Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Gdybym mogła cofnąć czas nigdy bym się nie odchudzała.Zawsze byłam kuleczką,ale proporcjonalnie zbudowaną i zgrabną,choć ważyłam ok 65 kg.Jadłam co chciałam, lubiłam ruch i byłam sobą-ot dziewczyną z poczuciem humoru.I postanowiłam się odchudzać,wpadłam w pułapkę o nazwie jo-jo. Teraz myślę, że fajnie by było ważyć te 65kg...czasu nie cofnę. Może inni wyciągną z tego wniosek...?Jeśli nie musicie...nie odchudzajcie się. Teraz wyznaczyłam sobie cel mniej niż 70kg, ale będę się bardzo cieszyć jeśli waga nie będzie większa od 79kg.To i tak szczyt moich marzeń.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 638831
Komentarzy: 5696
Założony: 17 marca 2007
Ostatni wpis: 6 września 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
abiozi

kobieta, 52 lat, Toruń

158 cm, 104.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 września 2007 , Komentarze (13)


   Lubię takie jesienne dni jak dzisiaj. Ciepło, cicho i tylko szum liści pod stopami, i tak wiele barw - cudnie!

   U mnie niby wszystko ok.

   Waga stoi w miejscu. Jest to jednak moja wina. Wczoraj i przed wczoraj po powrocie z pracy zrbiłam sobie kanapkę, a potem drugą i tak jakoś zaczęłam mieć dziwne ciągoty. Wczorajszy wieczór tylko upewnił mnie, że jeszcze nie jestem taka odporna na stare smaki. Muszę uważać. Więc po pracy lepiej zjeść miseczkę warzywnej zupki niż kanapkę bo głupoty nie przychodzą w tedy do głowy.

   I jest jeszcze jeden drobiazg, który mnie zaczyna martwić. Miałam operację prawie trzy tygodnie temu lecz jedna z ran nie chce się zagoić i to ta w brzuszku. Ciągle sączy się z niej płyn lekko żółty, wodnisty i bez zapachu. Byłam u lekarza we wtorek po południu i wydawało się, że już nic się nie sączy ale wieczorem zauważyłam, że płyn dalej wypływa. Ciągle noszę opatrunek i w czasie zmiany przemywam spirytusem. Zobaczymy co będzie wieczorem.

  Ok ...zabieram się do pracy i serdecznie Was pozdrawiam.


   P.S.
  
A jutro mam kolejne ważenie i zdecydowałam się też obmierzyć.

24 września 2007 , Komentarze (27)

 
...na chwilkę.

  Kochane kiedy ja Wam poodopisuję?
  Normalnie już głupio mi jest.
  Ja nie wiem jak Wy znajdujecie czas...bo ja zupełnie nie mogę się wyrobić.
  Może zdradzicie mi kilka tajników by pogodzić pracę, dom i Vitalię?

  Co do diety to jest super!
  I jestem z siebie tak dumna.
  Jak znajomi pytają mnie jak to robię i zaczynam mówic o Was to patrzą na mnie jak na nawiedzoną. Wręcz ostrzegają mnie przed sektą. Brak mi słów. Więc ostatnio doszłam do wniosku, że już lepiej jak nic nie będę mówić. Czy Wy też spotykacie się z taką reakcją?

   Co  do operacji to właśnie mijają dwa tygodnie. Właściwie to czuję się już jakby tej operacji w ogóle nie było. Nic nie boli i świadomość, że nie powinno już boleć. - rewelacja!

   Pozdrawiam Was z całego serducha i trzymajcie się dietkowo najlepiej jak możecie;)



21 września 2007 , Komentarze (17)


   Fajnie ;)

  Całe to odchudzanie zaczyna być zabawne i ciekawe bo zaczynam zbliżać się do wagi, której nie miałam od wielu lat i całe to chudnięcie zaczyna być widoczne gołym okiem. Ciekawe co i jak będzie dalej???

