Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chcę być piękna!

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2887
Komentarzy: 38
Założony: 2 stycznia 2014
Ostatni wpis: 4 sierpnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
LibreSoy

kobieta, 33 lat, Warszawa

167 cm, 70.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: ważyć 59kg do 24 maja ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 sierpnia 2014 , Komentarze (3)

Chyba każda z nas to przerabiała.

Dzień chyli się ku końcowi, pięknie trzymałyśmy się postanowień, oglądamy ulubiony serial lub czytamy świetną książkę i... pojawia się ONA.

OCHOTA

Skrada się niczym najsprytniejszy z drapieżników i atakuje, kiedy akurat idziemy umyć zęby i zamierzamy wpakować się do łóżka.

Przed oczami pojawia się 'krótki film o zabijaniu' - oczywiście naszych postanowień. 

Coca-cola, chipsy, czekoladki, kebab - co kto lubi.

Ja wybieram to ostatnie.


Łatwiej jest, kiedy akurat nie macie grosza przy duszy, zerwało linię telefoniczną w całym województwie, a w mieszkaniu nie ma nic zakazanego.

Marzenie.

Od trzydziestu minut walczę sama z sobą, żeby nie zadzwonić po ulubionego kebaba.

Przecież to tylko 7zł - warzywa, kurczak... mogę nawet nie jeść bułki!


Oczywiście się nie poddam, nie pierwszego dnia.

Jednak wesoło mi nie jest.



Cóż poza tym?

Wyszłam dziś z pracy godzinę wcześniej, żeby załatwić dwie sprawy.

Pierwsza, która miała trwać piętnaście minut, zajęła mi prawie godzinę.

Druga przez to była już zamknięta.

Dobrze, że przynajmniej kupiłam herbatę.


Jedzeniowo dziś grzecznie - niecałe 1500kcal.

Gorzej z ruchem, tylko ok. 10km szybkiego marszu.

Hoolanie nie przeszło - wszystkich w domu to wkurza, a swojego pokoju nie mam.

Poczekam do przyszłego tygodnia, kiedy będą mieli bardziej dogodne godziny pracy :)


Póki co zmykam i życzę Wam dobrej nocy :)


3 sierpnia 2014 , Komentarze (12)

Weszłam dziś rano na wagę, zmierzyłam się i obfociłam.

Później znalazłam w czeluściach komputera moje pomiary sprzed roku.

Wstawiam je Wam ku przestrodze. 

Prawda, że było pięknie?


Niestety później przyszedł październik.

Choroba i śmierć bliskiej mi osoby.

Wszystko stało się niesamowicie szybko - trzy tygodnie.

Umarła przytulona do mnie.

Była mi prawie tak bliska jak Mama.


Po tym wydarzeniu wpadłam w niesamowitą depresję.

Przestałam wychodzić z domu, później z łóżka.

Przestałam jeść, dbać o siebie, rozmawiać z ludźmi.

Zaniedbałam uczelnię i wszelkie inne obowiązki.

Kiedy zaczęłam się leczyć ważyłam 55kg i byłam strzępem człowieka.


Później przyszły leki, terapia, dwie sesje.

I stary dobry sposób na radzenie sobie ze stresem.

Żarcie.

Bo jedzeniem tego nazwać nie można.

Wszystko i w każdych ilościach.

Efekty widać w powyższej tabelce.



Nie całkiem jeszcze doszłam do siebie.

Ale chyba już na tyle, żeby wreszcie stanąć do walki nie tylko o zdrowie psychiczne, ale też fizyczne.

O to, żeby znowu stać się atrakcyjną i wysportowaną kobietą, a nie tłustym kłębkiem nieszczęścia. 


Zaplanowałam utratę co najmniej 0,5kg tygodniowo.

Pierwszy cel to 64.5 kg do pierwszego października. 

Kolejnym celem jest 60 kg w święta.

Ostatecznym celem - 58 kg do 13 lutego.

Z tym, że po osiągnięciu 60 kg podejmę decyzję, czy jest ok, czy jedziemy dalej - nic na siłę.

Najważniejsze jest moje dobre samopoczucie i akceptacja swojego wyglądu - masa ciała jest drugorzędna.


Codzienny plan zakłada:

- 1500kcal

- co najmniej 1,5l wody

- co najmniej jedna zielona i jedna czerwona herbata

- co najmniej 10km szybkiego marszu (niech żyje Endomondo)

- co najmniej godzinę hula hoop

- żadnego śmieciowego jedzenia, coli itp.

- na tyle, na ile to możliwe posiłki będą regularne


Mam nadzieję, że z konkretnym planem działania będzie mi łatwiej.

No to.... START! :)

31 lipca 2014 , Komentarze (2)

Czasu u mnie jak na lekarstwo.

Silnej woli też.

Nie tyję, ale chudnę baaardzo powoli - prawie wcale.


Bo poza pracą nie mam siły i czasu już na nic.

Wiem, każdy wykręt jest dobry.

Ale wstaję o szóstej, do domu wracam późno - wykończona i głodna.

Bardzo głodna... 


Postanowiłam, że od jutra zacznę jeszcze raz.

