Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy. Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling. Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam. Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 219847
Komentarzy: 10529
Założony: 21 lutego 2012
Ostatni wpis: 24 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beaataa

kobieta, 60 lat, Warszawa

170 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

24 maja 2020 , Komentarze (19)

Tydzień pracy w korpo = maseczki, smarowanie rąk czymś po czym one są wysuszone i brzydkie(slina). Ale też przestrzeń, kontakt z ludźmi... i tylko jeden trening z Ch(szloch)

Weekend w lesie = 101 km rowerowanie, ścinanie niepotrzebnych krzaczorów i super jedzenie w małych ilościach. A i tak mam wrażenie, że, osuwam się w brzuchatą, tyłkokościstą, starą babę(spi)

17 maja 2020 , Komentarze (11)

Wynajęliśmy coś jakby mieszkanie w Brajnikach/Narty. Z kuchnią no i łazienką (ale łazienka to standard). Pan gospodarz (bez maseczki) wyciągnął rękę na powitanie i ja go dotknęłam. I jedzenie na wynos zamówiliśmy. Raz drogie i niedobre (przesolony, ościsty sandacz z nijakimi ziemniakami i zwiędłym zestawem surówek), drugi raz tanie i pyszne placki ziemniaczane, odbijające mi się słabym tłuszczem przez kilka kolejnych godzin:<

Następnym razem swoja kaszę i warzywa będę woziła. I jadła je.

Ale jak pięknie tam było = wzgórza + jeziora.

78 km nakręcone, mało może, ale pogoda takase(deszcz)

S. lata dronem (nowa jego zabawka):

A ja walczę z nowym projektem (słabo mi idzie(szloch)):

12 maja 2020 , Komentarze (23)

Na paznokcie (wszystkie 20) umiem sama położyć hybrydę całkiem ładnie(dziewczyna), co teraz szczególnie się przydaje. Ale z włosami chodziłam od ponad 15 lat, do fryzjerki, od co najmniej 6 do tej samej. I nawet nie wiem jaki nr farby używała (próbuje się dowiedzieć), jak na razie salon zaproponował mi wizytę, na którą zupełnie nie jestem gotowa(strach). Będą domowe eksperymenty...

Weekend bardzo rowerowoletni. 132 km i odkrycie zupełnie nowych skarp nad Narwią. Słucham The Robber Bride  Margaret Atwood, bardzo pasuje mi do pedałowania. A czytać nie mam co, skończyłam Salt Path i się rozglądam, co by tu..(mysli)

A podczas robienia obiadu, gaz się nam skończył i S. makaron z warzywami gotował w kociołku nad ogniskiem.

I nieśmiało zaczynamy wakacje planować.. w Polsce, pod namiotem, na rowerach.., może w Tatrach, ale jak Słowackie będą dostępne... Jakoś kawałeczki życia "przed" odzyskuje. I jak bardzo brakuje mi moich klubowych treningów(szloch)

3 maja 2020 , Komentarze (18)

Prognozy pogody były takie, że trzy majówkowe dni ma albo padać, albo trochę padać, albo padać bardzo(deszcz):<.

Ale głos ojtamojtam twardo stał na stanowisku, że nawet jeśli, to lepiej siedzieć w leśnym domku, przed kozą, niż w blokowym mieszkaniu.

I głos miał rację, padało tylko w nocy, z piątku na sobotę... 

Lasy niezamkniete = 122 km rowerowania.

Chusta, skończona jakiś czas temu, chusta której nazwy nie lubię, więc nazywam ją "wakacyjną", doczekała się wreszcie odpowiedniego światła:

A ja zajęłam się mniejszymi projektami:

I wreszcie (jak bardzo Złotko dziękuję), coś mi zakliknęło w głowie i wkręciłam się w domowe treningi: total body shred christine salus.  Trudne są (jak dla mnie)(ninja), ale niesamowicie satysfakcjonujące. 

No i oczywiście rower "przed pracą" i "po pracy" = około 20 km (puchar)

W misce wciąż to samo leczo warzywne króluje.

