Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam 26 lat i od dłuższego czasu wydaje mi się, że w swoim życiu dorobiłam się jedynie nadwagi. Kiedyś, gdy zaczynałam studia ważyłam 20 kg mniej, byłam szczupła, a co najgorsze, gdy sobie przypomnę tamten czas, to i tak narzekałam na siebie. Czyli wieczne niezadowolenie i niedocenianie siebie towarzyszy mi chyba odkąd zwracam uwagę na swój wygląd. Wieczna pogoń za nieznanym ideałem kiedyś może była śmieszna i niepotrzebna, ale teraz wiem, że najwyższy czas zabrać się za siebie. Ubrania, które kiedyś leżały idealnie, teraz są bezużyteczne. W sukienkach czuję się jakbym była w ciąży... no bo wygodne, ale w lustrze lepiej z profilu na siebie nie patrzeć. Chcę zmienić swój wygląd, a raczej wrócić do tego sprzed kilku lat. Chcę zacząć dbać o siebie, by czuć się fizycznie i psychicznie lepiej. Chcę zrzucić z siebie cały ciężar smutku, rozpaczy, porażek, niemiłych doświadczeń, który objawia się u mnie pod postacią dodatkowych dwudziestu kilogramów.

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1328
Komentarzy: 24
Założony: 5 czerwca 2014
Ostatni wpis: 12 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Ania165

kobieta, 36 lat, Bielsko-Biała

165 cm, 71.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

12 marca 2015 , Komentarze (4)

Zaczynam kolejny tydzień. Rzucam sobie nowe wyzwania, podkręcam poprzednie. 

Oto moje wytyczne na ten tydzień:

1. Zero słodzenia kaw i herbat.

2. Codziennie (do śniadania, czy na deser) owoc: jabłko, gruszka itd.

3.  Picie co najmniej 1,5 litra czystej, niegazowanej wody (nie wliczam w to herbat, soków itp.).

4. Zero słodyczy.

5.  Ćwiczenia co najmniej cztery razy w tygodniu (na ręce, brzuch, w połączeniu z rehabilitacją po operacji kolana).

Trzymajcie za mnie kciuki i napiszcie kilka słów wsparcia, bo w minionym tygodniu nie spisałam się dobrze. W skali od 0 do 10, oceniam siebie na słabe 4. Nie o tak małe kroki mi chodziło, ale zawsze to jakiś progres do zmian :?

12 marca 2015 , Komentarze (6)

Minął tydzień odkąd wyznaczyłam sobie pierwsze pięć punktów zmian. Spośród nich wykonałam tylko dwa: ćwiczyłam trzy razy w minionym tygodniu, oraz nie słodziłam herbat. O reszcie jakbym zapomniała, a przecież nie były to jakieś strasznie wymagające rzeczy. Jestem na siebie zła. Niby mam motywację, niby wiem dlaczego chcę to robić, ale najłatwiej wychodzi mi pouczanie innych, niż pilnowanie samej siebie. 

Muszę nauczyć się kontrolować oraz być bardziej wytrwałą. Brakuje mi wsparcia innych osób. Nigdy nie byłam na tyle silna, by czerpać motywację z samej siebie. Dołuję się przez to, czuję, że jestem beznadziejna.

Ok, to tyle z samokrytyki. Minął straszny tydzień, ale przecież mam następny. Obym za tydzień była z siebie zadowolona, czego wszystkim tutaj życzę :)

4 marca 2015 , Komentarze (2)

Postanowiłam, że w punktach wypiszę moje postanowienia, to czego wyrzekłam się i co zamierzam robić, by osiągnąć swój cel. Aby nie doznać szoku i szybkiego zniechęcenia, oraz by dać sobie czas na oswojenie się z nowym sposobem życia, zacznę od kilku małych rzeczy i co tydzień będę wprowadzać nowe. W notesie wypisałam sobie wszystko to, co chcę wprowadzić w życie, by o niczym nie zapomnieć i widzieć ile jeszcze zostało mi punktów do pełnej zmiany.

