Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

za chwilę :)

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1173
Komentarzy: 12
Założony: 21 marca 2014
Ostatni wpis: 30 lipca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
asia-joanna

kobieta, 42 lat, szczecin

168 cm, 71.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

30 lipca 2014 , Skomentuj

Dzisiaj rano było pierwsze ważenie po 7 dniach. No i piękne -2 kg. Jestem zachwycona. Czekam na magiczną 6 z przodu, ale to zapewne najwcześniej za 3 tygodnie. Ten spadek dał mi dużo siły i motywacji, żeby jeszcze bardziej się starać i pilnować z jedzeniem. Dodatkowo jestem z siebie niezmiernie dumna, bo od 8 dni nie jadłam nic słodkiego, nawet nie oblizałam noża po krojeniu ciasta z kremem - a już byłam blisko :) Warto ciężko pracować, bo są efekty. Co do ruchu i sportu nie mam sobie nic do zarzucenia. Codziennie ćwiczę z Jillian, jeżdżę na rowerze i chodzę na zajęcia fitness. Jeszcze muszę popracować nad jedzeniem. Wieczorem bardzo chce mi się jeść różne głupoty i nie zawsze panuję nad tym. Takie bezsensowne podjadanie. No, ale przede mną kolejny tydzień - cudownie byłoby mieć znowu - 2 kg, chociaż baaaardzo się ucieszę i z - 1kg, co jest bardziej realne. No to do roboty.


Dzień 8:

7:00 woda z miodem i cytryną, kawka z mlekiem i stewią
8:00 chleb razowy z twarogiem i bananem
11:00 jabłko
12:00 chleb razowy, szynka, pomidor z cebulką, sok marchwiowy
14:00 chleb razowy, mozzarella, pomidor
16:30 łosoś pieczony z pomidorami suszonymi i pesto (oj!), kalafior, ziemniaki

30 min rower
45 min aqua aerobik
8 dzień - 30 Day Shred Jillian Michaels Level 1

28 lipca 2014 , Skomentuj

A tak się cieszyłam, że do tej pory krytyczny dzień 4 przeszedł z sukcesem, a tu kryzys z dniowym opóźnieniem. Pierwsza część dnia była ok, ciężko zaczęło się popołudniu. Pojechaliśmy z Mężem i Bejbiakiem naszym na Jarmark Jakubowy. Po drodze zajechaliśmy do Chińczyka na jedzenie - ja nie, bo przed wyjściem zjadłam chlebek razowy. Sukces. Na Jarmarku połowa stoisk z jedzeniem i to fajnym regionalnym. Moje ulubione oscypki na ciepło z żurawiną. Ale nie - popijałam sobie wodę. Sukces. W drodze do domu Mąż wskoczył po arbuza do sklepu, ale zamiast tego wyszedł z 2 kubkami - tak kubkami, nie kubeczkami, lodów (0,5 l każdy !!!) - moich ulubionych koktajlowych, które zjadałam zawsze za jednym posiedzeniem. Ale byłam twarda i stanowczo powiedziałam: "Nie dziękuję. Nie jem słodyczy". I nie zjadłam. Sukces. Wieczorem po ululaniu Bejbiaka zapodaliśmy film - Mąż zagryzał chipsami. Ja nie. Sukces. No i na tym się skończyło. Chyba za dużo pokus w ciągu dnia musiałam zwalczyć i miałam już tak pobudzone kubki smakowe, że mogłabym zjeść konia z kopytami. Nawet nie to, że miałam ochotę na słodycze czy fast foody, przede wszystkim byłam głodna. No i pojadłam do  filmu chyba z 6 plastrów sera żółtego z suszoną żurawiną. Ależ mi to smakowało - nie mogłam się pohamować. No i poszłam spać z kacem :(

Wiem, że ten kryzys nie był moim najgorszym, bo myślę, że nie przekroczyłam 2000 kcal, ale pewien niesmak pozostał. Cieszę się bardzo, że nie zrezygnowałam z ćwiczeń i że nie uległam tym pokusom w ciągu dnia - zwłaszcza lodom. 0 słodyczy. Najważniejsze teraz to walczyć dalej. Mam nadzieję, że ten dzień nie wpłynie znacząco na wynik ważenia w środę.


