Postanowiłam do Was napisać moje Vitalijki bo siedzę sama w domu i mnie zaraz szlag trafi a od kogo jak nie od Was mogę zawsze usłyszeć miłe słowo... Mój stan spowodowany jest szkoleniem, o którym pisałam w poprzednim wątku. Opiszę dokładnie jak to było i może tym sposobem ostrzegę krakowskie Vitalijki szukające pracy a może nie tylko krakowskie bo słyszałam, że firma Apollo w której byłam na szkoleniu ma też siedziby w innych większych miastach.
Więc w moim przypadku wyglądało to tak: znalazłam ogłoszenie na gumtree, że poszukiwani są absolwenci liceum oraz studenci do pracy w branży reklamowej, wysłałam CV a następnie zadzwoniła do mnie pani i powiedziała, żebym przyszła ze swoim CV na daną godzinę. Jak przyjechałam, to okazało się, że tam jest pełno młodych ludzi. Prezes przeprowadzał indywidualną rozmowę z każdym po kolei. Pan prezes (a raczej akwizytorek ze zbyt wysokim ego) powiedział, że poszukują osobę na stanowisko hostessy (1500 przez pierwszy miesiąc). Szczegółów miałam się dowiedzieć podczas szkolenia, które miało się odbyć za tydzień (czyli dzisiaj) w godzinach od 9 do 17.30, a następnie na jego zakończenie test, który miał mnie zakwalifikować do tej pracy lub nie. Po powrocie do domu popełniłam pierwszy wielki błąd - nie sprawdziłam opinii na ich temat...
Na szkolenie miałam przyjść ubrany elegancko, więc zerwałam się z łóżka o 6.15 niewyspana i wku****na na cały świat bo jeszcze jakby tego było mało moi współlokatorzy z mieszkania urządzili sobie pipijawę do rana drąc się przy tym w niebogłosy. I jeszcze do tego wszystkiego jak chciałam iść załatwić swoje poranne potrzeby fizjologiczne to odkryłam, że ktoś śpi w kiblu!!! Masakra!!! Ale wracając do tematu... Jak przyszłam do firmy, to kazano mi poczekać chwilę. Potem nagle z pokoju w którym grała głośna muzyka wyszła grupa ok 30-40 osób. Podeszła do mnie "szefowa wszystkich szefów", tzn. rzekoma kierowniczka działu szkoleń, zaczęła się przedstawiać i powiedziała, że na szkolenie pójdę z nią, niejaką panią Justyną. Okazało się, że idziemy w stronę krakowskiego rynku. Oprócz mnie i jej szło z nami jeszcze 6 osób, 3 nowe i 3 "stare wyjadaczki". Po drodze wypytywała mnie krowa o różne rzeczy typu ile czasu szukam pracy, czy jest ciężko, jakich zarobków oczekuję i jaka dziedzina pracy mnie interesuje. I tu powiedziałam coś, ż czego na pewno nie była zadowolona. Otóż powiedziałam, że nie interesuje mnie akwizycja, totalnie nie zdając sopie sprawy z tego, że powiedziałam coś złego - miałam przecież wypełniać ankiety...Okazało się, że praca polega na chodzeniu po rynku, zaczepianiu ludzi, mówieniu im przygotowanego tekstu (zapewne napisanego przez specjalistę od NLP), wykonywaniu odpowiednich gestów, a następnie na próbie sprzedaży im podróbek perfum. Wmawiają ludziom ze za 2 tygodnie otwierają nową drogerię w galerii krakowskiej i oferują perfumy, które bedą właśnie do kupienia w tej drogerii. Teraz robią sondaż czy cena sie przyjmie i pytają przechodnia co sądzi o tej cenie-PODKREŚLAM, ŻE TEN PRODUKT NIGDY NIE WEJDZIE DO SPRZEDAŻY NA RYNEK-czyli już jest oszustwo. Potem mówia, że dla wybranych 20 osób maja perfumy za darmo i dają go tej osobie. Potem kręcą przechodnia i okazuje się, że będzie go miał za darmo jak zapłaci za drugi perfum-cenę niemałą-drugie oszustwo. Mój drugi błąd - po tym co zobaczyłam, od razu powinnam odpuścić to sobie i wrócić do domu. Ja jednak wytrzymałem chyba 3 godziny, u boku pani Justyny - głupiej małpy. Moim zadaniem było zaznaczenie, czy dany klient podjął rozmowę z nami, czy obejrzał towar lub czy go kupił.
Dla mnie bieganie za ludźmi po ulicy i sprzedaż im gó**a w papierku to nie żadna praca, którą można się pochwalić. Moim zdaniem, to zajęcie dla nieudaczników, którzy nie są w stanie znaleźć sobie innej pracy lub którzy po prostu nie nadają się do takowej. Na zakończenie mój trzeci błąd, podczas rozmowy o tym, że ta praca miała polegać na robieniu ankiet a nie sprzedaży perfum, pani Justyna powiedziała, że "I tak miałam pani podziękować, gdyż szukamy osób bardziej komunikatywnych powinnam jej powiedzieć, że dla mnie jest zakompleksioną oszustką, ja po prostu odwróciłam się i poszłam do domu. Plus jest jeden. Poznałam sztuczki, którymi posługują się akwizytorzy, więc przy najbliższej okazji mogę im trochę "utrzeć nosa". A ceną za tą wiedzę były stracone 3 godziny mojego cennego czasu... I co Wy na to Kochane?
Lecę grzać Pyszczkowi obiadek, bo zaraz wróci z pracy :-*