Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chcę zmian, dlatego zaczynam najpierw od siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 34313
Komentarzy: 249
Założony: 18 listopada 2008
Ostatni wpis: 29 sierpnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mewka23

kobieta, 39 lat, Płock

169 cm, 86.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 lipca 2010 , Komentarze (1)

na ryjek.Dziś byłam pierwszy dzień w pracy po tygodniowym urlopie.Tragedia.
Ale za to kobitka z którą siedzę w pokoju stwierdziła,że schudłam.Wtedy to mi się nawet ryjek uśmiechnął:)
Wprowadziłam parę zmian do jadłospisu.......nieświadomie.Jest tak gorąco i parno,że przestawiłam się tylko i wyłącznie na wodę niegazowaną, jem pieczywo chrupkie, zero masła,mało mięsa i dużo.....rzodkiewki.
A dziś to bym chciała zacząć a6w.W tamtym roku doszłam do 15 dnia, ale że leń byłam to rozeszło się po kościach.
Trochę się boję, bo obiło mi się, że te ćwiczenia źle wpływają na kręgosłup....ale za to jaki piękny brzuch...

5 lipca 2010 , Komentarze (4)

W piątek kupiłam sobie książkę o której niedawno wspominałam - "Dlaczego chcesz być gruba".Wbiegłam do domu, zostawiłam rzeczy na przedpokoju i rozwalona na łóżku zaczęłam czytać z wypiekami na twarzy. I.......jakby mi ktoś cegłą przywalił!! Zaczęłam czytać o sobie.3/4 tego co było zawarte w książce było ...o mnie.
Nie przeczytałam całej niestety tej książki, ponieważ rozpoczęłam od razu naprawianie siebie od wewnątrz.
Nie będę opisywała wszystkiego, bo bym przynudzała,ale przejdę do meritum.
Problem nie polega na jedzeniu tylko zeschizowanym myśleniu o jedzeniu.
Wertując w myślach moje odczucia, postępowanie i istne żercie ( to jest słowo najlepiej oddające rzeczywistość) doszłam do wniosku,iż moim najlepszym przyjacielem jest jedzenie.Do tej pory zastępowało mi wszystko: dobry humor, pocieszenie, akceptacje, a jeszcze parę lat temu brak miłości.
Nic na to nie poradzę, że wychowano mnie w domu gdzie podstawową zasadą żywieniową było hasło: DZIECKO SZCZĘŚLIWE TO DZIECKO NAJEDZONE.

Od piątku jestem bardziej wyczulona na to jak się czuję kiedy sięgam po jedzenie.Nie robię tego mechanicznie jak to bywało.Wchodzę do kuchni - biorę co popadnie- wychodzę - jem- amen.Z resztą w ten weekend to za bardzo nie miałam przejrzystych myśli, bo gościłam się na dwóch imprezach rodzinnych.

Nie było pojadanie z nudów, bo akurat tak się składa,że się nie nudziłam. A i pogoda nie sprzyja jedzeniu ale piciu dużej ilości wody

Największym problemem będzie zakończenie huśtawki nastrojów jaką mam podczas diety i którą bardzo dobrze została opisana w książce.
Kiedy trzymam dietę jest super. Jestem cudowna, kochana, mogę wszystko i nie ma czegoś czego bym nie zrobiła bo i tak wszystko mogę.
Jak mi się zdarzy jednak jedzenie nadprogramowe to zaraz wszystko się wali. Jestem niedobra, podła, nieszczęśliwa, nic nie potrafię, nikt mnie nie kocha, jestem jedną totalną porażką.
To właśnie jest jeden z większych problem ,z którym nie daje sobie rady. Od euforii po wielką depresję.