   A jutro myślę, że zasiądę do maszyny do szycia by zmniejszyć moje ulubione spodnie od kostiumu. Zsuwają mi się z pupy a tego nie lubię i talia zaczyna być widoczna.

   Super! Choć jeszcze bardzo długa droga przede mną.
   Teraz wiem, że już się nie cofnę.
   Całe to dietkowanie jakoś tak dzięki Wam weszło mi w krew.
   I wcale nie cierpię z tego powodu.
   Nie zamartwiam się, że czegoś mi tam nie wolno jeść.
   Szukam w tych dozwolonych -  pyszności,  które lubię i są zdrowe.

   Zasady są proste i krótkie.
  1) Mało a często ( to co jem ma mięć objętość nie większą od mojej zaciśniętej pięści).
  2) Dużo pić wody. Jeśli po zjedzonym posiłku nadal mam ochotę na dokładkę to piję wodę lub herbatę np. zieloną.
  3) Potrawy nie mogą być smażone.
  4) Nie jadam słodyczy.
  5) Nie jem po 19.00.

  Muszę jeszcze wprowadzić ruch.

  Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję za słowa wsparcia.
  Co tam - Kochane jesteście i już!
  Tak wiele razy się odchudzałam i dopiero z Wami zaczyna mi się to udawać.


19 września 2007 , Komentarze (11)


    Spanikowałam i tyle.
    Toć to głuota jakaś tak się przejmować jeśli nie było się jeszcze u lekarza ginekologa a badanie jest nie potwierdzone przez specjalistę.
    I dość czytania tych mądrości w internecie!
    Faktycznie tylko w depresję można się wpedzić.
    Oczywiście jeszcze we wrześniu wybiorę się do ginekologa.
    Teraz jednak muszę dojść do siebie po usunięciu pęcherzyka żółciowego.

    Wczoraj byłam na badaniu kontrolnym w przychodni chirurgicznej u lekarza, który robił mi operację. Wszystko jest ok i nawet szwy zostały mi już zdjęte.
Czuję się bardzo dobrze i powoli zaczyna wracać mi apetyt ( niestety ).
Dietę trzymam i nie mam z tym problemów.
    No i jeszcze jedno.
    Praktycznie każda osoba, którą spotykam mówi mi, że schudłam, że widać.
    Ja też oczuwam, że moje ulubione spodnie od kostiumu zaczynam gubić i muszę całkiem poważnie rozważyć fakt ich zmniejszenia. Żakiet był od początku  ciasny więc teraz leży dobrze.

    A co do osróg piętowych a szczególnie tej lewej (bo ta dokuczała mi najbardziej) to chyba coś się dzieje dobrego. Zaczynam zauważać, że powoli ból ustępuje a bolało mnie od marca. Właśnie mijają dwa tygodnie od kiedy zakończyłam zabiegi na piętę w przychodni - więc chyba pomogły. Zobaczymy co będzie dalej.

   Teraz zabieram się do pracy bo jutro 20.09 i mnóstwo księgowania.
   Postaram się do Was pozaglądać o choć troszkę poodpisywać.
   Dziękuję - Jesteście wspaniałe!


18 września 2007 , Komentarze (12)


...bo dotarło do mnie co napisano mi w wypisie ze szpitala.
"Macica nie powiększona, na przedniej ścianie mięśniak 19 mm".

   Poczytałam sobie w internecie o tym mięśniaku i mam dość!
   Mam 35 lat.
   Nie mam dzieci.
   Chciałabym bym je mieć.
   I co teraz?


17 września 2007 , Komentarze (7)


....u mnie wszystko ok...tylko tak czasu mało!

   W sobotę po południu przyjechała do nas Przyjaciółka z synem. Kuba przez cały czas siedział przy komuterze. Nie miałam siły by go odgonic a zresztą i tak z Anią ciagle rozmawiałyśmy. Ja przygotowałam moją słynną zapiekankę z makaronem i warzywami, której z oczywistych powodów nie jadałam, ale bez obawy jestem aktualnie uodporniona. Normalnie nie rusza mnie. A swoją drogą to ciekawe jak długo?

