Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W chwili gdy to piszę (12 III 2014, godz ~9:oo) do dnia sądu ostatecznego pozostało 300 dni, 15 godzin, 2 minuty. W ten przepiękny zimowy dzień skończę 30 lat... Wiek dość znaczący, zwłaszcza dla kogoś kto panicznie boi się starości, zmarszczek i mdleje na widok kolejnego siwego włosa. Dlatego postanowiłam (nie pierwszy, ale ostatni raz!) iż doprowadzę się do zadowalającego stanu fizycznego. Robię to nie tylko ze względów estetycznych (chociaż głównie), ale również zdrowotnych. Chcę być zdrowa, chcę być piękna (nie to żebym nie była ;)), chcę móc wchodzić na moje 6 piętro bez zadyszki i chcę to wszystko osiągnąć właśnie w te 300 dni. Lubię pisać i rysować, czasem zrobić zdjęcie. Więcej wyjdzie w praniu..

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3451
Komentarzy: 52
Założony: 12 marca 2014
Ostatni wpis: 15 kwietnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
dandeliona

kobieta, 39 lat, Szczecin

178 cm, 77.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: 73

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 kwietnia 2014 , Komentarze (1)

Kilka spraw mam do omówienia. Kilka pytań.

Waga mi się chyba wreszcie ustabilizowała. Już trzeci dzień pokazuje mocne 79kg i się nie waha jak poprzednio nawet o 2 kg. Jestem niezmiernie zadowolona, bo już tylko krok dzieli mnie od zdrowej wagi. Być może przyczyniły się do tego ćwiczenia, codziennie przejeżdżam 25 km na stacjonarnym i głęboko zastanawiam się nad wprowadzeniem ćwiczeń siłowych. Prawdopodobnie powinnam, ale na razie jestem w fazie zastanawiania.

Centymetry mi powoli schodzą, nawet moje toporne uda się nieznacznie wyszczupliły. Sukces :)

Tradycyjnie odwiedziłam wczoraj ciuchlanda. Odnoszę wrażenie, że to jakiś outlet H&M, bo ich ciuchy stanowią trzon zawartości wieszaków. Oczywiście kupiłam kilka bluzeczek, bo bez tego żyć nie mogę, ale kupiłam też kieckę. Ładna taka, prosta i elegancka. Trochę w stylu Victori Beckham (nawiasem mówiąc, zawsze ją uwielbiałam). Na szczególną uwagę zasługuje tutaj rozmiar.. 36... i się mieszczę! Zaznaczę może, że w swoim dorosłym życiu nigdy nie nosiłam tego rozmiaru, bo już same cycki mi na to nie pozwalają, o biodrach nie wspominając ;) Zdaję sobie sprawę, że to jakaś szemrana rozmiarówka, jednak na metce jest 36 i tego się będę trzymać :P

A teraz część najważniejsza.

Moja kochana rodzicielka zaoferowała się do ułożenia mi diety i przedstawiła mi kilka faktów, które były sprzeczne z informacjami jakie do tej pory posiadałam. 

Moja mama jest z wykształcenia technikiem chemii z 28 letnią praktyką w laboratorium. Codziennie bada żywność pod kątem zawartości jakichś szkodliwych substancji itp. Jednak jakiś czas temu postanowiła pójść na studia i wybrała żywienie człowieka. Obecnie jest na ukończeniu i będzie broniła magistra, również z dziedziny żywienia, a najlepiej to się zna na glutenie i w ogóle ;] No, ale ja nie o tym chciałam. Tak więc, oto co mi wczoraj powiedziała:

Podobnież jedną z najgorszych wód mineralnych dostępnych na polskim rynku jest Żywiec. Chodzi tutaj o ilości składników mineralnych. Podobno, już lepiej pić przegotowaną wodę niż Żywca. Lepszą jakościowo wodą jest dostępna w Biedronce Polaris (czy jakoś tak).