Dzień 5:

7:00 woda z miodem i cytryną, kawka z mlekiem i stewią
8:00 chleb razowy z twarogiem i bananem
11:00 jabłko
14:00 chleb razowy, pasztet musztarda
17:30 chleb pszenny, kurczak grillowany, pomidorki suszone
20:30 2 brzoskwinie, ser żółty, żurawina

30 min rower
1 h zajęcia fitness: step
5 dzień - 30 Day Shred Jillian Michaels Level 1

26 lipca 2014 , Skomentuj

Do tej pory, jak podejmowałam jakieś próby odchudzania to schemat był zawsze taki sam: pierwsze 3 dni fantastycznie, miałam dużo energii, zapału i motywacji. Dieta. Ćwiczenia. Wszystko super. Potem nadchodził dzień 4. I masakra. Wielki Kryzys. Ćwiczyć mi się nie chciało. Zaczynałam podjadać. I na wieczór kończyłam z tabliczką czekolady i paczką chipsów do przegryzienia. Ale gdyby na tym jednym dniu się skończyło, to bym nie narzekała. Wiadomo, wpadki mogą się zdarzyć. Tylko, że u mnie ten kryzys przeciągał się jeszcze kilka dni, aż nadrobiłam z nawiązką to, co straciłam w ciągu tych pierwszych 3 dni no i na tym kończyłam odchudzanie. Załamana i sfrustrowana.

Nauczona tym przykrym doświadczeniem bałam się trochę dnia dzisiejszego, który jest dniem 4. Zatem jak mogę się przygotować na taki kryzys? Przede wszystkim powtarzałam sobie, że nie mogę rezygnować. Mam plan co do ćwiczeń i jedzenia i choćby nie wiadomo co, muszę się go trzymać. A nie było łatwo. W planie były zajęcia fitness z rana. A tu już od 8 patelnia i skwar nieziemski. Nawet jadąc na rowerze do klubu miałam wątpliwości i chciałam zawrócić. Ale powiedziałam sobie, że nie ma mowy, jadę i koniec. Będę tyle ćwiczyć, ile dam radę, może nie tak dokładnie albo nie aż tyle powtórzeń, ale będę. No i super. Dałam radę bardzo dobrze i od razu lepiej mi się zrobiło. Z jedzeniem trzymałam się świetnie i zmobilizowałam się o 21 na kolejny dzień ćwiczeń z Jillian.

Bardzo pomogło mi też to, że piszę na Vitalii i biorę udział w wyzwaniach. Naprawdę nie chciało mi się ćwiczyć o tej 21, ale głupio by mi było nie napisać, że dzisiaj 4 dzień - 30 Day Shred Jillian Michaels Level 1. 


Dzień 4:

8:30 woda z miodem i cytryną, kawka z mlekiem i stewią
9:00 chleb razowy z twarogiem i bananem
12:00 jabłko
13:00 chleb razowy, twaróg z cebulką, pomidor, ogórek, rzodkiewki
16:00 sałatka: baby szpinak, truskawki, mini mozzarella, słonecznik, sos balsamiczny
18:30 2 kiełbaski z grilla, sałatka z warzyw - bez sosu, brzoskwinia

30 min rower
1 h zajęcia fitness: step & shape
4 dzień - 30 Day Shred Jillian Michaels Level 1


26 lipca 2014 , Komentarze (2)

Dzień minął nieźle. Stresowałam się trochę, bo wychodziliśmy ze znajomymi do fajnej włoskiej restauracji. A tam wiadomo: zapachy i widoki nieziemskie. Ale udało się i byłam z siebie bardzo dumna. Najpierw oparłam się chlebowi z oliwą i pomidorkami suszonymi na przystawkę, potem sprytnie kluczyłam między makaronami, omijałam risotto i pizzę, aż w końcu w gąszczu tych bomb kalorycznych wypatrzyłam jedyne nadające się dla mnie danie - grillowanego kurczaka z warzywami i tam zacumowałam. Jeszcze, aby nie zderzyć się z deserem niczym górą lodową i nie zatonąć, zamówiłam colę light. Wiem, że nie jest zdrowa, ale słodka. Wolę takie rozwiązanie niż zjedzenie wielkiego kawałka tortu. Po kolacji czułam się lekko i byłam naprawdę z siebie dumna.


