Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zbędne kilogramy wynocha!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 35713
Komentarzy: 30
Założony: 27 maja 2009
Ostatni wpis: 31 października 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
BrakMotywacji

kobieta, 37 lat, Opole

168 cm, 88.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

31 października 2017 , Skomentuj

Prawie dwa tygodnie bez wpisu oznacza prawie dwa tygodnie bez biegania.

Wstyd mi.

Kiedy w pracy są problemy i pojawia się stres, to zamiast iść to wybiegać lub rozruszać w jakikolwiek sposób.. ja zastygam. Chciałabym potrafić zwalczać stres aktywnością, ale najpierw musiałabym przestać utożsamiać aktywność ze stresem :)

Pozytywy są takie, że przynajmniej nie rozczulałam się tyle nad sobą :)

22 października 2017 , Komentarze (3)

Swoje pierwsze miesiące życia spędziłam w kolejkach po chleb, owinięta czterema kocami bo w zimie 1987 naprawdę było cholernie zimno. Matka zewsząd próbowała wykombinować jakiś grosz, a ojciec czepiał się o przysłowiową słoną zupę. Do dziś nie używam zbyt dużo soli.

Były sprawy ważniejsze niż odkrywanie i pielęgnowanie moich talentów, o zdrowym odżywianiu nikt wtedy nie myślał, a zajęcia sportowe sami sobie organizowaliśmy na podwórku. Gwiazdy nigdy nie potrafiłam zrobić. Co chwilę w którymś się zakochiwałam i marzyłam po nocach, bo w realu żaden mnie nie chciał. Nie byłam pierwszoligową nastolatką, z którą chłopcy chcieliby odkrywać swoją seksualność. Dziś jestem typem kobiety, z którą mężczyźni z chęcią rzuciliby się w jej poszukiwanie, zagubionej pośród wielu lat małżeństwa.

Dziś mam to coś. Będąc szczuplejszą miałabym po prostu więcej. Jest dom i praca, dalekie podróże, zachcianki, kochający facet (albo tylko tak mi się wydaje) i plany na przyszłość. To nie jest tak, że siebie nienawidzę. Dlaczego miałabym? Przecież mi się udało. Z domu wyniosłam naukę, że ciężka praca przynosi efekty, z odrobiną szczęścia i w lepszych czasach te efekty pojawiły się bardzo szybko i przekroczyły moje wszelkie oczekiwania. 

Więc dlaczego nie potrafię się przełamać? Cieszyć się tym co mam, co pozwala mi na dążenie do celu w komfortowych warunkach. Nie, ja chyba wolę, żeby moim największym zmartwieniem był dobór ciuchów podczas pakowania walizki na codwutygodniową podróż służbową. 

Tak, jeśli mam to zrobić, to tylko dla siebie (i może dla tej sukni ślubnej któregoś dnia, nie jest to pewniak, ale lepiej dmuchać na zimne). Dziś pobiegałam. Dziś ugotuję smaczny i zdrowy obiad. A jutro wypiję morze wina z szefem na kolacji służbowej. I w następny weekend będę raczyć się domowymi obiadkami u mamy. Bo na diecie można być całe życie, ale w Polsce, w domu proces tycia się zatrzymuje. Tak to sobie tłumaczę. Przecież nadejdzie kolejny poniedziałek. Jak nie ten to następny :)

19 października 2017 , Komentarze (22)

Mogę narzekać na wielkie motywatorki świata fitnessu, ale prawda jest taka, że wcale nie muszę ich obserwować. Nie mieszkam w Polsce, więc z lodówki wyskakują mi co najwyżej czekoladki. Ale chcę i patrzę i myślę "A może moje życie będzie inne jak schudnę, takie kolorowe, pełne szczęścia, dobrego humoru, wstawania z uśmiechem na ustach. Znajdę sens życia. Nie to co teraz. Wywlekanie się z łóżka o 8:30 (o zgrozo), pielgrzymka na kolanach do ekspresu do kawy (można wrzucić 2 minuty fitnessu do planu dnia - w końcu trzeba myśleć pozytywnie), cappuccino z ogromną ilością mleka (tak, tego od krowy), papieros na tarasie (i znowu nie zaczęłam dnia od śniadania), fejsbuki, instagramy, Forge of Empires.. i mamy 9. Trzeba zacząć pracę. Jeśli zastanawiacie się, gdzie wkalkulowałam czas na dojazd do pracy.. cóż, moje biuro jest w pokoju obok. Tak, pracuję z domu. Tak, za kupę kasy. I TAK, tuż za moimi plecami stoi nowiutka, świeżutka i dość droga Pani bieżnia. Nazwali ją Paragon. Też bym miała doła jakby mnie tak nazwali.