Dziękuję bardzo za komentarze.Są naprawdę wielką podporą dla mnie.Czytam i oczywiście wyciągam wnioski.Oby  więcej ich było , bo każdą waszą myśl biorę do serca i jakoś łatwiej jest mi godzić się z własną osobą:)

1 lipca 2010 , Komentarze (3)

Dwa dni pisania o poprawie myślenia i działania a na trzeci dzień dół:(
Złapał mnie nastrój depresyjny.No ciężko mi jest, no.
To jest też następna rzecz jakiej można by  się było pozbyć - myślenia katastroficznego.Jak to jedna z vitalijek zauważyła za co jej bardzo dziękuję bo to bardzo trafna uwaga - lubię się nad sobą użalać. Tylko jak to robię nie jestem tego świadoma. Tak jak na przykład dzisiaj. Dziś znów myślę nad tym co się ze mną stanie jak za 4 miesiące skończy mi się staż. Co ja ze sobą pocznę.
Nie mogę za mąż wyjść bo praca, dzieci też nie bo praca. Jak rozmawiam o tym z J. to on się zaraz denerwuje, bo też szuka lepszej pracy. O rodzinie nie wspomnę, bo nie ma sensu.I oczywiście jestem na skraju załamania, bo mam wrażenie, że świat się wali że słaba jestem ,że za chwilę się załamię i skończę w sanatorium w Tworkach.To cała ja!
Muszę w końcu gdzieś to napisać. Może mi teraz któraś kopa zasadzić!

Lecz oto ( tak zmieniając temat) stała się rzecz niesłychana! Nie jadłam z nudów a ni z nerwów!No nie jadłam. Nie było żadnego ekstra żywienia. Były normalne pory karmienia i zakończenie jedzenia na dzień o stałej porze. W tym całym dołku jestem o tyle silna,żeby powiedzieć : Dumna jestem z siebie!

30 czerwca 2010 , Komentarze (2)

Dziś byłam na spacerze.Piękna pogoda,Mewa zadowolona, bo od jutra na 5 dni wolnego. No czego chcieć więcej? Spaceru!!
I wyszłam. I uciekła mi ochota na cokolwiek.Z resztą często tak jest.
Mam wrażenie ,że każdy się na mnie patrzy. Nic w tym dziwnego, bo ja też patrzę na ludzi idąc ulicą, lecz ja mam wrażenie że oni patrzą i myślą: jaka słoniowata!Tak słoniowata.Zawsze mówiłam,że wśród słoni jestem najpiękniejsza.To jest następny błąd jaki popełniam.Nie akceptuje siebie, swojego ciała, myślenia , wszystkiego co się mnie tyczy.
Na dzień dzisiejszy nie akceptuję, ale był czas,że szczerze się nienawidziłam. Wprost gardziłam sobą.
Teraz jest trochę inaczej.Słowo nienawidzę zastąpiłam nie akceptuję.Pogodziłam się z niektórymi rzeczami, ale nie do końca tak naprawdę jestem zadowolona.Potrafię zrozumieć niektóre rzeczy, które do tej pory nie chciałam pojąć.
Akceptuję fakt,że moje biodra są szersze od tali o około 30 cm i zawsze będą szersze bez względu na to ile będę ważyć.Ale nie podoba mi się,że właśnie nadwaga osadza się przede wszystkim w dolnych częściach ciała co sprawia, że naprawdę jestem szeroka.
Jestem świadoma,że nie schudnę w ciągu tygodnia tylko kilku tygodni, lecz gdy mam jakiś problem lub nie potrafię odmówić i zjem to wtedy wali się cały świat i wtedy jem do oporu bo przecież i tak wszystko zaprzepaściłam:(  wtedy to już naprawdę siebie nienawidzę.
Nie mogę pogodzić się z tym,że moja nadwaga spowodowała wycofanie się z życia towarzyskiego. Nie lubię chodzić gdzie jest wielkie skupisko ludzi. Powoduje to strach, wstyd i przyprawia prawie o płacz.
a już najbardziej denerwują mnie ludzie , którzy oceniają mnie na podstawie wyglądu. ale tego nie będę komentować bo nie ma sensu.

