce). 

Otóż poczyniłam kroki. Najpierw te w głowie, czyli postanowiłam sobie, że schudnę, zmotywowałam się od środka. Potem te zewnętrzne, czyli zapisałam sie do endomodo i mam odnotowaną aktywność a następnie reaktywuję vitaliowe wpisy. Tym razem będzie na temat, czyli skoro mam schudnąć to będę pisać o odchudzaniu... chyba że mi się odwidzi.

Następnie za niecałe 3 tygodnie mamy święta wielkanocne i ja ten czas spędzę razem z Tomkiem i dziewczynami w Danii. Tyle czasu powinno mi wystarczyć, żeby moja waga osiągnęła poziom akceptowany dla mojej samooceny, czyli 70 kg. Łatwe? Tak! Zaczęłam wyjątkowo nie od poniedziałku ale już dzisiaj, w niedzielę. 30 minut intensywnie na sprzęcie domowym a i nie przeginałam z jedzeniem. Pierwszy dzień- zaliczony!

Pozdrawiam!

15 stycznia 2015 , Komentarze (4)

Takie moje pierdu pierdu, że od nowego roku wracam, notuję, chudnę... Ktoś uwierzy?

Jeszcze się nie zebrałam w sobie i nie zaczęłam nawet postanawiać noworocznie. Ważę ile ważę, czyli ok 70 raz ciut więcej a raz mniej. Z doświadczenia wiem, że powracam na vitalię nieregularnie ale wyłącznie wtedy, kiedy chce mi się coś zrzucić. A zima w Islandii piękna, śnieżna i wietrzna. Sprzyja otulaniu w grube swetry, zajadaniu węglowodanów i kontemplowaniu. Przynajmniej u mnie. Waga wskazuje stabilność ale w umyśle przytyłam. Czuję się jak kluska. Nie najadam się a wieczorami fantazjuję o jedzeniu. Bezruch mi nie służy, rozleniwia. Czasami mam zryw w mózgu i myśli o dynamicznym ruchu z moim udziałem. Ale tyłek w tym czasie siedzi nieporuszony. 

Obowiązków przybywa, choć organizacyjnie jakoś trzymam wszystko w ryzach. Mai polska szkoła internetowa mnie przytłacza i  się zastanawiam po co SOBIE to zafundowałam. Dziecko potrzebuje nauki od podstaw, bo nie ma pojęcia o polskiej gramatyce, historii, geografii Polski itd. Dużo czasu nam to zajmuje a ja mam przy okazji gruntowną powtórkę wiadomości z podstawówki poczynając od Biskupna  i części mowy, analizach wierszy... heheh. Mam dokładnie to co chciałam.

Dziś wybieram sie popołudniu do lekarza z Sonią, bo zaniemogła na kaszel ciężki, głuchy, solidny. Przy okazji zrobię zakupy na cały weekend, zeby już nie musieć wyściubiać absolutnie nic z domu. 

Dania odsunęła się w czasie o jakieś pół roku. Lekko ubolewam na tym, bo w zasadzie powinnam już się pakować  albo wręcz urządzać w nowym mieszkaniu. Szkoda czasu i energii na marudzenie. Tomek chce poczuć silny grunt pod nogami zanim nas ściągnie do siebie. I ja to doskonale rozumiem, też nie chcę jechać na wariata. Planujemy przeprowadzkę po zakończeniu roku szkolnego, czyli w czerwcu. Można wtedy pomyśleć o podrózy promem. Fajnie, bo i więcej gratów zabierzemy ze sobą, zamiast je wyprzedawać tu za bezcen. Dla mnie nie ma problemu, ciuchy bym spakowała do jednej solidnej walizki... no może dwóch. Najważniejsze dla mnie są moje kitchen aidy, kilka książek, laptop pod pachę i mozna wyfruwać do kolejnego gniazda ;)

Planowałam krótki wpis. Mam w pamięci zeszłoroczne postanowienie, ze nie wyjadę stąd cięższa niż 66... jakoś tak. Cel jest tylko trzeba znaleźć energię, motywację, chęci... wszystko. Jakoś będzie. Muszę pozamykać pewne sprawy, pozjadać świąteczne cukierki i mogę ruszać do przodu. Piękne słońce wyszło. Juz mnie nie ma.

