Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Gdybym mogła cofnąć czas nigdy bym się nie odchudzała.Zawsze byłam kuleczką,ale proporcjonalnie zbudowaną i zgrabną,choć ważyłam ok 65 kg.Jadłam co chciałam, lubiłam ruch i byłam sobą-ot dziewczyną z poczuciem humoru.I postanowiłam się odchudzać,wpadłam w pułapkę o nazwie jo-jo. Teraz myślę, że fajnie by było ważyć te 65kg...czasu nie cofnę. Może inni wyciągną z tego wniosek...?Jeśli nie musicie...nie odchudzajcie się. Teraz wyznaczyłam sobie cel mniej niż 70kg, ale będę się bardzo cieszyć jeśli waga nie będzie większa od 79kg.To i tak szczyt moich marzeń.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 638805
Komentarzy: 5696
Założony: 17 marca 2007
Ostatni wpis: 6 września 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
abiozi

kobieta, 52 lat, Toruń

158 cm, 104.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 września 2007 , Komentarze (25)

   
  Już nie płaczę.
  Aż mi wstyd teraz, że tak się rozkleiłam kilka dni temu.
Czas szybko leci i za tydzień będę już w domku.
Dzisiaj jeszcze sprzątam i pakuję się do szpitala.
Mam nadzieję, że faktycznie spędzę tam tylko kilka dni.
Mam stawić się w poniedziałek w południe na oddziale chirurgicznym.
We wtorek zabieg usunięcia woreczka żółciowego a w czwartek powrót do domku.

Musiałabym mieć ogromnego pecha gdyby mi się nie udało.

Już nie mam tak destrukcyjnych myśli jak wcześniej.
Zresztą muszę wrócić bo w pracy mam mnóstwo nie dokończonych spraw.
Plany na przyszłość - idę na studia o kierunku rachunkowość i finanse.
Mam też do pozbycia się sporo ciężkich kilogramów.
Zresztą mogę tak wymieniać bez końca.

To jeszcze nie mój czas na odejście.

Bardzo dziękuję za słowa wsparcia.
Na prawdę mi pomogły.

Szczerze to myślałam, że od tamtego dnia będzie tylko gorzej.
Stało się jednak inaczej.
Zapanowałam na strachem.
Nadal się boję ale już nie panikuję.
Będzie dobrze i szybko do Was wrócę.

A co do diety to samo jakoś mi ubyło pół kilograma - wiem, że to okrutne tak pisać. A może to tylko zwykłe wachnięcie się wagi? Już nie waże się każdego dnia.
Tylko, że niestety z wesela przywieźliśmy trochę ciasta i tak je podjadam po małym kawałku. Właściwie to już go nie ma i bardzo dobrze. Jem teraz bardzo mało bo trzustka ciągle przypomina mi o swoim istnieniu i bardzo muszę uważać.
Zdaję sobie sprawę, że po operacji będę musiała uważać jeszcze bardziej, przynajmniej przez jakiś czas. Liczę, że będzie sprzyjało to dietkowaniu.

Kurcze będzie mi Was brakowało przez te kilka dni.
Szkoda, że nie mogę zabrać komputera ze sobą.
Zresztą zaczynam być ciekawa jak tam będzie?
Czy pielęgniarki nie będą zołzowate i czy da się z nimi dogadać. Tyle się o nich słyszy sprzecznych informacji. Zobaczymy. Zresztą mam nadzieję, że po powrocie zdam Wam szczegółową relację.

Zdjęć  z wesela jeszcze nie mam.
Moje Kochanie miało mi zrobić zdjęcia w tunice ale ostatnio wraca tak zmęczone z pracy, że nie mam siły go zamęczać. Może jutro...?


5 września 2007 , Komentarze (19)


...moje Kochane...

...z każdą chwilą tracę co raz bardziej moją radość życia.