Zmierzę się, zważę i postawię sobie konkretne cele.

Bo z celem 'schudnąć te cholerne 10kg' osiągnę niewiele.

Konkretne daty i wyniki - ot co!


A teraz idę spać... 

Dobranoc :)

21 lipca 2014 , Komentarze (6)

O Kochani! 

Tak aktywna to ja mogę być codziennie!

Nie spodziewałam się, że tak pięknie mi pójdzie.

Wiem, dla innych to pewnie niewiele, ale ja i tak jestem z siebie dumna.

Okazuje się też, że Endomondo jest niezwykle przydatne i motywujące.


Przeszłam dziś ponad 12km, spalając 600kcal i spiekając ramiona na raczka.

Rowerem przejechałam 22,37km, spalając 572kcal i łapiąc trzy komary w oko :D


jedzonko:

07:00 - jagodnik, czekolada z mlekiem

13:30 - jogurt naturalny 165g + 15 płatków pełnoziarnistych z truskawkami

17:30 - pięć pieczonych w piekarniku skrzydełek

21:15 - jogurt fantasia z płatkami

Wiem, z jedzeniem szału nie ma, ale już wcześniej pisałam dlaczego...


Oki, ja się zbieram spać, bo o szóstej zadzwoni budzik.

Dobranoc :*


20 lipca 2014 , Komentarze (3)

A przynajmniej takie mam wrażenie.

Angina kompletnie mnie wykończyła.

Chociaż nie jestem pewna, czy bardziej ona, czy upały.

Od dziecka koszmarnie je znoszę.


Od piątku gorączkę i ból gardła zastąpił katar czyli coś, co dla mnie jest nie do zniesienia.

Każdą chorobę przechodzę w miarę ok, na katar umieram :D


Oczywiście dieta i ćwiczenia poszły się bimbać.

Od środy nie wychodziłam z domu więc byłam zdana na zapasy uzupełniane prze Rodzinkę, a oni mają gdzieś moje dietetyczne upodobania.

Na ruch kompletnie nie miałam siły.

Nadal przeraża mnie perspektywa jutrzejszych 12km spaceru w pełnym słońcu...

Ale przynajmniej zacznę się ruszać więc nie ma tego złego.


Od jutra wracam na dobre tory żywieniowe i dodaję aktywność.

Trzymajcie kciuki :)


17 lipca 2014 , Komentarze (3)

Wciąż jestem i żyję.

Ledwo, ale jednak.

Nie dość, że odstawianie cukru, że praca całymi dniami, że upał... to jeszcze okres i angina!

Od wczoraj leżę w łóżku z gorączką i nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz tak niesamowicie bolało mnie gardło!

Do tego wszystkiego ból głowy i katar.


Oczywiście dostałam zwolnienie do końca tygodnia, żeby nie pozarażać dzieciaków. 

Masakra totalna. 

Ruchu zero, samo wstanie do łazienki jest problemem. 

Czuję się fatalnie!

Mam nadzieję, że w miarę szybki mi przejdzie i w poniedziałek będę mogła wrócić do pracy.


A jak tam Wasza walka?

Mam nadzieję, że lepiej niż moja...


Dobrej nocy :)

14 lipca 2014 , Komentarze (2)

Wszytko ładnie, pięknie.

Zapał, motywacja, aktywność, jakość posiłków.

ALE!

Pierwszy posiłek jem przed ósmą, a kolejny... po niecałych ośmiu godzinach.

Niestety nie mam możliwości zjedzenia czegoś w czasie, kiedy jestem w pracy.

Dziś próbowałam, ale niewiele z tego wyszło. Pierwszą chwilę i tak znalazłam po 13:00.

A dzieciaki od razu podchwyciły, że coś jem i też by chciały.

Za to po przyjściu do domu od razu rzucam się na jedzenie i zjadam potrójną porcję, oczywiście wciąż czując wilczy głód...


Niestety produkty, które jedzą dzieciaki mi nie odpowiadają, albo po prostu sposób przygotowania pozostawia wiele do życzenia dla życiowego aseptyka...

Od jedzenia przygotowywanych przez nie posiłków wykręciłam się dietą - bez chleba, mleka, jajek, części owoców i warzyw. 

Czyli wszystkiego, co one jedzą.

I co normalnie jadłabym ja.


Tylko teraz, chcąc zabrać coś do jedzenia muszę kombinować, żeby pasowało do tego, co powiem dzieciakom, było łatwe w transporcie i nie psuło się po czterech godzinach w upale.

Bosko.


Macie pomysł, jak to obejść?



Wyżaliłam się to teraz idę spać. 

Rano znowu pobudka o siódmej...


Dobranoc :)

13 lipca 2014 , Komentarze (7)

A przynajmniej taką mam nadzieję.

Doprowadziłam się do stanu makabrycznego - 70,3kg!!!

A jeszcze rok temu warzyłam 10kg mniej.

Aż mi się płakać chce. 


Ale nie ma co płakać tylko trzeba działać.

Dlatego od nowa zaczęłam walkę o lepszą siebie.

Pomożecie?! :D