Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zdrowie, zdrowie i jeszcze raz zdrowie - oraz doskonałe samopoczucie psychofizyczne, które towarzyszy gdy lżej na ciele - to główne powody chęci odchudzenia się ze zbędnego balastu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 191364
Komentarzy: 1219
Założony: 2 stycznia 2010
Ostatni wpis: 17 lutego 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
myfonia

kobieta, 43 lat, Opole

177 cm, 67.40 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: do wakacji poniżej 70 kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 lutego 2019 , Komentarze (3)

Jakieś 300 gramów, ale kierunek zły... 

Zdecydowanie. 

Piątkowa trasa zaowocowała spadkiem cukru i wizytą w wiejskim sklepie bogato zaopatrzonym w różne słodkie bułesie, z których to skorzystałam. 

Niedobrze. Równie źle, ze poprawiłam czymś tam u rodziców bo - u nich zawsze wszystko leży na wierzchu. Miseczka z rodzynkami w czekoladzie, druga z orzeszkami w czekoladzie. Nieważne. Teraz już zupełnie nieważne. W sobotę pokonane 47 km. Fajnie ale i zjedzone podwójnie. No może bez przesady, ale coś tam jednak ponad plan było. 

Muszę się skupić, bardziej kontrolować, nie wyruszać na "głodnego" i wreszcie zacząć liczyć zjadane kalorie. Inaczej nic z tego nie będzie.

Niedziela. świetny dzień by zacząć liczyć. Nie, nie ma powodu by czekać do poniedziałku. najmniejszego.

niedziela - tłuściutkie niedzielne śniadanko...2 kromki 200, masło 40, ser szwajcarski130, jaja 160, majo 70 = 600 łoooohoooo to zaszalałam :) I potem się dziwić, skąd te kalorie...

Zachciało mi się piec... babeczki, słodzone daktylami i z orzechami... Co z tego że tak zdrowo, jak same orzechy w cieście robią równe 1000 kalorii, daktyle 450, a gdzie mąka, 100 g masła... czy jajo... Na jedna babeczkę wyszło mi 224 kalorie (kreci). zjadłam 2. I o!

500 kal - 2 babeczki (niedzielne menu, strasznie rozwydrzone... :)

I na rower hejta, wiśta!

cdn...

poniedziałek -

wtorek - 

środa -

czwartek - 

piątek - 

sobota - 

Dni rozpisane. Wystarczy uzupełnić o zjedzone kalorie. Rezultaty mogą być dwa - w pierwszym zobaczę zjadane ponad plan posiłki, w drugim, (oby jedynym słusznym) z automatu ograniczę ich ilość, Do roboty!

15 lutego 2019 , Skomentuj

Dawno mnie tu nie było. Gdzie byłam jak nie tu, ano w zwyczajnym, intensywnie się toczącym życiu :)

Zaglądam w to miejsce jednak regularnie, czytam, w myślach kibicuję Waszym sukcesom, często nie pozostawiając po sobie śladu... taki ze mnie cichy czytacz :)

U mnie bez wielkich życiowych zmian - ten sam wypróbowany facet, który do dziś męczy "no wybierz sobie coś ładnego na rocznicę" (a mieliśmy 10 lutego), a wczoraj przytarabanił w to słodko-komercyjne święto bukiety (tak w liczbie mnogiej) ukochanych przeze mnie tulipanów i dobre winko, więc stara miłość nie rdzewieje <3 Oczywiście, ma tez inne sposoby i okazje, żeby mi to okazać :) Ja się tylko śmiałam, że uległ presji wielkiego boooom na kwiaty - ale tych, jak dla mnie nigdy dość. 

Praca tez bez zmian, warsztaty, zajęcia z dzieciakami, czasem spokój, czasem nerwy, choć generalnie dużo swobody w działaniach i pola do dla działań animacyjno-kulturalnych. Czasem narzekam, ale kto nie narzeka na własna pracę? :?