Oczywiście wiadomo, że codziennie przyjmujemy takiej dobrej wody 1,5 l. Herbat pić się nie powinno, bo herbaty odwadniają. Jeżeli już musimy, to pijmy zieloną lub tzw. herbatki ziołowe. Ciekawostką było dla mnie, że czasami wypicie filiżanki kawy i kubeczka herbaty w ciągu dnia, może być ilością zbyt dużą. Nie znam szczegółów, ale mogę się wywiedzieć :) Nie mniej jednak, utwierdza mnie to w przekonaniu, że dobrze zrobiłam odstawiając kawę. Nawet mnie jakoś szczególnie nie ciągnie.

Najbardziej mącącą moje życie informacją był fakt iż na śniadanie powinniśmy spożywać głównie białka, natomiast ostatni posiłek to powinny być węgle (oczywiście te zdrowe, pochodzące z warzyw itp.). Zgłupłam totalnie, bo jeszcze nie tak dawno temu czytałam, że owsianka na śniadanie, jajka na kolację = piękna i szczupła...

Dowiedziałam się również, że mogłabym stosować dietę białkową, ale tylko przez tydzień i pod warunkiem że piłabym naprawdę dużo wody, bez herbaty. 

No i zgodnie z zaleceniem mamy odstawiłam pieczywo. Chociaż w piątek jadłam chałkę... :> Ze smakiem wcinam styropian. Będę jeszcze musiała popracować nad makaronami i ryżem, póki co jem tego mniej, ale nie odstawię zupełnie. Nie wyobrażam sobie włoskiej chińszczyzny bez makaronu ;)


Dziękuję niezmiernie za komentarze pod poprzednim wpisem. Bardzo mi pomogły i zmotywowały. Dziękuję, dziękuję, dziękuję dziewczynki. Jakoś się odwdzięczę :* :)

Na koniec mała motywacja.

Taaak, taki rower sobie sprawię, tylko z bagażnikiem i koszyczkiem z przodu ;)

8 kwietnia 2014 , Komentarze (5)

Miniony tydzień, to moja wielka porażka w odchudzaniu. I chociaż nie jadłam słodkiego (pomijając batona musli), to jadłam wiele innych, złych rzeczy.... Do osiągnięcia jakiejś rozsądnej liczby na wadze pozostało mi 48 dni. Idę na wieczór panieński w stylu 'pin up', dobrze by było wyglądać.. dobrze. Czy możliwe jest schudnięcie przynajmniej 7 kg w tak krótkim czasie? Co mam zrobić, żeby to osiągnąć?

Dzisiaj waga pokazała mi 69 kg. Po kilku kolejnych pomiarach zdecydowałam, że czas wymienić baterie. Żal wielki rozsadza mi dupsko, bo to 69 kg wyglądało tak pięknie ;)


Na śniadanie owsianka. Znowu mam dzień kiedy mi nie smakuje. Postanowiłam odstawić pieczywo, więc nie mam nic innego do jedzenia, a robię się niebezpiecznie głodna. Cóż, będę ją przynajmniej jadła bardzo długo, to może na długo mnie nasyci.

Rozgotowałyście kiedyś owsiankę? Ja tak, jest ohydna.. 

Odstawiam kawę. Nie czuję się po niej jakoś specjalnie obudzona, czasami jest mi nawet niedobrze po wypiciu, więc nie widzę powodu dla dalszego kontynuowania tego nałogu. Zresztą, to dodatkowe kcal, które mogłabym spożytkować inaczej, albo w ogóle. 


Odchudzanie nie jest trudne ze względu na ćwiczenia, czy ograniczanie jedzenia. Potrafię żyć bez czekolady, frytek, czy smażonej skórki kurczaka. Potrafię pedałować dziennie 20 km, albo i więcej. Nie potrafię natomiast spiąć pośladów i trwać w swoim postanowieniu, jeżeli nie widzę efektów. A efektów nie widzę. No może, trochę mi się boczki zmniejszyły i jakby cellulit na udach zmalał, ale to dla mnie za mało. Chcę więcej i więcej i więcej i więcej... albo raczej chcę mniej, mniej, mniej, mniej na wadze... Czemu pozwalam żeby definiowały mnie liczby?