   Rano w niedzielę wszyscy wybraliśmy się do kościoła. Później szybkie przebranie i na grzyby do lasu. Kubuś chodził ze mną. Ja pokazywałam mu grzyby a on z radością je zbierał. Po powrocie czyszczenie grzybów, gotowanie i przygotowanie z części dania ze śmietaną. Sowy przygotowałam na patelni jak schabowe. Wszyscy się zajadali. A ja zjadałm odrobinę zupki ryżowej. Nawet mnie te grzyby nie kusiły i brzusio jakoś faktycznie mam zaciśnięte.
   Myślę sobie dobrze jest.
   Wieczorem jednak trochę mnie bobolewało tu i tam. Pewnie przecholowałam na tych grzybach. I nie miałam siły siadać juz do komutera. Zresztą do 19.00 okupował go Kubuś a później Mój Piotrek.
  
   Dzisiaj byłam w pracy. Wszyscy serdecznie mnie witali i dopytywali o zdrowie. Było tak miło, że aż czułam się nie swojo.

   Dietę trzymam bez najmniejszych problemów. Wszyscy mnie żałują ale mnie ta dieta bardzo odpowiada i smakuje. Dużo piję wody i delikatnej herbaty zielonej. Spokojnie dochodzę do 3 litrów dziennie. Sama się dziwię bo jeszcze przed paroma miesiącami to najwyżej piłam poł litra na dzień. Lubie pić wodę i pewnie dlatego mniej jem - super!

   Wracam do zdrowia. Choć zauważyłam, że z twarogu muszę zrezygnować bo po zjedzeniu jego niewielkiej ilości czułam się opuchnięta - widocznie to nie dla mnie. Przed operacją go jadłam i było ok. Ryż i odrobinę warzyw w nim toleruję bardzo dobrze. Będę dalej szukać w dozwolonych pysznościach czegoś z czym mój brzusio poradzi sobie bez problemu.

   Moje Kochane wybaczcie, że nie odpisuję ale strasznie brakuje mi czasu - poprawię się. Dajecie mi tak wiele. Dzisiaj padam już z nóg. Postaram się jutro.
Dziękuję za każde słowo i pozdrawiam Was z całego serducha. No i może jutro uda mi się wkleić zdjęcia;)


15 września 2007 , Komentarze (19)

   Dzisiaj jest czwarty dzień po operacji. Cieszę się, że mam to już zasobą. Udało pozbyć się woreczka laparoskopem a kamienie przywiozłam do domku.Jest ich jedenaście i kilka jeszcze drobnych. Całkiem nie zła kupka. Są koloru żółtego i wyglądają jak niedojrzałe jerzyny lub połączone w większe kulki ziarnka gorczycy. We wtorek idę na zmianę opatrunku.

    A co do diety to jem małe porcje wielkości mojej zaciśniętej pięści. Odpowiada mi dieta wątrobowa, którą mam stosować przez jeden miesiąc.Chcę ją stosować zdecydowanie dłużej bo wiem, że pomoże mi schudnąć i jest bardzo zdrowa.

   A tak to jak pewnie zauważyłyście mam swoją 9 na przedzie - super! Moja waga składa się z dwóch cyfr. Mam ogromną ochotę na przysznic i peeling kawowy ale muszę poczekać aż będę miała zdjęte całkowicie opatrunki.

Jeden cel osiagnięty 99 kg. Teraz przestawiam mój cel na 89 kg i do pracy!

   Dziekuję Wam Kochane, że byłyście ze mną. Piotrek mówił mi, że napisał kilka słów i że mnie wspieracie. Bardzo mnie to cieszyło.
   Zapytałam go:
   - czy teraz mnie rozumiesz? Są niesamowite...prawda?
   Uśmiechnął się tylko znacząco.

    Teraz idę na spacer i zobaczyć jak wyglada ten świat i czy się zmienił?
    Myślę, że jest piękniejszy.
    I bardziej doceniam dar jakim jest życie i chcę się nim dzielić z innymi.