We "wschodnich" mieszkaniu  żyje się nieźle (minął już cały rok), sukulenty w większości przetrwały szok po utraceniu superpołudniowego słońca, natomiast niewątpliwa zaletą tego lokum  - jest balkon! W zeszłym roku ostro zaszalałam z kwiatkami. Raz, że zmieniałam je wraz z dostępem do nowych sadzonek, dwa, że wisiały w kilku warstwach, rzędach... Ponasadzane straszliwie gęsto, bo żal mi było każdego wolnego miejsca w doniczce :) Co ciekawe, to nie jest tak, że nie mam dostępu do ziemi, hehe. U babci ogród 100mx30 m licząc do samych zabudowań (działka większa), u rodziców tez spory kawałek... mam gdzie działać, ale co u siebie to u siebie. Może wkleję kiedyś  zdjęcia, bo do czasu aż nie pojawił się szkodnik (m.in. mączlik szklarniowy i parę chorób), miałam nawet własnego pomidora i paprykę. O ziołach nawet nie wspominam. Był busz :) Tak czy inaczej, na balkonie wreszcie zapanował porządek, skrzyneczki są przygotowane na wizytę nowych "gości", a ja mam plan, by sadzić mądrze i bez szaleństw! No zobaczymy ;)

Moje zdrówko jest w stanie stabilnym. Niedoczynność tarczycy aktualnie stymulowana lekami, a o kręgosłup dbam, na tyle na ile to możliwe. Niestety oprócz uszkodzonych podczas wypadku (dawno temu) kręgów w odcinku szyjnym i piersiowych, doszły problemy z lędźwiami. A konkretniej 1,5 r  temu wysunął mi się dysk i rezonans wskazał dyskopatie i parę innych rzeczy. (Wtedy moje plany o nauce windsurfingu na zalewie poszły w las... ale kiedyś to jeszcze zrealizuje). To jednak nie przekreśla w żaden sposób mojej aktywności i działam, funkcjonuje normalnie, musiałam się jedynie nauczyć, przyjmować właściwe pozycje, nie przeciążać itd. Aktualnie jestem w trakcie kolejnej już rehabilitacji, więc będzie jeszcze lepiej. :)

Co do wagi... hm, ja porostu jem, nie jak ptaszek :). Jarskie dania, zero śmieci, wszystko raczej zbilansowane, warzywa, dobre węgle, tłuszcze które trzeba, do picia woda, ziołowe herbaty... ale sporo tego się w ciągu dnia nazbiera. Tak, żeby wagę w sam raz utrzymać, nie, żeby chudnąc. Ostatnio, jesienią oczywiście zaczęłam jeść słodycze.  Potem święta i tak ciagnę. Aktualnie jestem w fazie detoxu, nie jakoś fest rygorystycznie bo zjem gorzką czekolade czy cos w dłuzszej trasie rowerowej, ale jednak staram się odstawic. Nic na hura. Już wiem, ze ze mna tak nie wolno. To nie działa, rzucam sie potem jak wygłodniały zwierz, na wszystko. 

Co do ćwiczeń - aktualnie wracam do domu ok godz 19. (Oprócz zabiegów fizyko) ćwiczę 40 min na sali rehabilitacyjnej. Po powrocie  dobijam się ćwiczeniami na nogi i ręce. Ale to dopiero pierwszy tydzień.

Poprzednio 1,5 tyg miałam zapalenie ucha i strasznie sflaczałam mentalnie i nie tylko, staram się więc wrócić do formy. 

Dziś (bo mam wolne)a także jutro i w niedziele w planie pedałowanie!!! Wreszcie piękna pogoda na weeeeeekend jupiiiiiii!!!!

Do wiosny czekam odliczając każdy dzień i niemalże godzinę! Kocham ten stan budzącej sie do życia przyrody, wydłużającego dnia i śpiewu ptaków, kocham!

Zrobiłam sobie nawet taka papierową tabelkę, w którą wpisuje aktywność, kalorie, pomiary. Krótkoterminową, bo do pierwszego dnia wiosny właśnie. Uzupełniam, ze świadomością , że zjadam za dużo, bo nie liczę tego tak dokładnie. Chyba łatwiej będzie mi spożyte kalorie podsumować i wkleić na vitalii właśnie. 

Ale!

