Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Walczę o lepszą wersję siebie, o lepszą Dee ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 37629
Komentarzy: 332
Założony: 10 maja 2009
Ostatni wpis: 30 stycznia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
dee79

kobieta, 45 lat,

155 cm, 70.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 marca 2017 , Skomentuj

Wtorek 7 rano, pierwsza kawa. Wstałam o 5:30. Dzięki Czarnemu Terroryście. 

Czarny Terrorysta to kot. Próbowalam jeszcze pospać, ale nic z tego. Psy za bardzo się rozpychały - w końcu dałam za wygraną i wstałam. Ale, ale... jak mawia stare przysłowie, "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło". Przesadziłabym mówiąc, że kuchnia lśni, nie mniej jednak, jest ogarnięta :) Zmywarka hałasuje. Blaty przetarte. Pranie czeka na powieszenie. Mam swoje 5 minut. Za pół godzinki wstaje mój Luby, trzeba będzie śniadanko zrobić. Vitalia przewiduje kanapki. No niestety (albo stety) chleba nie ma, moja wina: nie upiekłam. Bułek też nie. W ogóle za dużo, zdecydowanie za dużo pieczywa w Smacznie Dopasowanej. Za dużo ryżu i makaronu. Z węgli preferuję warzywa. Dobrze, ze SD przewiduje chociaż węgle złożone, a nie proste. Ale jednak i tak, za dużo węgli jak dla mnie. Dziś śniadanie zmodyfikuję. Pierwotna wersja brzmi tak:

Serek wiejski z jabłkiem i pieczywem. 

Pieczywo wywalę, pierwsze skrzypce zagra batat w towarzystwie serka wiejskiego i rzodkiewki, albo pomidorka, moze ogórka. Jabłko do mnie nie przemawia w tej kompozycji. 

Wstawiam kawę i budzę Lubego :) 

Miłego dnia Vitalijki :) 

16 marca 2017 , Skomentuj

i ostry zapie*dol. 

W czerwcu wychodzę za mąż. Mam 3 miesiące, żeby wypracować najlepszą możliwą wersję siebie ;) Oczywiście obecnie. nie jest źle. 

Ćwiczę regularnie. Nienajgorzej się odżywiam. Ale do perfekcji brakuje jeszcze sporo. 

Waga. Waga ma mnie w dupie i praktycznie stoi w miejscu. Czasem pójdzie w górę, czasem w dół. Wahnięcia +/- 2kg.

Lustro mówi, że niezależnie od tego jaka jest waga - jest w miarę ok. Ale ja chcę BARDZO OK :) 

Do przepracowania: brzuch (pod pępkiem jest nie fajnie) 

Nogi - szczególnie uda - to zawsze była moja największa bolączka.

Talia - walczę z HH obciążonym. 

Znikam do pracy. 

28 października 2016 , Komentarze (1)

Znów się ruszyło. Idzie w dół. Powoli, ale idzie. 

Ostatnie ważenie 25.10, czyli 3 dni temu. Dziś rano znów stanęłam na wagę. 0,5kg mniej. Jest dobrze.  

Odkąd wróciłam na Vitalię te całe (!!!) 3 dni temu znów się bardziej staram.. może nie tyle staram w kwestii tego CO jem i ILE jem, ale SPISUJĘ to co jem, a mnie to już bardzo dużo daje. 

Plus: całkowita rezygnacja z %. Od ponad tygodnia nie powąchałam nawet piwa :D Bardzo dumna z tego jestem. Nawet bardziej niż utraty 0,5kg. 

No i staram się codziennie coś więcej porobić prócz kroków :) Wczoraj 20 minut Hula-Hoop. Dziś dzień zaczęłam od powitania słońca, a teraz lecę do pracy. Jedyne 10 godzin, eh. 

