Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wiktorianka

kobieta, 53 lat,

165 cm, 62.20 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

3 sierpnia 2011 , Komentarze (13)

......pieknie...wrzosowo.....Kornwalia jest kolejnym miejscem na mapie, ktore zaznaczylam czerwona kreska uwielbienia :))

....zeby nie bylo tak wesolo ( bo po co ma byc ) :P:P:P wyladowalam wczoraj w szpitalu :(((....ambulans na sygnale zabral mnie z pracy....brzuch mialam jak balooooon....bol w podbrzuszu i niemoznosc poruszania....spedzilam nocke w tym przybytku....Cez siedzial ze mna jak z dzieckiem i trzymal za reke....kompletnie nie radze sobie w takich sytuacjach....czuje sie jak zagubiona dziewczynka....eeeechhh....porobili badania i co????....i nic....wyniki idealne....skad bol????....nikt nie wie......widocznie tak musialo byc i koniec.....i kropka...:))...dzisiaj wiec extra wolny dzien ...Cez tez zostal ze mna w domku, bo przeciez jak ja sobie poradze sama??? :P:P:P....pojechalismy na duuuuuuuze zakupy....moj Pan wie co tygryski lubia najbardziej :)))

waga troche ponadpaskowa....dzis silowni nie bylo....z wiadomego powodu....jutro chyba tez odpuszcze chociaz bardzo nie lubie tego robic....

koncze, bo nawolywania z kuchni nie maja konca ( Cez piecze ciasto jogurtowe z jakimis prazonymi migdalami i miodem pomaranczowym ).....jestem zaproszona na wstepne ogledziny i mam sie przygotowywac na degustacje......buuuuu

ja musze cwiczyc !!!!!!!

31 lipca 2011 , Komentarze (9)

Eden Project

27 czerwca 2011 , Komentarze (11)

...sloneczko od rana pieeeeeknie grzalo....na termometrze o 8 rano 22 stopnie....no po prostu cuuuudnie....dziecko poslusznie udalo sie do szkoly :P:P:P....Cez w objeciach Morfeusza.....a mnie napadlo na zakupy....

jak na rasowa gospodynie domowa przystalo pobieglam  na miejskie targowisko....pobaraszkowac w zieleniakach....uwielbiam ten poranny zapach swiezo zebranych warzyw....delektowalam sie tym, z niejasnym poczuciem, ze cos mi przeszkadza.....wierci w glowie dziure....kaze o czyms pamietac....po kilku minutach to "cos" obudzilo we mnie taki niepokoj, ze zaczelam z intensywnoscia ulewy przypominac sobie co "to " jest.....dziura....czarna plama....brak jakichkolwiek opcji....tylko niejasne glosy w glowie "UCIEKAJ"....

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

...ogladalam kiedys taki film

scena pierwsza

mloda kobieta usypia swojego synka ....tuli go...spiewa mu kolysanki....w koncu czyta bajke i maluch usypia.....kobieta z czuloscia okrywa chlopczyka i udaje sie do wlasnej sypialni

scena druga

kamera pokazuje oblany czarna noca pokoj....zahacza o lozko i kadruje spokojna twarz spiacej kobiety....w tle slychac trzasniecie drzwi i dosc glosne pogwizdywanie....kobieta budzi sie z lekiem....nigdy wczesniej nie slyszala, zeby jej maz gwizdal....kamera bezblednie pokazuje jej narastajacy niepokoj

scena trzecia

zakrwawiona twarz kobiety....placz i prosby....modlitwa do kata o litosc nad dzieckiem....zdziwienie oprawcy....bezsilnosc kobiety

scena czwarta

niebieskie blyski policyjnych kogutow....on grozacy za drzwiami, ze jesli ktokolwiek wejdzie zabije siebie i dziecko....ona u kresu wytrzymalosci, ale gotowa na wszystko....i bezduszne pytanie stroza prawa : I co mamy robic??? Niech pani decyduje....to pani dziecko i pani maz....jej oczy pelne strachu....tlum gapiow dookola....