Do wiosny zostały 4 tygodnie i 5 dni, z dzisiejszym 6 :) Bedę pracowała, żeby zrzucić te powiedzmy 3 kg :)  A potem dalej, nic na hura! Tyle ile organizm pozwoli, małymi kroczkami bez zniechęcenia... może to właśnie tym razem... osiągnę wymarzoną wagę i uda mi się ją zachować :)

Pozdrawiam ciepło, słonecznie i prawie wiosennie!!!

5 listopada 2018 , Komentarze (2)

Za chwilę stuknie mi osiemdziesiątka... Zaczynam więc  rozumieć 90letnią babcie i jej dolegliwości... Jest jednak drobna różnica, kilogramy są ODWRACALNE! Upływ czasu już nie...

7 tygodni do świąt, to nie czas na zdziałanie cudów kiedy waga przekroczyła 79 kilogram. Choć magia świąt mogłaby zadziałać, ale to chyba nie ten kierunek pragnień ;)

Przede wszystkim muszę zredukować potrzebę i chcicę na słodkie. Po drugie zmniejszyć porcje, po trzecie dość z podjadankami. Naprawdę sobie pofolgowałam.

Kolejną wizja to dieta antykobaltowa. Ale na to może jeszcze być potrzebne trochę czasu, bo może się okazać ze lista potraw które będę mogla jeść skróci sie niemiłosiernie. Dlaczego taka dieta... wieloletnie problemy ze skórą, zdiagnozowana jedna choroba, plus alergie, plus atopia, ostatnio koszmarnie się nasiliły. Jestem w fazie testów naskorkowych. Pierwszy alergen już wyszedł. Życia mi to nie ułatwi, bo to kobalt, więc może być i w garbnikach do butów, w płynie do podłóg, w baterii do telefonu, obudowach metalowych przedmiotów, farbach, ale i w pożywieniu: strączki, zielone warzywa, płatki, grzyby... innym słowy moje menu... Może się tez okazać, ze uczula mnie tylko kontaktowo, a cała reszta ograniczeń i mega zubożenia diety będzie na marne (ponoć rzadko uczula pokarmowo, no ale ja juz mam jedna rzadką chorobę więc i tego nie można wykluczyć). Pytanie tylko czy poświęcenie przyniesie spodziewany rezultat czy znów wielkie rozczarowanie...

P.S. Nie wiem co się dzieje, kilka razy próbowałam odpisać w wiadomościach na priv., wiadomosci mi zjadło, a ostatnio nie chcialo wysłac bo rzekomo miałam ukryty spam! :(

cdn...

6 czerwca 2018 , Komentarze (1)

Niestety nie w dzienniczku szkolnym czy w totka. :)

Na wadze, do tego wcale nie na pierwszym miejscu a na drugim. Ale dla kogoś kto już od ładnych paru lat najczęściej ogląda okolice 80 kg, 75 jest miłą odmianą. I walczę dalej. 

Cudownie by było zobaczyć wreszcie szósteczkę... i to na pierwszym miejscu.

Może się uda do drugiego urlopu w sierpniu? A może szybciej :) Jak się postaram :)

Oprócz aktywności na urlop planuję:

1) szycie i stemplowanie tkanin :) W planie sukienki i spódnice z lnu oraz tshirty z motywami kwiatow :)

2) krawieckie przeróbki innych zalegających rzeczy

3) reklamacja blendera

4) wystawianie nowych, nietrafionych zakupów które zamiast zwrócić zakopałam na dnie szafy...

cdn...

5 czerwca 2018 , Komentarze (1)

:))) 

Z wagą jak szału nie ma, z kondycją teź nie. A to choroba, problemy z kręgo, uszkodzony rower. Zawsze jakiś przeszkadzacz, że o braku czasu a przede wszystkim sił po pracy nie wspomnę. 

Nie jestem tu jednak po to żeby marudzić :) Za to chętnie "zdradzę" plan na urlop. Aktywność, aktywność, aktywność :) ostatnio wszędzie poruszam się na rowerze, nie tylko w trasy, ale i po mieście. Może by czas ruszyć tylek i podreptać? A może nawet próbnie potruchtać? Porozciągac się na siłowni na wolnym powietrzu? Popływać w upały :) O taaaaak, taki plan:)

Pozdrawiam

24 maja 2018 , Komentarze (2)

Radość wymieszana z myślą, że spędzę go na miejscu i nie w takiej formie cielesnej jakiej chciałam. Ot, tradycyjny już stan.

