Pamiętnik odchudzania użytkownika:
monikamleczek

kobieta, 47 lat, Podszkle

156 cm, 77.50 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Doczekać wreszcie 60 kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 sierpnia 2018 , Skomentuj

Tak jak w tytule moja waga stoi w miejscu albo rośnie. Już. Nie mam pomysłu co ze sobą zrobić. Ostatnio musiałam brać hormony bo miałam problemy zdrowotne ale po tych hormonach wcale się nie poprawiło wręcz doszły inne. Odstawilam te tabletki i mam nadzieję że jakoś to wszystko ureguluje. Do odchudzania już nie mam siły. Wczesniej wystarczyło że pobiegałam a waga spadała a teraz jak zaczarowana. Chyba to już ten wiek że się tyje!!!!!

25 sierpnia 2017 , Komentarze (3)

Tyje, tyje i jeszcze raz tyje! Zmieniłam prace, jestem przez 8 godzin w ciągłym ruchu ale podjadam i to pewnie dlatego. Pracuję w cukierni ale jak tak dalej pójdzie to będę musiała przenieść się do sklepu żelaznego. Tam nie będę podjadać. Czuję się jak kaleka normalnie obrastam w tłuszcz. Nie mam siły ciągle się pilnować ale wiem że muszę bo będzie coraz gorzej. 

30 lipca 2016 , Komentarze (3)

Tak. Świadomie albo i nieświadomie robię sobie krzywdę, bo jak można inaczej nazwać to co ze mną się dzieje. Przecież obiecuję sobie, że będę się pilnować z jedzeniem a za chwilę idę i szukam co by tu sobie zjeść. Co z tego że do południa idzie fajnie a popołudniu wszystko się wali. No i tak na chłopski rozum gdybym policzyła kalorie to nie ma szans nie schudnę.

23 lipca 2016 , Komentarze (3)

Minoł tydzień, tydzień starania się aby waga chociaż trochę spadła a tu co? Mam 73,7 kg czyli 1,4 kg więcej! No chyba mnie coś trafi!!!! Nie był to jakoś super aktywny tydzień no ale bez przesady, mogłam nie schudnąć ale tyle przytyć. Jestem kompletnie załamana. Jeszcze trochę i trzeba będzie mnie leczyć psychiatrycznie!!!

Najśmieszniejsze jest to że: kto dba o dietę? Ja! Kto dba o ruch? Ja! Kto nawija o odchudzaniu? Ja! Kto jest gruby? JA!!!!!!!!!    Chyba już taki mój los! Wiecznie gruba!!!! Mam tego serdecznie dość!!!!!!!

19 lipca 2016 , Komentarze (4)

W niedzielę miałam na wadze 72,1 kg, zadowolona że waga spada a tu masz dzisiaj rano 73,5 kg no i jak się nie denerwować i jak się nie załamać. Jeszcze na dodatek wczoraj ubrałam kurtkę wiosenną i jest ciasnawa a jak przypomnę sobie jaka była luźna no to mnie normalnie rozwala!!!! Pogoda jest jaka jest wszędzie mokro wyjdziesz z domu to wracasz jak szczur mokry i ubłocony!!!! Idź drogą to wszyscy chcą podwozić bo biedna idzie na nogach pewnie nie ma co robić.

16 lipca 2016 , Komentarze (1)

Pomalutku do przodu!!! W tym tygodniu na wadze -0,4 kg! Trochę mało ale spadło i oby tak dalej i jak najdłużej utrzymać tendencje spadkową bo  od pół roku co tydzień byłam na plusie! W tym tygodniu byłam na basenie pierwszy raz w życiu! Do tej pory nie byłam w wodzie większej niż po kostki. Bałam się ale nie wiem czego bardziej wody czy pokazania się publicznie w stroju kąpielowym. W sumie woda nie taka straszna nawet było super a w stroju też nie czułam jakiegoś skrępowanie. Za tydzień znowu na basen!

8 lipca 2016 , Komentarze (3)

   Postanowiłam w końcu coś napisać w tym moim pamiętniku. Źle się dzieje. Waga poszybowała sobie w górę i dalej szybuje a ja nie potrafię sterować tym szybowcem!!!Całą winę przypisuję tabletkom które zażywałam przez ostatnie 5 miesięcy. Teraz już je odstawiłam i mam nadzieję, że wreszcie jakoś zapanuję nad sobą.  Faktem jest, że jem więcej no i nie ma się co dziwić, że waga rośnie i centymetry też.

 W przyszłym roku córka ma pierwszą komunię, tak więc mam jeszcze trochę czasu żeby się ogarnąć i może mnie to jakoś zmobilizuje i dam rade. Wiem, że mogę i wiem, że dam radę!!!!!

16 maja 2014 , Komentarze (3)

Moja historia

Cześć. Mam na imię Maciek. Mam 22 lata, jestem studentem. Na ścianie mojego pokoju wisi zegar i tyka. Tik, tok, tik, tok. Ale przecież to nic nowego, każdy z Was mógłby napisać to o sobie. Mam na imię ‚…’. Mam ‚…’ lat. Jestem ‚…’. No i każdy z Was ma zegar. A teraz dopiszcie – mam raka.