Po co kupiłaś sobie bieżnię, przecież wystarczy wyjść z domu i biegać. Zapłaciłaś kupę kasy za coś czego nie będziesz używać. Masz siłownię obok domu, tam też są bieżnie.

Kupiłam bo miałam taki kaprys, bo mnie stać, bo mam miejsce w mieszkaniu.

A czy ty wychodzisz z domu i biegasz regularnie? Kiedy ostatni raz byłeś na siłowni, za której karnet ściągają ci kasę co miesiąc?

O, nagle ucichłeś? Prawda boli :)

I tutaj moi drodzy czytelnicy, których nie ma dochodzimy do końca tych wypocin.

Prawdziwa motywacja to nie ta z Insta-fejsa. To ta w domu. Osoby najbliższe, które nie wymagają od siebie nic i zapuszczacie się razem i wszystko was boli od nic-nierobienia. Te matki, które karmiły was kluskami śląskimi i czekoladami (bo kiedyś nic nie było, a skoro teraz jest to jak teraz dziecku odmówić) a teraz "delikatnie" sugerują, że jak będziesz lżejsza to ci w życiu będzie lżej. Ojcowie, którzy są nieobecni, więc po co się starać dla takiego. Koleżanki, które cieszą się, że przytyłaś bo to ich podnosi na duchu, że z nimi jeszcze nie jest tak źle.

Więc ja się pytam po co?

Żebym mogła nosić obcisłe ciuchy i przypominać sobie na każdym kroku, że faceci chcą tylko jednego? Udawać, że skoro schudłam i ćwiczę to jestem zajebista? Iść na imprezę i pić wodę bo alkohol to węgle, a na dodatek istnieje ryzyko kaca i w weekend będę leżeć i kwiczeć? Lub co gorsza: odstawić te lody, tą czekoladę i tą pachnącą pizzę, ćwiczyć jak robot i nie widzieć zamierzonych efektów?

Jestem teraz taka zagubiona i dywaguję na tak bzdurny temat, kiedy inni ludzie naprawdę mają problemy. A ja zmierzam w kierunku luksusowej depresji. I kryzysu tożsamości. Dzięki wam Social Media! Fuck you!

19 października 2017 , Komentarze (1)

Czyli wiemy już o klocko-łydkach.

O tym, że lubię po sobie pojechać - już widzę jak te wszystkie liderki motywacji mówią, że jak tak można, trzeba siebie kochać, akceptować (i inne pierdoły), po czym wrzeszczą "JESZCZE 200 POWTÓRZEŃ!!! Dasz radę!". Sorry, ale albo jedno albo drugie. Albo siebie akceptuje i kocham albo wykańczam mój organizm. Nie jest to raczej dowód na miłość do siebie jeśli ciągle mam naginać siebie do granic możliwości. Bo organizm się przyzwyczaja, chcesz efektów to musisz robić więcej, zmieniać tempo, jak to było? Ach tak, TABATA. Węglowodany po posiłku, albo przed? Nie na noc? Ale w sumie może być, jeśli rano idziesz biegać. Super, czyli jednak mogę! Chwila.. jedna łyżka ryżu? To nie jest posiłek węglowodanowy, to jest żart.

Kocham węgle, te niezdrowe, nie cierpię mięsa, a od białek roślinnych ma się zaparcia przecież (można sobie wypierdzieć zakończenie związku w taki sposób). Owoce też źle - walcie się; kawa bez mleka, ale za to z olejem kokosowym. Serio? Jak ja mam się z wami wszystkimi zmotywować i walczyć o nową, lżejszą siebie jak:

-wymyślacie przepisy z dupy - nie mam czasu i ochoty - więc znowu zamówię pizzę

-na starcie macie piękne sylwetki, metabolizm po tacie i długie nogi po mamie - mogę ćwiczyć do porzygania, a na koniec i tak będę musiała wydać kupę kasy na różne odsysania i wycinania (tak, mogę sobie wyciąć część mięśni łydek i móc w końcu kupić zajebiste kozaki i zdziwić się dlaczego nikogo to nie interesuje)

-zawsze się fotoszopujecie (Karolina pozdro)

-gówno was obchodzi czy mi się uda, ja jestem tylko jedną z milionów naiwniaczek, która ma płacić za wasze batoniki, plany fitness, bio kokosy i inne pierdoły, o których nie chce mi się pisać.

Normalnie jestem miłą, fajną babką, to co we mnie wstąpiło to brak czekolady w organizmie.