Ale i tak się cieszę, że będę mieć czas na jednodniowe wycieczki, twórcze, kreatywne działania, pedałowanie w terenie w trasy dalsze, na ogród babciowy itd :)

No i działam każdego dnia, nie tylko teraz (pomijając okresy jakiegoś strasznego odpustu :) w kierunku  poprawy swojej kondycji i ciała.

Wiem niestety doskonale, że żeby kondycja wystrzeliła w górę, przydałoby się zrzucić z siebie ciężar jakiś 10 kilo. To spore obciążenie, które krępuje mi ruchy, odbiera lekkość i blokuje stawy... Nie no, nie zachowuję się jak foka na lądzie, ale jak mam mniej jestem sprawniejsza. Wiem to, a nawet jeszcze pamiętam... 

Przeglądałam ostatnio wykres własnej wagi, ach ten rok 2010, tak było pięknie... okolice 66 kg i świąt u stóp :) Szkoda tylko, że nagle zaczęło mi się wydawać, że mogę wszystko jeść :( A potem nic tylko narastająca fala większej i większej masy...

No cóż, pozostaje pielęgnując wspomnienie w głowie, dążyć do tego celu! Co jak co, ale to, zależy ODE MNIE! 

24 maja 2018

76,9

23 maja 2018

77,1

16 maja 2018

77,5

15 maja 2018

77,9


4 maja 2018

78,7

20 lutego 2018

79,5

12 lutego 2018

80,4


pokonane 3,5 kg. Dobre i to!

4 maja 2018 , Komentarze (2)

uświadomił mi, że za 5 tygodni zaczynam urlop. 

Nie, żadne tam "podróże marzeń", (luby planuje wziąć parę dni wolnego w sierpniu, więc dopiero wtedy się zgramy), a druga sprawa - myślimy o kredycie, więc o ile się da, o tyle powiększamy wkład własny. 

Wracając jednak do samego urlopu, fajnie by było nie musieć zakładać do kąpieli w zalewie "burkini"...

No cóż, bardzo mi wszystko "ostatnio" - nie ukrywam smakuje. Jem, delektuję się i smakuje. Pojawiły się lody w lodziarniach.... i czasem pozwalam sobie na przyjemnostki. 

Praktycznie codziennie pedałuje, zawsze powyżej 30 km, co parę dni  w okolicy 42-45 km, a po trzasce albo w trakcie ssanie na słodkie... 

I tak tkwię sobie wagowo w granicy 79 kg...

A jest mi z tym zdecydowanie za dużo...

Za ciężko, za niemrawo, za sflaczale... 

Zmierzyłam sobie więc ostatnio TSH i wynik powyżej 6 :(

Tez pewnie nie pomaga i muszę coś z tym zrobić.

Więc co... zostaje pisanie w pamiętniczku, szczera spowiedź? 

spróbuję wiec :)

24 lutego 2018 , Komentarze (4)

Majaczą na horyzoncie. A dla mnie wciąż najważniejsze tu i teraz. 

Teoretycznie nieźle, ale w praktyce oznacza to jednak, że żyję tak by w danym momencie było mi dobrze, wygodnie, smacznie. 

Niecierpliwa ot po prostu jestem. Tak, to słowo chyba doskonale mnie odzwierciedla. 

Lubię, kiedy efekty przychodzą szybko. Mogę włożyć w coś wysiłek, ale rezultat chcę prawie natychmiast! Kiedy mam na coś ochotę, chcę ją jak najszybciej zaspokoić. Kiedy gotuję głodna, potrafię  najeść się składnikami w postaci surowej... zamiast wyczekać na gotowe danie. 

Lubie wszystkie szybkie techniki tworzenia, kiedy niemal od razu widać ich efekt. Ostatnio bawiłam się trochę z ekoprintiem, kiedy materiał zostawał na noc zwinięty w wałeczek, cierpiałam katusze :) Książkę potrafię rozpakować w punkcie odbioru i podczytywać w drodze do domu :) Itd. 

