Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Walczę o lepszą wersję siebie, o lepszą Dee ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 37557
Komentarzy: 332
Założony: 10 maja 2009
Ostatni wpis: 30 stycznia 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
dee79

kobieta, 45 lat,

155 cm, 70.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 lutego 2016 , Komentarze (1)

Bilans z wczoraj

ZjedzoneBiałkoTłuszczWęgle%SpaloneRóżnicaKroki
1.021025 kcal56 g41 g115 g01957 kcal932 kcal
10 644
2.021437 kcal66 g57 g 90 g01913 kcal476 kcal10 863
3.021354 kcal42 g24 g169 g+1879 kcal525 kcal10 042
4.021417 kcal 33 g44 g147 g+1944 kcal527 kcal10 690

Co jadłam? 1 pączka zjadłam. I drinka wypiłam (do pączka). Prócz tego była owsianka, kotleciki z mielonego cycka z indyka z ryżem, no i oczywiście koktajl wieczorem. 

Dziś sie ważyłam. Minus 0,2kg od ostatniego ważenia. Rewelacji nie ma. Ale też WOW-ów się nie spodziewałam. Grunt, że jest spadek. Mały, bo mały ale jest. I nie ma wahnięć w stylu: raz w dół, raz w górę. Pozwalam sobie również na mniejsze i większe szaleństwa. 

Ruch: tylko chodzenie (czasem jakiś truchcik na bieżni). Dobija mnie pogoda i dopada mnie chandra. Rano nie chce mi się zwlec dupki z wyrka. O dywanówkach ostatnio nawet nie myślę. Brak słońca daje się potwornie we znaki. Nawet psy cały dzień spędzają na kanapie i nie mają ochoty ruszyć się z domu. 

Wiosno! Przybywaj! 

Czas wracać do pracy. Udanego dnia Vitalijki :) 

4 lutego 2016 , Komentarze (2)

Mózg potrzebuje 20 minut, by z żołądka do niego dotarło, że człek jest najedzony. A może to żołądek potrzebuje czasu? Nie ważne. Grunt, żeby już było 20 minut później :P 

Czekam 20 mintu. Byle szybko zleciało :) (do tego dołożyłam perswazyjny tytuł wpisu - mam nadzieję, że podziała) 

A oto mój lunch - na potrzeby chwili nazwany "podwójnym T" (gwoli wyjasnienia, termin twarożku sie kończy). I wszystko jasne. Do tego kapka miodu i cynamon. 

4 lutego 2016 , Komentarze (6)

Bilans z wczoraj

ZjedzoneBiałkoTłuszczWęgle%SpaloneRóżnicaKroki
1.021025 kcal56 g41 g115 g01957 kcal932 kcal
10 644
2.021437 kcal66 g57 g 90 g01913 kcal476 kcal10 863
3.021354 kcal42 g24 g169 g+1879 kcal525 kcal10 042

Co jadłam? Różne różności i niezdrowo. Czasem też dni bez gotowania się zdarzają. Niestety. Pizza, ryż z sosem słodko-kwaśnym i do tego whisky z colą (z dietetyczną oczywiscie). No i hektolitry kawy. Trochę winogron, rzodkiewek i pomidorków cherry, a wieczorem, gdy mogłam wreszcie usiąść na tyłku W DOMU, pół jabłka, kawałek mango, mandarynkę i marchwkę. 

Za to dziś zaczęłam dzień przykładnie: od owsianki. 

i kawy ;) 

Udanego dnia Vitalijki :) 

3 lutego 2016 , Komentarze (10)

Bilans z dziś 

ZjedzoneBiałkoTłuszczWęgle%SpaloneRóżnicaKroki
1.021025 kcal56 g41 g115 g01957 kcal932 kcal
10 644
2.021437 kcal66 g57 g 90 g01913 kcal476 kcal10 863

Co jadłam? 

Placuszki z wczoraj, mięso mielone z porami, koktajl z melona, mango, winogron i jarmuża. I wciągnęłam małego pączka. Tak to jest, jak się na głodnego i na szybko biegnie na zakupy. No i kawa w ilościach hurtowych. 

Kcal są na minusie, ale bez rewelacji. 

Pogoda dziś nie rozpieszczała, dlatego spacer z piesami był krótki. Potem trochę na bieżni, ale niedużo. Zmęczenie po wczesnym wstawaniu daje o sobie znać. 

Lecę do łóżka. 

Dobranoc Vitalijki :) 

2 lutego 2016 , Komentarze (9)

Pierwszy dzień spisywania WSZYSTKIEGO za mną. 

Oto efekt: 

1025 kcal zjedzonych 

56 g - białko

41 g - tłuszcz

115 g - węgle

zero % 

Spalonych 1957 kcal

Załóżmy, że o czymś zapomniałam, więc powiedzmy, że zjadłam 1300 kcal. I tak jest na minusie :D

Chyba muszę jakąś tabelę ogarnąć :) Na przykład taką. Będzie przejrzyściej :)

ZjedzoneBiałkoTłuszczWęgle%SpaloneRóżnicaKroki
1.021025 kcal56 g41 g115 g01957 kcal932 kcal
10 644

Co jadłam? 