Dzień 3:

7:00 woda z miodem i cytryną, kawa z mlekiem i stewią
9:00 chleb razowy, szynka, pomidor z cebulką
14:00 sałatka: baby szpinak, truskawki, mini mozzarella, pestki dyni, sos balsamiczny
jogurt naturalny z żurawiną i migdałami
19:00 kurczak grillowany, mix sałat

3 dzień - 30 Day Shred Jillian Michaels Level 1

25 lipca 2014 , Skomentuj

Pierwszy dzień poszedł mi naprawdę gładko. Rano ćwiczyłam z Jilian, potem rowerem pojechałam do klubu fitness na aqua aerobik na 10. Z jedzeniem też super. 0 słodyczy i co ważniejsze 0 chęci na nie. 

Wczorajszy 2 dzień przyniósł już dwa drobne wyzwania dla mnie. Rano nie ćwiczyłam z Jilian, bo pojechałam na aerobik na 9. A tak jako ciekawostka - miał być step a zamiast tego instruktorka zaproponowała trening funkcjonalny. Nigdy na takim nie byłam, ale z ciekawości chciałam spróbować. Masakra ;) To były takie jakby strzemiona na dwóch taśmach podwieszonych do sufitu. Najtrudniejsze zajęcia na jakich byłam, ale jednocześnie jaką miałam satysfakcję z każdego jednego powtórzenia. Bardzo wymagające, ale podejrzewam też, że świetnie poprawiają formę i kondycję. 

Z jedzeniem szło świetnie, jednak nie miałam czasu, żeby zjeść jeden posiłek. A obiecałam sobie, że nie dopuszczę do takiej sytuacji, bo potem zjadam z nawiązką. Co więcej na kolejny posiłek zdecydowaliśmy się z Mężem, że zjemy go na mieście. No i tu pojawiło się pierwsze wyzwanie dla mnie. Jedzenie poza domem, w dodatku głodna już byłam jak wilk i miałam ochotę na wszyyyyyyystko, co zobaczyłam. Zdecydowałam się w końcu na Doner Kebab - a tam ku mojemu zaskoczeniu bardzo fajna opcja RolloFit: tortilla z kurczakiem, różnymi warzywami, sos jogurtowy, oliwa z oliwek, słonecznik, sos balsamiczny i sezam. Poprosiłam bez oliwy z oliwek, bo widziałam, że sporo jej dodają i następnym razem poproszę też o mniej słonecznika, bo jego też jest za dużo. Tak czy inaczej cieszę się z takiego wyboru, bo jedzonko było smaczne i lekkie. 

Ćwiczenia z Jilian przełożyłam sobie na wieczór i tu pojawiło się wyzwanie drugie. Oj jak mi się już nie chciało ćwiczyć ;) Ale fakt, że powinno się je wykonywać codziennie jakoś mnie zmobilizował, nie chciałam odpuszczać już drugie dnia ćwiczeń. Cieszę się, że jednak poćwiczyłam, bo to też dodaje mi siły, że mogę.


