Mogę Wam powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Pierwszy tydzień zaliczony. Co prawda mogło być lepiej, bo np. mogłabym regularnie uprawiać jakąś aktywność, ale jak to się mówi "nie od razu Kraków zbudowano". Póki co byłam 2 razy "na kijkach" i powiem Wam, że mi się podobało. Jak na razie zmiana trybu życia mnie nie męczy. Tak, dobrze widzicie, nie jestem na diecie, nie odchudzam się. Zmieniam tryb życia! Jedzenie na trochę zdrowsze, brak aktywności na regularną aktywność. Chcę tak przyjemnie żyć już zawsze, a nie do momentu utraty zbędnych kg. Nie chcę efektu jojo i nie chcę już nigdy wyglądać tak jak teraz. Nie, nie, nie.
Nie wytrzymałam i wlazłam na wagę, a tu -2,3kg. JUPI!! Dziś dam czadu i mam nadzieję, że jutro, no może po jutrze będzie -3kg. Wiem, wiem. Nie będzie tak ciągle, bo to początek, a na początku zawsze dużo spada, bo organizm się oczyszcza.
Mam nadzieję, że w wakacje włożę spodnie, które aktualnie są na mnie ciasne, mają rozmiar 46, aktualnie noszę 48. Chcę móc nosić koszule, które tak mocno mi się podobają, chcę nie wstydzić się mych ramion, chcę nosić rurki, chcę nosić krótkie spodenki i nie wstydzić się grubych ud i cellulitu, który uformował się z tłuszczu na nich zebranego. Chcę być zgrabna i podobać się facetom, chcę czuć ich pożądanie.
A jak Wam idzie? Mam nadzieję, że wiosna dodała Wam dużo enegrii do walki o lepszą siebie. :)
Pozdrawam, Ceriise. :)