  Nie chodzi o dietę ale o moją operację.
  Bardzo się boję.
  Boję się, że nie obudzę się z narkozy.
  Nie mogę powstrzymać łez.
  Coś strasznie dziwnego się dzieje z człowiekiem.
  Zaczynam patrzeć na ludzi, których kocham i myślę, że może widzę ich ostatni raz.
  Ciężko mi...
  Przytulam moją psinkę i zastanawiam się kto się nią zaopiekuje?
  Co będzie z moim Piotrkiem?  Przed laty już przeżył jedną tragedię. Na jego rękach zmarła kobieta z którą był już kilka lat i planowali małżeństwo.
  Zupełnie nie ma dla mnie znaczenia ani mój samochód ni mieszkanie.
  Czuję się teraz taka samotna bo tylko mnie samej przyjdzie zmierzyć się z operacją.
  Do wesela jakoś się trzymałam a teraz...
  Muszę się tak nad sobą nie roztkliwiać.
  Tak wiele osób przeszło przez to i jest ok a ze mnie taki mazgaj!
  Mam nadzieję, że za kilka dni będziemy się z tego wszystkie śmiać.
  W niedzielę chcę iść do spowiedzi i przyjąć komunię. Może będzie mi łatwiej.
  Muszę trzymać fason przed mamą...przed rodziną. Nie chcę by wiedzieli, że aż tak się boję. Nie chcę ich martwić.
  Wybaczcie mi ale nie mogę Wam teraz odpisywać.
  Wiem, że to tylko zabieg ale zawsze może się coś stać. Nie byłam nigdy w szpitalu.
  I nie zrezygnuję już z zabiegu. W poniedziałek znowu miałam atak trzustki.
  Boję się jeść.
  Boję się spać bo ataki wyrywają mnie ze snu.
  A jednak muszę się położyć bo jutro do pracy.

  Boję się.....................i nie wiem jak sobie z tym poradzić.


3 września 2007 , Komentarze (19)

   ...wesele i po weselu.

 Witajcie Kochani!

Jestem już w domku.

Jak było...?

Po prostu super i to przyznać muszę z ręką na sercu.

Było trochę zamieszania, bo i wypadek samochodowy jednego z gości, i spóźniony organista i orkiestra, i obrączka, która w czasie przysięgi zamiast pojawić się na palcu pana młodego potoczyła się po czerwonym dywanie. Wszystkie jednak te sytuacje skończyły się dobrze.

Co do mojej tuniki i spodni to było ok. Czułam się w tym ubraniu bardzo dobrze. Było mi wygodnie i moje Kochanie wiele razy powtarzało, że wyglądam ślicznie. Zresztą za jego radą( i mojej Przyjaciółki) ubrałam ten strój na początek i już się nie przebierałam.

A co ciekawe? -  uczta  weselna odbyła się w ośrodku wypoczynkowym koło Miastka - "Złoty stok". Miejsce cudne,  bo był to ładny, piętrowy budynek  w przepięknej leśnej scenerii nad jeziorem. Goście mieli też do dyspozycji pokoje z łazienkami. Poprawiny zaczęły się w niedzielę o 13,00,  na których grała ponownie orkiestra. Zresztą dużo by o tym można opowiadać.

Chciałabym by tak wyglądało moje wesele, ... ale to jeszcze długa droga.

Jestem zmęczona i marzę by się wykapać i wtulić  w  ciepłą kołdrę.

Wróciliśmy o 3,.. w nocy a rano na 8,00 musiałam być w pracy. Co prawda prowadzenie auta było przyjemne ale jednak męczące. Łącznie przejechaliśmy prawie tysiąc kilometrów dobrze, że szczęśliwie.

Na jedzenie uważałam ale bez przesady. To nie chęć schudnięcia powstrzymywała mnie przed  łakomstwem lecz problemy z trzustką. Na  wszelki wypadek zaopatrzyłam się w lekarstwa. A na nadal bolącą ostrogę piętową otrzymałam od przyszłej teściowej pewien sprawdzony lek przeciwbólowy i przeciwzapalny - pomogło i to bardzo.

Dzisiaj jeszcze nie wkleję zdjęć bo potrzebuję pomocy mojego Piotrka ale słowa dotrzymam.

Mam dzisiaj też pierwszy dzień  "babodni" i jestem zupełnie rozbita. Cieszę się jednak, że nie dopadły mnie w sobotę. Jutro będzie lepiej. A za tydzień 10 września w samo południe muszę stawić się na chirurgii i pozbyć się woreczka  żółciowego - decyzja podjęta i zabieg umówiony.

Pewnie, że się boję...

Muszę odpocząć.


31 sierpnia 2007 , Komentarze (21)



...dała o sobie znać ale stroje weselne są za to gotowe.

   Odnotowałam też w tym tygodniu spadek wagi o 1 porządny  kilogram.
   Choć zmęczona i lekko przymulona jestem szczęśliwa.
   Zawożę też dzisiaj papiery na studia - wszak lubię piątki.
   
   Dużo mam pracy dzisiaj bo i naliczanie wynagrodzeń i szkolenie z obsługi nowego programu. A jeszcze pakowanie i wyjazd na wesele do Słupska, nie zapominając o wizycie na uczelni - uf.