Dzień 2:

7:00 woda z miodem i cytryną, kawa z mlekiem i stewią
7:45 chleb razowy z twarogiem i bananem
10:00 banan
12:00 chleb chrupki z twarogiem, cebulką, pomidorem i ogórkiem
14:00 kukurydza gotowana z łyżeczką masła, brzoskwinia
16:00 nic
18:00 RolloFit

Razem: myślę, że zmieściłam się w 1500 kcal ;)

1 h trening funkcjonalny
1 h rower
2 dzień - 30 Day Shred Jilian Michaels Level 1

23 lipca 2014 , Skomentuj

Ustaliłam cel: Nie jeść słodyczy w żadnej postaci przez następne 3 miesiące. Może się to wydawać zbyt radykalne - 0 słodyczy. Może dla niektórych łatwiej jest ograniczyć się do kostki czekolady czy cukierka. U mnie to tak nie działa. Albo wszystko albo nic. Jak zjem nawet kawałek ciastka, to nie powstrzymam się przed kolejnym i kolejnym. Jeśli dam sobie dyspensę, że mogę zjeść coś słodkiego, to jak zacznę kombinować czy ma to być batonik czy czekolada czy ptasie mleczko, to zgubię te wszystkie 'czy' i z łakomstwa zjem wszystkie wymienione. 

Zatem w jaki sposób chcę osiągnąć swój cel? 0 słodyczy to mus i nie może być wyjątku (ok - poza wodą z miodem i cytryną, którą piję co rano, ale to nie zwiększa mi chęci na słodkości, a podobno to zdrowa miksturka). 

1. Regularne posiłki, nie rzadziej niż co 3 godziny.

Najgorzej jak opuszczę jakiś posiłek albo mam za długą przerwę w jedzeniu - mogłabym zjeść konia z kopytami. A potem zagryźć jeszcze jeszcze siodłem do niego. Szybko muszę zjeść coś co da mi sytość i podniesie szybko poziom cukru - czyli najczęściej są to słodycze, białe pieczywo. Czasem cieszyłam się, że w ciągu dnia nie byłam głodna i nie musiałam zjeść jakiegoś posiłku. Miałam nadzieję, że dzięki temu spożyję mniej kalorii w dziennym bilansie. Nic bardziej mylnego. Wszystko nadrabiałam tak czy inaczej - wieczorem. I to ze sporą nawiązką. Nie mogę dopuścić do uczucia głodu, bo to już jest początek końca i potem ciężko mi się ogarnąć. 

2. Żegnajcie słodycze. Zabierzcie ze sobą też swoich kumpli od nagłego podnoszenia cukru we krwi. I tych wszystkich ziomów od pustych kalorii.

Słodycze słodyczami, ale wyrzucam też z kuchni produkty z mąki pszennej: makarony, pierogi, a przede wszystkim białe pieczywo. Ono potrafi wciągnąć mnie podobnie jak słodkości. Na jednym posiedzeniu zjem pół bochenka chleba z samym masłem. Ale to nic, bo bardzo szybko i tak jestem głodna. Mówię też dla majonezu, który wchłaniam w ilościach wręcz nieprzyzwoitych - dajcie mi do niego ser żółty lub wędlinę i nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba. Ale z tym tez koniec. Powinno być łatwiej rzucić niż słodycze. Zamiast tego witajcie: chlebie razowy, ciemny makaronie, sosie jogurtowo-czosnkowy.

3. Dużo wody

Zauważyłam, że często jem nie z głodu, a z pragnienia. Zatem będę dużo i regularnie nawadniać się, żeby wiedzieć, czy naprawdę jestem głodna, czy tylko płynów mi brakuje.

4. Częste mycie zębów.

Poza tym, że warto - dla ich zdrowia, to widzę, że jeśli mam ochotę na coś słodkiego - zwłaszcza po obiedzie - to po umyciu zębów ta ochota jest mniejsza lub przechodzi całkiem.

5. Zrywam z tym toksycznym związkiem emocjonalnym.

'Jest mi smutno, źle, mam problem ...'

To jest chyba najtrudniejsza część. Jem słodycze, żeby się pocieszyć, kiedy jest mi źle, smutno. Po zjedzeniu przez chwilę jest dobrze. Ale za moment dociera do mnie, że cukier znów ma nade mną przewagę, jest poza moją kontrolą. A ja się poddałam i jest mi jeszcze gorzej, więc jem jeszcze więcej i wpadam w takie koło. Czasem na kilka dni.