29 czerwca 2010 , Komentarze (3)

Wczoraj wieczorem zachciało mi się jeść. Jak zwykle z resztą....Zaczęłam tłumaczyć sobie,że to nuda. Po jakimś czasie doszłam do porozumienia z żołądkiem, nie zjadłam nic:)
I tu jest pies pogrzebany. Psychika mi siadła. 10 lat myślenia tylko o jedzeniu, a w zasadzie o niejedzeniu i popadanie w kompleksy spowodowało,że jak już napisałam - psychika mi padła i trzeba ją poskładać.
Co z tego,że napiszę sobie o tym jak bardzo żałuję i już nie będę jadła i będę od dziś cacy jak nie mogę dojść do porozumienia ze sobą. Jest mi tylko o tyle ciężej,że mam bardzo niską samoocenę.Niestety nie miałam wpływu na to w jakim poczuciu własnej wartości mnie wychowano, ale dziś nie o tym.
Dziś jest o tym jak zacząć słuchać siebie i cieszyć się z każdego spadku wagi i nie zaprzepaścić tego co już osiągnęłam.
Pierwsza rozmowa ze sobą przyniosła jeden wniosek: tak naprawdę boję się zmian. Boję się jakichkolwiek zmian.Odchudzanie też się wiąże z jakąś tam zmianą wyglądu, samopoczucia itd itp. Dlatego w tamtą sobotę poszłam do fryzjera i zmieniłam kolor włosów. Pierwszy raz od 6 lat zmieniłam brąz na miedź. Z resztą miedź mam pierwszy raz na głowie. Mała zmiana, ale trzeba się oswajać z tym,że zmiany nie są straszne. Wprost przeciwnie są korzystne. I cały czas tłumaczę sobie,że spadek 7 kg na początek do którego dążę jest naprawdę dobrym pomysłem i nie można się tego bać.Teraz chodzę z zamiarem zmiany wystroju pokoju, ale to musi poczekać do września.
Jeżeli któraś z vitalijek miała podobny problem strachu przed zmianą czegokolwiek to chętnie bym pogadała, bo jakoś raźniej wiedząc, że człowiek nie jest sam, a przy okazji mogłabym się wiele dowiedzieć i podzielić się własnym spostrzeżeniem.

28 czerwca 2010 , Komentarze (7)

Dziś dopiero doszło do mojej mózgownicy,że jem z nudów. Zdarza to mi się najczęściej w weekendy, choć w ciągu tygodnia też.Przeanalizowałam tą sprawę bardzo dokładnie.
Nie mam co robić, więc chodzę i chodzę,mędzę się po domu i w pewnym momencie do mózgownicy dochodzi impuls,że jestem głodna, a wcale tak nie jest.Jem bo nie mam co robić a przygotowanie jedzenia i spożycie zabiera trochę czasu.
To jest wręcz chore! A już najbardziej chore jest to, że wstydzę się do tego przyznać nawet sama przed sobą.......i chyba to zrobię to teraz:


Mewo, Ty jesz z nudów. To jest bardzo zły nawyk, przestań tak robić!!! 

A tak poważnie to gdzieś musi leżeć tego przyczyna.Zastanawiam się nad tym bardzo intensywnie. I być może wiem, dlaczego tak się dzieje tylko że muszę wszystko poukładać sobie w wyżej wymienionej mózgownicy i dojść sama ze sobą do porozumienia.

Jestem spokojna i nic nie wyprowadzi mnie z równowagi

27 czerwca 2010 , Komentarze (3)

No właśnie,dlaczego nie chce?? Bo chyba jednak nie chce. Siedziałam sobie tutaj wczoraj i jedna z vitalijek zachwalała książkę : " Dlaczego nie chcesz schudnąć?" Po poczytaniu sobie na temat tej książki w internecie stwierdziłam, że muszę ją zakupić.
Nie mogę się ciągle łudzić - odchudzanie zaczyna się w głowie, a niestety z moją głową nie jest wszystko w porządku:)
Znudziło mi się życie na ciągłej diecie i ciągłych porażkach. Albo naprawdę schudnę albo daje sobie spokój i umrę gruba i nieszczęśliwa



Przepraszam, pomyliło mi się strasznie. Myślałam o jednym a pisałam co innego. Książką się zwie: " Dlaczego chcesz być gruba?"

