Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chcę schudnąć bardziej z powodów zdrowotnych niż wizualnych.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 43620
Komentarzy: 240
Założony: 6 kwietnia 2010
Ostatni wpis: 6 sierpnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beanna83

kobieta, 41 lat, Chełm

164 cm, 94.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 kwietnia 2018 , Komentarze (12)

Ogólnie nie jest źle. W końcu dostałam umowę na czas nieokreślony, treningi wychodzą mi spoko, coraz mniej mam dni kiedy na wolnym nie zrobię normy kroków, jem jak trzeba....

....ale przez te moje baby w pracy nie wyrabiam. Któregoś dnia odgrzałam sobie w pracy żarcie to nie dość że poleciały komentarze w stylu "co tam jesz grubasku" "może jeszcze kanapkę ci zrobić" to jeszcze trzeszczały cały czas jak jadłam i gapiły się tak, że pies gapiący się w krwisty stek to przy tym pikuś. Co nie przeszkodziło im zresztą podpierdzielić mi jednego naleśnika. Jeszcze trochę to chyba w kiblu będę jeść żeby móc to zrobić w spokoju.   

Dodatkowo przytkało mnie dokumentnie.... prawie od tygodnia nawet jak coś wyjdzie z posiedzenia to jest tego całe gie ;) w porównaniu z tym co powinno być i to małe, twarde i okupione męką....kombinuję jak koń pod górę, jogurty, colon c, 4 litry wody, kupa warzyw... kij, już nawet normalne glutenowe piwo i jabłka, po których normalnie w ciągu godziny mam z tyłka rozpylacz, i dalej nic. Wszystko w kiszkach stoi, mam wrażenie że jeszcze trochę to górą spróbuje wyjść (wymiotuje) 

Do tego standard o tej porze roku - zawalone przez alergię zatoki, pogorszenie stanu skóry, gorsze spanie i większe rozdrażnienie, tylko chodzę i k...rwiam.....mam ochotę się pierdyknąć na pół godziny do wanny......

.....ALE NAWET QRWA NIE MAM WANNY (smiech)

3 kwietnia 2018 , Komentarze (1)

Jedzenie dzisiaj w miarę normalnie, trening odbyty, pot się polał, norma kroków prawie wyrobiona, jedzonko z przewagą warzyw do roboty przygotowane. Teraz sobie pomału pedałuję. Brakowało mi ruchu przez ostatnie parę dni, dobrze że mi w końcu ,,oddało" i nie jestem już taka nieprzytomna. 

2 kwietnia 2018 , Komentarze (6)

W pracy było ok. Nawet całej wałówy nie zjadłam, trochę poczęstowałam koleżankę, resztę zjadłam po powrocie do domu. Dzisiaj powtórzyłam strategię z Bożego Narodzenia-nałożyłam wszystkiego po trochu na talerz na raz i męczyłam ten talerz na raty bez dokładania puki nie wyczyściłam tego talerza. W sumie zjadłam niewiele więcej niż normalnie. Za to aktywność leży. Śpię dzisiaj żywcem i rombanką (rąbanką?) ;) Ani nie wychodziłam normy ani nie popełniłam treningu. Od jutra zadek w troki i nie ma zlituj !!!

W listopadzie zaczęłam marsz do Mordoru. Właśnie doszłam do Rivendell. W nagrodę wyjmuję pedały z szafy o od jutra zaczynam kręcić

31 marca 2018 , Komentarze (1)

Święta nadeszły. Chałupa ogarnięta z grubsza, w związku z infekcją mamy odwołaliśmy gości, testu białej rękawiczki nie będzie. Zresztą i tak do roboty jutro idę. Rano zjem porcję serniczka, jak wrócę parę jajek, a na dyżur mam spakowane w pojemnik. Ciotka focha strzela, chociaż od początku marca mówiłam że w Wielkanoc pracuje, bo ona dla mnie bezy piecze - w końcu dotarło że nie mogę glutenu. Witki opadają. 

A oto moja jutrzejsza wałówa 

29 marca 2018 , Komentarze (3)

Mama mi się pochorowała, z dnia na dzień - ból stawów, gorączka i do tego kolokwialnie mówiąc turbo-sraczka ... musiałam wziąć na urlop na żądanie (po wielu trudach i bojach bo nie mogłam się do nikogo dodzwonić) bo bidulka jest tak osłabiona że w pewnym momencie do kibelka nie dawała rady sama dojść. Lekarz stwierdził grypę kazał leżeć i się nawadniać, i dzwonić jakby znowu ją przegoniło. 

Mi z tych nerwów o nią ciśnienie wywaliło 150 /100 i dostałam okresu 3 dni przed terminem. Łeb mnie lekko wiruje i trochę mnie mdli. Na dokładkę jakimś cudem obtarłam sobie uda akurat w takim miejscu gdzie uraża mnie brzeg od gatek....więc chyba dziś 10000 kroków nie dam rady pyknąć...