Zaczynam patrzeć na jedzenie z wyrzutami sumienia. Nie jest dobrze, myślałam że jeżeli nie będę liczyć kcal, to ominą mnie te nieprzyjemności. 

Mam szczerą nadzieję, że powodem mojego ostatnio nasilającego się złego nastroju, jest przeziębienie, a nie depresja. Mój Pan chodzi i na wszystko smarka, to może i mnie osmarkał i zaraził? Echh


12 IV 2014. Dokładnie wtedy minie miesiąc odkąd założyłam pamiętnik i odkąd się "pilnuję". Zrobię podsumowanie, zrobię zdjęcia, wyciągnę wnioski i zapewne zdołuje się pod kołdrą ;) Nie ma co, zapowiada się obiecująco.

Nie wiem czy będę pisała, nie mam o czym. Nie mam się czym chwalić, a gadanie o porażkach jest nieprzyjemne. Będę Was czytać.

Dobrego dnia robaczki.

1 kwietnia 2014 , Komentarze (6)

Dziwny dzisiaj mamy dzień. Prima aprilis. Czy jeżeli postanowię, że biorę się za siebie na bardzo poważnie, to los obróci to w żart? Mam szczerą nadzieję, że nie :) Może powinnam zmienić trochę formę pamiętnika i robić podobnie do innych? Fotomenu, zapisywanie ile i jak ćwiczyłam? Mógłby to być nie najgorszy pomysł, zwłaszcza że chciałabym się nauczyć robić ładne zdjęcia :) Na dobry początek przedstawiam Wam wariacje na temat kanapek z mojego II śniadania. 

Baza: bułka żytnia, czasem pszenna. Chleb tylko żytni. Nie przepadam za razowym pieczywem, a pszenny w mojej piekarni mają niesmaczny. Kiedyś sama zacznę wypiekać i zobaczymy jak będzie smakować taki domowy na samym zakwasie :)

Warzywa: sałata, szczypiorek, rzodkiewka i papryka. Pomidory o tej porze roku są bezsmakowe, ogórki w sumie też. Z utęsknieniem czekam na pełnię sezonu :)

Konkret: jajeczko, ser żółty lub kiełbaska cienka (u mnie się to nazywa z kija lub z beczki :)). Ostatnio mam nieopisany wstręt do wędlin - za szybko się psują. Nie używam serków/twarożków do smarowania i topionych, od czas do czasu kupię twaróg biały. Czasem lubię też rzucić na chleb kawałek surowego, wędzonego boczku z cebulą :>Tak pierwotnie się wtedy czuję :)

Jeżeli używam czegoś dla poślizgu, to tylko prawdziwego masła. Po tym co się dowiedziałam o margarynach i produktach masłopodobnych ładnie im podziękowałam na zawsze. 


Na obiad planuję lasagne. Mało to dietetyczne, ale mój Pan bardzo ją lubi, a że wszystko będę robiła sama (makaron również) będę miała kontrolę nad ilością kcal. 

Wieczorem więcej zdjęć. Stay tuned.

31 marca 2014 , Komentarze (3)

Nie prowadzę się ostatnio zbyt dobrze. Niby zmieniłam pewne rzeczy w swoich zwyczajach, niby dobrze i cacy, ale jednak te złe nawyki mają większą wartość (wagę?), niż te dobre i wynik mam ujemny, czy raczej negatywny. Waga stoi w miejscu wahając się nieznacznie o 300 g w tę i na zad (z naciskiem na zad). Ćwiczę bardzo nie regularnie, z jedzeniem mam podobnie. Jeden dzień jest godny pochwały, drugi jest przepełniony złymi rzeczami. Gubi mnie podjadanie, zwłaszcza w czasie przygotowywania posiłków. Nie potrafię się tego pozbyć, bo ja tak bardzo kocham jedzenie :) Zwłaszcza jak mamusia zrobi! Nie ma na ziemi nic lepszego od domowego, maminego jedzonka ^^ Taki mój ciężki los turkucia podjadka.. 

