Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka

O mnie

Jestem internetowe zwierzę, od bardzo dawna. Pierwsze komputery własnoręcznie sobie składałam, tak zwane klony ajbiema. Czytywałam kiedyś namiętnie fantastykę, teraz jakby mniej. Lubię wyprawy rowerowe, baseny z nie za zimną wodą, żeglowanie po Cykladach, koszenie trawnika.... Ach, i jeszcze - byłam kiedyś, przez 3 lata, Pierwszą Damą polskiego Tomb Raidera. ______________________
_____________
Mam pamiętnik otwarty dla wszystkich. Nie ma potrzeby zapraszania mnie do znajomych. Jeśli ktoś chce mnie czytać i śledzić na bieżąco - to wystarczy dodać do ulubionych pamietników. Bo wśród vitaliowych znajomych chcę mieć tylko prawdziwych ZNAJOMYCH.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1821113
Komentarzy: 19150
Założony: 16 marca 2009
Ostatni wpis: 15 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jolajola1

kobieta, 62 lat, Warszawa

158 cm, 63.10 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w wiecznej pogoni za stabilnym 55

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 września 2009 , Komentarze (3)

1 września

Spalone na rowerze 746 kcali

Przejechane 50 km i 530 m

Zassane 1241 do wczesnej, porowerowej kolacji

Przede mną jeszcze wieczór cały......

Nocą, gdy wrócił Pan i Władca, zjadłam kartofelka z sola i wypiłam 2 drinki.

Razem zassane 1642, jak się odejmie wysiłek rowerowy - to bilans jest całkiem niezły.

 

 

2 września

... latałam dzień cały jak proppelerem w zadku. Najgorsze były dwie godziny w szpitalu, pilnowałam siostrzeńca po operacji laryngologicznej, pierwszy doba po zabiegu, brrrrrrrr. Jeszcze czuję ciary na całym człowieku, zwłaszcza te biegnące od nadgarstków pod pachy, brrrr.

Czasu na jedzenie niewiele, wszystko na chybcika - ale przez tego chybcika nie kontrolowałam ilości, zassałam 1824.

Rower dopiero późnym wieczorem, nie z mojej winy..... Znowu ohydne przednocne muchy w nosie, w oczach i zębach. Może jeździć w masce bramkarza hokejowego?...

Przejechałam 35 i pół kilometra.

Wcześnie spać.

 

 

3 września

Waga ociupinkę w dół. To na pewno zasługa systematycznego roweru. Dzisiaj też zasuwać będę, mam nadzieję, że uda się za dnia.

Słońce świeci. Pan i Władca blisko, a dzieci poza domem. No, po prostu RADOŚĆ O PORANKU !

 

dopisane później

Rower był, a jakże. Przejechałam 40 kilosów. Wyjechałam za dnia, ale wracałam po zmroku, więc znowu warczałam na przednocne muchy. Czy one naprawdę nie mają już gdzie latać, tylko na mnie ???

Spaliłam na rowerze 595 kcali. Tylko tyle, bo przez te starte zębatki nie mogę się porządnie rozpędzić.

Zassane przez dzień cały 1425 kcali. Podoba mi się to.

 

 

 

1 września 2009 , Komentarze (2)

...no tak.

Wystarczyło kilka dni się nie ruszać. Wystarczyło kilka dni ociupinkę więcej jeść. Waga mi urosła. Niewiele. Ale dosyć, by zepsuć humor. Napełnić wstrętem do samej siebie. Brrrr...   ... jestem ohydną rozlazłą tłustą plamą oleju na nieskalanym krysztale rzeczywistości.... 

 

W ubiegłą środę zrobiłam 45 kilometrów, w czwartek tylko 27 z ogonkiem. W piątek, ehhh, co będę pisać o piątku. Potem deszczowa leniwa sobota na rancho, żadnej kosiary, żadnego ogniska. W niedzielę podobnie, znaczy słonce było, ale trawa mokra i taki przeszywający wiatr z zachodu i północy. Znowu brrr. Na rower wróciłam dopiero wczoraj, ale tylko lajtowe 28 km.

 

I przez 2 dni pozwoliłam sobie na więcej jedzenia. Och mam czasami taką niesamowicie silną wolę - rządzi mną, jak chce, cholera jedna. W zeszły czwartek zassałam 2069 kcali, a wczoraj 2060. Szkoda.

Ale sama sobie zmarnowałam ostatniomiesięczne osiągnięcia. Mogłam ważyć na koniec miesiąca poniżej 57 kilo, ważę prawie 58. Szlag mnie trafia. Na samą siebie.

Dzisiaj sprawdziłam na vitalii "Wskaźnik Całkowitej Przemiany Materii". Obliczyło mi, że powinnam przy moich wymiarach, wieku, itepe i mojej aktywności zasysać codziennie 2649,80 kcali. Daję słowo, te tabele przygotowywał ktoś nienormalny!!!! Na samą myśl o przekraczaniu 2000 kcali ja czuję, że tyję. I kęs brzoskwini drugośniadaniowej puchnie mi natychmiast w paszczy i staje w gardle, błłeeee.

