Po dłuższym czasie, nareszcie coś, co mogę oglądać:
Środa: 20 km rower + 30 minut marszu + obsesyjne płukanie gęby..
Czwartek: 20 km rower + 0,30 h + obsesyjne płukanie gęby..tylko mniej trochę, bo wyraźnie wydobrzała..
Piątek: 20 km rower + zestaw na brzuch x 3
wieczorem w klubie:
1.Przysiady: 15 x 20 kg rozgrzewkowo, 10 x 25kg x 3 serie ,
2. Wyciskanie na ławce skośnej: 15 x 7,5 kg x 3 serie,
3. Przyciąganie drążka wyciągu poziomego: 15 x 25 kg x 3 serie,
4. Wznosy tułowia na ławce rzymskiej 20 x 3 serie,
I godzina czegoś co miało być ABT, ale z zastępczą instruktorką było NUDĄ...
Sobota: 35 km rower + 1h TBC + 1h sztangi,
Niedziela: 26 km rower + przepyszny indyjski fastfoof (nawet nie chcę wiedzieć ile kcal to miało)
A waga wciąż pokazuje 53,5 - 53,8