15 listopada 2014 , Komentarze (10)

Piszę krótko, bo skoda czasu marnować. Dziś dziewczyny poza domem i mamy z Tomkiem duużo czasu dla siebie. Dość dużo, nie za wiele. Dzień się zaczął miło: od niespodzianki jaką zrobiła nam Sonia.Wpadła rano do naszej sypialni i zapowiedziała niespodziankę. Wykazała się przy tym sporą dawką energii, która mnie wyrwała ze snu i kazała się zaniepokoić, że co niby to dziecko w środku nocy odwala. (Była 9 rano).Otóż dziecko przygotowało nam samodzielnie śniadanie do łóżka. I tu zwracam uwagę na bystrość mojej córeczki albo tez na zakorzenienie w jej świadomości naszych indywidualnych nawyków żywieniowych. Co nam dziecko zaserwowało, wymienię:

Dla taty: kanapka (chleb tostowy) z masłem i mnóstwem rzodkiewek pokrojonych adekwatnie do wieku krojącej ;) oraz szklanka coca coli 

Dla mamy: wafelek ryzowy z masłem i komentarzem "bo ty chlebka nie lubisz" oraz szklanka wody

Jak  dzieci nas obserwują, co?

Pozdrawiam

9 listopada 2014 , Komentarze (5)

Tydzień popłynął. Nic z krągłości nie ubyło, nic tez nie doszło, czyli bilans zerowy. Nie mam teraz głowy do odchudzania, przecież Tomek już na walizce siedzi, z biletem w ręku. Byle do wtorku :D

W poniedziałek mój szef pracowy miło się odwdzięczył za to że go poratowałam w kryzysowej sytuacji. Moja firma karmi dzieciaki w dwóch szkołach. Na obiad było spaghetti z sosem bolońskim, które pojechało w dwóch służbowych samochodach. Po czym nastąpiła mała katastrofa, bo kobitka odbierająca żarcie upuściła cały gastrobox na podłogę, pozbawiając uczniów posiłku. Na szczęście w firmie sporo obiadu jeszcze zostało i trzeba było działać szybko, bo przerwy w szkołach sa limitowane przecież. Mój wkład w ratowanie sytuacj był taki, że udostępniłam swój samochód do zawiezienia dzieciom reszty jedzenia. Tyle. Właściwie nic. Ale mój szef podziękował mi pięknie i pachnąco:

Teraz nie ma komu mnie masować ale od wtorku się przyda ;)

Reszta tygodnia miała charakter dość edukacyjny. Majka ma do oddania dwie prace kontrolne do końca listopada i trzeba przysiąść i jej pomóc. Dobrze że mamy podręczniki i internet, bo moja wiedza z zakresu szkoły podstawowej kompletnie wyciekła. A dziecko mam dociekliwe i nie wystarczy zaznaczyć w pracy właściwą odpowiedz, wszystko trzeba wytłumaczyć od podstaw.

Zresztą nie tylko dotyczy to jej testów. W trakcie naszej "szkoły" zadzwonił Tomek zdając relację ze swojej aktualnej duńskiej kondycji. Znalazł mianowicie nowego szefa, dla którego będzie pracować, zwanego swojsko Heńkiem, mimo że to Duńczyk z rodowodem. Henio więć zaproponował współpracę i dał do wyboru prace na czarno albo założenie własnej działalności. Tomek skorzystał z drugiej opcji i zajął się już załatwianiem formalności. Ciekawskiej dziewczynce mojej musiałam sytuację tatusia na bieżąco wyjaśnić. Wspomogłam się rysunkiem poglądowym stworzonym ad hoc:

U góry Henryk szef, od niego leci kaska do "T-project" a właściwie przelatuje przezeń bo pod spodem stoi naprawdę spora miska, do której "MY" z rączkami wyciągniętymi do góry tą kapuchę łapiemy.

Wszystko jasne i przejzyste, bo dziecko załapało.

Wieczorami padam a moja cierpliwość do dzieci wykazuje poziom ujemny. Dlatego po godzinie 9.30 ucinam wszelkie dyskusje, pytania a nawet ciągnące się w nieskończoność rytuały przedspaniowych buziaków i czułości. Nie czas to dla dzieci ale wreszcie dla mnie samej. A na poważne pytania odpowiadam wręcz nieprzepisowo, np.:

Maja: Mamoooo, a całowałaś się kiedyś z tatą?

Ja: Nie.

Maja: To jak nas zrobiliście?

Ja:Taką... maszynką! Dobranoc.

Nic. Ostatnie szlify w sprzątaniu chałupki, jutro upichcę jakieś zraziki dla Tomka i ciasto a potem już tylko wtorek się liczy. Po pracy odbieram naszego tatuśka i cieszymy się nim do kolejnego wtorku.

Pozdrawiam