Odstawienie słodzonych napojów, cukru w herbacie i masła poszło tak gładko aż sama jestem w szoku. Poczekałam chwilkę, żeby oswoić się z nowymi małymi zmianami, bo nie chciałam i nadal nie chcę bombardować się ogromnymi wyzwaniami, których pewnie nie byłabym w stanie wykonać, jak zwykle zresztą.
Minęło kilka dni odkąd małymi krokami wprowadzam w życie zmiany na drodze ku lepszej wersji siebie i na drodze do zdrowej relacji z jedzeniem.
Dziś pora na kolejny krok. Mam gdzieś z tyłu głowy lekkie obawy, że póki co idzie tak łatwo, i że zaraz napotkam konkretne przeszkody. Ale może nie będzie tak źle. Postanawiam sobie, że trzecim małym krokiem będzie picie 2-3 litrów wody dziennie. Przyznaję szczerze, że mam z tym spory problem. Bardzo rzadko czuję pragnienie, a w związku z tym nie pamiętam aby regularnie wypijać odpowiednie ilości wody. I tak jak przeczuwałam, może to być konkretne wyzwanie.
Eksperymentowałam już nie raz z różnymi metodami, fajne szklanki, kolorowe butelki, rurki do picia, dodatki w postaci owoców, ale to wszystko nie poskutkowało. Mam nadzieję, że tym razem też spróbuję znaleźć jakiś sposób aby ułatwić sobie wprowadzenie tego kolejnego kroku do mojej codzienności.
Dodatkowo, chcę się podzielić moimi spostrzeżeniami na małe zmiany, które powoli u mnie zachodzą. Oczywiście nie mówię tu jeszcze absolutnie o zmianach fizycznych, ponieważ minęło zdecydowanie za mało czasu, ale w głowie leciutko coś się ruszyło. Chyba już po dwóch dniach sama z siebie bez żadnego postanowienia zrobiłam w domu trening 45 minutowy, co prawda trochę musiałam wyganiać mojego lenia, ale udało się i jestem bardzo zadowolona z siebie. Zauważyłam też, że bardziej zwracam uwagę na to co jem i mimo, że jeszcze nie postanowiłam jakoś rygorystycznie pilnować diety, to robię to i bardzo się cieszę.
Czasami łapię sama siebie w takich śmiesznych momentach, gdy powiedziałam sobie, że nic na siłę i nawet jak jeszcze teraz coś podjem, czy zjem za dużo, to nic takiego się nie stanie, bo do wszystkiego chcę dojść na spokojnie, i nachodzi mnie ochota np. na loda, albo coś słodkiego itp., wtedy moja pierwsza reakcja jest taka, że nie mogę tego zjeść pod żadnym pozorem, a następnie tłumaczę sobie po cichu, że nie będzie tragedii jak to zjem i wręcz trochę zmuszam się, żeby "zgrzeszyć" i zjeść to na co mam ochotę. Oczywiście nie przesadzam, ale w ramach zdrowego rozsądku próbuję uzdrowić moją relację z jedzeniem. Mam nadzieję, ze tym co robię idę w dobrym kierunku.
Życzę wszystkim miłego dnia :)