25 października 2016 , Skomentuj

Niestety wróciłam do wagi 60,4. Albo raczej waga wróciła do mnie. W sumie nie widzę, żebym przybrała. Co więcej nogi mi zeszczuplały (choć nie jest to jeszcze to, co tygryski lubią najbardziej). Dobra, jest lekki brzuszek pod pępkiem, ale on zawsze był (prócz tego czasu, gdy intensywnie kręciłam HH). Skąd wobec tego ten powrót wagi? Przypuszczam, że to moje nogi i te kilometry bite codziennie. Dotychczas pracowałam przy biurku. Od lipca podjęłam pracę chodzącą (hotel, dbam o gości). Codziennie, albo przynajmniej kilka razy w tygodniu samo-się-robi: 10-15 kilometrów. Sporo schodów (tylko 3 piętra do obskoczenia, ale na każdym piętrze muszę być przynajmniej raz na godzinę). Nogi wyglądają lepiej, ale jest ALE :( Zastałe mięśnie. Brak rozciągnięcia. Kondycja ok, wgląd ok, za to rozciągnięcie mięśni NIE OK ;( Fakt, moja wina, zaniedbałam stretching. Zaniedbałam ćwiczenia tak w ogóle (ogólnorozwojowe), za to wprowadziłam basen (hotelowy, for free, grzech nie korzystać). 

Dietowo - kiepsko. Hotel oferuje posiłki - a NIE SĄ one zbilansowane. Ale gdy pracuję 8-10 godzin, to głód daje o sobie znać (znów mea culpa: wystarczyłoby sobie przygotowywać posiłki do pracy, tylko, że na to czasu brak. I weny, i chęci.)

Podsumowując. 

Jestem i zadowolona, i niezadowolona. Ale chyba bardziej "na tak" ;)
PS: na pewno jestem dziś niezdecydowana (smiech)

4 marca 2016 , Komentarze (6)

Dokładnie 12 lutego ważyłam 60,5 kg. Dziś waga pokazała 59,3 kg. 1,2 kg w 3 tygodnie. Bez rewelacji - mawiają. Czy według mnie jest rewelacyjnie? Jest :D Czuję się świetnie. Wyglądam coraz lepiej. Mam pewność, że ten kilogram to nie woda :) 

Fakt, nie dałam z siebie maxa - nie miałam możliwości (doba ma tylko 24 godziny, niestety, a luty był miesiącem mega-busy)

Nie przestrzegałam diety, nie ćwiczyłam, nie miałam czasu tu zaglądać, pisać i sie motywować. Tylko chodzenie. Codziennie po mnimum 6,5 km (spacery z psami, najczęściej pomiędzy 20 a 23 wieczorem)

Miałam pilnować tabeli - nie miałam niestety czasu. 

Za to mam chwilę na krótkie podsumowanie. 

Spisywałam mniej więcej to, co jadłam (a bywalo róźnie)

Na szczęście fitbit liczy kroki, odległość i spalane kalorie sam, więc niczego nie muszę spisywac i pamiętać. 

ZjedzoneSpaloneRóżnicaKrokiKilometry
48,00057,3239,323321,813211,13

Powiadają, że aby zrzucić 1kg tkanku tłuszczowej potrzeba spalic ok 7 000 kalorii. Zgadzałoby się :)

Miłego dnia Vitalijki ;) 

Ja wracam do obowiązków.

16 lutego 2016 , Komentarze (9)

Vitaliusza uzupełniam, tylko nie mam czasu tu przetransportować danych. Jutro zmiana opatruknu u suki. Odkąd mam sukę po operacji, moja doba stanęła na głowie. Sypiam pomiędzy 8-9 rano a południem, potem pracuję (na szczęście mogę w domu, choć efektywność jest dużo mniejsza, ale nie mam wyboru, muszę pilnowac psy: chorą + 2 zdrowe, chora, zeby nie szarpała szwów, a zdrowe, żeby jej przpadkiem nie uszkodziły podczas zabawy). Potem Luby wraca z pracy - coś zjadamy, gadamy, robi się 20. Około 21 wychodze ze zdrowymi psami na spacer, Luby zostaje w domu z chorą suka. To jest jedyne wyjście poza 4 ściany w ciągu całego dnia i tak ma być mniej więcej przez miesiąc. Dobijam cudem do 10k kroków. Wracam, chwila z Lubym (już na spokojnie, bez gonitwy). A potem Luby idzie spać, a ja konczę pracę. W łóżku nie ma dla mnie miejsca (śpi Luby ze zoperowaną suką, trzeba mieć ją cały czas na oku, czy nie rozgryza szwów, czy nie staje na operowaną łapę, itd). Jak rano wstanie i wyjdzie do pracy - to ja sie wreszcie moge położyć (też oczywiście z suką). Około południa: apiat, od nowa. Urwanie głowy. Dosłownie. 