Obiecałam sobie, że na żadne diety przechodzić nie będę. Wczoraj jednak przejrzałam forum w poszukiwaniu nowości i opinii. Z jednej strony wiem, że to głupie wcinać owsiankę, czy jajka całymi dniami, z drugiej jednak, efekty dziewczyn stosujących owe diety są bardzo motywujące. I już miałam się na coś zdecydować, już miałam robić listę zakupów, kiedy powstrzymał mnie temat diety przeciwgrzybiczej. Niewiele w nim było, ale zaczęłam szperać w Internecie. Olśniło mnie! To jest coś co chcę i mogę zrobić. Nie dla odchudzania, ale dla zdrowia. Nie miałam pojęcia, że grzyby mogą mieć wpływ na mój nastrój (depresja), moje stawy (zapalenia, reumatyzm), mój apetyt (nadwaga). Zrobię z tego mój długoterminowy plan na lepszą mnie. Nie wiem czy zdołam się ściśle trzymać diety, jest bardzo restrykcyjna, ale zrobię wszystko aby tego dokonać. Może wreszcie poczuję się lepiej wstając rano z łóżka.

Zakładam, że do końca tygodnia uda mi się dokładnie zapoznać z założeniami diety, może zdobędę jakąś książkę i przygotuję siebie i mojego Pana na nadchodzące miesiące, a nawet lata, bo to naprawdę jest plan długo terminowy. Jednak mam nadzieję, że skorzystamy na tym oboje, a zwłaszcza nasz związek.

Tak więc oficjalnie wypowiadam wojnę kandydozie i lekarzom konowałom.

 

17 mają idę na wieczór panieński mojej koleżanki, a 7 czerwca na jej ślub. Mam już część „kreacji”, wciskam się w nią bez większych problemów, chciałabym jednak lepiej w niej wyglądać :) Mam 47 dni do panieńskiego i zakładam że schudnę minimum 5 kg, optymalnie 7kg oraz 67 do ślubu, gdzie w sumie chciałabym stracić minimum 8kg, optymalnie 11kg. Marzy mi się 69 ;) ale jak będę ważyć 73 też się nie obrażę. Mój cel, to piękne nogi, bo chcę założyć spódniczkę.

Jutro (ładują się baterię i jeszcze planuję wypad do ciuchbudy ;)) uwiecznię się na zdjęciach w celach poglądowych. Na dzień przed imprezą orównam się przed i po :) No i będę miała dowód, że kurde mi się udało:P W ogóle nie dopuszczam do siebie myśli, że mogłoby mi się nie udać!

 Till summer...

27 marca 2014 , Komentarze (6)

Po 15 dniach myślenia o idealnym ciele, czas na małe podsumowanie, refleksje i wnioski.

W przeciągu tych 15 dni spadło mi 3 kg, a że nie zamierzam się po nie schylać, więc prę dalej. Wynik całkiem zadowalający i na pewno zdrowy. Pod względem żywieniowym nie do końca wiem jak do tego doszło. Z rzeczy, które zrobiłam świadomie to:

- prawie codziennie jem owsiankę z dodatkiem siemienia lnianego, odrobiny wiórków kokosowych i otrębów żytnich. Dodaję do tego czasem kawałek banana, czy odrobinę serka wiejskiego. Robię to na mleku 1,5 - 2 % (przed odchudzaniem używałam tylko 3,2% więc to też jest zmiana), kefirze lub na wodzie (o dziwo wychodzi całkiem smaczna). Cóż mogę powiedzieć na jej temat? Była to moja najlepsza żywieniowa decyzja w życiu. Zaparcia zaczynają przechodzić do historii, podobnie wzdęcia i śmierdzące bąki ;) Naprawdę polecam owsiankę każdemu, kto może ją jeść, pomaga mi bardzo na dolegliwości, których nabawiłam się będąc na Dukanie..

