Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Powiem szczerze, już rady sobie nie daję z tym wszystkim, a przede wszystkim ze sobą samą;-(. 3 lata temu waga pokazywała 85kg. Zakochałam się, wyszłam za mąż. Potem ciąża.Przytyłam do 122kg. Mąż zaczął z dnia na dzień tracić mną zainteresowanie, zewsząd dochodziły kąśliwe uwagi rodziny męża i najbliższego otoczenia. W pewnym momencie poczułam, że nas już nie ma. Moje podejrzenia potwierdziły się. Mąż znalazł pocieszenie u innej kobiety, lepszej, zgrabniejszej, nie nerwowej. Wyprowadził się do niej, a ja zostałam z dzieckiem. Będąc na widzeniu z dzieckiem oświadczył mi, że nigdy mnie nie kochał i w najbliższym czasie wystąpi o rozwód W samotności płakałam i zajadałam stresy, aż wreszcie odważyłam się stanąć na wagę. Nie mogłam uwierzyć. 141kg ;-( Chcę zawalczyć o siebie, bo droga, którą idę jest do nikąd. Mam dla kogo żyć! Chcę być zdrowa dla mojej córki, bo ona ma już tylko mnie. 3 WRZEŚNIA 2011 NAJSZCZĘŚLIWSZA KOBIETA NA ZIEMI!!!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 283791
Komentarzy: 9368
Założony: 12 stycznia 2009
Ostatni wpis: 19 marca 2023

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
PomocyAnia141

kobieta, 41 lat, Warszawa

170 cm, 130.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 stycznia 2020 , Komentarze (24)

Tak Kochane, taki oto Sylwester, nie było ani jednego tańca. Mężowi strzeliło wczoraj coś w kręgosłupie, gdy nosił brzezinę do kominka :( Jak zaległ wczoraj na sofie, tak przeleżał cały Sylwester obłożony poduchami, żeby mu wygodniej było :| Podawałam mu przysmaki, nawet kanały mu zmieniałam, bo raz chciał się bawić z Polsatem, potem chciał do Zakopanego, a na koniec zamarzyła mu się stolica nasza piękna :< 

Siedziałam tak przy nim przez godzinę i zaczęłam się zastanawiać, czy to, że on tak leży to oznaczać ma, że i ja mam tak cały wieczór przesiedzieć? :? O nie (loser) Tak nie będzie :< Wniosłam swój rowerek do salonu i ustawiłam go centralnie przed TV. 

-  "Zgłupiałaś" - usłyszałam od Tomka. 

-  "Nie, właśnie poszłam po rozum do głowy" - odpowiedziałam.

-  "A kto mi będzie podawał?" - zapytał z wyrzutem w oczach.

-  "Rączki masz, więc do stolika 20 cm dalej raczej sięgniesz po jedzenie i picie" - powiedziałam rzucając mu spojrzenie nie znoszące sprzeciwu :D

Zasiadłam i ruszyłam. Pomyślałam, że przejadę tak z pół godziny i zrobię przerwę, bo mi kuper z bólu odpadnie. I już po tym dystansie zaczęłam zwalniać, a mój ukochany małżonek z tekstem:

-  "Już koniec? To opłacało Ci się na te pół godziny robić zamieszanie i ciągnąć ten wehikuł do salonu?"

Ratując szybko sytuację rzuciłam mu tylko krótko:

-  "A kto kończy? Ja tylko poprawiam nogi w pedałach" :<

Słowo się rzekło, tyłek boli, trzeba jechać dalej (szloch)

I tak oto tym sposobem przy pierwszym podejściu przejechałam równo godzinkę ]:>

Potem oczywiście odpoczynek. Usiadłam przy nim, ale nie dałam poznać, że jestem zmęczona. Jem pomarańczę, a on, czuję to, bacznie mnie obserwuje. I wreszcie pada to pytanie:

-  "To wynosisz już ten rower?" (mysli)

-  "Nie. Tylko odpoczywam. Mam zamiar rowerem wjechać w Nowy Rok, bo jak go zaczniesz, taki potem będzie cały" - odpowiedziałam małżonkowi :p;):D

Uwierzcie mi, że nie wiem jak, ale ta dobra muzyka, zabawa szczęśliwych ludzi, na których patrzyłam w tv spowodowały, że na luzaku przekręciłam jeszcze jedną godzinkę - w sumie zaliczyłam dwie w ciągu dnia, a dla mnie to duży sukces (puchar) Bałam się troszkę, że dziś będę "zdychać" z bólu, ale jest naprawdę ok :)

