Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Moja mama jednak się myliła. Jestem gruba, szczęśliwa i mam fajnego faceta. Teraz chcę zrobić coś dla siebie i zadbać o moje zdrowie. Każdy moment jest dobry by zacząć więc zaczynam teraz.

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5759
Komentarzy: 196
Założony: 1 czerwca 2020
Ostatni wpis: 3 sierpnia 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
KlasycznaKropka

kobieta, 31 lat, Łódź

160 cm, 104.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 sierpnia 2020 , Komentarze (30)

Żyje i jest mnie mniej. Dokładnie 13,1 kg i 65 cm mniej :)

Ostatnie dwa miesiące nie należały do łatwych... 

W końcu ciężko pracowałam aby moje życie mocno się zmieniło. :)

1 czerwca wzięłam centymetr do ręki i postanowiłam, że zrobię pomiary swojego ciała żeby potem na bieżąco móc weryfikować to co się ze mną dzieje. Wzięłam centymetr i okazało się, że był to ostatni moment kiedy mogłam go wziąć do ręki.

149cm właśnie tyle pokazał centymetr kiedy owinęłam go wokół mojego brzucha. Nie dowierzałam. 
Nie mogłam uwierzyć że to ja.
Nie mogłam uwierzyć, że tylko 1 centymetr dzielił mnie od... aż strach myśleć od czego.
Przeżyłam szok i jednocześnie zyskałam niezłą motywację.

Przede wszystkim przeszłam na dietę warzywno-owocową Dr Ewy Dąbrowskiej, na której ostatecznie wytrzymałam 3 tygodnie i potem powoli z niej wychodziłam wprowadzając kolejne grupy jedzeniowe. Zgodnie z planem przeszłam na wegetarianizm i tylko od czasu do czasu pozwalałam sobie na dyspensę w postaci bezglutenowych słodyczy. Kontroluje porcje, dyskutuje z własnym mózgiem ustalając czy czegoś chcę czy też nie. Kosztuje mnie to sporo pracy ale czuję, że idę w dobrą stronę :)

Po raz pierwszy nauczyłam się głośno mówić o mojej diecie. Nie wstydzę się, nie czuję skrępowania odmawiając czegoś. Odpowiadam dumnie: Nie dziękuję, jestem na diecie. 
I muszę przyznać, że ludzie dobrze na to reagują, a ja czuję się z tym dobrze ze świadomością, że tak będzie wyglądała reszta mojego życia :)

Z nowym ciałem powoli wracam do moich marzeń....

Zastanawiam się czy macie jakieś marzenie, które odkładacie na "chudsze czasy"?

63 / życia?

8 czerwca 2020 , Komentarze (13)

Dzisiaj czułam się jak uciekająca Panna Młoda.
Tylko, że ja nie uciekałam przed nieszczęśliwym związkiem( i później życiem) odzianym w garnitur tylko przed całymi alejkami wypełnionymi po brzegi kolorowymi artykułami, których nie wolno mi ruszyć.
Kiedyś moje zakupy wyglądały zupełnie inaczej. Nie patrzyłam w podłogę udając Korzeniowskiego mknącego do alejki z warzywami, a rozkoszowałam się zakupami. Z Lubym mieliśmy swojego rodzaju rytuał, w którym wolno przechodziliśmy między alejkami, oglądaliśmy, wybieraliśmy, porównywaliśmy, planowaliśmy. Była to niemalże gra wstępna przed kulminacją, którą miały być ugotowane przez Nas dania podczas kilku kolejnych dni.

Dzisiaj przeciwstawnie lecę między alejkami od punktu A do puntu "jeszcze więcej warzyw" niemalże uciekając przed wszystkim innym co jest w zasięgu mojego wzroku.  Jakby moja wola przez dłuższe spojrzenie miała się rozsypać w drobny mak. 

I tak też dochodzę do wniosku, że oprócz gimnastykowania ciała w trakcie trwania diety muszę pracować nad czymś o czym zwykle zapominam, a co jest cholernie ważne - nad moim mózgiem.

Nie chcę przez całe życie czuć, że muszę uciekać przed czymś. Chcę okiełznać smoka i panować nad nim aby moje życie stało się lepsze. Abym nie musiała uciekać w sklepie przed jedzeniem na półkach, przed moim uzależnieniem. 

Uzależnieniem od jedzenia. 

Dopiero od niedawno jestem w stanie powiedzieć: " Jestem uzależniona od jedzenia i pracuję nad tym" i czuję się z tego powodu dumna. W końcu od wyparcia "ja po prostu lubię jeść, a fakt tego, że muszę zjeść daną rzecz do końca nawet jeśli będę się z tym źle czuła" do zaakceptowania, że mam problem z jedzeniem, który nie jest już preferencją czy kwestią charakteru była daleka droga. 

Mam wrażenie, że dzięki temu jestem o krok bliżej do stworzenia zdrowego związku z jedzeniem, w którym to ja trzymam ster, a nie na na odwrót.