- nie słodzę kawy, a herbatę przestałam słodzić chyba z 10 lat temu i czuję się całkowicie szczęśliwa z tego powodu. Słodzone napoje nie smakują mi już tak bardzo jak kiedyś i przeważnie wydają mi się za słodkie, niestety cola itp. dalej jest smaczna, więc nie kupuję tych specyfików :) Dzięki temu, nie mam parcia na słodycze.

- piję zieloną herbatę z dodatkiem świeżego imbiru. Wyczytałam, że jedno i drugie ma wręcz cudowne właściwości, a że mi zasmakowało, no to czemu nie.

- zapanowałam nad swoim porannym głodem, wieczorny też już mi nie dokucza. To mój wielki - mały sukces. Potrafiłam obudzić się o 5 rano, bo mi w brzuchu burczało... 

- zauważyłam, że jem więcej warzyw, używam mniej tłuszczu do przygotowywania posiłków i jem mniej pieczywa - przeważnie chleb żytni.

I to tyle. Prawdopodobnie jem trochę mniej niż gdy zaczęłam się odchudzać, ale nie odmawiam sobie przyjemności. Był budyń czekoladowy, był popcorn, słonecznik solony, biszkopty, skrzydełka a'la KFC i pewnie jeszcze kilka innych rzeczy, o których zapomniałam że się stały. W przeciągu tych 15 dni ćwiczyłam 8 razy. Nie jest źle, dobrze wcale. Na tym polu muszę się poprawić, szczególnie jeżeli chcę przepedałować 500 km do 14 kwietnia.. Mam w plecy prawie 100 km :D ale dam radę. Nie jest to zadanie niewykonalne. Niestety, wciąż piję za mało wody, zwłaszcza teraz gdy ćwiczę.

W sobotę mam oficjalny dzień pomiarów, robię to co 10 dni. Bez specjalnego powodu, ot po prostu. Ważę się jednak codziennie, żeby panować nad sytuacją. Zdania są podzielone co do codziennego stawania na wadze. Każdy robi to, co jest dobre dla niego. Nie zniosłabym tego napięcia, gdybym miała się ważyć co np. 7 dni i gdyby waga skoczyła mi w górę, zamiast w dół. Czułabym się jakbym zmarnowała te 7 dni. Dzięki codziennemu monitorowaniu wagi, mogę poprawić jadłospis i/lub więcej się ruszać. 

Wnioski

Uważam, że idę w dobrym kierunku, że wprowadzane przeze mnie zmiany są na zawsze, a nie tylko na czas trwania x diety (w miejsce x wstaw dowolną dietę cud) i przede wszystkim są dla mnie dobre. Nie myślę obsesyjnie o jedzeniu i kaloriach. Nie chodzę głodna i nieszczęśliwa. Czuję się lepiej, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. 

Sądzę, że znalazłam swój złoty środek na piękne i zdrowe ciało, i że będę je mieć na swoje 30 urodziny :)

Marzenie

Chciałabym mieć długie, zgrabne i szczupłe nogi.. Chciałabym móc założyć szorty, które rok temu kupiłam sobie w ciuchbudzie jako motywację ;) (są na mnie mocno za małe :P)

Mam też spore zaległości z Waszych pamiętników, mam nadzieję, że mi wybaczycie brak komentarzy, ale czytam. Czytam i jestem, tylko nie zawsze mam coś istotnego do powiedzenia, więc się nie odzywam ;]


PS, jeżeli nie masz jeszcze kota, a chciałabyś takiego małego padalca mieć i w dodatku lubisz układać puzzle... no cóż, przygotuj się na to, że Ty będziesz w dzień układać te puzzle, a złośliwiec będzie je w nocy rozkładać ;)


PS2, gdyby ktoś szukał nowych brzmień... no cóż lubię koreańską i japońską muzykę i się tego nie wstydzę! :P


Pozdrawiam i ściskam!