  Trzymajcie się Vitalijki. 
  Wy też bawcie się dobrze.
  Do poniedziałku;)
 

30 sierpnia 2007 , Komentarze (14)

   
   ...bardzo wcześnie...

   Szycie spodni skończone. Jestem bardzo zadowolona a wybranie delikatnego i lekko elastycznego materiału z suptelną złota nitką w bardzo dobrym gatunku - bardzo trafne (aż sama się dziwię). Nie będę teraz wychwalać. Sprawdzian będzie na weselu i oby nie pękły mi na szwie - nici na wszelki wypadek i igłę zabiorę z sobą.
   Tunika jeszcze nie skończona ale po pierwszych przymiarkach pyszczek mi się uśmiecha. Mam nadzieję, że jak ja skończę też będę zadowolona.
   Przyznam się Wam, że dlatego tak długo się ociągałam bo bałam się, że nie będzie mi się podobało i nie skończę. Więc tak długo czekałam na tzw ostatnią chwilę. Dzięki Bogu i Wam jest dobrze. A już mi wstyd było, że zabierałam się za to szycie jak pies za jeża.
   Czuję się teraz dobrze i nawet nie chce mi się spać ale jednak zostawię dokończenie tuniki na czwartkowe popołudnie. Bo jeśli teraz się nie prześpię choć kilku godzin to mogę w pracy nie dać rady.

   Co się ze mną stało - mój Boże?
  Od kiedy jestem z Wami, z Vitalią wiele rzeczy zaczyna mi po prostu wychodzić. I nawet ta decyzja o studiach, i o usunięciu woreczka żółciowego, i to, że znowu teraz szyję, że jestem mniej nerwowa, i bardziej pogodna, bardziej zorganizowana, i pełna marzeń i chudnę.  Zresztą mogę tak wymieniać bez końca. Te Wasze słowa powodują, że czuję się dowartościowana, że zaczynam się sprawdzać i realizować swoje pragnienia. Dałyście mi odwagę i wiarę, że mogę. Odnajduję w sobie tę młodą dziewczynę sprzed 15 laty dla, której nie było rzeczy niemożliwych, zdecydowaną i odważną. Gdzieś tam po drodze została złamana i schowała się w sobie, i wycowała się z życia. Tak mi teraz dobrze, że aż boję się, że za chwilę się to skończy, że stanie się coś złego. Wydaje mi się, że mogę teraz góry przenosić a nie czułam się tak od wielu już lat.
  Teraz nie oddałabym już swojego życia.


   Przepraszam ale nie mogę teraz poodpisywać  odrobię straty po weselu i zdjęcia też postaram się by były.

   Dziękuję Wam Kochani to Wy sprawiacie, że znowu otwieram się na świat, na ludzi...

   No tak i popłakałam się...

   Zaczarowaliście mój świat.

   Bardzo chcę się z Wami podzielić tym co czuję, tym całym szczęściem, które w sobie mam...

   Zmykam spać bo o 7,00 pobudka.

28 sierpnia 2007 , Komentarze (16)

   
   szaleję z maszyną do szycia i szyję tę tunikę, i spodnie.

   Więc jestem zmuszona zrobić sobie przerwę od Viatlii bo nigdy nie skończę a wesele już w sobotę.

   Dodam tylko, że dietkowo jest normalnie super!

   Aż trudno w to uwierzyć, a waga zaczyna mi spadać jak szalona ale - powolutku - ważenie dopiero w piątek.

   I tylko ten wynik jest odnotowywany w pamiętniku.

   Samopoczucie rewelacyjne i czuję się też świetnie.

   Vitalijki - chce mi się żyć - dosłownie!


   A to moja droga do celu. Długa, twarda i piaszczysta, trochę krzywa, no i nie widać co jest na końcu ale w pięknej scenerii.
I ta sceneria - wierzę, że pozwoli mi dojść do końca. Ta droga to moje borykanie się z dietą a ta cudna zieleń i drzewa to Wy.
Z Wami doję do celu.



 

27 sierpnia 2007 , Komentarze (20)

   
   ...by zabrać się za szycie słynnej tuniki i spodni na wesele. Wiem jak to ma wyglądać więc już najwyższy czas zabrać się do pracy.