Krem z pieczonej papryki i pieczonych pomidorów, dla mnie mega (przepis z NSD) Poniżej foto. 

Faza pierwsza: pieczenie

Faza druga: ready to eat 

Prócz tego tortilkę z mięsem, warzywam i serem pleśniowym (głównie warzywami) - brak zdjęcia niestety. 

Jako przekąska były pomidorki cherry i winogrona, oczywiście kawa z mlekiem 0,5% wypiłam dziś tylko 2 kawy (wiem, mleko do kawy niezdrowe, a w dodatku 0,5% to nie mleko... ale i tak lubię) 

A na kolację placuszki z kapusty białej i mięsa mielonego (proporcje mniej więcej 3 do 1) do tego cebulka, jajko, przyprawy, na patelnię (łyżeczka oleju) i tyle. 

Gotowe czekają w piekarniku na Lubego. Jutro ma pobudkę o 4:30 rano.. kompletnie nie moja godzina na wstawanie. Postaram się oczywiście wstać, ale gdybm jednak nie dała rady zwlec się z wyrka, to myśle, że się ucieszy z takiego śniadania. 

To byłoby na tyle. Czas śmigać do łóżka. Jakaś dobra książka na dobranoc. I postaram się być o 4:30 na nogach ;)

Dobranoc Vitalijki.


1 lutego 2016 , Komentarze (4)

Po Świętach, po Nowym Roku, gdzieś w okolicach 10 stycznia wróciłam do Vitalii. 

Można uznać, że mniej-lub-bardziej-dietowo lecę od momentu, gdy zmieniłam IGpro na NSD <3 (coś ponad tydzień temu).

Jakość i ilość żarcia zmodyfikowałam - mniej więcej - w okoliacah połowy stycznia. 

Ruch w styczniu był taki-sobie, bo zima. Wiem, wiem, to wymówki, ale serio, nie chce się ruszać dupy z domu, gdy za oknem leje. Nie, nie leje. Napier***a żabami! Pomijając, ze deszcz jest prawie lodowaty, to jeszcze najczęściej pada w poziomie, bo pizga sobie wiaterek. Urok zielonej wysepki. 

Postanowienie na cały 2016 rok: minimum 10k kroków dziennie (10k kroków to około 6,5km). 

Styczeń: zrealizowane (puchar)

Podsumowanie wygląda następująco: 

  • 374,833 kroków (średnia 12k kroków dziennie)
  • 247,87 km (średnia 8km dziennie - nie jest źle, ale chętnie bym to podbiła do 10km dziennie... stare dobre czasy, gdy robiłam po minimum 15k kroków dziennie, no ale to lato było, a nie pie****a zima wraz z wszechobecnym i ciągle padającym deszczem)
  • 1043 pięter
  • 60,617 spalonych kalorii
  • 1,2 kg mniej (w ciągu 2 tygodni - wiem, wiem, bez rewelacji, ale jak już wspominałam wcześniej: ja się nie nastawiam na gubienie po 2kg na tydzień. Powoli i małymi kroczkami do celu, bez jo-jo)


Styczeń miał 31 dni, luty ma 29. Ciekawa jestem, czy uda mi się podbić ilość kilometrów :) Osobiście nie widzę tego w różowych barwach, bo już za tydzień jeden z moich psiaków trafia pod nóż (operacja łapy), a co za tym idzie: całkowicie pozmienia mi się ilość spacerów z piesami. Jak się pozmienia? Jeszcze nie wiem. Ale pewne jest, że luty będzie trudnym miesiącem i na 100% spędzę więcej czasu na dupie siedząc przed kompem (wiecej czasu i zaangażowania w pracę - to plus. Tym bardziej, że rozpoczynam nowy projekt, który na pewno będzie wymagał ode mnie minimum kilku godzin dziennie na tyłku przed lapem).

W związku z tym chciałabym - eksperymentalnie - zrobić jedną rzecz, a mianowicie codzienne podsumowanie i bilans. 

  • Co i ile zjadłam/wypiłam. 
  • Ile i jaki ruch. 
  • Kalorie pochłonięte vs kalorie spalone. 

Drobiazgowa i żmudna robota, ale wykonalna. Kiedyś tak działałam (korzystałam z Vitaliusza). Efekty były niesamowite (i rosła samo-świadomość). Pierwszy wpis podsumowanie - pewnie dziś w nocy. Podobno potrzebny jest miesiac (30 dni) by wyrobić sobie nawyk. Luty ma 29 dni... potem będzie już z górki ;) 

Hope so :)

31 stycznia 2016 , Komentarze (4)

Był łikend i skończył się łikend. Szkoda, bo lubimy łikendy. 