24 marca 2014 , Komentarze (4)

Jestem jedną z tych kobiet, która odkąd matka natura pozwoliła, co miesiąc ćwiczy bóle porodowe. Te wszystkie lata praktyk utrwaliły mnie w przekonaniu, że dzieci rodzić nie chcę, być w ciąży nie chcę i w ogóle nie chcę. Żeby nie wdawać się w niepotrzebne szczegóły podsumuję szybko: jest mi źle. Jestem kilogram cięższa niż wczoraj, co jest po prostu tragiczne, bo boje się że mi tak zostanie. Okres odbiera mi chęć do robienia wszystkiego, nawet śniadania, co jest niedopuszczalne.

Dzisiejszy krótki wpis sponsorują nogi, biodra i brzuch. Ja chcę takie mieć, najlepiej na już ;) Spódnica też niczego sobie :>

23 marca 2014 , Komentarze (4)

Niedziela..

Od dwóch dni oszukuję sama siebie. Naleśniczki, ciastka ryżowe w czekoladzie, miód, smażone pyzy, no słowem zgroza. Można by jeszcze przymknąć oko, a może nawet dwa, bo dużo tego nie jadłam, gdybym tylko ćwiczyła... ale nie ćwiczę. Ogarnęła mnie październikowa stagnacja. Nadciąga "czerwony październik", co u mnie oznacza niekontrolowany apetyt na żarcie i lenistwo. 

Wczoraj na wadze zobaczyłam 79,8 kg! Dzisiaj jednak ta waga odeszła w niepamięć. Zaczynam nabierać wody, zaczynam puchnąć, zaczynam czuć się nieszczęśliwa okresowo. Mam nadzieję, że jak już "zuo" odejdzie, to ja zobaczę znowu ukochaną 7. 

Kalkulatory mówią, że 78 kg przy moim wzroście, to już waga normalna, koniec z nadwagą. Zagrożenie zostało zażegnane. Jednak do tego wyniku jeszcze przynajmniej dwa tygodnie, a potem to już tylko z górki do 69 :>

Podjęłam decyzję o samozatrudnieniu. Mam już dosyć czekania, aż się ktoś łaskawie odezwie i zaprosi mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Mam dosyć robienia z siebie idiotki na owych rozmowach, gdy staram się o pracę na stanowisko kasjerki... Moja godność, duma i portfel dłużej tego nie zniosą. Temu od jutra idę do pracy i będę robić to co kocham i będę kochać to co robię :) i może nawet coś zarobię ;) tylko żeby mi zus tego nie zabrał...

Achhh gdyby mi się jeszcze tylko tak spać straszliwie nie chciało.

Ciao;)

20 marca 2014 , Komentarze (2)

Jak wieść niesie dzisiaj jest światowy dzień wróbla, a jakby tego było mało, to również świętować powinniśmy pierwszy dzień wiosny astronomicznej. Teraz już będzie tylko z górki. Cieplejsze i dłuższe dni, zielone drzewa, kwiaty kwitnące, ptaszki ćwierkające, no słowem high life. I taka mnie refleksja naszła, że wiosna to takie swoiste odrodzenie, czas przeobrażenia i przebudzenia. No to może by skorzystać z okazji i też się tak zresetować jak przyroda?                                                                           

Pedałuję wczoraj niestrudzenie i przy okazji nawiązałam krótką rozmowę z moim Panem, z której wynikało, że ja to mam łatwe warunki z tym moim pedałowaniem i że to co robię, to jest nic w porównaniu z jego jeżdżeniem do pracy. Witki opadają, miałam ochotę rzucić wszystko w diabły i zakopać się pod kołdrę... Nic to, jakoś skończyłam jazdę i zła jak osa poszłam do drugiego pokoju trochę poćwiczyć, co by się uspokoić. Kładłam się spać zraniona, zrezygnowana i zła - Zzz. Sen jednak leczy wszystkie rany i obudziłam się dzisiaj z nowym, bardziej optymistycznym nastawieniem. Dlatego nie zamierzam się stresować z powodu komentarza kogoś, kto genetycznie nie ma predyspozycji do tycia, a tym samym nie ma zielonego pojęcia o tym co w tej chwili przechodzę, bo się nigdy odchudzać nie musiał. Kocham swojego Pana, cenie sobie jego zdanie i rady, ale w tym wypadku niech lepiej zamknie swoją paszczę, bo stolec wie i autorytet z niego żaden :P 