19 października 2017 , Komentarze (1)

Niniejszy tytuł to odpowiedź na mojego posta sprzed ponad 2,5 roku. Ha ha. Przeczytałam właśnie inne wpisy. Jestem 8 lat z Vitalią, ciągle tu powracam, płacę (nie ma za co moi drodzy) a waga zamiast w dół to bardziej rośnie niż spada. Ach, te czasy studiów i Sindbada kiedy nie musiałam się specjalnie wysilać. Po studiach zaczyna się pracę za biurkiem i witamy w klubie Otłuszczonych. Właśnie do mojego tytułu "Można wiele razy..." dodałam jeszcze 'Wielki powrót" - muszę się zastanowić, który tytuł lepszy (tak na wszelki wypadek gdybym kiedyś wydawała książkę o odchudzaniu - mamy rok 2017 i takie historie są hiciorami ha ha). Myślę, że raczej 'Wielki powrót'.. bo naprawdę jestem wielka :)

A teraz tak na serio.

Nigdy nie należałam do klubu tych mniejszych. Jak już się zdarzył facet, który chciał mnie nosić, a ja mu na to pozwoliłam, to kończyło się wielkim wstydem (zwykle nie dawali rady, ale powiedzmy, że wina jest po obu stronach, nie zdarzali mi się miłośnicy siłowni). Nie wyzywali mnie od grubych, ale w towarzystwie znajomych byłam tą większą. Miałam kompleksy. Nie gustowałam w otyłych facetach, ale mieli przynajmniej być wyżsi (o wiele wyżsi), tak żeby moja tusza nie rzucała się w oczy. Do tego łydki - te okropne, wielkie łydki, dowód na to, że geny potrafią być chamskie. I nie pocieszajcie mnie, że wyolbrzymiam, ja naprawdę nie mogę znaleźć kozaków na zimę, które by zmieściły te dwa klocki. I choć 10 lat temu ważyłam ponad 20 kilogramów mniej, unikałam sukienek, tak wstydziłam się moich kończyn dolnych. A teraz? Jakbym jutro miała ważyć 20 kilogramów mniej, to bym tylko łaziła w spódnicach. Ale nie będę. Przynajmniej nie jutro. Za miesiąc też nie. Za dwa odpada. Za 3 - jest szansa, ale wątpię w siebie i nagły przypływ niebywałej motywacji. Liczymy dalej. 4 miesiące.. to będzie już koniec lutego. Oooo Walentynki - brzmi nieźle. Tak! To już jest coś. Później ostatnie szlify i w wakacje będę jedną z gorących lasek z Instagrama, bożyszczem i wirtualną towarzyszką milionów brzuchatych singli no life. To mówię ja - brzuchata, naznaczona cellulitem, nadająca się na pierwsze kombinacje z wypełniaczami, 30 letnia leniwa... brakuje mi słowa... słonica. Tak wiem, mało udane, ale nie mamy czasu, lecimy dalej.

Nie zapominajmy o klocko-łydkach!

23 stycznia 2014 , Skomentuj

Od wczoraj wykupilam pakiet, spontaniczna decyzja. Mam nadzieje, ze pomoze.
Moj problem to milosc do weglowodanow, szczegolnie wieczorem, w polaczeniu z winem. Co z tego, ze przerzucilam sie na czerwone jak na jednej lampce sie nie konczy?
Potrafie jeden, dwa dni dobrze sie odzywiac, a potem nie moge odmowic sobie batonika..
Kolejna sprawa to aktywnosc fizyczna, od jakiegos czasu cwicze regularnie, aerobik w domu, bieganie, brzuszki, hantle. W porownaniu do mnie sprzed kilku miesiecy jestem hiperaktywna!! A waga? A waga nic.. To niesprawiedliwe..

20 marca 2012 , Skomentuj

W tamtym roku schudłam 10 kg, szybko bo na Dukanie, przed wakacjami -spieszyło mi się. Doszłam do 65 kg. Pojechałam na wakacje - niczego sobie nie żałowałam i wróciłam z wagą 69 kg. Obiecałam sobie dużo ruchu zdrowe odżywianie i zrzucenie nowych kg powoli ale zdrowo. Niestety.. Nowy tryb życia - zamieszkałam z chłopakiem, który pracuje do późna - wieczorne kolacje zamiast obiadów, który nie lubi pić wody cały czas - soki i gazowane napoje, który też lubi się polenić - brak ruchu.

Jest połowa marca, PFF KOŃCÓWKA!!- zaczyna się okres pięknej pogody a ja mam do zrzucenia o wiele więcej niż w tamtym roku :( Nie chcę ponawiać Dukana bo to niezdrowe poza tym jak dla mnie smakowo - niezbyt. Ale jak to zrobić?

Zaczęłam chodzić na basen - 2 wyjścia, dobry początek, potem wyjazd służbowy, zmęczenie, nie chce mi się, choroba i już 2 tygodnie mnie tam nie było. Pomyślałam, że jeśli tu wrócę to może pomoże mi to w samomotywacji. 