A jakie jest Wasz związek z jedzeniem?

8/42

7 czerwca 2020 , Komentarze (47)

Moje płaskodupie powinno się ruszać.
Ba, moje płaskodupie nawet wie, że powinno się ruszać. W mojej głowie powoli rodzi się ta potrzeba, z którą godzę się może nie w boleściach ale z lekkim dyskomfortem.
Zawsze byłam beznadziejna w sport. Rzucałam piłkę w prawo, leciała 2 metry lewo od kierunku,w  którym ją rzucałam albo po odbiciu spektakularnie trafiała we mnie ale kogoś z mojego otoczenia. Dołączmy do tego wredne, wyśmiewające dzieci, a potem tylko zmiksować, dodać sporo łez i mamy piękne zwolnienie z wf. 
Z perspektywy czasu wiem, że nie było to dobre rozwiązanie dla mojego zdrowia fizycznego ale jak najbardziej właściwe dla mojego zdrowia psychicznego.

I tak też stoję przed wami dzisiaj 118kg żywej wagi z dwukrotnie zwichniętą rzepką w kolanie ( przez co większość ćwiczeń jest dla mnie niemożliwa/niebezpieczna ) proszę ładnie o poradę odnośnie ruchu.

Od czego poleciłybyście mi zacząć?

I drugie bardzo ważne dla mnie pytanie: czy znacie jakieś ćwiczenia na budowanie tyłka ( mam przewlekłe płaskodupie) bez konieczności przysiadów tj. nie obciążające kolan?

PS. Tydzień za mną i mogę powiedzieć, że nie było aż tak źle! Pokonałam zamówioną pizzą i gotowane obiadki dla L. Nawet widelcem ich nie tykłam! Czuję się naprawdę dobrze, mam sporo energii, a Luby ostatnio ze zadziwioną i lekko wystraszoną miną spytał: " Gdzie jest twój brzuch?". 
I jak tu go nie kochać? 
7/42

4 czerwca 2020 , Komentarze (54)

Dzisiaj z Lubym poszliśmy na spacer i mogę oficjalnie stwierdzić, że sezon letni uważam za otwarty. Starsza Pani wytknęła mi, że jak z takimi nogami można nosić sukienkę. Inna pogardliwie stwierdziła, że nie mam wstydu. Nastolatki zamarły w absolutnej ciszy kiedy przychodziłam koło ławki, na której siedzieli, a po moim przejściu usłyszałam wybuch śmiechu. W takim momentach lubię czuć jak jego ręka obejmuje moją. 

Zabawne jest to, że mój Luby nigdy nie widzi takich reakcji, jest na nie po prostu ślepy, w swoim święcie z moją miękką dłonią w jego (na szczęście też tak ma jak ktoś zaczyna z nim flirtować. Czasami lubię dać mu chwilkę żeby się zorientował i spłoszony odszedł pokraczynym krokiem jednak w większości wypadków muszę wkroczyć sama i wskazać, że to ciacho jest moje. Ale o tym szaaa).

Ponieważ spotyka mnie to od lat to nieszczególnie mnie to już rusza. Okazał się jednak, że z wiekiem moja ruda wredność wychodzi częściej się pobawić. Wiem, że jestem za stara na pokazywanie publicznie języka ale.... no chyba rozumienie, że czasami trzeba. Ludzie są zawsze tacy zdezorientowani. <3
Do dzisiejszego dnia nie zapomnę jak jakaś fit para po prostu wbijała  w nas spojrzenia i w końcu już nie dało się wytrzymać tego jak intensywnie nas obserwują więc klepnęłam Lubego po tyłku, po czym go za niego złapałam, odwróciłam wzrok do faceta w tej parzę, który obserwował to zagubiony. Popatrzyłam mu prosto w oczy i powiedziałam:

-" Mrrrrauuu. Ty jesteś następny!"

Absolutne ich zatkało. Luby zgarnął mnie za rękę i od nich odciągnął, a na mojej twarzy malował się figlarny uśmiech.

I tym pozytywnym akcentem chciałabym poprosić każdą z Was żeby w te wakacje tego nie ignorowała takich sytuacji. Zabawcie się tym! Gwarantuje, że następnym razem zastanowią się chociaż przez sekundę nad sobą ;)

PS. 4/42. Cisnę i nie przestaję!

3 czerwca 2020 , Komentarze (31)

Należę do kobiet grubych. Nie do “mam 5, 10 czy 15 kilogramów nadwagi”, baaa nie należę nawet do grupy “30 plus”. Jestem duża, a trzycyfrowa liczba mówi sama za siebie. Z informacją o 160cm wzrostu jesteście w stanie sobie to zobrazować.

Gruba.

Jako kobieta lubię seks, jako gruba kobieta lubię seks z koneserami moich kształtów, przy których czuje się niesamowicie swobodnie. Na powodzenie nigdy nie mogłam narzekać, a gdy przyszedł czas na związek znalazłam sobie fantastycznego faceta, który rozpływa się nad moim każdym centymetrem niezależnie od tego czy jest mnie mniej czy więcej.