   Dietkowo trzymam się świetnie ku własnemu zdziwieniu.
  Właśnie zaczęłam czwarty tydzień diety i jeszcze nie zrezygnowałam.
  Jak tak dalej pójdzie to wejdzie mi to w krew :)

  Do tej pory jeszcze nie wykonywałam żadnych ćwiczeń ale zaczynam mieć na nie coraz większą ochotę. Coś czuję, że trzeba będzie wyciągnąć orbitreka gdzieś w pobliże telewizora bo w sypialni to służy tylko za wieszak.

  Od wczoraj łykam też tabletki na pozbycie się kamienia, który łaskawie zasiedział się w mojej prawej nerce. Wczoraj wieczorem nawet przypomniał mi lekkim bólem, że jeszcze jest ale mam nadzieję, że sobie z nim poradzę. Zaczęłam w związku z tym pić jeszcze więcej wody i czyżbym dlatego kompletnie straciła łaknienie?
  Ja na prawdę nie czuję ssania ni głodu.
  Czy wiecie jak ja długo czekałam na ten moment?
  Latami!
  Wiem, że wiecie i wiem, że Wy też się borykacie z uczuciem głodu.
  Nie mam pojęcia jak to długo będzie u mnie trwało ale oby jak najdłużej.

  Dużym sprawdzianem też będą dla mnie najbliższe dni bo zbliżają się do mnie tzw. "babodni".
  Jeśli je przetrwam dzielnie to...kto wie, aż boję się zapeszyć.

  Niesamowite jest też to, że będąc w lumpiku kupiłam kilka zbyt małych ubrań. Swierdziłam jednak, że mam w czym teraz chodzić a to co udało mi się upolować to taki rarytas na przyszłe lato, gdy będę szczuplejsza, że nie mogłam oprzeć się pokusie.
  Szczerze mówiąc to jeśli schudnę zgodnie z planem to ubrania będą za duże. Zawsze łatwiej jednak zwężyć niż poszerzyć.
  Ale to co zrobiłam na zakupach, właściwie zupełnie nieświadomie, utwierdziło mnie w przekonaniu, ze ja sama w końcu uwierzyłam, że schudnę. I jak najbardziej realny jest dla mnie rozmiar 44, a może i mniejszy?
  Dobra...dobra - nie zapeszajmy!
  Powolutku do celu.
  Zresztą dla mnie zbliża się najlepszy okres do odchudzania.
  Zawsze dobrze mi się chudło jesienią a szczególnie zimą.
  W lato gubiły mnie lody.

  Fajnie będzie na wiosnę zrzucić grube okrycia i ukazać ładną figurę. Zupełnie jak z poczwarki w motyla. No dobrze...nie śmiejcie się ze mnie. To takie moje marzenia.
  Mam nadzieję, że nam wszystkim się to uda.
  Życzę tego i Wam, i sobie!

   Te zdjęcia to takie wspomagaczo-wspieracze ;)
 

   Ja teraz taki mały puchaty robaczek


  

    I ja na wiosnę po prostu motyl
                                  (ładniejszego nie znalazłam)  ;)



 

25 sierpnia 2007 , Komentarze (27)

 
...lubię ten film a dawno go nie ogladałam - właśnie leci jesli ktos lubi takie klimaty to zapraszam.


 Kocham przyrodę i spodobało mi się wstawianie zdjęć :)

.
  No to super!
  Przy wstawianiu zdjęcia skasowałam moje wypociny :(
  Już mi się nie podoba wstawianie zdjęć wrrrrry!!!

  Postaram się odtworzyć to co napisałam wcześniej.

  Właśnie mija sobota. Jest to trzecia sobota od kiedy zmieniłam radykalnie swoje odżywianie i jest mi już znacznie łatwiej.

  Myślę, że mnie jest łatwiej niż innym Vitalijkom bo mój problem głównie tkwi w nocnym jedzeniu i w zbyt dużych porcjach. Jeśli sobie z tym poradzę to prawdopodobnie osiągnę swój sukces.
  Ja nie lubię słodyczy wyjątkiem są lody ale jak do tej pory panuję nad tym.
  Nie jadam też zup zabielanych bo mi nie smakują za to uwielbiam gdy są pełne warzyw. Moja ukochona sałatka z ogórka, pomidora i paryki niczym nie jest doprawiana. Znajomi się dziwią jak mi to może smakować. Potrawy są jałowe ale takie mi właśnie smakują.
  Moje sposoby na odmawianie:
 - przepraszam ale nie lubię,
 - dziękuję, jadłam już w domu,
 - dziękuję, poczęstuję się później,
 - tym razem wypije szklankę wody,
 - itp.
  Nigdy nie mówię, że jestem na diecie bo to odnosi odwrotny skutek.
  A gdy już nie mam wyjścia to wyszukuję najmniej kaloryczne potrawy. Nakładam odrobinę i jem powoli by talerz nigdy nie był pusty.
  Jeśli więc poradzę sobie z moimi słabościami to będę w przyszłym roku ważyć 60kg. Wiem, że to możliwe. Tak -  zaczynam w to wierzyć. I to w dużej mierze dzięki Wam.