scena piata ( z dopiskiem 24 h pozniej )

wszechogarniajaca cisza......nikogo wokol....ona niemalze kleczaca....przybita bolem pod drzwiami wlasnego domu oddzielajacymi ja od tego czego pragnie najbardziej....od dotyku cieplego , malego cialka....zapach bezdusznosci ludzkiej unaszacy sie niemalze jak mgla wokol jej glowy....i nagle jakas cudowna mysl....ze skoro tak cicho to moze.....moze on spi....moze jej nie zauwazy.....moze zdarzy sie cud......z desperackim przejeciem przekreca klucz w zamku.....teraz juz nie jest tak cicho.....teraz slychac jej glosne....az za glosne jak na taka wazna chwile bicie jej serca.....on faktycznie pograzony jest w jakims maniakalnym snie.....a jej maly synek siedzi na brzegu kanapy....wpatruje sie w nia swymi wielkimi niebieskimi oczyma i ze smutkiem w glosie pyta : Mamo....dlaczego mnie zostawilas????

scena szosta......

nie widac nic.....slychac tylko tupot nagich stop po chodniku...jej szloch i urywane slowa....wybacz mi synku...wybacz mi....dziecko jeszcze nie rozumie dlaczego mama placze....dlaczego biegnie w tak zawrotnym tempie tulac go w ramionach....przeciez on ma juz 6 lat.....dlaczego mama nie pozwoli mu isc na wlasnych nozkach.....

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

nie ucieklam z targowiska.....przypomnialam sobie to o czym nigdy tak naprawde nie zapomnialam.....to meskie pogwizdywanie.....jakis mily staruszek chadzal pomiedzy straganami i cos tam sobie pod nosem pogwizdywal ....pewnie z radosci na tak piekny dzien.....

a film...jak to film.....wciaz chce wierzyc, ze naprawde tylko go ogladalam.....

 

26 czerwca 2011 , Komentarze (5)

......gdyby sie przypatrzyc zyciu to nachodzi taka mysl, ze to niezliczona ilosc ziarenek piasku....jedne sa zlote i polyskujace w sloncu....inne szare i matowe....od nich zalezy czy powstala budowla bedzie zatrzymywala dech w piersiach czy zmuszala do wstydliwego odwrocenia glowy przez przypadkowego przechodnia..... 

#

Tato uwielbial fotografowac...mam do dzis albumy pelne zdjec z dziecinstwa...ja na lyzwach...ja z mama na spacerze w Polanicy...ja z tata na kucyku....usmiechnieta....i mama szczesliwa i tato chyba tez....lubie to swoje wyobrazenie o szczesliwej rodzinie

#

Mialam 5 lat kiedy urodzil sie moj brat.....tato nie spal cala noc....pamietam to dobrze, bo tez nie moglam spac po tym jak uslyszalam, ze mama plakala i trzeba ja bylo zawiezc do szpitala....mowila, ze boli ja bardzo, a tato nie mogl kierowac, bo wczesniej byl na jakims waznym spotkaniu....wiec mama musiala czekac na karetke....rano tato ubral piekna biala koszule i zabral mnie do szpitala....pokazano mi przez szybke zawiniatko z kwilacym niemowlakiem...przypominam sobie, ze mialam nieodparta ochote ugryzc to cos w palec....zrobilam to niezwlocznie po przybyciu tego "nowego" do domu....dostalo mi sie za to...