Luby jest dla mnie bratnią duszą, pasujemy jak kawałki układanki, a po drugiej randce wiedziałam, że to właśnie on zostanie moim mężem. Dlatego też rozmawiam z nim o wszystkim. O diecie, o chudnięciu, o jego fascynacją moimi kształtami i o seksie.

Zgodnie twierdzimy, że podstawą związku jest dopasowanie seksualne. Bez tego nie wyobrażamy sobie głębszej relacji.

Podczas jednej z rozmów, które odbyliśmy przed moim przejściem na dietę był temat: co według niego jest pociągające.

Jaka wagowa wersja mnie jest dla niego pociągająca?

 Usłyszałam coś co mnie zdziwiło. 

“80, 90 kilogramów” - powiedział.

Poczułam się jak w studni.

Moje plany są zdecydowanie inne chociaż nie ukrywam, że te wagi będą już dla mnie swego rodzaju zwycięstwem. Nigdy jednak nie sądziłam, że mój Luby będzie miał tak sprecyzowane oczekiwania względem mojego ciała. I tak inne oczekiwania niż ja.

Podzieliłam się z nim moimi planami, a jego twarz nie wyrażała nic. Skwitował tylko:

“Zobaczymy jak będzie później. Teraz nie będziemy się tym przejmować.”

Jednak w jego oczach widziałam lekki strach. Tak jakbym go poprosiła o to żeby spakował swoje walizki zbierał się z mojego życia.

Moja ulubioną wagą, do której chciałabym wrócić jest 77 kg. Czułam się w niej genialnie. Dzisiaj zdałam sobie jednak sprawę, że każdego dnia będę podejmowała kroki, które będa odpychać kogoś kogo kocham. 

Czy poświecę kilka lat związku i wspólną przyszłość? 

Dzisiaj mogę odpowiedzieć, że tak.

Za parę lub raczej parenaście miesięcy okażę się jednak jaką decyzję podejmę.


A jak do tego tematu podchodzą Wasi mężczyźni?



KK

PS. 3/42

2 czerwca 2020 , Komentarze (16)

Zawsze kiedy myślę o wejściu na wagę czuję znajomy skręt brzucha. Mój organizm wybrał sobie ten sposób na powiedzenie mi " O ktoś tu jest zestresowany!". Waga jest dla mnie albo najlepszą przyjaciółką albo największym wrogiem. Nigdy nie wyrobiłam sobie zdrowego podejścia no niej. Kiedy o tym myślę to posunęłabym się do stwierdzenia, że nikt mnie tego nie nauczył. 

Kiedy byłam dzieckiem waga nie stanowiła dla mnie problemu ale reakcja dorosłych po wejściu na nią już tak. Ten grymas zapiszę się w mojej psychice na zawsze. O ważeniu w szkole nawet nie chcę pamiętać. Pamiętam zawsze, że trzy lub dwie najgrubsze dziewczyny dobierały się razem i tak wchodziłyśmy do pokoju pielęgniarki gdzie po wyjściu zasłona milczenia była świętością.

Naturalnie z czasem, kilogramami i nieudanymi próbami schudnięcia sama zaczęłam jej nienawidzić. A kwestia 100 gram różnicy na wadzę mógł wywołać u mnie euforię albo absolutną rozpacz.

W związku z tym postanowiłam się nie ważyć.
Przez najbliższe 6 tygodni. 
Dla zapieczętowania tej decyzji waga została wyniesiona do piwnicy. Niech sobie tam leży i nie szarpie moich nerwów :)

Dzisiejszy dzień przebiegł dość gładko mimo, że gotowałam dla Lubego ogromny garnek chilli con carne, które o dziwo mnie nie kusiło. Teraz ssie mnie niemiłosiernie ale grzecznie zapijam to bardzo lekką zieloną herbatą z jaśminem i nie parzę jak L wcina słodkie winogrona.

2/42 za mną.

Dobranoc,

KK 

1 czerwca 2020 , Komentarze (5)

Witajcie,

od dzisiaj zaczęłam dietę warzywno-owocową Dr Ewy Dąbrowskiej, a że ten post daje po tyłku to uznałam, że przyda mi się wsparcie. A gdzie lepiej je znaleźć jak nie tutaj ;)

Od dwóch tygodni przygotowywałam się psychicznie do tej diety. Przeczytałam książki opisujące ten post, poukładałam sobie wszystko w głowie, uprzedziłam mojego lubego i najbliższych i zaczęłam od dużych warzywno-owocowych zakupów. 

Na poście i wychodzeniu łącznie planuje być 3 miesiące, a następnie wejść we wrzesień jako wersja 2.0.

Dzisiejszy dzień zaliczony bez potknięć. <3

Jutro spróbuje więcej pić i postaram się trochę więcej chodzić niż dziś.

Przede mną daleka droga... ale tą drogę mam zamiar tym razem przejść w zgodzie z moją głową.

KK