27 kwietnia 2020 , Komentarze (12)

Niby to wiedziałam, ale teraz dopiero poczułam(kujon).

Nasz leśny dom np. doceniałam tak od wielkiego dzwonu, na wiosnę trochę, a bardzo na jesieni, no bo grzyby..

Ale majówka.. Ale co tydzień w ty samym miejscu(loser)..?

Ale teraz tam własnie czuję się trochę jak w dawnym życiu i zupełnie inaczej jednocześnie. Nowe miejsca kojarzą mi się teraz z miejscami, gdzie nie nie jestem pewna, co mogę, a czego nie.., a w naszym lesie oddycham, wycinam zielsko, uzupełniam wodę w miseczce dla jeży (chociaż S. uważa, że to kocury z niej piją i potem śmierdzi nimi). I w planach mam zbudować poidło dla pszczół i owadów.

I duży las znowu otworzony i jeszcze niezamknięty, chociaż susza straszna(strach)

Śniadania S. też zawsze robi takie same (w jajecznicy są jesienne prawdziwki):

A czas jakiś dobry miesiąc cofnięty, mało co kwitnie i bardziej zimno:

A w moim corpo czas odmrażania nastał = pracujemy jeden tydzień w biurze, drugi HO. Dostaliśmy po trzy sztuki czarnych maseczek (zupełnie nieoddychalnych) i po pojemniku płynu do rąk i na podłodze są naklejki " keep distance"... ambiwalentne mam uczucia(mysli)

Czytam:The Salt Path i coraz bardziej doceniam, jak bardzo ludzie wybierają swoją drogę, od mojej zupełnie  inną i ja nie mam jej zrozumieć, tylko dowiedzieć się, jak bardzo jesteśmy różni, jak bardzo inne doświadczenia sprawiają, że czujemy to coś, że się nam chce..

A słucham: The Testaments - Atwood Margaret  ( tak, słucham wcześniej The Handmaid's Tale, które było take so- so juz wtedy), The Testaments niepotrzebnie wg mnie wyjaśnia tamto, a ja nie ma złych doświadczeń z zależnością od mężczyzn, więc nie bardzo to czuję... ale z wielką przyjemnośćą słucham melodii głosów pedałując gdzieś pomiędzy Bugiem i Narwią (100 km w ten weeken, który minął(ninja))

20 kwietnia 2020 , Komentarze (22)

Źle bardzo to znoszę:<. Okulary zaraz zaparowane, usta i okolice spocone. Sprzedawca, też w maseczce i za szklaną szybą, słabo słyszy, co ja mówię i vice versa.

 Ale ja się nie znam, może to pomoże, więc akceptuje i stosuje się (do sklepu i to takiego za rogiem chodzę raz na kilka dni, nie ma co marudzić).

Ale nie rozumiem, dlaczego jeżdżąc na rowerze prawie pustymi ulicami, mam też to robić w masce(mysli). Tego nie umiem, nie robię, ale tu moja wieloletnia osłona zatok świetnie się sprawdza, bo "razie czego" mogę w sekundę zamienić ją w maseczkę. 

Ale w naszym lesie zapominam o tym wszystkim, takie tam są widoki:

 Nie ma tu nikogo i TU rozumiem bardzo szeroko. Jeżdżę po 30 km i spotykam np. dwa samochody, jedną uśmiechniętą kobitkę na rowerze i kogoś tam w oddali, malującego płot..

Spotkałam na ich działkach, moich miastowych znajomych, pogadaliśmy "przez płot" np jak to jest pracować zdalnie, nagle ciągle razem na małej przestrzeni z dzieckiem uczącym się on line!!

I tak, wiem i tak jesteśmy szczęściarze.. 

A bociany już parami siedzą w gniazdach, kosy wciąż śpiewają jak szalone rano i wieczorem, a ja nie mogę dopasować kolorów mojej leśnej chusty, tak, jakbym chciała, więc pruję i dziubię  (jak to S. mówi) pruję i dziubię..