18 czerwca 2010 , Komentarze (2)

Moje motto na wakacje: Jestem spokojna i trudno wyprowadzić mnie z równowagi!
Z moim samopoczuciem jest coraz lepiej, z dietą również. Aczkolwiek nie mogę się w przełamać w kwestii akceptacji co niektórych części ciała, szczególnie od pępka w dół - jestem anatomiczną gruszką.
akurat bardzo dobrze się złożyło, bo w weekend ma duży zjazd rodzinny także przez mijający właśnie tydzień miałam trochę rzeczy do zrobienia , więc nie miałam czasu myśleć o owym problemie. Nawet diety bardzo ładnie się trzymałam i mogę się pochwalić przyjemnym odczuwalnym luzem w ubraniach:)No jeszcze mi spodnie nie spadają, ale czuję że są ciuteńke luźniejsze, a i brzuch także robi się bardziej płaski.
Staram się być spokojna i co najważniejsze i najciekawsze zaczynam sama przed sobą nazywać stany emocjonalne. Kiedyś musiałam to zacząć robić, bo to jest ustna huśtawka i mieszanina uczuć i emocji. Momentami sama nie wiem o co mi chodzi.Na razie źle nie jest.Czuję się nawet spokojniejsza, dlatego  jak w tytule, tylko spokój mnie może uratować:)
A tak poza tym to teraz nazwę swój obecny stan emocjonalny- jestem lekko wkurwiona, bo właśnie dziś zakupiłam sobie Ośmiorniczkę - taki klej syntetyczny i przykleiłam nad łóżkiem dwa śliczne aniołki z masy solnej, zakupione trzy lata temu i schowane do szuflady. dziś je wyjęłam, bo idealnie pasują kolorystyką do pokoju i jednego krzywo przyczepiłam, kużwaaa!!
No trudno, nie będę poprawiać, bo jeszcze się nie przyklei..........bądź spokojna.............hmmmm
poza tym asymetria jest modna:)

16 czerwca 2010 , Komentarze (3)

Bardzo Wam dziękuję za komentarze - bardzo wspierająco- motywujące. Moje samopoczucie jest trochę lepsze jednak szału na razie nie ma
Pracuję nad tym aby zacząć choć trochę akceptować swoje ciało, ale mozolnie to idzie.
Tak jak Majka radziła, porozmawiałam w końcu bardzo szczerze z narzeczonym. Rozmowa dała afekt:) Powiedział, że nie chodzi o to, żebym była całe życie na diecie i wpadała w takie depresje jak teraz tylko żebym była zawsze dobrym człowiekiem, bo właśnie dlatego mnie tak bardzo pokochał. Co jednak nie oznacza, że jak schudnę będzie mu bardzo przykro:)
Przemyślałam niektóre rzeczy. Rzeczywiście nie ma co wpadać w dzikie stany melancholijne tylko zacząć spokojnie i konsekwentnie podchodzić do problemu...i być w końcu zadowoloną z samej z siebie, bo tego mi w szczególności brakuje!
 

14 czerwca 2010 , Komentarze (3)

.....i coś z nią muszę zrobić.
Ogólnie czuję się źle. Waga nie spada. Nie że zaprzestałam odchudzania, ale zawsze gdzieś coś wyskoczy i trzeba zawiesić odchudzanie, a bo to tu trzeba zjeść tam też i tu a i owszem.
Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad sensem tego mojego odchudzania skoro nie potrafię głośno przyznać się do tego,że jestem na diecie, która każdej osobie nie potrzebującej diety kojarzy się z głodówkami (przynajmniej w moim otoczeniu).

Od soboty jestem w takim nastroju,że płacz potrafię wywołać na zawołanie. Wszystko jest źle i niedobrze. Odczuwam nawet wielką niechęć do samej siebie. Zaczęło mnie drażnić,że nie wierzę w siebie, nie mogę niczego zmienić, bo boję się zmian, odchudzam się od 10 lat i nigdy nie schudłam tyle ile chciałam.Agresor mi się załączył na swoją własną osobę.
A najśmieszniejsze jest to, że jak zwykle nie znajduję nigdzie oparcia.Niestety najbliższa rodzina uważa,że jedyne oparcie jakie można dać to pieniądze i wyżywienie, sprawy emocjonalne niech Mewka rozwiązuje we własnym zakresie, ponieważ (mój ulubiony cytat): "moje problemy to nie są problemy".  Nawet mój narzeczony mówi mi tak na odczepnego: "schudniesz,ale naprawdę schudniesz" bądź " głupia jesteś". Paranoja!Dlatego stwierdziłam, że jak sobie tu popisze to może lepiej mi się zrobi. I rzeczywiście lepiej. Popisałam sobie i jest mi ciut lżej na duszy.