Jako pierwsze zmiany, które z czasem będą ewoluować, lub będą dochodzić kolejne, to:

1. Zero cukru do herbat.

2. Codziennie (do śniadania, czy jako podwieczorek) jedno jabłko.

3. Picie co najmniej 1,5 litra czystej, niegazowanej wody (nie wliczam w to herbat, soków itp.).

4. Żadnych ciast, ciasteczek do kawy.

5. Ćwiczenia co najmniej trzy razy w tygodniu (na ręce, brzuch w połączeniu z rehabilitacją po operacji kolana).

Póki co, to tyle. Część z tych rzeczy robię już od pewnego czasu, więc ten tydzień nie powinien być dla mnie wielkim szokiem ;) Z czasem nie chcę w ogóle używać cukru, ale póki co ciężko mi nie słodzić kawy, więc zaczęłam od herbaty. Co do ćwiczeń, to muszę liczyć się z możliwościami po operacji, ale z czasem wracania do formy, zwiększą się też możliwości :D

Napiszcie, co sądzicie o moich postanowieniach? O stopniowym wprowadzaniu zmian? Może macie jakieś swoje plany działania?

Pozdrawiam, Ania.

4 marca 2015 , Komentarze (2)

Stało się. Jestem po operacji rekonstrukcji więzadła krzyżowego przedniego. Rozpoczęłam rehabilitację, która ma mi pomóc wrócić do pełnej sprawności. Dodatkowo mam ogromną nadzieję, że ćwiczenia wykonywane dwa razy w tygodniu z rehabilitantem oraz te dodatkowe w domu pozwolą mi wyrzeźbić sylwetkę i po prostu schudnąć. 

Utrata 1,2kg to zapewne efekt kilku dni w szpitalu, leżenia plackiem przez tydzień po operacji oraz małej ilości posiłków. Ale! Dodatkowo postanowiłam sobie, że odrzucam słodycze, nie słodzę herbat, jem więcej warzyw i codziennie jedno jabłko, by dodać witamin i usprawnić metabolizm. Pamiętam też o nawadnianiu się, czyli picia przynajmniej 1,5 l czystej wody (nie wliczam w to innych napoi typu sok, herbata itp.). I w ten sposób minął już miesiąc i cztery dni.

Kupiłam sobie piłkę do ćwiczeń oraz matę (w żywym, zielonym kolorze, by dodawała energii od samego patrzenia ;) )

Tak więc zaczynam ćwiczenia, trzymam się postanowień i obserwuję efekty.

9 czerwca 2014 , Skomentuj

Tytułem wstępu zapraszam do mnie na forum:

http://vitalia.pl/forum24,884543,0_Jak-cwiczyc-z-zerwanym-wiezadlem.html

może ktoś z Was jest w podobnej sytuacji i podpowie parę rzeczy. Interesuje mnie co mogę, a czego nie? Póki co nie mam bezpośredniego kontaktu ze specjalistami, więc szukam podpowiedzi w sieci.

Jeżdżę na nartach od małego dziecka, zaczynałam mając 5 lat. To moja pierwsza i mam nadzieję ostatnia kontuzja. Wypadek wydarzył się w Austrii na jednym ze stoków alpejskich w Nassfeld. W ostatnim dniu szusowania przewróciłam się ze sporą prędkością i skręciłam prawą nogę. Diagnoza po wykonanym rezonansie magnetycznym, którą wcześniej wróżyli lekarze po zwykłym przebadaniu nogi, była dla mnie przerażająca: zerwanie więzadła krzyżowego przedniego oraz naderwanie więzadła pobocznego przyśrodkowego. Do tego ogromny ból przy każdej próbie poruszenia nogą, strach przed stąpnięciem na uszkodzoną nogę, by nie zepsuć jej dodatkowo. Najgorsza jednak była wizja, że już nigdy nie wrócę na narty, nie będę mogła zatańczyć rock and rolla itd. Wiedziałam, że konieczna jest operacja rekonstrukcji więzadła oraz ciągłe ćwiczenia na wzmocnienie mięśni, szczególnie tych w nogach. Minęło już trzy miesiące od wypadku. Chodzę powiedzmy, że normalnie. Czasem kuleję. Muszę świadomie stawiać kroki, by nie wykręcić nogi. Zerwanie więzadła wiąże się z niestabilnością kolana, co czasem boleśnie odczuwam. Nadal nie mam pełnego wyprostu w nodze, nie mogę też do końca jej zgiąć. Wszystko to naprawię za pomocą rehabilitacji (jeszcze nie mam na to możliwości) oraz samodzielnych ćwiczeń. Już czas by takie zacząć.