.

13 kwietnia 2020 , Komentarze (9)

Pojechaliśmy już w piątek po pracy(zegar) i po moim nakręceniu 16 km. Kręcę tak przed pracą i po niej (słuchając "Proof Of Life", ulice są zupełnie puste (no może ze trzy samochody, dwóch rowerzystów i dwóch biegaczy), czasami wolno toczący się radiowóz, ignorujący nas. To chyba jeden z wielu bonusów(puchar) mieszkania na zadupiu, daleko od Pól Mokotowskich i Bulwarów nad Wisłą...

S. rozpalił w kozie, a ja rozstawiłam płaskie miseczki z wodą dla jeży...

W lasach i we wsiach żywego ducha, jak zwykle o tej porze roku. 

Lasy "chłopskie" dostępne, ale tak wysuszone, że drogi bardziej piaskownice przypominają niż drogę do rowerowania:<. Drogi w lasach państwowych pozagradzane oczywiście żółtoczarnymi taśmami, nawet ścieżka rowerowopiesza dwa metry od saamochodowej drogi zagrodzona(mysli)

Ale wąskie, kręte asfaltowe drogi pomiędzy polami i lasami_idealne:).

Wylewy nad Narwią wyjątkowo płytkie w tym roku

 A S. uczy się wspinać po drzewach i stare gałęzie odcina + jest z czego palić ognisko

A ja kolejną Klazienę skończyłam, w kolorach fiołków na trawie (kwitną w takich własnie kolorach, na naszej drodze dojazdowej do leśnego domu)

6 kwietnia 2020 , Komentarze (15)

Trudne bardzo dla takiego człowieka, jak ja, który w miejscu wysiedzieć nie potrafi, tylko by ganiał jak kot z pęcherzem(bomba). Ale wiem, pracować zdalnie i mieszkając tylko z S., który tez pracuje zdalnie to ogromny OGROMNY dar od losu. 

Ostatni dzień, w którym parki były otwarte:

I mój cal touch of luxury, dużo jeszcze czasu mi zajmie na szczęście..

I taka "skulona i zamrożona " się czuję, że raczej nie chce mi się jeść niż chcę. 

Dobre i to. 

29 marca 2020 , Komentarze (15)

I to, co najbardziej mnie ciekawi dlaczego? Dlaczego Tak, dlaczego Nie?

Ja do sklepu chodzę tak raz, dwa na tydzień i jest to warzywniak "za rogiem".

Mieszkam z S. i tylko z S. oboje pracujemy zdalnie. 

Ja codziennie śmigam na rowerze po prawie pustym parku. 

I nowe umiejętności odkrywam=cerowanie:

25 marca 2020 , Komentarze (11)

Jakoś się zorganizowałam. 

Fizycznie, ale co dużo ważniejsze - mentalnie też. 

Już to, że S. wrócił i nie w tłumie wracał, sprawiło, że zaczęłam oddychać inaczej i spać inaczej i myśleć(kujon) o innych sprawach.

I mam oficjalne pozwolenie na pracę zdalną = brak kontaktu z innymi = brak wysłuchiwania ich spanikowanych rozmów = uff...

Odkurzyłam treningi JM i codziennie, albo co drugi dzień robię jej 30-to dniowe wyzwanie(puchar), +  "przed pracą" 10 km kręcę po paku "po pracy" to samo. Kaczki oglądam, mewy, rybitwy i łabędzie. 

Co drugi dzień wyciągam garażowe zapasy i takie coś (cosi jest dużo więcej, tylko do fotki nie wszystkie one chciały się ładnie ułożyć) :

Przerabiam na ... coś jakby vegegulasz po węgiersku;)

I rano, po pedałowaniu wsuwam jabłko, a potem miskę tego własnie "jakby po węgiersku" + wbite jedno jajko i garść sałat:

Na obiad to samo, tylko bez jajka, ale sałat (z włoch) więcej.

Na kolację lampka wytrawnego wina;)

I jak każda chwila spokoju smakuje(tecza)