Ludzie na skórkach bananów się widowiskowo wywalają, torty na twarzy sobie rozsmarowują, a gość z drabiną na ramieniu, odwracając się, nokautuje kilka osób - widownia kula się ze śmiechu 😁😁😁
Jadę sobie dzisiaj do pracy, pogoda piękna, wszystko kwitnie i pachnie, na lokalnej ulicy samochodu żadnego, tylko ekipa wycinająca zielsko i przycinająca krzaki pracuje. Kilka metrów ode mnie. A naprzeciwko idzie pan z długim tak ze trzy metry, metalowym urządzeniem na ramieniu (tak dobrze się domyślacie..). I akurat jak się mijaliśmy, zawołał go kolega i on się odwrócił...
I końcówką tego narzędzia (z takimi wystającymi guzami) zatoczył wielki krąg i palnął mnie w rękę, pomiędzy dłonią, a łokciem, tak na prawie całej długości. Zabolało mocno, szok chyba jeszcze był mocniejszy. Zatrzymałam się, pan przyleciał. Przepraszał, pytał, czy może coś pomóc i czy popsuł mnie poważnie. Postałam chwilę, ręka działała, pojechałam w sumie bardzo, bardzo szczęśliwa, że narzędzie nie było na wysokości mojej twarzy.
Takie to życie jest niebezpieczne 😠.
Poranny edit: dobrze jest. Nie boli prawie wcale, siniaków nie ma, znaku prawie nie ma. Ale wstrząsnęło mną to zdarzenie mocno, że tak jak grom z jasnego nieba...🌩️