#

To byla chyba najbielsza zima jaka pamietam.....mieszkalismy wtedy na wsi i w kuchni stal najprawdziwszy piec....przy piecu suszylo sie drewienko na rozpalke....nie wiem jakim cudem, ale zaczelo sie palic....wrzucalam te drewienka raczkami do zlewozmywaka kuchennego w nadziei, ze uchronie dom przed pozarem....tato byl niezadowolony....kolejny raz nie spelnilam jego oczekiwan....dostalam lanie smycza mojego ukochanego dobermana....smycz zakonczona byla takim metalowym ustrojstwem....tato byl bardzo zdenerwowany....nie patrzyl czy to pupa czy cos innego....obudzilam sie w szpitalu...troche bylam zdziwiona, ale i zafascynowana....to byl moj pierwszy pobyt w takim miejscu

#

Mialam 7 lat kiedy pojechalismy na wczasy do Zakopanego....mieszkalismy w pieknym goralskim domku z wygodami.......fotki z zakopianskim misiem przechowuje do dzisiaj....tato bardzo lubil wedrowac....mama mniej....zabral mnie na wyprawe w gory....chcial, zebym byla madra i odwazna....powedrowalismy na Giewont....dorosly mezczyzna i kilkuletnia dziewczynka.....mama byla bardzo zla....wrocilismy wczesniej do domu....znowu wczasy przeze mnie zepsute.....do dzisiaj nienawidze gor....a Giewont kojarzy mi sie z byc albo nie byc.....

#

Zawsze bylam najlepsza uczennica w klasie.....wszystkie swiadectwa od pierwszej klasy z czerwonym paskiem.....a w osmej klasie poznalam Michala....byl 4 lata starszy ode mnie....przytulal mnie i mowil, ze jestem najlepsza na swiecie.....wolalam jego malutki pokoik od szkolnej klasy.....wydalo sie.....kiedy tato wlepil we mnie swoj metny tego dnia wzrok poczulam cieplo splywajace po udach i wstydzilam sie spojrzec w dol na powstala kaluze....w tym dniu pierwszy raz mialam sposobnosc obcowania z ginekologiem.......tylko po to by zaspokoic ciekawosc mojego taty....nigdy wczesniej nie rozbieralam sie przed mezczyzna.....nigdy wczesniej nikt nie dotykal tych miejsc....nigdy pozniej nie odczuwalam wstydu przed swoja nagoscia

#

Kilka grubych albumow ze zdjeciami lezy na poleczce w mojej sypialni.....siegam po nie czasami i wciaz nie moge wyjsc z podziwu, ze jestem tym kim jestem....ze jestem tu gdzie jestem....ze jestem CZLOWIEKIEM

 

20 czerwca 2011 , Komentarze (8)

.....zdarzylo mi sie ostatnimi czasy zagladac wglab siebie....zdecydowanie zbyt rzadko to robie....zaniedbalam swoje Malenstwo....kolejny raz popadlam w ten egoistyczny tok myslenia, ze przeciez mi sie nalezy...ze nikt i nic laski nie robi....i inne takie temu podobne....

POKORA.....to prawda o samym sobie....to rodzaj wstydu zakamuflowanego pod pieknie uszytym plaszczykiem z naszych zachowan.....wstydu, ze mialam ojca pijaka....wstydu, ze upadalam tak nisko, ze nie bylam w stanie wstac o wlasnych silach ....w koncu wstydu, ze tu i teraz ktos sie o tym dowie....odkryje prawde ....i nie bede juz "taka fajna"....i nie bede juz dla kogos wazna

,,,,duzo czasu uplynelo od tamtych wydarzen....duzo rzeczy pozwolilo spojrzec na siebie innym okiem, a ja jednak mimo wszystko wciaz odczuwal jakis irracjonalny wstyd, ktory potrafi znowu zwalic mnie na kolana.....i co robie wtedy???....zamiast jasno powiedziec co czuje...jak mysle i co wplynelo na to jak w tej chwili odczuwam wole uciec....schowac sie za puchowym kocem wlasnego goooopiego JA i przeczekac etap rozpoznania w nadziei, ze nie zostane zdemaskowana....ze ten ktos sie nie domysli....