Poszliśmy spać około 1.30. Wstałam najwcześniej ze wszystkich. Zrobiłam śniadanko, zjedliśmy wszyscy razem (ja oczywiście trzymam dietę). Potem przygotowałam na obiadek wszystko i poszliśmy na spacer do lasu, który mamy blisko. Teraz kończę już gotować obiad, jednocześnie czynię Wam ten wpis pozdrawiając ciepło już w Nowym 2020 Roku Moje Kochane (alkohol)(balon)

31 grudnia 2019 , Komentarze (13)

A ja już po zakupkach :-) Nastawiam obiad dla rodzinki, a potem zrobię jeszcze jakieś fit sałateczki, galaretki owocowe i inne mało tuczące pierdółki na dzisiejszy wieczór. Po zakupy udałam się bez auta. Gdybyście mnie widziały, jak targam te siaty do domu :D 5 kg pomarańczy, 3 kg jabłek, 3 sałaty lodowe, 2 kg pomidorów, 3 ogórki i jeszcze na koniec coś mnie podkusiło wziąć zgrzewkę wody mineralnej :( Zanim dotarłam pod furtkę domu, to myślałam, że oddam tam ducha :(

 Tak, jak już się pewnie domyślacie po tytule tego posta, Sylwester spędzam z mężem w domowym zaciszu. Będziemy dziś we wszystkich pięknych miastach Polski, które transmitować będą witanie Nowego Roku w tv i tańczyć tańczyć tańczyć - mąż mi to obiecał przynajmniej do północy :D Dziś dołączyłam do bardzo zacnej grupy na naszym portalu i pięknie dziękuję mamager za zaproszenie. Dziś Kochani czeka mnie jeszcze minimum 30 min rowerkowania, potem kąpiel, balsamowanie i mogę wskakiwać w odświętny luźny ciuch, co by mi się dobrze tańcowało i nic mi ruchów nie ograniczało (impreza)

A Wam Wszystkim Moi Kochani życzę wszystkiego najlepszego i najpiękniejszego, abyście osiągali swoje marzenia i czerpali z życia garściami - wszelkiej pomyślności w NOWYM 2020 ROKU (impreza)(alkohol)(gwiazdy)(zegar)(klaun)


30 grudnia 2019 , Komentarze (24)

Pół godzinki na rowerku przejechane. Nie jest to czas zaliczany do łatwo osiągalnych, jeśli tyle się nie jeździło, a dodatkowo jest się w trakcie okresu. A teraz nowum - nie Kochani, nie bolą mnie nogi, najbardziej boli mnie tyłek, z uwagi, że siodełko (mimo, że wybrane największe i żelowe), to ja i tak mam na czym siedzieć biorąc pod uwagę mój obwód. Wiem, że taki czas nie daje spalania tłuszczu, bo podobno spalamy go dopiero od 40 minuty wysiłku fizycznego. Natomiast ja tych 40 minut będę osiągać pewnie po tygodniu przyzwyczajania do wysiłku swojego organizmu i tyłeczka.

Dieta utrzymywana. Wczoraj miałam jakąś taką niechęć do mięsa (generalnie mięsa uwielbiam). Za to miałam melodię na pomarańczę, jabłka i marchewkę - i tak się żywiłam cały dzień. Rodzince zrobiłam rosołek - oni w żaden sposób nie odczuwają mojego odchudzania. Nie dopuszczam do sytuacji, w którym cała rodzina postawiona jest w stan gotowości: UWAGA, MATKA SIĘ ODCHUDZA!!! Poza domem też staram się normalizować sytuację, bo wiadomo, że świat nie stanie tylko dlatego, że ANKA SIĘ ODCHUDZA. Ma być normalnie, wtedy i ja funkcjonuję normalnie. 

Z pewnością zapytacie, czy nie przeszkadza mi to, że inni wokół jedzą niedozwolone dla mnie rzeczy i wszystko może być pokusą. Nie mam z tym problemu. Pamiętajcie, ja już kilka lat temu szłam tą drogą. Wiem, jak z tym sobie radzić. Poza tym tak, jak napisałam w poprzednim poście, odchudzanie i gotowość do niego rodzi się w głowie i u mnie się urodziło. Jedna z Was napisała bardzo prawdziwy komentarz, że "nie jest sztuką schudnąć, sukcesem jest utrzymać wagę". Ja coś na ten temat wiem - wierzcie mi na słowo. Ja potrafię chudnąć, ale po osiągnięciu wagi przychodzi coś dziwnego, taki jakiś stan euforii, zadowolenia i odprężenia. Człowiek przestaje się pilnować i tyje ponownie, bo prawda jest taka, że chudnąc wcale nie zmniejszamy ilości naszych komórek tłuszczowych, a jedynie pomniejszamy ich rozmiar, natomiast tyjąc ponownie pompujemy je, jak baloniki.