Morał z tej historii taki: nie dajcie umniejszyć swoich sukcesów. Każdy gram, każda przećwiczona minuta, każdy centymetr mniej jest Waszym osobistym sukcesem. Zamiast się dołować, zapytajcie tej osoby: a Ty czego dzisiaj dokonałeś wielkiego? ;)


Moja waga stoi w miejscu, to dobrze, ale trzeba coś zmienić, coś dodać. 

Ponieważ tradycyjnych brzuszków nienawidzę i nigdy nie działały na dolną część brzucha, zaczęłam robić coś takiego, ale tylko tę część z tyłkiem, reszta ciała stabilnie leży na podłodze:

Dodatkowo planuję wprowadzić ćwiczenia siłowe, co prawda kettlebell'a nie mam, ale mam ciężarki i powinno dać radę :)

Enjoy!

19 marca 2014 , Komentarze (4)

Podsumowanie pierwszych 10 dni:

Ilość straconych (bezpowrotnie:>) cm: 12 > najwięcej poszło w brzuszysku, bo aż 4! Najmniej w cyckach - 0cm (uff).

Ilość straconych kg: 2,5

Po tak wspaniałych wynikach zaczynam uważać, że diety, to mit, dobry marketing i chęć zarobienia. W swoim przekonaniu utwierdzę się, jeżeli po kolejnych 10 dniach również zobaczę dobre wyniki. 


- Uh, the secret to cooking dwarf is, um-

- Yes? Come on, tell us the secret.

- Um, yes, I’m telling you, the secret is … to skin them first!

Gdy prowadziłam poszukiwania złotej metody na permanentne odchudzanie, obejrzałam multum programów i przeczytałam drugie tyle artykułów i wpisów (fora, blogi). Po wchłonięciu takiej ilości wiedzy nasuwa mi się jeden wniosek. Istnieje tylko jedna metoda aby nie przytyć, aby schudnąć (jeżeli już przytrafi nam się te kilka kg), aby utrzymać efekty. Należy uruchomić procesy myślowe w naszych mózgach i zacząć podejmować decyzje. Sami za siebie i dla siebie. 

W zdrowym stylu życia* nie chodzi o to, aby do końca życia odmawiać sobie tych wszystkich pyszności, bo to jest dobre tylko dla ascetów ;] Trzeba zrozumieć, że jedzenie to nie tylko kalorie, które są myślą przewodnią większości pamiętników na vitalii, a coś znacznie bardziej złożonego. Wiedza i myślenie są kluczem do sukcesu, a nie skomplikowane (i często drogie) plany dietetyczne. Wiedza i aktywność fizyczna :)


Dowiedziałam się wczoraj ciekawej rzeczy, niby nic nowego, ale jednak bardzo interesujące. W bardzo dużym skrócie: stajemy się grubi w wyniku stosowania diet. Schemat wygląda następująco. Jestem gruba >stosuję jakąś dietę (Atkinsa, Dukana, kapuściana, Kopenhaska, you name it). > chudnę > przestaję stosować ww dietę > tyję do stanu wyjściowego > tyję jeszcze bardziej > znowu przechodzę na jakąś dietę > znowu chudnę > znowu tyję > znowu jojo. Byłam, widziałam, przetestowałam. I nie oszukujmy się. Znakomita większość stosujących te cudowne diety, po ich zakończeniu odpuszcza i wraca do swojej dawnej wagi lub w jej okolice. 


