Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Witam wszystkich walczących tu z kilogramami, przyzwyczajeniami i ....samymi sobą I witam siebie, nieustannie gotową na zmiany, wyrzeczenia i sukcesy. Uzależniona od roweru, wciąż przesuwam granice, więcej km, mniej wrażliwości na deszcz czy śnieg, jeżdżę wszędzie, nie pogardzę nawet indoor cycling. Nie biegam - nie lubię, ale zajęcia w klubie typu interwał, TBC uwielbiam. Siłownia - hmm, uczucia embiwalentne, inaczej nazwać tego nie umiem, nie lubię ale doceniam efekty i zmuszam się.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 218631
Komentarzy: 10514
Założony: 21 lutego 2012
Ostatni wpis: 16 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
beaataa

kobieta, 60 lat, Warszawa

170 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

18 lutego 2024 , Komentarze (31)

Przebiśniegi kwitną już u mnie. I tylko one, krokusy i tulipany tylko listki powysuwały.

Bezpośredni pociąg z W-wy do Zakopanego wreszcie zaczął jeździć 👍.

Dzień wyraźnie się wydłużył, sprawdzam pogodę, niech tylko trafi się kilka ładnych dni, to wakacyjny czas 2024 czas zacząć. Pomysłów mam bez liku.

A na razie morsowaniem się cieszę, chociaż to już morsowaniem trudno nazwać, raczej wiosenną kąpielą, najpierw postałam, a własciwie poskakałam w wodzie 8 minut, a potem pływałam - chwilke tylko. Ale duża grupa osób z pływała sobie po całym jeziorku, inni, po wyjściu z wody, mokrzy jeszcze w majtkach i czapkach tylko, biegali po parku. "Zwykłych" biegaczy tez było bardzo dużo. Tylko pan z alpakami, którego raz widziałam z bardzo daleka, nie przychodzi.

Moje soboty i niedziele rozpoczynam a pewnego czasu tak:

Godzina 7 - pobudka. 

Kawa, poczta, poczytanie co tam w interesujących mnie miejscach i na rower = 25 km po parkach i lasach.

Morsowanie.

Koktajl z jarmużu, trzy duże liście + jabłko, pół pomarańczy, seler naciowy i siemię lniane = dwa wielkie kubki, bo S. też chętny.

Niedziela: 26 km rower + morsowanie

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5 h siłownia

Wtorek: 15 km rower

Środa: 20 km rower + 0,5h siłownia

Czwartek: 20 km rower + 0,5h siłownia

Piątek: 36 km rower

Sobota: 25 km rower + morsowanie 10 minut

Niedziela: 25 km rower + wiosenne stanie w wodzie + pływanie = pierwsze zamoczenie rąk i dłoni.

11 lutego 2024 , Komentarze (20)

Czasem się luty zlituje, że człek niby wiosnę czuje ale czasem się tak zżyma że człek prawie nie wytrzyma.

A u mnie pora deszczowa od dłuższego czasu.
Niezmoknięcie jest sukcesem, ale coraz mniejszym, bo się przyzwyczaiłam i kręcę swoje poranne 10 km w deszczu, nawet jak mam HO.
I takie cuda 😍 już się pojawiają:


W moich korpolodówkach od dawna już luźno, poznikały pudełka z dietami, Ci, którzy je stosowali wyglądają tak samo jak przed. Za to na korposiłce ruch wzmożony. Moi koledzy mięśnie budują i brzuchy gubią = wiosna pełną gębą. 

Morsuje, pije jarmużowe koktajle, waga poniżej 54 kg. Poziom energii mega wysoki!! 

Nauczyłam się ostatnio, że w świecie dziewczynek tylko różowe (kolor różowy ma bardzo szeroka skalę) króliki są lubiane, "pokolorowałam" więc brązowego zająca.


I na sockmadness czekam. Już za chwile, będę na wyścigi robiła przedziwne skarpety, z którymi nie wiem, co zrobić potem 🤪.