Łikendowe żarcie było ok... z zaskoczeia pojawiły się natomiast % ;) Takie bywają łikendy. 

Były też koktajle. Jeden pomarańczowy (w kolorze) i jeden zielono-biały (też w kolorze). Były pieczone ziemniaczki i makaron pełnoziarnisty z sosem słodko-kwaśnym (własnej roboty oczywiście). 

Ruchowo ok. Prócz seksu ]:> spacerki i bieżnia. I jeszcze znalazłam czas na książkę :)

Generalnie łikend był bardzo udany :D

Pomarańczowy (w kolorze) - niedzielne śniadanie. Baza to sok marchewkowy a do tego kiwi, jabłko, i melon.

Zielono-bialy - niedzielna kolacja. Baza: odtłuszczone mleko + melon, banan i jarmuż. 

Makaron z sosem słoko-kwaśnym (uwielbiam) - piątkowy obiad 

Pieczone ziemniaczki były w sobotę.

29 stycznia 2016 , Komentarze (7)

Nie ma spektakularnych postępów. Ale nie spodziewam się żadnego wow. Nie mam już 20 lat, by waga w ciągu tygodnia spadła o 2kg. U mnie spadek z ostatniego tygodnia to minus 0,8kg i to mnie cieszy ;)
Kiedyś byłabym załamana. Że tyle wyrzeczeń, że oczekiwanie, że dieta, że... i tylko 0,8kg?! 

Ale to byłoby kiedyś. Teraz jest inaczej. Jestem świadoma tego, że moja przemiana materii jest wolniejsza, że praca "za biurkiem" nie przyspieszy spadku, że wieczorny drink będę musiała opłacić "kilkoma" gramami na plus. Takie życie. Powiadają: życie zaczyna się po 30tce (a za kilka lat pewnie będę pisała, że zaczyna się po 40tce, hehehe) 

Kilka fotek z mojego jedzeniowego szaleństwa. Nie pstrykam każdego posiłku, bo nie zawsze mam telefon pod ręką, ale jeśli tylko mam możliwość, to strzelam fotkę - dla siebie, dla Was, dla potomnych ;)

Staram się przepisy wrzucać po lewej, pod moim zdjeciem, w zakładce przepisy. Jeśli macie ochotę - korzystajcie. 

Zielono mi z jarmużem (wczorajsza kolacja, dzisiejsze śniadanie) 

Sałatka owocowa (któraś-tam kolacja)

Sałatka z kurczakiem (lunch kika dni temu) 

Placuszki z gotowanych ziemniaków z sosem pieczarkowym (kolacja sprzed kilku dni)

28 stycznia 2016 , Komentarze (4)

Ostatnio u mnie okresowo. Na szczęście końcówka. Gdy brałam tabletki, okres mijał ot tak: pojawiał się - był - i znikał. Całość trwała nie dłużej niż 3-4 dni. Pojawiał się zawsze w czwartek ok 10 rano. Regularnie co 4 tygodnie. I gdyby nie "krwawienia" (czyli raczej maleńkie kropelki, które ze mnie uciekały) nawet nie wiedziałabym, że mam okres. Ale odkąd mam spiralkę, ło matko... Wszystko zaczyna się tydzień przed... ból brzucha, krzyże, wywalony bebech, twarzyczka jak u nastolatki (niestety nie taka gładka i bez zmarszczek, a taka wysypana) no i krwawię jak zarzynana świnka. I wszystko trwa-i-trwa-i-trwa. Potrafi ze mnie jak z kranika nawet przez tydzień lecieć. Na szczęście ból "puszcza" po 1szym, max 2gim dniu. Teraz już jestem na końcówce. 

Krótkie podsumowanie ostatnich kilku dni. 

Powrót do NSD na plus. Dietowo - w miarę ok. W miarę - nie w 100%

Ćwiczenia na minus. Nie miałam po prostu siły ruszyć dupy. Jakieś rozciągania i kilka dywanówek, i tyle. No i bieżnia. Trochę chodzenia, trochę truchtania. Gdyby tak nie lało non-stop, to więcej bym chodziła outside z piesami, ale w takich warunkach po prostu się nie chce. Ani mnie, ani psom.

Jeszcze 3 dni tego miesiąca, nigdy nie przepadałam za styczniem. Potem krótki luty. A potem już wiosna (kwiatek) Nie mogę się doczekać. A w bliższej perspektywie: jutro ważenie (nie ciągnie mnie do szklanej). 

Chyba zaraz sobie zrobię Day SPA. Gorąca kąpiel, balsamy, maseczki, pazurki i książka (a właściwie e-book) Czytam "Moje śliczne". Cholernie wciąga. Aż za bardzo. 

Ale zanim zabiorę się za Day SPA, pobawię się w sprzątaczkę. A co! Niech dom też jakoś wygląda ;)

27 stycznia 2016 , Skomentuj

Welcome back NSD <3