 

Zaraz biegnę na czarownicowy rower, z całych sił nie chcę być w ogonie, tylko blisko czołówki. A jeżeli przy tym trochę kilo zgubie po drodze, to sam miód.

29 sierpnia 2009 , Komentarze (1)

Z kotem, trzema siksami i mężem na rancho. Za duży deszcz na porządnego grilla. Za duży deszcz na koszenie trawnika. Za duży deszcz na podcinanie dzikiego wina. Za duży deszcz na zrobienie ogniska.

Kot zaginął na 4 godziny. Schował się przed deszczem w warsztacie i ani myślał na kicianie wracać. Pewnie myślał, ze kretynki go wołają i każą łapki moczyć w kałużach.

Deszczowe nicnierobienie. Zasypiam przy pasjansie. Zapalimy w piecu w kuchni i siądę sobie, w koc zakutana, na zapiecku.

 

Ach, wpełzłam jednak rano na wagę. Ze strachem. Patrzyłam z niewiarą  na czytnik. Jeżeli ja - dnia poprzedniego najedzona do wypęku i napita - ważę o poranku tylko 57,4??.... To znaczy chyba, że SCHUDŁAM !???????  Pamiętam jak w czerwcu chyba cieszyłam się wariacko, gdy mi waga dolną granicę pokazała 57.

A teraz to samo pokazuje mnie nażartej.

28 sierpnia 2009 , Komentarze (2)

Wczoraj wieczornonocnie 27 kilometrów na rowerze. Dzisiaj za dużo zassanych kalorii. Dzisiaj bez roweru, bo mnie moi faceci z godziny na godzine zwodzili, wnuczek, synalek oraz Pan i Władca. Dzisiaj za dużo roboty, jeszcze nie skończyłam. A jest już 23:22. Siedzę, z przerwami, przy kompie od 9 rano. Jeszcze z godzinę. Zaraz zamienie się w ludzkie gógle z funkcją zapisywania oraz umiejetnością rozpoznawania, która informacja jest istotna.

ZWARIUJĘ

na wagę jutro nie staję, to tak, dla higieny umysłu

27 sierpnia 2009 , Komentarze (2)

Ona jest nienormalna, ta szklana waga. Raz stoi w miejscu i za żadną cholerę nie chce drgnąć. Innym razem przez tygodnie skacze radośnie w górę i w dół bez opamiętania i, co gorsza, bez powodu. Albo opada niespodziewanie, gdy, logicznie biorąc, powinna rosnąć.

Proszę bardzo:

Od powrotu z rejsu cały czas dieta 1200-1700 kcali, sporadycznie bywa przekraczana w górę lub w dół. Te kcale to są liczone razem z codziennymi prawie drinkami, czasem jest ich za dużo, ale ? taki lajf....

Na rowerze jeżdżę przez większa część tygodnia. Od 9 sierpnia przejechałam blisko 500 kilometrów, i w słońcu i w chłodzie wieczornonocnym, raz w deszczu, brrrrr. Trasy różne, i ścieżki rowerowe, i jezdnie, i trafiły się 2 downhile i raz jazda po wertepach i chaszczach koło bobrzych żeremi. Skóra na pośladkach niedługo zamieni mi się w pancerz, jak u jakiegoś gada.

A waga radośnie skacze w górę i dół, no i dzisiaj zrobiła mi przyjemną niespodziankę.

4 - 58,5

8 - 59,1

9 - 58,2

10 - 58,4

11 - 58,6

12 - 58,2

13 - 57,8, to drugi dzień okresu, więc spadek wytłumaczalny

14 - 57,3

15 - 57,8

17 - 57,2

19 - 57,4

20 - 58,1, skąd to ????

21 - 59,1, jakim cudem, do cholery ?????

22 - 58,8

23 - 58,4

24 - 57,9 uffff

25 - 57,6

26 - 57,9, a wczoraj były niemalże tylko owoce, dlaczego do góry ??

27 - 56,7, cztery razy stawałam, żeby uwierzyć własnym oczom ...

i niech ktoś mi powie, że proces odchudzania jest logiczny...

 

ps. Po wczorajszych 47miu kilometrach prawie mnie nie bolała pupa, czy to znaczy, że mi ta skorupka już się tworzy?... i jak na to zareaguje Pan i Władca???

24 sierpnia 2009 , Komentarze (3)

Wczoraj przejechałam marne niecałe 24 kilometry. Dzisiaj nic. Muszę dać odpocząć skórze na pośladkach.

Wczoraj zassane 1267 kcali. Dzisiaj zassane 1148. Głównie owoce, jarzynki, pieczywo bez tłuszczu, szynka i drinki.