Ja mam urlop do końca tygodnia więc Drodzy Moi poświęcam go Rodzinie, Domkowi, Wam. Sprzątam, gotuję, prasuję, rowerkuję, piszę posty na Vitalii. Skąd w tak grubej babie tyle energii - zapytacie? No sama nie mogę wyjść z podziwu ha ha ha.

29 grudnia 2019 , Komentarze (23)

Po Waszych komentarzach i wiadomościach prywatnych widzę, że sporo osób pamięta mnie jeszcze z samego początku mojej bytności tu. Wiele z Was wraca do tego, co wtedy przechodziłam i z czym się borykałam. To prawda, dużo złego za mną. Ale minęło praktycznie od tego czasu 10 lat. Schudłam 52 kg, poznałam mężczyznę, skończyłam studia, mam bardzo satysfakcjonującą mnie pracę, odzyskałam wagę. I wróciłam tu po tych 10 latach, bo to miejsce i dużo życzliwych ludzi, których wsparcie tu zyskałam byli autorami mojej wielkiej siły do przemiany. Metamorfoza dokonała się i dokona także i tym razem. Znów schudnę, to miejsce bardzo mnie motywuje, wprowadza jakąś formę dyscypliny, którą wybrałam sobie sama. Chcę motywować się razem z ludźmi, ale także ich wspierać.

Ale żeby nie było tak słodko musi być i łyżka dziegciu w tej beczce miodu. Chcę w tym momencie napisać o powodach mojego odejściach. Otóż zauważyłam taką prawidłowość: w momencie, gdy moja sytuacja była opłakana (otyła pozostawiona przez zdradzającego męża samotna matka, która zamknęła się w domu przed całym światem) miałam na tym portalu niesamowity ogrom wsparcia, zainteresowania, rad, dopingu i ludzkiej życzliwości. Z każdym kolejnym postępem ubywało grono wsparcia. Miałam wrażenie (być może subiektywne), że każdy sukces powoduje odwracanie się ode mnie moich życzliwych obserwatorów. Idealnie sprawdza się tu zasada: przyjaciół nie poznajemy w biedzie, ale wówczas, gdy odnosimy sukcesy. Wiecie moi mili, łatwo się współczuje komuś, kto jest w gorszej sytuacji od nas. Śledzi się wówczas jego losy, patrzy, jak hartuje go życie, pociesza, daje dobre rady. Jednak życie pokazało mi, że najlepszym sprawdzianem przyjaźni jest sytuacja, gdy obserwujemy reakcję przyjaciół na nasze powodzenie (bez względu na obszar życia).

Nie brakowało od części społeczności Vitalia kolejnych przykrości. Ba, nawet zostałam posądzona o to, że jestem jednym z administratorów tej strony i opisuję tu zmyśloną historię, aby, jak to się wyrażono, "przysporzyć popularności portalowi". Przykre to było, bo ani ten portal nie potrzebuje popularności, ani ja nie miałabym na tamtą chwilę czasu, ani fantazji, by tworzyć tu jakieś historie. Szczytem wszystkiego była reakcja wielu osób, gdy zareagowałam na obrzydliwy hejt i stanęłam w obronie jednej z dziewczyn, której udało się dużo schudnąć i po przemianie poznać kogoś. Żądania hejtujących względem tej dziewczyny były straszne: "pokaż tego gościa, którego rzekomo masz", "pokaż, jak wygląda Twoja skóra po zrzuceniu tylu kilosów", "rozbierz się i dawaj zdjęcia do pamiętnika". Nie wytrzymałam, zdecydowałam się ująć za tą dziewczyną. Najpierw zrobiłam ostry w przekazie wpis, a po tym zawiesiłam swoją bytność tu. Nie mówię, że wszystkich mierzę równą miarą. Zostało mnóstwo fajnych osób, które faktycznie zaniepokoiło moje odejście, powody. Dostawałam ogrom wiadomości prywatnych, każdemu starałam się odpisać, choć wciąż przychodziły nowe wiadomości. Przez ten czas skupiłam się na życiu rodzinnym, rozwijałam się zawodowo. 