12 lutego 2016 , Komentarze (3)

Bilans

ZjedzoneBiałkoTłuszczWęgle%SpaloneRóżnicaKroki
1.021025 kcal56 g41 g115 g01957 kcal932 kcal
10 644
2.021437 kcal66 g57 g 90 g01913 kcal476 kcal10 863
3.021354 kcal42 g24 g169 g+1879 kcal525 kcal10 042
4.021417 kcal 33 g44 g147 g+1944 kcal527 kcal10 690
5.021101 kcal43 g17 g119 g01867 kcal766 kcal10 479
6.021545 kcal79 g49 g56 g+1990 kcal445 kcal10 199
7.021571 kcal37 g54 g169 g+2035 kcal464 kcal12 408
8.021361 kcal54 g63 g101 g-1995 kcal634 kcal10 366
9.021721 kcal46 g46 g117 g-1884 kcal163 kcal10 450
10.021980 kcal58 g83 g147 g-2036 kcal56 kcal10 667
11.021483 kcal80 g45 g91 g+1973 kcal490 kcal10 084

Dzisiejsza noc była tragiczna. Suka wróciła wczoraj z pociachaną nogą. Całą noc ją pilnowałam. Prawie nie zmrużyłam oka. Dopiero po 9 rano padłam na 2h. Wcześniej (tuż po 7 wyszłam z pozostałymi 2 psami na spacer - 4 i pół kilometra). 

Z Lubym wymyśliliśmy jak to będzie działać. Ja pilnuję sukę w ciągu dnia (i odsypiam). Nocki są Lubego (on śpi z suką - jak to zabrzmiało :PP) a ja w nocy pracuję. To się powinno udać. I tak jestem sową, więc nocki niespane mnie nie przerażają. 

Póki co uciekam ogarnąć coś do jedzenia. Nie wiem czy ten system wprowadzimy już w weekend, czy dopiero w poniedziałek. Zobaczymy. 

Aha, a póki co - przepis na ciasteczka. Dla psa (pies) Dziś robiłam :) Moje piesy je uwielbiają (koty zresztą też)<3

Wątróbka, otręby, jajko, mąka pełnoziarnista, śmietana. Proporcje dowolne. Wszystko zmieszać, zmiksować (ma być gładka konsystencja). I do piekarnika. Poniżej fotki. 

Gotowe do zapieczenia:

Upieczone: 

W kawałkach: 

Przechowywać w lodówce (ja trzymam słoiku). Zużyć szybko :)

11 lutego 2016 , Komentarze (3)

Bilans

ZjedzoneBiałkoTłuszczWęgle%SpaloneRóżnicaKroki
1.021025 kcal56 g41 g115 g01957 kcal932 kcal
10 644
2.021437 kcal66 g57 g 90 g01913 kcal476 kcal10 863
3.021354 kcal42 g24 g169 g+1879 kcal525 kcal10 042
4.021417 kcal 33 g44 g147 g+1944 kcal527 kcal10 690
5.021101 kcal43 g17 g119 g01867 kcal766 kcal10 479
6.021545 kcal79 g49 g56 g+1990 kcal445 kcal10 199
7.021571 kcal37 g54 g169 g+2035 kcal464 kcal12 408
8.021361 kcal54 g63 g101 g-1995 kcal634 kcal10 366
9.021721 kcal46 g46 g117 g-1884 kcal163 kcal10 450
10.021980 kcal58 g83 g147 g-2036 kcal56 kcal10 667

Ostatnie 2 dni po prostu tragedia. Zdychałam. Najgorsze za mną. Mam nadzieję. Ale było fatalnie. Wszystko mnie bolało, gardło, główa, włosy, ręce, nogi, krzyże. Gorączki jako takiej nie miałam. Max dobiłam do 38, więc oki. Do łóżka to się jeszcze nie kwalifikowało. Do ćwiczeń też nie, więc żadnych dywanówek, żadnych kettli, jedynie moje 10k kroków. Przyznaję, że zastanawiałam się na początku stycznia, gdy postanowiłam sobie 10k kroków codziennie - nie ważne co! 10k musi być -  co zrobię w takiej sytuacji, gdy się rozchoruję. Wtedy sobie założyłam, że jeśli nie będę umierać, to dam radę. Nie umierałam, więc dałam radę. Choć łatwo nie było. Może ktoś pomyśli: "głupia, zamiast wyleżeć, to łazi", no cóż, może głupia, ale uparta. Rodzice zawsze powtarzali, że jestem uparta jak osioł :D I dobrze mi z tym. Przynajmniej dostaję to, czego chcę. 