    Jak już dojdę do siebie po operacji chciałabym oddać krew. I może zacznę to robić systematycznie. Ktoś tą krew też oddał dla mnie, ktoś kogo nie znam i nigdy nie poznam ale bez niej ja nie miałabym operacji.

    Trzymajcie się Kochane Vitalijki;)




14 września 2007 , Komentarze (7)

Pamiętnik pacjenta Oddziału Chirurgii w Golubiu-Dobrzyniu.

8.00 poniedziałek 10.09.07
Wylazłam w końcu z wyra. Staram się nie denerwować. Wiem, że zdecydowałam sama o operacji i nie ma co robić sobie obciachu.
Jeszcze kąpiel, jeszcze z psiunem na spacerek. Tylko spokojnie. Nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze. Musi być dobrze. Skończyłam się pakować. Pamiętam by zabrać tylko niezbędne rzeczy. Będę miała do dyspozycji tylko małą szafkę i muszę się w niej jakoś pomieścić.
10.00
Wyszłam z domu po samochód  bo  garaż jest dość spory kawałek od mieszkania. Muszę jeszcze pojechać na badanie słuchu  na  które zarejestrowałam się wcześniej. Oj jak strasznie długo trzeba czekać. Rezygnuję. Wracam do mieszkania. Biorę listy do wysłania i dokument, które muszę jeszcze oddać do firmy oraz torbę z rzeczami potrzebnymi mi w szpitalu.
Szybko załatwiam sprawę na poczcie. Do pracy wpadam jak po ogień. Zostawiam dokumenty. Trudno mi się skupić. Jest już późno.
12.00
Parking przed szpitalem. Wchodzę na izbę przyjęć. Wita mnie bardzo miły chłopak. Za chwilę pielęgniarka bierze skierowanie i prosi bym się przebrała. Idę do łazienki. Jest mi ciężko. Czuję się jak by mnie przyjmowano do więzienia. Wszyscy są mili. Mierzą mi temperaturę i ciśnienie. Sympatyczny chłopak w białym fartuchu bierze moje torby i zawozi  windą na oddział.
Zostawia mnie przed dyżurką pielęgniarek oddziału chirurgicznego. Zaraz podchodzi do mnie przesympatyczna pielęgniarka. Pokazuje mi cały oddział tzn. łazienkę, kuchnię, prysznic. Zaprowadza na salę i prosi bym wybrała sobie łóżko. Te pod oknem są już zajęte. Wybieram łóżko zaraz za drzwiami przy ścianie. Myślę, że będę miała tu spokój. W sali jest tylko jedna pacjentka. Szybko się zaprzyjaźniamy. Grażynka jest w moim wieku i też będzie miała taką samą operację. Rozmawiamy i jest bardzo sympatycznie.


Po jakimś czasie przychodzi ordynator i mówi, że jutro tylko jedna z nas będzie miała operację druga dopiero w środę. Szybko się wyrywam, że je chcę być pierwsza. Ok. Muszą jeszcze sprawdzić czy będzie dla mnie krew.