Strach? Niedowierzanie? Ale przecież ja jestem jeszcze młody, mam przed sobą całe życie. Przecież ten zegar wciąż tyka, jak to, może wkrótce przestać? Przecież chorują inni, są gdzieś za wysokim murem szpitala, są starzy, schorowani… Nie, to na pewno nie mogę być ja. Może palili papierosy, albo nie stronili od alkoholu.. albo biegali do solarium pięć razy na dzień.. albo.. albo.. Przecież ja nie jestem taki, nie mogę zachorować. Nie choruje się tak po prostu. Nie, gdy ma się 22 lata.

Wiecie, jakie to szczęście gdy budzicie się rano i wiecie, że macie przed sobą jeszcze tyle dni, miesięcy i lat… Że uderzenia waszego serca nie są jeszcze policzone i wcale nie musicie się tym martwić. Nic a nic. Nawet nie wiecie jak Wam zazdroszczę. Ja również byłem jednym z Was. Aż złapało mnie przeziębienie. To był grudzień 2012, zimno. Nic wielkiego, myślałem, pewnie przeziębiłem się, gdy biegałem wieczorem. Lubię biegać. Psia krew, następnym razem założę cieplejszą bluzę. Basia znów będzie narzekać, że ciągle się przeziębiam i pewnie o siebie nie dbam. Mówiłem Wam o Basi? Basia to moja dziewczyna, przepiękna dziewczyna. Koledzy ciągle mi jej zazdroszczą, ale wiecie, nigdy jej nie oddam i będzie przy mnie najszczęśliwszą kobietą na świecie. Ma taki piękny uśmiech i błyszczące oczy.. I włosy, takie długie i kruczoczarne. Czasami wieczorami myślę sobie, że straszny ze mnie szczęściarz. Mam rodzinę, która mnie wspiera, Basię, z którą planuję wspólną i długą przyszłość, studiuję Elektronikę i Telekomunikację na AGH, a po studiach znajdę dobrą pracę i założę rodzinę. To taki przyszłościowy kierunek, tak mówią. Ale wiecie, choroba sprawia, że słowo ‚przyszłość’ nabiera innego znaczenia. Nie ważne jaka będzie, ważne, żeby w ogóle była…

Kolejne przeziębienie. To pewnie po ostatniej wycieczce w górach. Który to już raz tej zimy? A tym razem założyłem ciepłą kurtkę, to naprawdę nie moja wina, przyrzekam. Może powinienem iść do lekarza? Ale przecież to zwykłe przeziębienie, przejdzie od herbaty z miodem i cytryną. Też bywacie przeziębieni, prawda? W nocy budzi mnie ból w klatce piersiowej. Raz, drugi, trzeci. Jutro mam kolokwium, a to znowu boli. Przestałoby już, muszę wstawać na uczelnię.. Może faktycznie, wybiorę się do lekarza. Przepisze tabletki i przejdzie. Przecież zawsze choroby przechodzą od tabletek, to na pewno jakieś zapalenie.. oskrzeli może, czy coś. Już prawie piąta, Basia pewnie śpi. Ciekawe, o czym śni. Może o naszej kolejnej wyprawie w Tatry, albo o małym domu z ogródkiem.. Ciekawe, czy wolałaby mieszkać w Krakowie, czy u nas, w górach. Zapytam ją może dziś.. Tylko gdyby.. przestało teraz boleć…..

Idę do lekarza. Pierwszego, drugiego, trzeciego. Przepisują antybiotyki, suplementy.. Biorę wedle zaleceń. Nie pomagają. I nadchodzi taki dzień, gdy zmienia się wszystko. Gdy przestaję być taki, jak Wy i staję się tacy jak Ci za wysokim szpitalnym murem. Taki zwykły dzień na uczelni. Rano znów zaspałem, autobus stał na złość w krakowskich korkach, a na kolokwium prawie się nie nauczyłem. W każdym razie, nic nowego. Tik… tok… tik… tok… Czas na wykładzie dłuży się niemiłosiernie. Może pouczę się w przerwie między zajęciami. A, miałem odebrać wyniki prześwietlenia klatki piersiowej ze szpitala. Nauka, wyniki, nauka, wyniki… Dobra, idę po nie, nie ma spiny, są drugie terminy. Jak się pospieszę, to może nawet zdążę na kolokwium..