W jaki sposób mogę to zmienić? Muszę cały czas pamiętać, co jest dla mnie najważniejsze, o moim celu i pracy nad nim. A gdy przyjdą trudne chwile zadać sobie pytanie: Co da mi zjedzenie tabliczki czekolady? Czy to rozwiąże mój problem? Czy życie stanie się prostsze? A w zasadzie dlaczego jest mi smutno? (może to poważniejszy problem, który czekolada tylko zamaskuje?) Czasem nachodzi człowieka gorszy nastrój w zasadzie bez powodu, ot tak po prostu. I co wtedy? Co innego poza jedzeniem może poprawić mi nastrój? Hmmm .. Fajny film. Ćwiczenia. Sen -zawsze po przespaniu się jest lepiej. Zabawa z Bejbiakiem zawsze mi poprawia humor.

'Chcę się zrelaksować, nudzi mi się ..'

To się zdarza najczęściej wieczorem. W ciągu dnia dużo się dzieje, zawsze jest coś do zrobienia. A wieczorkiem, gdy mój mały Bejbiak już śpi, to nagle wszystko się wycisza, zwalniam obroty, chcę się zrelaksować. I wtedy główka zaczyna kombinować, co by tu zjeść. Nie wiem czemu synapsy łączą mi się na zasadzie; chcę coś miłego - aha to musi być jedzenie. No to zamiast jedzenia - film, książka, fajna kąpiel albo jakieś inne zabiegi kosmetyczne, puzzle, gra Puerto Rico, którą uwielbiam, scrapbooking, na który rzadko już mam czas.

'Jestem zmęczona, brak mi energii ...'

A co podniesie poziom energii najszybciej? Czekoladka. Masakra. Na to mam kilka pomysłów: zaangażować się w jakąś pracę, która mnie rozbudzi i zaciekawi, abym przestała myśleć o słodyczach, kawka do popicia i jeśli mogę sobie na to pozwolić - po prostu krótka drzemka dla podkręcenia akumulatorków.

6. Dużo sportu - już od samego rana.

Bardziej panuję nad jedzeniem, gdy ćwiczę. Poza tym cieszę się, że robię coś dobrego dla swojego organizmu i nie chcę tego psuć słodyczami.

Czyli co teraz? Teraz to już praca nad moim celem i dążenie do niego krok po kroku.


Dzień 1:
7:00 kawka z mlekiem i stewią
8:00 chleb razowy z twarogiem i bananem
11:00 banan (bo musiałam wyjść do lekarza i nie zdążyłam nic innego wciągnąć)
12:00 chleb chrupki z twarogiem, cebulką i rzodkiewką
14:30 pierś z indyka smażona bez tłuszcze, sałatka z warzyw z łyżeczką oliwy
17:30 truskawki z jogurtem naturalnym, odrobiną wiórków kokosowych i świeżym ananasem
19:30 chleb razowy z szynką i pomidorem z cebulką

Razem: + 1400 kcal

1 dzień - 30 Day Shred Jilian Michaels Level 1
45 min aqua aerobik
30 min jazda na rowerze

22 lipca 2014 , Komentarze (4)

Wydawać by się mogło, że w mojej sytuacji to proste pytanie: 'Jaki jest mój cel?'. Odpowiedź: 'Ważyć 60 kg'. A jednak nie. Siedzę cały wieczór i zastanawiam się nad tym celem. Nad tym samym celem, który ustalam od wielu lat i, który zamiast się przybliżać - oddala się z każdym przybranym kilogramem. 

Z jakiej przyczyny nie mogę go osiągnąć? I wtedy przychodzi mi do głowy, że mam obrany niewłaściwy cel. 

Z jakiego powodu do tej pory nie schudłam? Z powodu nieprawidłowego stosunku do jedzenia. Problemem nie jest brak ruchu, bo uprawiam dużo sportu. Problemem jest nadmiar kalorii. A ten wynika z tego, że nie traktuję jedzenia jako środka do funkcjonowania organizmu, ale z tego, że łączy mnie z jedzeniem silna więź emocjonalna.