Pierwsza próba powrotu była tego roku na wiosnę. Ale skończyło się na jednym wpisie. Potem któregoś grudniowego dnia usiadłam, zalogowałam się i zobaczyłam, że dostałam zaproszenie od Sofijaaa. Bardzo ciekawy pamiętnik, waga zbliżona do mojej - pomyślałam "przyjmuj zaproszenie i rób pierwszy wpis - czas wrócić na właściwe tory". Ktoś mądry powiedział, że odchudzanie i siła do niego rodzi się w głowie. No właśnie, u mnie też tak jest. Urodziło się i wiem, że to ten moment.

Trzymajta się Kochani i za powodzenie każdego trzymam kciuki !

28 grudnia 2019 , Komentarze (17)

Jest spadek, ale jest też początek miesiączki, więc następne dni bez ważenia, gdyż nie będzie miało to sensu. No cóż Kochani, dieta trzymana w dalszym ciągu. Dziś, jak ogarnę dom, zacznę rowerkować. Spektakularnie pewnie nie będzie. Najpierw trzeba będzie przyzwyczaić organizm do wysiłku, nogi do pedałowania i tyłek do wysiedzenia na tym wehikule prędkości. Rower w moim przypadku jest dla mnie najlepszą formą aktywności. Szczególnie na początku. Nie pytajcie mnie proszę, jaką mam dietę, ponieważ żadnej szczególnej nie mam. Mam za to pewne wytyczne, których postanowiłam się sztywno trzymać:

  1. Jem dopiero wtedy, gdy zaburczy mi w brzuchu. To organizm ma wysłać mi sygnał do tego, że w brzuchu jest pusto i trzeba troszkę do niego fajnych produktów wrzucić. Tak tak, słuchajcie Kochani swojego organizmu i współpracujcie z nim. Zjem tylko tyle, aby zaspokoić lekko ten głód. Kolejne burczenie pojawia się z reguły po około 1.5 godzinie czasu. Podobno tak podkręcamy przemianę materii i oduczamy organizm magazynowania. Tyjemy i magazynujemy jedząc wielkie posiłki w dużych odstępach, a pierwszy dopiero po południu (tak było u mnie - nie umiałam jeść śniadań).
  2. Wyrzuciłam z życia słodycze, a w sytuacjach kryzysowych ratuję się owocami (od czasu do czasu także suszonymi). Dla mnie naprawdę nie było problemem zjeść za jednym przysiądnięciem wielką 300 g czekoladę wciągnąć 1 kg rurek z nadzieniem czekoladowym, popić to słodką Pepsi. Bardzo dużo słodziłam. Herbatę zawsze parzyłam sobie w dużej 500 ml filiżance i słodziłam czubatą łyżką stołową cukru.
  3. Staram się pić dużo płynów w jak najczystszej postaci i nie stawiać sobie frustrujących celów typu "koniecznie 3 litry wody dziennie". Ja za wodą generalnie nie przepadałam i muszę szukać sposobów na to, aby się troszeczkę oszukać. Robię np. tak: 1,5 litra wody łączę z 0,5 litra naturalnie wyciśniętego soku z jabłek lub pomarańczy i tak sobie żłopię. Nie wypijam tego na 1 raz, tylko popijam co jakiś czas po 3-5 łyków (wówczas nawadniamy organizm, a płyn nie przelatuje przez nasz organizm). Jak zabraknie i czuję że potrzebuję więcej, to dorabiam. 
  4. Nie jem absolutnie żadnego pieczywa (a kocham je bardzo, podobnie, jak ziemniaki). Ziemniaki mogę za to zjeść 1 raz w tygodniu, ale tylko same, bez niczego. Z reguły przygotowuję je sobie tak: obieram kilka, gotuję w niesolonej wodzie, tłucze, a potem miksuję z mlekiem i odrobiną pieprzu. To zaspokaja moją potrzebę i tęsknotę za ziemniakami. Poza tym ziemniaki w takiej postaci podobno nie tuczą, gdy nie łączy się ich z tłuszczami typu mięsko lub polanie wytopionymi skwareczkami. Czytałam też, że ziemniaki zawierają dużo potasu i witaminy C.
  5. Ruszam się. Ruch w każdej postaci, który sprawia mi radość, a nie ból. Kocham tańczyć, więc tańcuję sama, tańcuję z mężem, tańcuję, gdy gotuję, tańcuję, gdy jestem sama w gabinecie. W domku rower, i to już od dziś. Mam nadzieję, że pode mną nie pierdyknie. No i chodzenie. Nie ma podjeżdżania po byle pierdołę autkiem. Zapierniczamy na nóżkach.