Ląduję w szpitalu ze stertą notatek. Fizyka, obwody prądu. Wiele mądrych rzeczy, ale lepiej o nich nie wiedzieć, jeśli chce się zaznać szczęścia w młodości. Są wyniki, lekarz jakiś taki poważny. Też stał rano w korkach, czy co? Tik, tok, tik, tok, zegar na ścianie w gabinecie tyka miarowo, zerkam na niego nerwowo. Nie cierpię się śpieszyć. Chłoniak Hodkinga. Diagnoza. Rak. Jak to, rak. Co Pan, zwariował. Jestem młody, jeżdżę na snowboardzie, a właściwie to się śpieszę i zaraz muszę wracać na zajęcia. Mam kolokwium. Nowotwór. Kolokwium, uczelnia, student, nowotwór. Pasuje to Panu? Nie, Pan naprawdę zwariował. Jak to, ja? Może doktor pomylił badania. Na pewno, widziałem bałagan na biurku. Nie słyszy Pan, mam 22 lata. Ciągle ćwiczę, zdrowo się odżywiam, studiuję.. Jaki rak? Onkologia, że co, proszę? Chłoniak Hodkinga, mało znany. 2-3 zachorowania na 1000 chorych. Brak przyczyn. Niezależny od trybu życia. Po prostu Pan jest chory i już. Powoli wracam do rzeczywistości, widzę biurko, lekarza, białe ściany. Tak, już słyszę. 90 % wyleczalności? Łapię się tej liczby kurczowo i trzymam przez całą chorobę. Nie puszczę jej.

Tik, tok, tik, tok, zegar przyspiesza. Życie nie toczy się już leniwie, jak każdego z Was. Pochłaniam internet, szukam chorych, takich jak ja. Próbuję przedrzeć się przez gąszcz medycznych zawiłości, metod leczenia, rokowań, znanych przypadków wyleczenia. Unikam słowa ‚rak’. To brzmi jak wyrok, bez przyszłości. Ale przecież mi się uda, mam 90% szans. To matematycznie dużo. Zawsze lubiłem matematykę. Ale i na uczelni bywam rzadziej. Krakowskie korki widuję z okna szpitala. Świat ludzi, którzy codziennie rano budzą się, idą do pracy, biegają w parku, wychodzą z psem wydaje się odległy. Kolejna chemia. Czuję się coraz gorzej, ale staram się walczyć. Dla Basi, dla taty, dla przyjaciół. Dobrze, że są. Basia chciałaby mieszkać w górach.. Siedzi przy szpitalnym łóżku i opowiada jak najęta. Mówi coś o uczelni, że wszyscy czekają, aż wyzdrowieję. Uśmiecha się. Ma takie ładne małe dołeczki w policzkach, gdy się śmieje. Ciekawe, jak będą wyglądać za 30 lat… Tik, tok, tik, tok, nasz wspólny zegar tyka. Przyszłość, wiara, nadzieja, słowa klucze. I kolejna chemia. Leczenie odbiera mi młodość. Przewartościowuje. Przechodzę łącznie 12 cykli chemioterapii – 4 cykle chemioterapii escBEACOPP, 4 cykle chemioterapii ABVD, 1 cykl chemioterapii mobilizującej ESHAP, 2 cykle chemioterapii Gemcytabina, 1 cykl chemioterapii Gemcytabina + Bendamustyna. Trudno brzmiące nazwy stają się dla mnie jak alfabet. Alfabet nadziei. Alfabet moich dziewięćdziesięciu procent wyleczalności.

Alfabet sypie się, czegoś zabrakło. Leczenie okazuje się nieskuteczne. Sto procent odjąć dziewięćdziesiąt.. To jest dziesięć. Dziesięć, głupie dziesięć. Pytam lekarzy, co dalej. Niepewni, nie chcą dawać niepotrzebnych nadziei, wahają się.. Jak to, już nic? Niech oni coś powiedzą, cokolwiek.. Tik.. tok.. tik… tok…W końcu, któryś mówi. Uff, nie jest tak źle. Oddycham głęboko i słucham. Ostatnią szansą jest podanie leku Adcetis. Ma on doprowadzić do remisji choroby (okres, w którym choroba ‚ucichnie’, nie będzie dawać objawów), by przeprowadzić przeszczep szpiku od któregoś z moich braci. Uff, więc jednak. Nie wszystko stracone. Uśmiecham się mimowolnie. No, to damy radę. Teraz już musi się udać. Chęci braci, są. Zgodność tkankowa, jest. Nadzieja, ogromna. 10 procent otrzymało dodatkowe zero i zmieniło się na 100. To kiedy ten przeszczep? Znowu lekarze jacyś niepewni. Łóżek im brakuje, czy co? To ja sobie dostawię, może być i na korytarzu. Tylko niech o mnie walczą, niech mi pomogą. Pojawia się nowe słowo-klucz ‚NIEREFUNDOWANY’.

Jak to, NFZ nie płaci? Cała zachodnia Europa tak się leczy, a u nas? Skazują nas na śmierć? W Polsce zapadła decyzja o braku refundacji dla tego leku. Kto podejmował decyzję? Dlaczego? Nikt nie odpowiada. Cisza. Tik, tok, tik, tok. Adcertris, tylko dla wybranych. Życie dla bogatych. A dla mnie? Pytam – ile. Ile może być warte moje życie.. Głupie pytanie, mówią że bezcenne. Bzdura. 300 tysięcy. Dla niektórych jeden z samochodów w garażu, dla mnie całe życie. I Basia, i rodzice, i studia, i dom z ogródkiem. Tyle warte.

Nie mam tych pieniędzy i nie wiem skąd je zdobyć.

Tik, tok, tik, tok, tik, tok.. Ten zegar jeszcze nigdy nie tykał tak szybko. Mój zegar. Pomóżcie mi go zatrzymać.