Dietowo 2 ostatnie dni fatalnie. Przyznaję: poszłam na łatwiznę: gotowce. Pierogi, czekolada, ciasto, popcorn,. Nie miałam weny pichcić. Po prostu. 

Dziękuję wszystkim za życzenia powrotu do zdrowia. Dziś jest już lepiej. Ciągle mnie cośtam łamie i strzyka (może to nie choroba, tylko wiek? :PP), ale jest dużo lepiej. Zresztą, nie ma wyjścia, musi być lepiej, dziś moja suka wraca do domu po operacji. Będę miała ręce pełne roboty. 2 psy zdrowe, z którymi trzeba regularnie wychodzić, które trzeba wybiegać + jeden pociachany (łapa). Do tego 2 koty. Luby poza domem prawie non stop ostatnio. Na mnie więc spadnie ogarnianie spacerów, pilnowanie suki, żeby się nie lizała, nie chodziła, pilnowanie zdrowych psów, żeby nie męczyły sucki. To będzie wyzwanie. Sprostam mu. Jakoś :D Jak widać, nie mam czasu na chorobę. Zresztą - pochorowałam sobie już wystarczająco. Czas wrócić do normy. 

Autosugestio, działaj!! Jestem zdrowa! Koniec, kropka. 

9 lutego 2016 , Komentarze (12)

Bilans

ZjedzoneBiałkoTłuszczWęgle%SpaloneRóżnicaKroki
1.021025 kcal56 g41 g115 g01957 kcal932 kcal
10 644
2.021437 kcal66 g57 g 90 g01913 kcal476 kcal10 863
3.021354 kcal42 g24 g169 g+1879 kcal525 kcal10 042
4.021417 kcal 33 g44 g147 g+1944 kcal527 kcal10 690
5.021101 kcal43 g17 g119 g01867 kcal766 kcal10 479
6.021545 kcal79 g49 g56 g+1990 kcal445 kcal10 199
7.021571 kcal37 g54 g169 g+2035 kcal464 kcal12 408
8.021361 kcal54 g63 g101 g-1995 kcal634 kcal10 366

Bez rewelki. 

Pochorowałam się. Wiedziałam, że w końcu coś mnie złapie. Nie mówię. Gardło mam zawalone. Nos zapchany. Wczoraj z trudem zrobiłam 10k kroków. Dziś też zrobię. Jakoś. 

8 lutego 2016 , Komentarze (7)

Chyba nie lubię weekendów.

Bilans

ZjedzoneBiałkoTłuszczWęgle%SpaloneRóżnicaKroki
1.021025 kcal56 g41 g115 g01957 kcal932 kcal
10 644
2.021437 kcal66 g57 g 90 g01913 kcal476 kcal10 863
3.021354 kcal42 g24 g169 g+1879 kcal525 kcal10 042
4.021417 kcal 33 g44 g147 g+1944 kcal527 kcal10 690
5.021101 kcal43 g17 g119 g01867 kcal766 kcal10 479
6.021545 kcal79 g49 g56 g+1990 kcal445 kcal10 199
7.021571 kca;37 g54 g169 g+2035 kcal464 kcal12 408

Niby wszystko ok, bo kcal na minusie, ale nie wierzę w to. Z 3 ostatnich dni jedzenie spisywałam z pamięci. Niestety nie miałam możliwości notowania na bieżąco, więc przypuszczam, że tak różowo nie jest. Poza tym, nie czarujmy się, było imprezowo. A "imprezowo" znaczy "kalorycznie" (i mam tu na myśli puste kalorie, np. alkohol. I to nie jakieś czerwone wytrwane, tylko z grubej rury: whisky z colą - oczywiście z colą light). 

Z plusów weekendowych: mój facet dojrzał do tego, by dołączyć do mnie - nie tylko jedzeniowo, ale również z ćwiczeniami. Jak przystało na każdego szanujacego sie komputerowca - jego ćwiczenia ograniczają się do klikania w klawiaturę. No nie przesadzajmy: odkąd ma fitbita - również do chodzenia, podobnie jak ja, minimum 10k kroków dziennie. To zawsze coś, ale mimo wszystko - trochę mało. Zero rozciągania, zero ćwiczeń siłowych. Mam nadzieję, że teraz to się zmieni. Że nie jest to słomiany zapał, który minie za chwilę. 

Radosnego poniedziałku Vitalijki :)