To tyle jeśli chodzi o zasady na tą chwilę. Jeśli coś dojdzie, to napiszę. Wiecie, to nie sztuka wypisać sobie 20 żelaznych zasad i nie wywiązać się nawet z 1/4. Posiadaj choćby 3, ale trzymaj się ich uczciwie.
Trzymajta się robaczki.

P.S. Szczególne pozdrowienia dla Sofijaaa! Startujemy z podobnej wagi, więc problemy, z którymi się mierzymy są podobne. Dużo siły i wytrwałości Kochana!

27 grudnia 2019 , Komentarze (5)

Ciężki czas za mną. Nie będę się rozpisywać co i jak, bo moje ostatnie nadmierne rozpisywanie się o moim życiu prywatnym jedynie napędziło mi hejterów, a to przecież faktycznie nie jest portal psychologiczny tylko dietetyczny, więc będę się starała, aby było na temat. Startuję z poświąteczną wagą 143 kg. Dieta od Wigili. Tak tak, nie ma tu pomyłki, dieta została zastosowana od Wigilii, a nie po świętach. Nie wiem, jak Wy, ale ja zawsze czekałam na właściwy moment: od jutra, poniedziałku, od przyszłego tygodnia, miesiąca, roku. A czemu nie od dziś i właśnie od teraz? Jak pomyślałam, tak uczyniłam. I tak trzymam się diety od wtorku. Nie jest źle. Teraz będę też powolutku włączać ćwiczenia fizyczne i wskakuje na właściwe tory.

3 maja 2019 , Komentarze (13)

MOŻNA.

Można też konkretnie się od niego odbić - i to właśnie mam w zamiarze uczynić.

8 września 2015 , Komentarze (31)

Witam Wszystkich:) 

Wracam.

Ciekawe, czy ktoś mnie jeszcze pamięta. 

Czy jest tu jeszcze ktoś z tzw. "dawnej gwardii".

Czym była spowodowana moja nieobecność....?

Długo by opowiadać.

Sporo się wydarzyło.

Bardzo chciałam tu wrócić.

Cieszę się, że tu jestem.

Pozdrawiam Wszystkich:D

4 lipca 2011 , Komentarze (11)

Nie ma się co chwalić oceną, ponieważ zdałam na 3 ale zawsze to do przodu i już po sesji. Ta dzisiejsza ocena to raczej dobra wola egzaminującego - nie ma się co oszukiwać kiepsko byłam przygotowana. Tomek mówi, żebym nie brała tego do głowy, ale ja to zawsze przemyślam i pewnie minie trochę czasu zanim przestanę o tym myśleć. Dziś mam bardzo smutny dzień. Cierpię, bo bliska mi osoba cierpi. Boże, czemu to życie musi być tak porąbane???? Czy facetom można tak naprawdę do końca zaufać????? A podobno to my kobiety jesteśmy całym złem tego świata ech

3 lipca 2011 , Komentarze (14)