....i zamiast dawac ...chowam sie w sobie, by nie doswiadczyc odrzucenia

,,,,nie ma we mnie pokory wobec powyzszego....chociaz....napisanie tego tutaj to taki pierwszy krok na drodze do wykrzyczenia prawdy....bo czasami bardzo chce.....coraz czesciej chce.....i chociaz bardzo sie tego boje to wiem, ze to bedzie jakas forma uwolnienia....

juz niedlugo....mam nadzieje

EDIT....zeby nie brzmialo tak smutasowo...bo wcale sie tak nie czuje....tylko przemysliwam :P:P:P....

bylismy z Cezem w Bath....miasto uznane za dziedzictwo kulturowe UNESCO...z najstarszymi lazniami rzymskimi....cale zbudowane z jasnego kamienia wystepujacego tylko w tamtym rejonie....robi niesamowite wrazenie....kilka fotek ponizej :))))

12 czerwca 2011 , Komentarze (18)

.....absolutnie nie nadaje nie na podroze morskie.....ocean tego dnia byl wyjatkowo grymasny....a prosilam dzien wczesniej....byle nie bylo wiatru....byle nie bujalo....a tu jak na zlosc.....rzucalo nami jak lodeczka z papieru...przed oczyma przewijaly sie na zmiane obrazy: woda-niebo....chwilami zastanawialam sie czy plyniemy czy lecimy....dlugo nie zapomne wyrazu oczu Ceza kiedy nagle padlam na podloge i postanowilam odbyc podroz w tej pozycji...na gornym pokladzie....On pomyslal, ze ja sobie zartuje...ze sie doskonale bawie Jego kosztem....mina mu zrzedla kiedy wypelnilam pierwszy papierowy woreczek....hehehehhe....potem bylo juz coraz gorzej....nie pomoglo wyjscie na lodowaty poklad zewnetrzny....nie pomagalo lezenie....sprowadzona na dolny poklad zaleglam pod drzwiami toalety....przezylam....wyczyscilam jelita do cna.....juz nie musze stosowac glodowek oczyszczajacych...jeden rejs British Ferry zalatwia wszystko...:P:P:P

La Mont Saint Michael jest cudowne.....i francuskie zarcie pyyyyyyszne......nikt tak nie przyrzadza krabow, malzy, kalmarow.....eeeeechhh....szkoda, ze anglicy tak malo znaja sie na dobrej kuchni.....

 

3 czerwca 2011 , Komentarze (11)

.....okazalo sie, ze przezylam....wciaz oddycham....wciaz mam wlosy na glowie i o dziwo swiat sie nie zawalil....moze ta 40-ka nie jest taka najgorsza????....jestem na etapie oswajania sie z nowa rzeczywistoscia....ktora chyba niczym szczegolnym nie rozni sie od tej sprzed urodzin....

vitaliowo troszke gorzej....po pobycie w Polsce i niezliczonych szarlotkach z bita smietana i sernikach w towarzystwie gestych musow owocowych suto zakrapianych campari waga poszybowala w gore....jest 61!!!!!!....ale co tam.....cwicze codziennie....jem przyzwoicie....samo przyszlo to i samo pojdzie.....

sfera uczuciowa tez wrocila do normy....i to jeszcze przed odlotem do ojczystego kraju...juz niemalze przy odprawie celnej zostalam zatrzymana...zakuta w zelazny uscisk i kolejny raz uswiadomiona, ze jestem ta Jedyna....i ze zycie beze mnie...i inne takie....

mialam kilka dni na przemyslenia....wrocilam troche odmieniona....codziennie walcze o lepsza siebie....ale zmory przeszlosci nie tak latwo przegnac....On czeka cierpliwie i kazdego dnia obdarowuje mnie ta swoja spokojnoscia i pogoda ducha....a we mnie wciaz strach, ze w koncu Mu sie znudzi....