Niedziela: 25 km rower + morsowanie

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5 h siłownia

Wtorek: 15 km rower

Środa: 20 km rower + 0,5h siłownia

Czwartek: 20 km rower + 0,5h siłownia

Piątek: 10 km rower

Sobota: 25 km rower + morsowanie 10! minut

9 lutego 2024 , Komentarze (12)

Oczami je jadłam i tylko jednego.

3 lutego 2024 , Komentarze (19)

W niedzielę jest inaczej. 

Później, bo nie o 9, tylko o godzinie 11. Dużo ludzi, różnych bardzo, różne rzeczy robiących. Biegali, na rowerach i hulajnogach jeździli, spacerowali z dziećmi z psami i bez nich, no i morsowali. Jeden z morsów obchodził urodziny, miał ciasto, które wyglądało jak coś bardzo zdrowego. W wielkim, drucianym koszu paliło się ognisko. 

Były fotki i filmy, ja wciąż nie mam swoich, S. obiecał, że pojedzie ze mną jak będzie trochę słońca, obcych prosić nie chcę, a znajomi w wodzie jak ja.

Jeżdżę autem i to jest mój słaby, wymagający poprawy punkt. Bo auto jest dosyć duże, a w stosunku do garażu to ogromne 😵. I żeby z tego garażu wyjechać (tyłem się wyjeżdża), trzeba skręcać mocno, ale nie za mocno. Dzisiaj zaczepiłam krawędzią błotnika o drzwi, wyrwałam jego kawałek, osłonę migacza i żarówki.

No i oczywiście uczucie, że do niczego się nie nadaje, nawet z garażu wyjechać nie umiem...😪, nic mi się nie udaje i świat się rozpada (wyciągnięta dziś karta tarota - wieża).

S. poszedł, obejrzał jeepka, poskładał wszystko, podokręcał, powiedział, że też na początku tak zrobił. I że muszę ćwiczyć manewry dalej. Uff ..

Soboty zorganizowałam sobie inaczej, morsowanie o 9 rozbijało mi cały dzień. 

Dzisiaj było tak - pobudka o 6,40, rowerem na targ po jarmuż, 25 km po parku (są tam kaczki, łabędzie, kormorany!! i czaple) i nibylesie, 15 minut na przeorganizowanie się w domu i nad wodę. Mam już neoprenowe buty, ponczo dopiero będzie.

Kaktusowe (nie moje jeszcze, fotka ze strony producenta):


Niedziela:
20 km rower + morsowanie

Poniedziałek: 20 km rower + 1h siłownia

Wtorek: 12 km rower 

Środa: 20 km rower + 0,5h siłownia

Czwartek: 20 km rower + 0,5h siłownia 

Piątek: 20 km rower

Sobota: 25 km rower + morsowanie 5 minut

27 stycznia 2024 , Komentarze (27)

Super było !!🥳

Pojechałam na rowerze i była to świetna decyzja, bo na miejscu (9 rano) byłam rozgrzana i rozruszana, nie tak, jakbym z samochodu wysiadła. Deszcz padał całkiem całkiem, ale jest tam duże zadaszenie z ławkami, można się przebierać nie moknąc i jest gdzie zastawić rzeczy.

A samo miejsce, to całe moje dzieciństwo, masa wspomnień, pierwsze pływania bez asekuracji i łyżwy w zimie. Było wtedy ogromne, otoczone drzewami i krzakami. Dzikie bardzo, z miejscowymi, wytatuowanymi żulami i opowieściami o topielcach. Po ciemku się tam nie chodziło.

Teraz to piękny park z pomostami, ławkami, alejkami i ogromnym placem zabaw dla dzieci. Hamakami i przebieralniami. I niestety (ale to w lecie) z budkami z syfiastym jedzeniem.

Teraz była sauna, ubrana choinka z zapalonymi światełkami, muzyka i około 20 osób. 

