200 gram, 200 gram...wchodzę dziś na wagę a tam 200 gram więcej:(. W pierwszym momencie aż krzyknęłam, bo mi się przypomniało te wczorajsze ciasto.Chciałam sobie normalnie krzywdę zrobić na tej wadze! Trudno,dziś dzień bez pod jadania będzie. Trzeba wziąć pod uwagę jeszcze to, że 3 dni temu miała przyjść @ i jej jeszcze nie ma.Może dlatego woda jeszcze we mnie zalega???
....,ale nie daję się. Trudno, nie ma jedzenia. Dziś tak ładnie się zapowiadało bez podjadania, a tu jak na złość musiała się szarlotka trafić i jej jeden kawałek Jutrzejszy dzień postaram się przeżyć bez takiej rewelacji...i oczywiście będę z siebie dumna
Jest lepiej chociaż nie stawałam dziś na wagę, żeby nie umrzeć z szoku jakiego doznam.Podjadania było mniej niż w piątek....to prawie wcale. Weekendu nie liczę, bo u mnie w weekend to nie ma za bardzo odchudzania. Dietę trzymam! Ale teraz to z ręką na sercu powiem,że jeść mi się chce, dlatego wolałam napisać niż zjeść. W sumie takie pisanie a nie jedzenie nawet działa u mnie. ALE jak powiedziałam sobie ze po 18 nie jem to nie!!!! ( Ostatnio uczę si być konsekwentna) Z pracą cicho, nie ma żadnej odpowiedzi - mam czekać. Jak mówią żądna wiadomość to dobra wiadomość, więc może coś będzie z tego w końcu.
......o 400gram.Lepsze to niż nic, prawda? Dziś walczyłam z podjadaniem. Niestety sukcesów nie było, ale było mniej podjadania niż wczoraj:). Za to mam pod ręką 4 bardzo dobre książki, które mam zamiar przeczytać i pewnie pozaczynam wszystkie od razu. Nie wiem od której zacząć. Z pracą się trochę ruszyło,ale muszę poczekać do poniedziałku na wyjaśnienie. Może się znajdzie praca w okolicach Płocka. Dojeżdżanie nie jest takie złe a 1400zl dla nauczyciela stażysty by się przydało. Zobaczy się w poniedziałek, bo może znów wyjść jak zwykle
Nie ma nic gorszego niż jedzenie z nudów!! Przyznaje się bez bicia. Zaczynam jeść i to właśnie z tej bezrobotnej nudy. Teraz też chce mi się jeść,ale stwierdziłam, że lepiej będzie jak o tym napiszę niż pójdę i otworzę lodówkę. Waga poszła w górę - z jedzenia oczywiście i trochę z nadchodzącej na dniach @. Rower biedny stoi nietknięty a na nim te jeszcze biedniejsze zepsuto siodełko:( Czeka aż mój tata się pojawi i stwierdzi,że naprawi,ale kiedy to nawet najstarsi górale nie wiedzą. Dziś popołudniu, miałam czas, to i doszłam do wniosku, że z powodu braku pracy nie można popadać w depresję i spojrzeć na problem wolnego czasu z innej strony. Po pierwsze starać się nie jeść z nudów, bo dojdę do wagi wyjściowej i się zastrzelę. Ale poza tym wreszcie mogę poczytać, nadrobić zaległości książkowe.Chyba to mnie ratuje przed popadnięciem w szaleństwo. Herbata, książka i Mewka zadowolona:).....może jeszcze inne równanie: niejedzenie, dieta w ryzach i Mewki mniej:):).
Po krótkim zastanowieniu stwierdziłam, że warto by było jeździć o 5 km więcej na rowerze. Dziś wszedł w życie ten plan i przejechałam całe 30 km. Dla mnie to sporo, ale jak przeglądam niektóre pamiętniki to wychodzi na to że to jest mały pikuś jeżeli niektóre vitalijki robią po 70 km. No cóż może ja też dojdę do tylu km dziennie:) Na razie jestem dumna z tych 30stu Plan dnia wyglądał jak zwykle z tym że dieta całkiem się trzyma:) i myślę, że małymi krokami tłuszcz będzie spadał ...szczególnie z dolnych partii mojego ciała.Jak tak dalej pójdzie to dieta stanie się stylem mojego życia, co nie jest jeszcze takie złe ( moim przypadku oczywiście). odchudzam się już pewnie z 10 lat a dopiero po zarejestrowaniu się tu i namiętnym czytaniu pamiętników zdałam sobie sprawę, że odchudzanie nie polega na niejedzeniu tylko jedzeniu inaczej ( ale Amerykę odkryłam, nie?) i jakoś dopiero od niedawna zdaje sobie sprawę jakie ja karygodne błędy popełniałam, dlatego wyglądam tak jak wyglądam. Jeszcze, żeby ta silna wola byłą....pracuje nad nią cały czas, ale jest to cholernie trudne gdy ma się...może inaczej..cierpi się na niestabilność emocjonalną. Ale pracuję nad tym. I nie chcę być samolubem,ale wsparcie mi jest potrzebne przede wszystkim......
Praca w przedszkolu nie wypaliła, ofert stażu w ogóle nie ma. Jednym słowem bezrobotną jak byłam tak jestem.Najgorsze są takie same dni, które mi przeciekają przez palce.Wstaje, doprowadzam się do porządku, idę po zakupy, potem czekam na obiad robiąc wszystko żeby nie oszaleć z nudów, po obiedzie znów robię cokolwiek mi przyjdzie na myśl, wieczorem rower, brzuszki, film na dvd i spać. Ciężkie jest życie gdy najbliżsi znajomi pracują a Ty siedzisz w domu:( ....i te cholerne podjadanie z nudów, które nie pozwala mojej wadze iść w dół już od dwóch mcy. J. pracuje całym tygodniem.Jak na zbawienie czekam na weekend kiedy możemy pobyć ze sobą dłużej. Zaczynamy myśleć już trochę poważniej o wspólnej przyszłości, która o zgrozo jest uzależniona od tego czy będę miała pracę czy nie:(. Jak to ostatnio J. stwierdził są duże szanse, że zamieszkamy razem jeżeli dostanę pracę, a za dwa lata to już należy zalegalizować związek. Ale narazie nic się nie zmienia.Nie spodziewałam się nawet,że kiedykolwiek będę tak nie zadowolona z dłuższego wolnego.