DO WRZEŚNIA CHCĘ WAŻYĆ CO NAJMNIEJ TYLE ILE ROK TEMU - 65 KG.
OZNACZA TO, ŻE MUSZĘ ZRZUCIĆ 13 KG.
ZOSTAŁO MI 5,5 MIESIĄCA.
A WIĘC 13 KG, OKOŁO 160 DNI.

1 KG MNIEJ NA 12 DNI!
PATRZĄC NA MOJE WCZEŚNIEJSZE DOKONANIA - WYDAJE SIĘ PROSTE.

MAM NADZIEJĘ ŻE MI SIĘ UDA.

DZIŚ PO RAZ KOLEJNY ŻEGNAŁAM SIĘ Z OKRESEM JEDZENIA CZEGOKOLWIEK. POJECHALIŚMY DO MACDONALDA...

Obiecałam sobie - do końca dnia sałatka grecka albo zupa jarzynowa nic innego z lodówki nie tykam!

Acha! Testuję też asystor slim.
Jak się wyleczę chcę także ćwiczyć co najmniej 15 minut dziennie + basen co najmniej 2 razy w tygodniu + 6 weidera.

Powodzenia kochana!!!

:):):):)

15 lipca 2011 , Skomentuj

Niestety nie idzie dobrze, staram się codziennie robić cokolwiek i efekty marne. Jeśli idę na bieżnię i rolletic jest fajnie, ale w dzień kiedy tego nie ma waga wraca. Wczoraj byłam tak zmęczona, że nawet jeść mi się nie chciało. Zaczynam Dukana od poniedziałku. Myślałam, że spróbuję w sierpniu jak będą słabe efekty, ale chyba muszę się pospieszyć. A więc w niedzielę do sklepu - po jajka, kurczaki, jogurty, mleko i serki 0%, otręby chyba też można. Może i nawet skuszę się na jakiś przepis jak będę mieć czas. Raz pamiętam w dwa dni schudłam 2 kilo, ale byłam w trasie z kolegą który karmił mnie dukanowskimi rzeczami. W autokarze nie kusiło i nie było szans by zjeść coś innego. Nawet nie wiem czy herbatki można ale czerwoną i zieloną do tego. Myślę, że tydzień się przemęczę. 3 kilo mniej poproszę!!

7 lipca 2011 , Skomentuj

Dzień 3 i 4 mniej aktywne (brak czasu) ale weidera robiłam i rozciągałam łydki. Starałam się też nie obżerać. Dużo wody, tabletki na węglowodany przed po tłuszczu alli, 2 razy dziennie na cellulit mam też linee (skądś tam). Muszę pamiętać by brać przed treningiem. Obym nie zniszczyła sobie wątroby. Dziś niespodzianka - na wadze 72,5 - zeszłam od niedzieli 1,5 kg - dobrze! Obym jak najszybciej dobiła do 67-68 bo potem już łatwo nie będzie.

Dziś po pracy - bieżnia, rolletic, później solarium. Do domu dotrę koło 19 - zjem coś, odpocznę i poćwiczę wieczorem.

Jak na razie niecałe 300 kcal zjedzone. Jeszcze jogurt, no i może jedna maca czosnkowa. Tylko 40 kcal za kromkę a mniam!

4 lipca 2011 , Skomentuj

Jestem nawet zadowolona z dzisiejszego dnia,
po pracy spędziłam pół godziny na bieźni vacu, spociłam się tak, że aż ze mnie kapało :) Następnie godzina na rolleticu (boli mnie teraz tyłek i nogi). Nie miałam siły na żadne ćwiczenia na nogi w domu, ale zdobyłam się na a6w dzień 2. Czuję mięśnie brzucha - jak boli to dobrze :)

W pracy zjadłam kilka wafli ryżowych, 2 jogurty i 2 ogórki.
Po powrocie do domu, 3 ziemniaki, kotleta mielonego i 3 ogórki. Troszkę obfite to w tłuszcz było (bo mamine).

Później już było gorzej - zapodałam 4 czekoladki (w sumie 140 kcal - tragedii nie ma).
Wieczorem chodziły mi po głowie lody czekoladowo - miętowe. Wybrałam mniejsze zło - zupę warzywną (ze śmietaną-mamine) z odrobiną ryżu. Mimo, że późno lepsze niż lody a już na pewno nic nie wciągnę dziś.

Kupiłam też po pracy tabletki które pomagają w ograniczaniu wchłaniania węglowodanów. Jakkolwiek tłuszcze z łatwością potrafię odstawić - bez węglowodanów żyć nie mogę. Szczególnie po wysiłku zawsze marzę o ryżu i makaronie.

Rano na wadze było już 0,3 kg mniej - zobaczymy jutro! Myślę, że muszę sama gotować zupki warzywne, zapełniają żołądek i robiłabym je na wodzie z rosołkiem - chyba light co?