Najpierw sobota: bardzo komunikacyjnie i komunijnie, zamiast autem, popedałowałam ( tak, umiem zaparkować gdzieś za rogiem, zmienić ubranie i wyglądać jak królewna) = 36 rowerowych km nie wiadomo kiedy. A potem ponad 4h przyjęcia gdzie robiłam foty (super foty), ganiałam z dziećmi, nie jadłam lodów, tortu i ciastek!!!
Niedziela: 40 km rower po moich "lasach" w okolicy, które o tej porze roku naprawdę wyglądają jak lasy
Poniedziałek: 20 km rower + 30 minut marszu w południe ( straszy opór czuje prze corposiłką i wyrzuty sumienia z tego powodu jednocześnie
Wtorek: 20 km rower + znowu 30 min. marszu zamiast ..
wieczorem w klubie:
1. Martwy ciąg: 35kg x 15, 3 serie,
2. Wyciskanie sztangi stojąc: 10 kg x 15 x 3 serie ( 10 kg!! serio, jaki ja słabeusz jestem),
3. Ściąganie wyciągu poziomego: 25 kg x 15 x 3 serie,
4. wypady do przodu: 15 razy każda noga na przemian + 5 kg w każdym ręku, x 3 serie,
5. Wznosy tułowia na ławce rzymskiej 20 x 3 serie,
6. Uginanie nóg leżąc: 10 x 3 serie, ciężar minimalny ,
Godzina interwałów i powrót do domu w poczuciu wielkiego szczęścia, że wielkie oberwania chmury = mnie ominęły.