I jak tu nagle oprzeć się pokusom, realizować cele, kiedy wszystko co miłe, przyjemne, twórcze, smaczne, ciekawe i inspirujące chcę mieć na już, a to co mnie męczy, nudzi, wywołuje dyskomfort odkładam na zaś... No jak się pytam?

Czyzbym odkryła kolejną cechę nad która mam pracować? Ojej...

20 lutego 2018 , Komentarze (8)

Cele krótkoterminowe. To ich muszę się trzymać kurczowo, a nie snu snuć wizje dalekosiężne. 

Może wizualizacja siebie jako lachona na plaży jest pozytywna, ale w przeciągu tygodni topnieje jak resztki śniegu w lesie. Do tego, zdaje się być tak odległa, że pozostawiony czas pozwala na kolejne wtopy i restarty...  

A przecież liczy się każdy dzień, to proces stały i ciągły... niby to wiem, lecz co z tego.

Mam wrażenie, ze w przypadku odchudzania nie dość, że nie uczymy się na błędach cudzych, to nawet własne nic nie dają.

Pierwszy krok jednak udało mi się wykonać. Pedałowanie kilka dni z rzędu, zdecydowanie wysunęłam na plan pierwszy, zostawiając całą resztę bez ogarnięcia. Organizm pedantki przez chwilę się buntował - "ale jak to, chcesz wrócić taka zmęczona i sprzątać?" Ale byłam nie ugięta. Dość spychania ćwiczeń na koniuszek dnia! 

Skąd tytułowe 10 dni?

Ano stąd, że jadę w duże miasto odebrać wyniki rezonansu, wreszcie. Trochę się poturlam pociągiem, może zahaczę o jakiś sklep. Wizja jest taka, żeby w pociągu nie gniótł mnie nadymany brzuch, a ciało, miało wrażenie że zeszczuplało i pozytywnie odbierało mierzone ciuchy ;) Nie nie, nie chodzi o zrzucenie do tego czasu 5 kg :D

Ze spraw zdrowotnych - zaczynam też naświetlanie, bo choroba skóry na przedwiośniu daje się we znaki straszliwie,a ilość branych sterydów rośnie wprost proporcjonalnie... Na razie 10 zabiegów. Oby wystarczyło. Musze przetrwać. 

A jaki plan na 10 dni? Warzywny detoks. Musze znowu odciąć mamine i jakże pyszne knedle i pierożki.i. Odstawię tez trochę nabiał i maczne :DŚwierże warzywka, sałateczki, marcheweczka, papryczka do pogrywania, zupka warzywna ect. Do boju!

16 lutego 2018 , Komentarze (7)

Ale kogo chcę oszukać?

 Uśmiechnęłam się pod nosem. 

To doprawdy jest niesamowite, że 99/100 przypadków drobnych oszustw, odchyleń od prawdy, czy choćby tylko spojrzeń wyłącznie z jednej perspektywy fundujemy sami sobie! I co najgorsze, wierzymy tej swojej zakłamanej wersji z pełną powagą ani prze zchwilę nie wątpiąc w jej prawdziwość.

Ale o co mi w ogóle chodzi?

O to, że już, już palce same się składały do wpisu, w którym miałam obwieścić światu jak to się źle czułam w środę i czwartek, dlatego poległam zjadając słodkie i nie ćwicząc...

Ok, może i się źle czułam, w końcu zostałam zwolniona do domu z wypiekami na twarzy i podejrzeniem gorączki, ale w kuchni jakoś miałam siłę  walczyć, a hantle wziąć w dłoń to już nie. A pewnie mniej by mnie zmęczyły ćwiczenia, niż bułeczkobój kuchenny...

To co, pora napisać, ze mi się po prostu nie chciało. Że tak jak się szybko zapalam, tak szybko gasnę. A ze wszystkich zadań, ćwiczenia zawsze zostawiam na koniec, kiedy robi się bardzo bardzo późno...

Coś jak syndrom sprzątania pokoju przed nauką. Pamiętacie to? Jak miałam jakiś materiał do przerobienia, czy to w liceum, czy na studiach - zawsze wyszukiwałam dziesiątki pilnych rzeczy do zrobienia... łącznie z myciem okien (smiech)

Problem zdiagnozowany. Pora to naprawić. Ćwiczenia "załatwić" wcześniej!