Cały dzień nic nie jem. Przynoszą mi na obiad talerz choć rzadkiej to pysznej zupy. Waham się. Każą zjeść bo później przez dwa dni nic nie dostanę. Na kolację tylko herbata i coś na przeczyszczenie. Prysznic. "M jak miłość". Próbujemy zasnąć. Ciągle się kręcimy. Jest nas tylko dwie reszta na przepustkach.
 5.00 wtorek 11.09.07
 Nie mogę już spać.
6.00
Rozdają termometry.
7.00 
Biorę prysznic i przebieram się w specjalną koszulkę do operacji
7.30
Obchód. Już nie ma odwrotu.
8.00
Zastrzyk uspokajający tzw. "głupi Jasiu". Zasypiam.
To co dzieję się dalej pamiętam jak przez mgłę.
Budzą mnie pielęgniarki i pomagają położyć się na drugim łóżku. Macham jeszcze ręką do Grażynki na pożegnanie. Świat cały wiruje. Chyba wiozą mnie korytarzem. Znowu każą przenieść się na drugie łóżko. Coś mi podpinają do lewej ręki ?welfron? .Zielony kolor. Słodki dziwny smak w gardle. Jest mi wszystko jedno. Odpływam...
Czuję  przez sen, że przerzucają  mnie z jednego łóżka na drugie.
Jestem bezwładna. Nie wiem co się dzieje. Ktoś woła mnie po imieniu.
Nie mogę mówić. Mam jakąś straszną chrypę. Trudno mi się oddycha. Nie mogę złapać tchu. Próbuję to mówić. Podpinają mi tlen. Czuję się trochę lepiej. Czuję też ból. Boli brzuch i cała klatka piersiowa, plecy. Mogę łapać oddech tylko małymi łykami. Zasypiam i budzę się. Boli. Dostaję kroplówkę. Mam podpięty dren.
15.00
Jest moja mam i siostra. Pytam je o godzinę. Jestem zdziwiona myślałam, że to 13.00. Siostra zwilża mi usta wodą. Nie wolno mi pić. Na przemian budzę się i zasypiam. Czuję ból trochę podobny do ataków woreczka. Nie lubię leżeć na plecach ale nie mam wyjścia. Boli. Wymotuję. Boli. Chcę do łazienki. Pielęgniarki pomagają mi wstać i wejść na wózek. Zawożą do toalety. Jest mi słabo. Boli. Boli cała klatka piersiowa, brzuch, plecy. Muszę leżeć. Muszę to jakoś wytrzymać. Zauważyłam, że wszystkie łóżka są już zajęte. Jeszcze jedna kobieta na operację woreczka, dwie na tarczycę, młoda dziewczyna z bólem nerki i jeszcze jedna, która chudnie bez powodu ? waży tylko 42 kg. Wszystkie starają się mnie wspierać i pomagać. Chcę być dzielna. Ja wiem co czeka te dwie panie jutro. Nie chcę by się bały.
Noc. Muszę zasnąć. Boli. Budzę się i zasypiam. Niech już zacznie się rozwidniać.
5.00środa 12.09.07
Czemu ten czas tak wolno leci.
 7.30
Obchód.
8.30
Sama idę do łazienki. Cudem wracam. Padam na łóżko i prawie tracę przytomność. Nie będzie dzisiaj ani jedzenia ni picia.
11.00
Zabierają mnie na wózku na USG. Jest ok. Przy okazji wykryto maleńki torbiel na jajniku. Zajmę się tym później jak wydobrzeje po operacji.
11.30
Kroplówka ? tak bardzo jej chciałam. Już nie chce mi się pić i jestem trochę silniejsza. Gdy nie mogę już leżeć przesiadam się na wózek bo nie bolą  tak plecy. Wspieram koleżanki i widzę jak one są zabierane na operację. Żal mi ich.
Z każdą godziną czuję się lepiej ale i tak cierpię. Zaczynam też się złościć, że nie zdrowieję szybciej. Oglądamy telewizję. Czas wolno leci. Staramy się żartować ale nie możemy się śmiać bo bolą brzuchy. Nasze długie dreny zakończone torebką nazywamy psiakami lub torebkami. Staram się pomagać koleżankom, które są po operacji. Rozumiem je. Przechodzą to podobnie do mnie. Czujemy się oszukane przez te osoby, które mówiły, że to nic takiego. Mogły nie straszyć ale choć przyznać, że to boli. Znowu noc. Byle do rana.
 6.00 czwartek 13.09.07
Mierzenie temperatury - jak zwykle.
7.30
Obchód.
8.00
Już nie mogę się doczekać wyciągnięcia drenu.
Co za ulga. Mogę wreszcie się choć trochę umyć i przebrać w czyste piżamy.
Jeszcze boli ale już dren nie uraża, mogę się nawet schylić.
8.30
Dostałam lekką zupkę - pycha. Mogę też pić ile się da. Muszę się przyznać, że nie czuje głodu ni pragnienia.
Spaceruję, oglądam telewizję, rozmawiamy z dziewczynami na temat diety ? nie jest tak źle. Mówimy też o bólu bo boli ale staramy się też żartować. Byle do jutra.
13.00
Obiad. Dostałam zupkę oraz ziemniaki z mięsem i marchewką. Zrezygnowałam z ziemniaków ale czuję, że i tak zjadałam zbyt wiele. Moje brzusio się skurczyło.
17.00
Kolacja. Jem tylko zupkę. Jest rzadka, ciepła i pyszna, Nie chcę chleba ? to zbyt wiele. Atmosfera jest wspaniała - trzymamy się dzielnie.
Znowu oglądanie telewizora, krótkie spacery. Byle do jutra. Wyjmują mi "welfron"
6.00 piątek 14.09.07
 Mogę już przekręcać się na boki. Czuję się znacznie lepiej.
Brzuch jest mniej opuchnięty.
7.30
Obchód. Dzisiaj wracam do domku!
Boli ale już sobie poradzę.
12.00
Piotruś w pracy więc nie mógł mnie odebrać. Przyjechali rodzice. Jeszcze tylko duży bukiet róż dla doktora, który robił mi operację - zasłużył i dałam mu je ze szczerego serca. Pielęgniarki też zasłużyły na kawę.