Umówiona byłam z trzeba doświadczonymi morsami, robiłam to co oni, gadalismy, poszłam za nimi na pomost i do wody i coraz głebiej, aż po pachy. Na głowie czapka, na dłoniach rękawiczki, pozycja "na jeńca". I z zimnem, takim jakie znałam do tej pory, nic to nie miało wspólnego. To tak bardziej mrowiło..., aż po około 2 minutach, poczułam zimno telepiące. Wylazłam, ubrałam sie, co wcale łatwe nie było, bo palce sztywne troche się zrobiły, kubek gorących ziół z imbirem wypiłam i do domu. Deszcz lał juz porządnie, dreszcze miałam takie, że trzymanie kierownicy było wyzwaniem, a droga zrobiła się kilka razy dłuższa.

W domu resztę goracych ziół wypiłam i koktail z jarmużu, który jak z szuwarów wyłowiony wygląda.

Jest to przyjemność ogromna z rodzaju tych bardzo pokręconych 🤡

Jutro też morsuję!

26 stycznia 2024 , Komentarze (38)

Nr 1, całkowicie nieudany był kilka lat temu. Dużo znajomych z mojej grupy spinningowej, po treningu jechało nad jeziorko i właziło do wody, były opowieści, zdjęcia i filmiki. Nakręciłam się strasznie, ale jak przyszło co do czego, to nawet nie pojechałam na miejsce, poddałam się już na etapie planów 😠

A teraz, kolega S. zaczął morsowanie i jest zachwycony. Nie tym co w trakcie, ale samopoczuciem po. No i odporność ma w górę poszybować (nie to żebym teraz na nią narzekała) i same zdrowotnie dobre rzeczy na morsy czekają. 

Centrum morsowania mam około 3 km od domu. 

Jutro rano o 9 będzie pierwszy raz!!

Nie mam odpowiednich butów, tylko sportowe sandały -ale za to dopiero co pomalowane na bordowo paznokcie. Wielki ręcznik pożyczyłam od S, kostium mam dwuczęściowy. Wszystko kupię dopiero po tym, jak do tej wody wejdę i będę chciała powtarzać 😉.

Zdjęcie ze strony FB KrioFazy. Ja swoich nie będę miała, S. o morsowaniu nie chce słyszeć.

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5h siłownia

Wtorek: 15 km rower + naprawa kręgosłupa + biodra

Środa: 20 km rower + 0,5 siłownia

Czwartek: 20 km rower + 0,5h siłowni

Piątek: 20 km rower

21 stycznia 2024 , Komentarze (10)

Sobota 8,2 km

Pierwsze 4 km to tak spokojnie (słucham Fit to Die - nie polecam, ale słucham tak trochę z braku czego innego), ale już to drugie 4 km w całkiem mocnej śnieżycy, na szczęście z wiatrem 🥶.


Wieczorem ćwiczenia na kręgosłup, tak nie do końca.. 🙁

Na kolację koktajl z jarmużu, pomarańczy i jabłka, bardzo nieudany, po awarii mocnego miksera, została mi tylko taka "noga miksująca", a ta zupełnie nie dała rady. S. po pierwszym łyku zrezygnował, ja wciągnęłam dwie duże porcje.

Potem były (bo trzy ogromne pęki tego jarmużu kupiłam) chipsy. Zaskakująco dobre.

Niedziela 8,2 km

Naprawa kręgosłupa + biodra.

I cieszę sie, że to na razie koniec ze śniegiem. Chodzenie takie mozolne jest w porównaniu ze śmiganiem na rowerze.


20 stycznia 2024 , Komentarze (16)

Do targu mam 10 minut na piechotę. I jest to targ taki prawdziwy, nie bazarek z kilkoma budkami na krzyż. Stoiska są bezpośrednio na ogromnym placu, owoce i warzywa w skrzynkach, albo pęczkach, po kiszonki ustawiają się kolejki. 

A ja tam prawie nie bywam, bo co innego mi w głowie w sobotnie przedpołudnia. Chyba że potrzeba się pojawia, bo w sklepie obok jarmużu nie ma 😠.

Poszłam, przyniosłam ogromną ilość =trzy wielkie pęczki, i dodatkowo pół kilo fasolki jaś niesuszonej, pomarańcze, kiszone ogórki i butelkę soku z kiszonej kapusty. 

Zachwyciłam się po raz kolejny i obiecałam sobie (też kolejny raz 😉), że będę chodziła tam regularnie.