Wypadek dodatkowo uświadomił mi, jak ważny jest ruch i przygotowywanie się do takich wyjazdów na narty, jak moje. Wiem też, że nie mogę sobie pozwolić na przybranie na wadze, gdyż nie będzie to miało pozytywnego wpływu na moją osłabioną nogę. Kochani, kto przeżył coś podobnego, wie jakie uczucia i myśli krążą po głowie. Zaczęłam żałować, że wcześniej nie chodziłam częściej po górach, gdy mijał mnie ktoś uprawiający jogging, patrzyłam na niego z zazdrością, drżałam na myśl, co może mnie ominąć, nie rozumiałam, dlaczego wcześniej nie chodziłam na basen lub na fitness. Nagle doceniłam, jak cudownie być człowiekiem sprawnym, ile fajnych rzeczy można robić. Emocje delikatnie opadły wraz z gojeniem się nogi i ustępowaniem bólu. Ale sporo jeszcze przede mną, by osiągnąć dawną sprawność. Już przed operacją muszę ćwiczyć, by po niej nie zaczynać od zera (właściwie, to lekarz powiedział mi, że do operacji muszę odzyskać pełną sprawność ruchową, by mógł jej dokonać). Mam więc czas do grudnia (tutaj mogłabym dużo pisać o dobijających terminach w naszym cudownym NFZcie).

Jest o co walczyć <3

Powielam pytanie, jak ktoś z Was radził sobie w takich sytuacjach?

Pozdrawiam. Życzę żadnych kontuzji. Ania.

9 czerwca 2014 , Komentarze (2)

"Za rok o tej porze będziesz żałował, że nie zacząłeś pracy nad sobą właśnie dzisiaj"!

Właśnie tak... gdybym rok temu wzięła się za siebie, to już dziś cieszyłabym się cudną sylwetką. Nie raz zniechęca mnie długie oczekiwanie na efekty. Zapominam o tym, że każdy mały krok, każde jedne małe czy większe wyrzeczenie, każda kropla potu w trakcie ćwiczeń przybliża mnie do celu. I prawdą jest, że największa motywacja i postanowienie o odchudzaniu przychodzi, gdy jestem najedzona, lub gdy zjadłam słodki deser. Tak, to nie jest pozytywny wpis o tym, że mam już pierwszy mały sukces za sobą ;( Trudno, nie będę udawać, że na rowerku, który stoi w moim pokoju usiadłam chociaż na chwilę. 

Dzień zaczęłam jak zawsze od owsianki (przepis wstawię jutro, bo jest bardzo pyszna i zdrowa). Później obiad i: rosół z makaronem oraz kawałek mięsa z pieczonej kaczki + surówka z marchewki i kapusty z jogurtem. A dwie godziny później łazanki, czego nie potrafiłam sobie odmówić. Już żałuję. Już czuję się pełna, ciężka. Obiecuję sobie, że kolacji dziś nie jem. To była moja szczera spowiedź.

A teraz coś na wesoło, choć jak sobie wspomnę siebie, gdy np. wiążę buty lub chcę pomalować paznokcie u stóp i nagle okazuje się, że mój brzuch jest sporą przeszkodą w swobodzie, to wcale do śmiechu mi nie jest:

  

Z czasem człowiek chyba przyzwyczaja się do siebie, akceptuje mimo wszystko swoje wady i nie zauważa już, że może coś z nim jest nie tak. Wtedy potrzeba, by ktoś "drukowanymi literami powiedział mu", że warto nad sobą popracować. 

Pozdrawiam. Leniwa Ania.