Wiele z Was pyta mnie na jakim kierunku jestem. Studiuję administrację. Czwartkowy egzamin zdałam na 3+. Szału nie ma, ale cieszę się, że mam go już za sobą. Jutro jeszcze jeden i jak dobrze pójdzie, to będę mieć z głowy. Na razie siedzę w notatkach i książkach, gotując jednocześnie obiad coś tam staram się podczytywać. Dobrze, że nie odwrotnie: podjadać he he . Pogoda od kilku dni kiepska, cały czas pada. W ogrodzie posadziłam miniaturowe bordowe dalie - no są prześliczne. Tomek kupił też dwie śliczne puchate niebieściutkie lobelie, to zawiesiłam u wejścia do domu. Wieczory zdominował temat wyjazdu na urlop. W tym roku będzie ciężko i prawdopodobnie pojedziemy dopiero we wrześniu, ponieważ Tomek jest zawalony pracą. Oczywiście cieszymy się oboje, że ma dużo pracy i wciąż przekonują się do niego nowi klienci, ale praktycznie całymi dniami jestem sama z małą. On wyjeżdża do pracy wcześnie, tak, aby być na 8.00, a wraca nawet i o 21.00. Wiem, że prowadzenie własnej kancelarii to full pracy. Nie robię mu wyrzutów, ale czasem chciałybyśmy mieć go dla siebie w domu. Ma się to zmienić - on jest kochany i wie, że musi to ulec zmianie. Dziś przyjechali do nas rodzice - jest milutko. Mama z Olivką, a Tomek z moim tatą grasują przed domem i debatują, jak wyeksmitować kreta z naszego ogrodu, który niszczy oczko w głowie mojego Skarba - TRAWNIK. Wczoraj był u nas na spotkaniu z Olivką jej tata. Nie wiem czemu, ale za każdym razem, gdy ma do nas przyjechać, to mój Tomek (choćby nie wiem, jak dużo pracy miał i klientów w kancelarii) zawsze jest w domu i bacznie go obserwuje. A mała, jest jeszcze neutralna w stosunku do ojca, bardziej traktuje go, jak wujka. To do Tomka biegnie w ramiona krzycząc tata. Mój były mąż głupio się z tym czuje, ale sam do tego doprowadził, bo dziecko wcześniej dla niego nie istniało, tylko kicia. Wczoraj upiekłam ciasto brzoskwiniowo-śmietankowe, to zaraz wstawię zdjęcie. Dzięki kochanej Pulchniutkiej biszkopty wychodzą mi coraz smaczniejsze i wyższe - DZIĘKUJĘ KOCHANA!!! Oczywiście nigdy nie dorównam kunsztowi cukierniczemu Mamie naszej Pulchniutkiej, ale cieszę się, że dzięki jej pomocy przełamałam się i zaczęłam piec cokolwiek Niedzielne buziaki!!!!!!!!!!!
Wasza Anka

Specjalnie dla Polli. Rzeczywiście Kochana umknęło mi Twoje pytanie o wagę. Miałam ku zaspokojeniu Twojej ciekawości stanąć na wagę jutro, aby wynik był jak najbardziej poprawny i bliski prawdy (bycie na czczo, poranna wizyta w toalecie, brak makijażu, bo liczy się przecież każdy dag ha ha), ale ok, specjalnie dla Ciebie weszłam na wagę godzinę temu, czyli po obiedzie, jednym kawałku ciasta i w ciuchach (bo nie chciało mi się rozbierać do naga). Oto wynik: 93.10. Więc nie jest chyba tak źle. Nie wiem ile z tego trzeba byłoby odjąć na ciuchy i pełny żołądek. Powiem Wam szczerze, że ja naprawdę nie mam manii ważenia się. Nie, te czasy mam już dawno za sobą. Odchudzam się, ale też już inaczej, dojrzalej. Pewne rzeczy musiałam przewartościować w głowie. Pozwalam sobie na obiad ze wszystkimi, ale nakładam sobie tylko mięsko i surówkę, jak zjem kawałek pysznego ciasta, to jest to TYLKO 1 KAWAŁEK i z tą świadomością, że później muszę ruszyć swoje szanowne dupsko z fotela i pójść na spacer lub poćwiczyć. Odkąd zamieszkałam z Tomkiem i mamy nasz dom, to oczywistym jest fakt, że pociągnęło to za sobą nowe obowiązki i nie mam tak, jak dawniej czasu na to, aby rąbnąć w ciągu dnia 4 h na rowerze stacjonarnym. Moja przygoda z odchudzaniem to aktualnie bardziej okres stabilizacji wagi i nie rwę sobie z tego powodu kłaków z głowy. Waga (mimo, że różnie bywa i z ilością ćwiczeń i mniej restrykcyjną dietą) utrzymuje się na tym samym poziomie. I jestem szczęśliwa z tego powodu. Wiem, że za jakiś czas znów podkręcę śrubę, a organizm pozwoli spalać kolejne kg.
No i jeszcze odpowiem Musztrdcepoobiadku, która biedna trapi się moim kierunkiem studiów. Otóż nie wyciśniesz ze mnie gdzie dokładnie studiuję, bo widzę, że do tego zmierzasz. A tak dla Twojej informacji: administracja nie jest zawsze połączona z prawem, chociaż na moim wydziale rzeczywiście prawo także jest. Jak chcesz, to sama odrób sobie domówkę i przewertuj wszystkie informatory uczelni wyższych woj. mazowieckiego he he . Ok, oddalam się do książek, bo jutro będzie ze mną kiepściutko