Sobota: 8 km marsz z kijkami

Niedziela: 20 km rower + 6 km kijki

Poniedziałek: 20 km rower + 0,5h siłownia

Wtorek: naprawa kręgosłupa + biodra

Środa: 0,5 siłownia

Czwartek: 20 km rower + 0,5h siłownia

13 stycznia 2024 , Komentarze (11)

Przypominają mi się, jak zaglądam do Agaty, a tam brukselka, ogórki kiszone, buraczki...

A ja wchodzę do mojego "po drugiej stronie ulicy" warzywniaka z lista zakupów prawie taką samą zawsze- jabłka, mandarynki, cykoria, lodowa i zestaw na vege leczo, orzechy.

A teraz będzie inaczej.

Już jest.

Od brukselki zaczęłam (wcale nie śmierdzi tak, jak myślałam, że będzie). Była pyszna, wiadomo najlepsza na drugi dzień, podgrzana na patelni. Ale ta z dawnych lat, masłem mocno polana z podrumieniona bułką tartą, no ona dużo lepsza była...🤪

Wczoraj były buraczki. też pyszne, też inne. Starte nie tak na pulpę, na trochę większych oczkach tarki z dodatkiem jabłka i podsmażonej na oleju (oleju mało) cebulki były przepyszne. Doprawione solą, octem jabłkowym, szczyptą pieprzu, bez mącznej zasmażki. Zupełnie inna potrawa niż ta, robiona przez babcię. Inna ale pyszna tak samo 🏆.

Wczoraj był też koktajl z jarmużu i pomarańczy z odrobina wody. Moje drugie podejście. Pierwszy raz, kilka lat temu, robiłam go taką "nogą" do mielenia, która pocięła wszystko na maciupkie kawałeczki i było to obrzydliwe. Było jeszcze doświadczenie z "frytkami" = danie nie warte całego zachodu.

Tym razem koktajl robiony był w kielichu, jak trzeba, długo dosyć i całkiem niezły wyszedł. Puchaty i gęsty przez ograniczoną ilość czasu, taki do picia od razu.

Treningowo gorzej niż zwykle 😠

Rower stoi, ja chodzę po lodzie i błocie. Mniej chodzę, niż jeżdziłam, ale wiecej muszę.

2x po 30 minut trening siłowy + 2x naprawa kęgosłupa i biodra (tu ogromny postęp widzę, nudne są te ćwiczenia okropnie, ale naprawde w moim przypadku skuteczne)

7 stycznia 2024 , Komentarze (19)

W Nowy Rok nosa z domu nie wytknęłam 😠, ja, która tak trąbi na prawo i lewo, że pedałuje od pogody niezależnie. No ale lało konkretnie. Cały dzień równo. 

Potem też, ale już "musiałam" bo przecież kolejka WKD w taka pogodę nie jest brana pod uwagę 😉. Więc się hartowałam codziennie i to mocno. Najmocniej w środę, kiedy to zupełnie namoknięte rękawiczki zostawiłam na rowerze obok, i po pracy, najpierw oczywiście szukałam ich na suszarce w szatni, obok suszarki!, pod suszarką!!, wkurzałam się, że ktoś mi je buchnął, skitrał ze swoimi ciuchami i do domu zabrał, a ja z gołymi dłońmi to jak teraz pojadę ponad 10 km paznokcie robić. Bo to był dzień hybrydy (krótkie, na okrągło, jasne, lekko transparentne tym razem). Kulminacyjny dzień hartowania 👍.

Potem już łatwiej, bo bezpośrednio do domu albo do pracy, uważając bardzo, bo niektóre ulice w jeziora się pozamieniały. I bez okularów, bo zalane woda i zaparowane przeszkadzały tylko.

Poniedziałek - Program naprawy kręgosłupa + biodro =45 minut

Wtorek - czwartek: 20 km rower + 0,5h trening siłowy

Piątek: 20 km rower

Sobota: 8 km marszu z kijkami (w parku poziom wody najwyższy, jaki tam kiedykolwiek widziałam)