6 czerwca 2014 , Komentarze (5)

Każdy motywuje się na swój własny sposób. Jeśli o mnie chodzi, to oczywiście chcę się w pierwszej kolejności zmienić dla siebie, bo już źle się ze sobą czuję. Na drugim miejscu robię to dla mojego mężczyzny, by być dla Niego seksowną i atrakcyjną kobietą. A co jest moją inspiracją, a może kto? Mam przyjaciółkę, która odkąd Ją znam dba o swoją wagę. Zawsze szczupła i chcąca zrzucić jeszcze więcej. Pomijam fakt, że nie jest to dla Niej konieczne, bo nadwagi nie miała nigdy. Podziwiam w Niej jednak upór w dążeniu do swojego ideału. Jak mówi i planuje, tak robi. Nie ma dla Niej "dziś i jutro jeszcze nie, ale od poniedziałku, to już na pewno", jest "tu i teraz". Dobrze pamięta swój cel i osiąga go nieraz wyrzekając się wielu słodkich przyjemności. Jest coś co najbardziej w ostatnim czasie mnie uderzyło. Zaszła w ciążę mając 53kg. Gdy była w 9 miesiącu ważyła mniej niż ja teraz. Po porodzie w tydzień Jej brzuch zrobił się niemal całkowicie płaski. Odwiedziłam Ją zaraz po porodzie w szpitalu i była szczuplejsza ode mnie. Taki widok dał mi wiele do myślenia. Ja ważę obecnie 73 kg, gdybym zaszła teraz w ciążę to moja waga mogłaby nawet sięgnąć stówy! Taka wizja mnie przeraża. Ostatnio nawet moja pani ginekolog zwróciła mi na to uwagę, abym pomyślała o przyszłości. Podczas wizyty spojrzała w notatki, powiedziała mi, że moja waga w przeciągu trzech lat wzrosła o 17 kg. Gdy wracałam z gabinetu lekarskiego byłam skołowana. Tak, wiem... niektórzy z Was powiedzą, że sama sobie jestem winna, albo, że użalam się nad sobą. Chciałam tylko zaznaczyć, że należy czasem wyobrazić sobie siebie w przyszłości (tutaj świetnie zobrazowały mi to pomiary vitalii. wizualizacja mnie za 2 lata, jeśli nic ze sobą nie zrobię). Ja myśląc o tym od razu mówię "nie! nie będę gruba!". Należy też wyobrazić sobie siebie jak będę wyglądać, gdy schudnę. Gdy to robię, to ogarnia mnie radość, nie mogę się doczekać. Wzięłam sobie dwa zdjęcia mojej przyjaciółki, patrzę na nie i wiem, czego chcę. Wiem jaka czeka mnie nagroda <3, gdy będę grzeczna w odchudzaniu.    

5 czerwca 2014 , Komentarze (3)

Jak? Od kiedy i do kiedy? Ile? Czy się uda? Czy dam sobie radę? Takie pytania i wiele innych przychodzą mi teraz do głowy. A mówią, że chcieć, to móc. Niech powiedzą jeszcze jak znaleźć na tyle siły, by to zrobić!? Jedno jest pewne, nie muszę patrzeć na pomiary vitalii, by wiedzieć, że mam nadwagę. Czuję to wstając rano z łóżka, próbując zawiązać buty, a najgorzej jest gdy mam założyć na siebie coś sprzed kilku lat. Tyle razy mówiłam sama do siebie, że zacznę o siebie dbać i tyle samo zapominałam o tym zaczynając kolejny dzień od kawy z mlekiem, cukrem i batonem z czekoladą, na obiad dwa obiady, a na kolację trzy kolacje. Jeśli chodzi o tą część mojego życia, to panuje w nim bałagan, bezmyślność, niewiedza i znudzenie. 

Postanawiam skończyć z tuczeniem swojego ciała. Krótko: zaczynam o siebie dbać. Pierwsze porządki w swoim życiu:

  • dzień zaczynam od szklanki ciepłej wody z cytryną
  • na śniadanie płatki owsiane z otrębami, siemieniem lnianym, bakaliami i odrobiną miodu
  • pamiętam, by w ciągu dnia pić wodę (póki co staram się by było to przynajmniej półtorej litra)

...i tak już od dwóch tygodni i podoba mi się to <3 a teraz jeszcze dodatkowo postanowiłam dokumentować swoje postępy na stronie vitalia.pl. 

Trzymajcie kciuki. Ania.