24 marca 2018 , Skomentuj

Po paru tygodniach ''stabilizacji'' na 80 kg z groszami w końcu dziś rano szklana się zlitowała i pokazała 79,3 :D cieszy mnie to tym bardziej, że ostatnio musiałam przystopować z ćwiczeniami bo.... siadają mi stawy(szloch) głównie prawa dłoń z nadgarstkiem, biodra i prawa stopa. Do tego stopnia że musiałam wziąć do pracy inne buty bo chyba bym na bosaka po oddziale zaczęła pomykać...reumatolog się kłania

picie wody utrzymane, ostatnio muszę się stopować bo potrafiłam dojść do ponad 6 litrów a to już jest przesada. Nie głodzę się, ale pilnuję dostatecznej ilości owoców i warzyw i jak dajmy na to piekę ciasto to raczej dyniowe czy marchewkowe a nie "czysty" biszkopt. I daję połowę cukru, rodzinka się przyzwyczaiła.

Staram się jeść od razu jak jestem rzeczywiście głodna (dzięki piciu wody w końcu nauczyłam się to odróżniać), oczywiście w granicach rozsądku, godzinę do planowego obiadu wytrzymam ;) Zauważyłam że wtedy mniej się obżeram po prostu. Ogólnie jak zanotowałam sobie co jadłam i piłam przez parę dni to wychodzi i jakieś 1400 - 1600 kcal, więc mój organizm jest niegłupi i sam sobie zrobił dietę heh 

Może w kwietniu w końcu pójdę na basen...tylko nie mam kurka z kim 

28 lutego 2018 , Skomentuj

Od ostatniego pomiaru przybyło mi półtora kilo i ubyło tu i ówdzie parę centymetrów. Nie spinam się, raz że zbliża mi się okres a przy chlaniu średnio 3,5 litra wody na dobę organizm ma co zatrzymywać, a dwa, coraz lepiej czuję mięśnie pod warstwą tłuszczyku, a one też przecież swoje ważą. Dlatego też cel wagowy jest dla mnie tylko orientacyjny w tej chwili - jeśli będę wyglądać i czuć się dobrze mając na wadze więcej niż to zamierzone w odległej przeszłości 57 kilo, to nie będę się katować tylko po to żeby te numerki na wadze zobaczyć. Chcę być zdrowa, sprawna, silna i mieć dobre wyniki krwi. Nikt mnie na rękach nosić nie będzie, nie muszę być ultralekka do kompletu ;)   

25 lutego 2018 , Komentarze (2)

Poszłam sobie w piątek spontanicznie na Zumbę. Po raz pierwszy od ponad dwóch lat. Pamiętałam że zawsze po zajęciach byłam zlana potem a na drugi dzień obolała. Zwłaszcza po zajęciach z hantelkami.

Tym razem nic takiego nie nastąpiło. Zmęczenie umiarkowane, spocić potrafię się bardziej ;), na drugi dzień zero zakwasów, tylko lekko zastrajkowały kolana i biodra odwykłe od przysiadów, nic z czym ciepły prysznic by sobie nie  poradził. Normalnie poczułam niedosyt. Jak widać moja praca, w dużym stopniu jednak fizyczna, daje mi więcej korzyści niż tylko wypłatę ;)

Koleżanki z roboty głuszą mnie żebym poszła z nimi na JumpFit....i chyba w końcu ulegnę 

23 stycznia 2018 , Komentarze (3)

Parę dni temu, ponieważ walka z infekcją domowymi sposobami nie skutkowała, łyknęłam tabletkę pewnego preparatu przeciwwirusowego. Bez czytania ulotki, bo przecież skoro ten sam preparat w syropie był dla mnie że tak powiem bezpieczny, to to co....JESTEM TOTALNĄ IDIOTKĄ(zombie)

W skrócie, pół nocy w kiblu, myślałam że się to nie skończy nigdy...okazało się że specyfik ma w składzie skrobię pszenną, a właśnie pszenica i żyto to moje najsilniejsze alergie....mam za swoje(chory)

Koniec końców powlokłam się w końcu do lekarza, dostałam antybiotyk na który reaguję dobrze (żeby była jasność- mój lekarz nie jest z tych co przepisują antybiotyki na prawo i lewo, więc jak już pisze, to znaczy że jest mus) i siedzę grzecznie na zwolnieniu. A raczej to więcej leżę jak siedzę;)

9 stycznia 2018 , Skomentuj

Od ostatniego wpisu na wadze ubyło wprawdzie tylko 3 kilo, ale w pomiarach jest ładniej :) Dalej pilnuję picia wody, zauważyłam, że jak nie wyrobię normy to na drugi dzień czuję się jakbym miała kaca (wymiotuje) Aby sobie pomóc naszykowałam sobie do pracy butelkę z zaznaczonymi godzinami - koleżanki pod wrażeniem. Z chodzeniem jest różnie - jak jestem w pracy to i 17 tysięcy kroków potrafi pyknąć, na wolnym nie zawsze 10 tys. się uda, słucham organizmu i staram się nie przeginać w żadną stronę. Pilnuję 5 porcji owoców i warzyw. Może dzięki temu stan skóry zaczął mi się poprawiać.