  P.S. Każdy wpis jest dla mnie ważny bo pozwala trzymać mi się dzielnie i nie poddawać w chwilach słabości - przepraszam jeśli kiedyś nie odpisałam...

24 sierpnia 2007 , Komentarze (16)

   
   Byłam u lekarza bo zdecydowałam się usunąć woreczek zółciowy z kamieniami . Było mi też potrzebne zaświadczenie bo chcę iść na studia. To takie dwie najważniejsze sprawy. Dostałam też receptę na glukometr. Nie mam jeszcze cukrzycy ale coś złego dzieje się z moimi cukrami bo czasami zbyt bardzo spada mi poziom cukru we krwi a to jest wyjątkowo nieprzyjemne i niebezpieczne. Moja mama ma cukrzycę. Miały ją też moje babcie. Więc jestem nią bardzo zagrożona. To też jest dla mnie powód by schudnąć.

   Wracając do operacji to jest to dla mnie ogromne przeżycie. Nigdy nie byłam w szpitalu jako pacjent i bardzo się boję. Jednak mam już ataki trzustki i by temu zapobiec lepiej bym pozbyła się tego woreczka. Mam stawić się 10.09.2007r. o 12.00 na oddziale. Oby wszystko skończyło się dobrze.

  No i na koniec myślę, że dobra wiadomość.
  Zważyłam się jednak wieczorem.
  Byłam bardzo mile zaskoczona bo zawsze, przez minione trzy tygodnie, waga pokazywała mi średnio około 1 kg więcej niż rano. Tym razem było inaczej bo pokazała mi prawie 1,5 kg mniej. Dziwne? Bardzo podniosło mnie to na duchu. Pomyślałam: mój Boże a jednak chudnę.
  Dało mi to dodatkową wiarę i siłę choć wiem, że i tak bym się nie poddała. 
  Wcale nie jestem taka silna. Mam tylko dość dzwigania tych kilogramów.
  I Wasze słowa też mi pomagają - bardzo. Jeśli jest choć jedna osoba, która we mnie wierzy to nie mogę jej zawieść. Może i moje doświadczenia komuś pomogą.

  A jutro rano chyba się zważę...choć, właściwie dochodzę do wniosku, że powinnam dać sobie spokój z tak częstym ważeniem. To nie jest aż tak ważne. Przecież ja zmieniam sposób odżywiania raz na zawsze. Więc jakie to ma znaczenie co pokaże mi waga rano a co wieczorem. Po co podporządkowywać cały dzień myśleniu o jedzeniu i chudnięciu. Niech takie odżywianie raczej wejdzie mi w krew jak by to było zupełnie naturalne. A waga będzie sama spadać i ja nie będę się stresować.

  Mam nowy pomysł. Może mało oryginalny ale będę co tydzień robić sobie zdjęcie w tym samym lub podobnym ubraniu i w takiej samej pozie. Będę zapisywać datę i wagę. Myślę, że może być to bardzo mobilizujące.

  Zakładając pamiętnik zastanawiałam się czy kogo kolwiek on zainteresuje, czy choć jedna osoba zachce wpisać mi słowo. Tymczasem znalazłam tu Przyjaciół.

  P.S. Już się nie złoszczę  ;)



24 sierpnia 2007 , Komentarze (12)

moja waga uparcie i niezmiennie pokazuje 101,5 kg więc w tym tygodniu żadnej zmiany na pasku nie będzie.
 
 Jest mi bardzo przykro.
 Właściwie to jestem nawet złaaaaaaaaaa!
 Wszystko mnie denerwuje i chyba zacznę krzyczeć!
 Dzisiaj to raczej bez kija lepiej do mnie nie podchodzić.
 Niezwykle łatwo jest mnie wytrącić z równowagi.

 Teraz zmykam do lekarza po skierowanie na usunięcie woreczka żółciowego zresztą muszę z nim obgadać parę innych jeszcze spraw.

 Jak wrócę to zajrzę i może złość mi minie   :(