Postanowiłam postanowić postanowienie. Dokładnie za trzy miesiące opowiem Wam trzy historie. Pierwsza będzie o mnie - dla inspiracji siebie i innych. Druga będzie dla mnie - żebym pamiętała dokąd zmierzam i co chcę osiągnąć. Trzecia będzie dla Was - sami zdecydujecie co będzie dla Was znaczyć 


*zdrowy styl życia, to dla mnie coś więcej niż zdrowie fizyczne, to też zdrowie psychiczne. Daleko nie zajedziemy, jeżeli obsesyjnie będziemy odmawiać sobie całych grup pokarmowych (no chyba że jesteśmy uczuleni, czy chorzy na coś).



18 marca 2014 , Skomentuj

Odcinek specjalny: Dieta

Wchodząc dzisiaj na wagę cały czas pamiętałam o swoim grzesznym weekendzie. Nie wykonałam ani jednego ćwiczenia, nie licząc małego spaceru i standardowego wchodzenia po schodach z ciężarami (zakupami). Przez trzy dni obżerałam się popcornem, piłam colę, zjadłam tłuste i na koniec zaserwowałam sobie budyń czekoladowy. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie fakt, że był to bardzo silnie stresujący czas, a do budyniu dałam tylko jedną łyżkę cukru.

Tak więc, staję na tej wadze, pełna skruchy i obietnic poprawy, a tu zaskoczenie. Kolejne 0,5kg w dół. But why? Nie rozumiem jak to jest możliwe? Kilka miesięcy temu startowałam z identycznej wagi, ale wtedy stosowałam restrykcyjną dietę i sporo ćwiczyłam, jednak nie chudłam w tak zawrotnym tempie jak teraz. Obecnie nie stosuję żadnej diety, ćwiczę od wielkiego dzwonu i w dodatku pozwalam sobie na grzechy, a efekty na wadze są. I to namacalne. O co chodzi? Czy to pora roku, fazy księżyca, a może układ planet? Cokolwiek by to nie było, niech już tak zostanie, aż dotrę do celu i dłużej. Ze swojej strony obiecuję poprawę ;)

Podsumowanie:

  • W środę robię oficjalne ważenie i pomiary. Czuję, że cm mi nie ubyło...ale nie poddaję się!
  • Być może za 3-4 dni zobaczę 7 na wadzę. Stęskniłam się za nią. To będzie mój pierwszy, mały sukces.
  • Jestem zmuszona zrezygnować z przysiadów, przynajmniej na jakiś czas. Kolana silnie protestują, pomimo poprawnej sylwetki. Na zastępstwo przyszły nożyczki.

        Przy okazji pracy nad nogami, ćwiczy też brzuch :)

  • Przejechałam 34 km, a powinnam drugie tyle. Porażka. Będę musiała nadrobić. 
  • Zaczęłam rolować na kółku. Specjaliści twierdzą, że jest nieocenione w walce z oponką, a w dodatku miałam takie jedno w szafie.


Zaczęłam się też zastanawiać, jak to się stało, że doprowadziłam się do nadwagi. Przecież, to się nie stało z dnia na dzień. Pracowałam na to przez ładnych kilka miesięcy (o ile nie lat). Jestem pewna, że widziałam i czułam przybywające cm i kg. Jednak nie zrobiłam nic, a był taki moment w moim życiu, że wystarczyło zrzucić 5 kg, a nie 16... Eszzzz... Dlaczego?!


Muszę sobie sprawić taką koszulkę :)

Miłego dietowania!

PS, przypomniałam sobie jeszcze jeden sposób na poprawę osiągów :> Takie drobne oszustwo. Przeliczam sobie swoją wagę na funty, dzięki temu moje 2,5 kg zwiększa się do ponad 5 funtów ;) Oczywiście pozostałych wartości (waga obecna, do końca zostało) nie przeliczam :P Co za dużo, to nie zdrowo ;)