na urodziny dostalam od Niego bilety na wyjazd do Francji....plyniemy we wtorek...Mont Sant Michel....bodajze....piekne miejsce....chcialabym zeby bylo tak jak kiedys....ale nie wiem czy dam sobie z tym rade....moze ten wyjazd cos naprawi....moze utopie ten glupi strach w bezmiarze oceanu.....

wciaz sie lapie na tym, ze jestem 40letnim malym dzieckiem....wychowalam wspanialego syna...zrobilam wiele dla innych....a sama ze soba nie potrafie sie rozmowic....

pewnie jakis blad genetyczny.....coz....i tak bywa :))))

11 maja 2011 , Komentarze (12)

 

.....bo powinnam cos napisac....wiec pisze....

vitaliowo calkiem ok....

nigdy w zyciu....nawet wazac 49 kg nie mialam takiej figury jak teraz

cwiczenia robia z moim cialem cuda....

co prawda to zwisajace "cos" po ciazy w okolicach brzucha jeszcze widac, no ale nie oczekujmy zbyt wiele....:P:P

waga ustabilizowana ...jakies 58-59 kg....

nie chce spasc ponizej....

widocznie taki moj urok....

egzamin moze zdany....

zrobilam jednego babola w sprawozdaniu z przeplywu srodkow pienieznych...

jak ktos zorientowany to wie, ze to jest dziadostwo...

i zrobic z pamieci takiego tasiemca to niemala sztuka....

w ogole nie rozumiem po co sie tego uczyc na pamiec....

przeciez teraz nikt tego nie robi na piechote......

no ale....

przyswoilam przynajmniej angielskie terminy typu...depreciation, reconciliation i inne takie...goooopie

w dalszym ciagu jestem sama....

i ucze sie tej samodzielnosci w osamotnieniu....

troche gdzies tam boli....nie wiem czy bardziej duma czy zlamane serce....

o ile miesien mozna zlamac.....coz za idiotyczne powiedzenie....."zlamane serce"

podobno sama na to zapracowalam....

eeee...znam juz te stwierdzenia nie od dzis....

jestem jaka jestem....

i taka mnie nalezy kochac.....

a jak sie komus nie podoba....

no coz....

slonce nadal swieci.....

lodowce stoja gdzie staly....

wiec tak naprawde nic sie nie stalo....

w niedziele lece do polski....

na kilka dni tylko.....ale mysle, ze mi to dobrze zrobi....

pozdrawiam wszystkich czytajacych.....

Ps....do urodzin juz tylko kilkanascie dni....jak przezyje tzn, ze bede zyc :P:P:P

 

27 kwietnia 2011 , Komentarze (6)

nie jest juz taki jak wczesniej....nie ma NAS....jestem gdzies na granicy oblokow i slonca....bujam sie i czekam  chyba na cud....cud , ktory zadna miara nie ma prawa nadejsc...

podzielilam dobe na godziny....tak jest latwiej przetrwac....trwa to juz kilka tygodni....mnostwo godzin....na szczescie jest sen....zbawienie moje ....no i silownia...i bieganie....i cale mnostwo innych rzeczy, ktore mozna robic w pojedynke.....

we wtorek mam koncowy egzamin....mam swiadomosc, ze nie jestem w stanie go zdac...nie w tym stanie....z glowa w puchu i myslami w kosmosie.....moze na poprawce sie uda....najwazniejsze, ze dzien kazdego ranka budzi sie niezmiennie...ze trwa....zupelnie jak gdyby nic sie nie stalo.....bo moze tak wlasnie jest....

w dalszym ciagu wiec pudelko nicosci....ostrzegalam, ze tym razem to troche potrwa :P:P:P

3 kwietnia 2011 , Komentarze (12)

......wlasnie ukonczylam Bournemouth Bay Run....niesamowite przezycie....ludzie dopingujacy na calej trasie...ocean w tle....bieganie dodaje skrzydel....

...tkwie w pudelku nicosci....jeszcze przez chwile tam pozostane...ale cwicze i nie FUJuje...:))