Zaczelam odchudzanie jakis miesiac temu, tak naprawde dobilam do 89,9 kg. Ten wynik mnie przerazil, bylam o krok od 90 kg. Na poczatku postanowilam zmniejszyc zoladek, czyli jadlam polowe procji ktorych wczesniej. Nastepnie od 1 do 5 marca zaczelam cwiczyc w domu. z poczatku delikatnie, stopniowo zwiekszalam ilosc powtorzen. Od 6 marca zaczelam uzywac sprzetu do cwiczen kardio (w tej chwili mam mega zakwasy mimo kazdorazowej rozgrzewki) i stosuje diete 1000 kalorii. Ze wzgledu na moj siedzacy tryb pracy moje dzienne zapotrzebowanie na energie to ok 1700 kalorii. Do konca marca mam nadzieje na wynik 80-81 kg. Prawde mowiac waga az tak sie nie przejmuje, zalezy mi zeby centymetry spadly a cialo przestalo byc takie galaretkowate ;p. Nie mysle o odchudzaniu w sensie dlugoterminowym bo bym sie zalamala przy pierwszej okazji. Walcze z dnia na dzien, nie mysle ile ja tak wytrzymam, po prostu moje widzenie ogranicza sie do 1 dnia i tak codziennie.