Co skłania mnie do wyciągnięcia takiego wniosku? Często jem pomimo tego, że nie jestem głodna, ale dlatego, że jest mi źle z jakiegoś powodu, jest mi smutno, chcę się pocieszyć, wynagrodzić. Jem też z nudów oraz ze zmęczenia, gdy brakuje mi energii. Wydaje mi się też, że jestem uzależniona od słodyczy. Jak dłużej ich nie jem, to czuję się jak na odwyku. Dochodzę do stanu, gdy myślę już tylko o nich. Staję się rozdrażniona, zła. Jestem gotowa w nocy w piżamie pójść do sklepu po czekoladę. No i to uczucie błogości, gdy w końcu coś słodkiego zjadam. Natychmiastowy spokój.

Jak się teraz czuję pisząc to wszystko? Okropnie. Dociera do mnie, że mam problem. Że to jedzenie kieruje moim życiem, a nie ja sama. Jestem wściekła. Zawsze uważałam siebie za inteligentną jednostkę, silną. Dużo w życiu osiągnęłam. A próbuje pokonać mnie cholerna czekolada. Co to ma być, żebym nie mogła nad nią zapanować? Nie palę, piję okazjonalnie - myślałam, że nie mam nałogów, a uzależnił mnie cukier. Na opakowaniu czekolady powinny być podobne napisy jak na paczkach papierosów - o szkodliwości dla zdrowia przy nadmiernym jedzeniu i możliwości uzależnienia.

Jaki jest wobec tego mój cel? 

Nie jeść słodyczy w żadnej postaci przez następne 3 miesiące. 

Podobno, zmiana zwyczaju zajmuje właśnie 90 dni. A cel powinien być:
- prosty, konkretny - jest,
- mierzalny - 0 słodyczy,
- ambitny - bardzo,
- realny - moim zdaniem tak - jak rzucenie palenie,
- umiejscowiony w czasie - 3 miesiące. To nie znaczy, że po tym czasie będę znowu jeść słodycze. Potem wyznaczę kolejną datę. Musi być po prostu punkt odniesienia do realizacji celu - moment, gdy można określić, że został już osiągnięty.

Czyli mój cel określiłam. I na nim w 100% się skupiam, a jak przy okazji schudnę to dobrze. Powinno się mieć 1 cel główny w danym czasie, nad którym się pracuje. Wtedy praca ta jest najefektywniejsza. Tak też zrobię - praca nad rzuceniem słodyczowego nałogu staje się moim priorytetem.Co dalej? Do jutra zastanowię się nad taktyką, planem, w jaki sposób mój cel chcę osiągnąć. Co będzie moim sprzymierzeńcem, a co może mnie zepchnąć z obranej drogi.

22 lipca 2014 , Komentarze (6)

Odchudzam się odkąd pamiętam. Ciągłe ważenie, liczenie kalorii, nowe postanowienia i plany, że tym razem się uda. A waga idzie tylko w górę, aż dobrnęła do 74 kg. Najbardziej frustrujące jest to, że gdybym się wzięła w garść to w ciągu kilku miesięcy mogłabym zejść do mojego celu - 60 kg. Już 65 kg byłoby satysfakcjonujące, bo nie miałabym nadwagi. Ale ja robię jeden krok do przodu i dwa do tyłu. Przez tydzień ćwiczę, jem zdrowo, liczę kalorie i - chudnę, a potem w ciągu 3-4 dni objadam się słodyczami i tyję. I tak w kółko. 

Najgorsze jest to, że jestem coachem. Pomagam ludziom osiągać ich cele, pokonywać słabości, motywować, a sama nie mogę osiągnąć tego najważniejszego dla mnie. Jak to mówią 'Szewc bez butów chodzi' i jest w tym sporo racji. Najtrudniej zadbać o siebie.

Dlatego postanowiłam zastosować znane mi narzędzia coachingowe na mnie samej, potraktować siebie tak, jak osoby, z którymi pracuję. Nigdy nie robiłam tego w takim stopniu, więc może zadziała, bo stosowane do tej pory przeze mnie metody nie najwyraźniej nie skutkują.