...wiem, że bardzo się rozpisałam ale to i tak mało.

Nie mogę jednak napisać wszystkiego. Wierzcie mi ? nie było mi łatwo ? bolało. Jednak nie żałuję. Dobrze, że podjęłam tę decyzję. Boli ale da się wytrzymać.
 Jeszcze wrócę w pamiętniku do pobytu w szpitalu.
Przyszedł tam też ksiądz ale o tym innym razem.
Odwiedzał mnie też Piotrek  i dzwonił. Dzwonili rodzice, przyjaciele, koleżanki, koledzy i szef, który w tym samym czasie był w innym szpitalu z chorym ojcem - operacja też się udała i jego ojciec wraca do zdrowia.

 I jeszcze jedno - gdy wróciłam do domu i zajrzałam do pamiętnika vitalijkowego - rozpłakałam się. Wpisy Piotra i Wasze...o...i znowu łzy lecą z oczu.
Nie umiem Wam powiedzieć jak bardzo jestem wdzięczna, że Was mam. Nie znajduję słów. Tam, w szpitalu myślałam o Was i ...
Ok.
Starczy tego pisania.
Na 18.00 idę do kościoła, a później mam spotkanie z tajemniczym księdzem.
W odpowiednim czasie wszystko Wam wytłumaczę.
Postaram się też do Was pozaglądać.
Nie chcę Was stracić.
Jesteście dla mnie bardzo cenne.
I chce Byście o tym wiedziały!

11 września 2007 , Komentarze (18)

Kochane vitalijki to znowu ja czyli Piotr piszę jak wiecie w imieniu mojej kochanej Ani .Jest już po zabiegu wszystko udało sie OK . Jest cała i mam nadzieje że szybko wróci do  zdrówka.Nawet dla mnie dzis nie miała chwili ale ja to rozumiem  niech sobie odpocznie .Juz nie dlugo wszystko jak znam Anię wam opisze .Pozdrawiam Piotr

10 września 2007 , Komentarze (14)

Drogie vitaljki mam jak wiecie na imię PIOTR i pisze w imieniu mojej kochanej ANI która leży już w szpitalu.Pragnę was poinfirmować iż operację ma jutro o godz 8 rano.Wiem że jesteście z nią .A zdjęcia z wesela zobaczycie na pewno i Anię w jej tunice którą z takim mozołem szyła na wesele.Dla mnie wyglądała powalająco.Postaram sie informować was na bieżaco o stanie zdrowia mojego słoneczka.Pozdrawiam Piotr