Waga jakieś nędzne rupie w dół. Cały najbliższy tydzień mam w domu wnuka, więc codziennie będą regularne obiadki. Oj, niedobrze. Oj, przeczuwam podjadanie. Oj...

 

A w dodatku jakiś marazm i niechęć do życia mnie opanowuje.

22 sierpnia 2009 , Komentarze (1)

Zrobiłam dzisiaj rowerem ponad 50 kilometrów. Zasysam codziennie 1200 -1700 kcali. A waga rośnie. Ciutkę. Niewiele. Ale rośnie. A mnie szlag trafia!!!

Próbuję sobie tłumaczyć, że to wypełniają się masą mięśnie, lekko zaniedbane przez wakacje.

Być może. Ale i tak zła jestem. Tak być nie powinno!!! To niesprawiedliwe...

Dzisiaj wcześniej spać. Noooo, może nie tyle spać, co do łóżka. Pan i Władca wrócił.

21 sierpnia 2009 , Skomentuj

20 sierpnia

Wczoraj na basenie dziecko się poparzyło. No, iście rasowa kretynka ! W Grecji 3 tygodnie leżała plackiem na decku płynącego jachtu, najczęściej toples i nawet jej skóra z nosa nie zeszła. A tu poszła na Warszawiankę na niecałe 5 godzin i wróciła mocno czerwona i z buraczkową twarzą. A w nocy ostry bólowy i łzowy atak poparzonych oczu. I spuchnięta cała twarz.

Od rana latanie po lekarzach, telefon do powinowatej okulistki, leki doraźne, apteka jedna i potem druga. Najgorsze, że dziecko cierpi.....

 

Sytuacja została opanowana popołudniem, wyrwałam się więc na rower dopiero przed 16. Zrobiłam 49 kilometrów i, "tradycyjnie" już, boli mnie tyłek. Tamto poprzednie siodełko było jednak o dwie klasy co najmniej lepsze, tyłek bolał tylko na początku sezonu albo po co najmniej 70ciu kilometrach.

 

Zrobiłam dzisiaj taką rewelacyjną zupę ogórkową, że sama z trudem powstrzymałam się od pochłonięcia drugiego talerza. Oni sie radośnie nie powstrzymywali i gar zupy na dwa, trzy dni już dolnym stanem świeci. Moje kochane wołoduchy

 

 

21 sierpnia

Dzisiaj też jest dzień, a ja od 12 powinnam być luźniejsza z czasem. Więc rower, rower, rower...

Gorsze jest to, że Pan i Władca wyjechał. Na dłużej. Na 2 dni. Na całe 2 dni.

 

Popołudniem zrobiłam 43 kilometry, z ogonkiem. W czasie drogi wypiłam tylko pół litra. po powrocie weszłam niebacznie na wagę i .... TRAFIŁ MNIE NA MIEJSCU NAGŁY SZLAG.

czy powietrze wdychane przeze mnie nie jest cokolwiek mocno kaloryczne ???????

skąd się wziął ten cholerny skok do góry???????

 

ide sobie, bo mnie cholera nosi...

19 sierpnia 2009 , Komentarze (4)

No, ta kaszanka rzuciła się na mnie i taka pachnąca, gorąca, prosto z patelni, skwiercząca... sama mi wskakiwała do ust. Dwie porcje tak mi wskoczyły. W momencie wylizania talerzyka - doznałam ostrego ataku wyrzutów sumienia. Wskoczyłam na rower. Zrobiłam po ciemku 19 kilometrów z ogonkiem.

 

Co mi pokaże jutro moja szklana waga????

 

Acha, jutro ma byc bezchmurnie i słonecznie. Planuję sobie, by robotę przełożyć na popołudnie i wieczór, a w dzień ruszyć na dłuższą wycieczkę rowerowa. Przy okazji może sobie odświeżę grecką opalenizną?...

 

18 sierpnia 2009 , Skomentuj

...jak wyszłam rano, świtem niemalże - to dopiero teraz wróciłam. 15 godzin intensywności. Ledwo żyję.

 

Ale taki dzień w biegu ma niewątpliwe zalety - brak czasu na porządne jedzenie, brak czasu nawet na myślenie o jedzeniu. Tylko coś chapsnąć w biegu. A teraz jestem tak zmęczona, że nie mam nawet siły, żeby otworzyć lodówkę. Daję słowo !

 

Pan i Władca przyniesie mi drinka, mam nadzieję. Ale kto mi łapki rozbuja, żeby umyć ząbki?

 

Dla porządku. Zassane dzisiaj:

kubas kakao i 2 kromki bułki, bez niczego

jabłko

spora porcja sałatki jarzynowej z majonezem, własnej mamie przecież nie odmówię, zwłaszcza, że byłam u niej wszystkiego 14 minut

3 garście malin i mało słodka galaretka, maliny w niej zastygły

 

jutro policzę kalorie, dzis nawet mózg mnie boli ze zmęczenia