Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Od kilku tygodni mam znów piekielne problemy z kolanem. Aktywność spadła prawie do zera.Rehabilitant (czytaj sadysta 1 ) straszy mnie operacją o ile nie zrzucę trochę wagi. Do tego wmieszał się osobisty sadysta (ale ten na szczęście szybko się nudzi). W każdym razie dziesięć - piętnaście kilo mniej, uszczęśliwiło by moje kolano.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4086
Komentarzy: 27
Założony: 6 września 2014
Ostatni wpis: 4 października 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mowyniema

kobieta, 51 lat, Cieksynek

162 cm, 89.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 października 2014 , Komentarze (1)

4 października 2014 r. (sobota)

Dziś jest Światowy Dzień Marszu. Impreza z tej okazji mnie dopadła. Za dużo na nogach. Kolano wyje. Postanowiła udać, że nie moje. Ostatecznie co mi tam jakieś kolano będzie zabawę psuć. Usłyszałam co prawda, że należy mnie związać i tłuc trzy razy dziennie, aby wybić z głowy głupie pomysły i stanie przez pół dnia, a;e kto by się tam sadystami przejmował.

Myślałam, że po ostatnich deszczach grzyby znów się pokażą, ale wygląda na to, że nie chcą. Chociaż kilka ładnych muchomorów znalazłam.

Poza uskarżaniem się na ból, próbowałam nadgonić zaległości. Próba się nie udała. Zaległości nadal są. Nawet większe, bo przybyło więcej niż ubyło. Jeszcze tylko jutro i później powinno się trochę uspokoić.

Jedzenie

Bułka 220

śliwki 250

chleb 360

jabłko 50

kawa 80

winogrona 200

cola 2

Razem 1162

waga 89,9

4 października 2014 , Skomentuj

3 października 2014 r. (piątek)

Ciekawe, jak wiele teorii może człowiek wymyślić, zamiast trzymać się prostych faktów. Chociaż porwanie przez kosmitów jest ciekawsze niż banalne zepsuł mi się telefon. Opcja nie została wykorzystana to może się przyda następnym razem. A później zostają jeszcze trolle, krasnoludki i Gargamel. Osobiście wolałabym być porwana przez smoka. Chociaż te podobno śmierdzą niemiłosiernie. A i jakby mnie porywał powinien się zapatrzeć w książki. Ostatecznie na takim porwaniu nudno jest.

Dzień spędziłam na świeżym powietrzu. Mam masę ładnych zdjęć. Pewnie niedługo przyjdzie mi kupić kolejny twardy dysk, ale co tam. Warto było.

Kawa 40

jabłka 200

kluski ziemniaczane w twarogiem 200

ziemniaki z pomidorami 300

chleb – 180

chałka - 200

śliwki - 100

razem 1222

waga 90,3

3 października 2014 , Komentarze (1)

2 października 2014 r. (czwartek)

Dawno nie miałam takiego wahania nastroju. Od euforii po depresję. Ciekawe skąd się wzięło i czemu przypełzło. Jedzenia było za dużo. Pracy było za mało. Znów będę gonić. Miałam ochotę rzucić to wszystko i przestać już pisać. Ale nie ma tak. Źle też w życiu bywa. A dzień mija. Jeden. Drugi. Trzeci. Podniosę się. Jak zawsze.

Jedzenie

chleb 540

brzoskwinie 200

obiad 350

kawa 40

cola 2

słodycze – powiedzmy 400

Razem 1532

waga 89,8

1 października 2014 , Komentarze (1)

1 października 2014 r. (środa)

Dużo pracy, dużo bieganiny i gdzieś pomiędzy tym wszystkim smutek. Słabo sobie radzę z takimi sytuacjami. Staram się, ale niezmiennie idzie mi z tym nie najlepiej. Miałam piekielna ochotę wysyłać jeden sms za drugim. I tak by nie doszły, ale miałam ochotę. Spróbowałam zadzwonić. Sprawdzić. A jakoś minęło.

Waga pokazała mniej. Chociaż odchudzanie jest ostatnią z rzeczy na jakich mi w tej chwili zależy. Chyba na niczym mi już nie zależy. Muszę odchorować.

Jedzenie

Chleb 360

bułka 220

brzoskwinia – 200

gruszka 120

śliwki – 60

zupa – 120

kawa – 80

cos tam 200

cola 2

Razem 1362

waga: 89,60

30 września 2014 , Skomentuj

30 września 2014 r. (wtorek)

O czwartej jest strasznie ciemno. O czwartej nawet komputer odmawia współpracy. Rozpoczynanie dnia o tej godzinie jest nieludzkie. A jednak się da. O czwartej weszłam na wagę. Pokazała 90,0. No to zdjęłam koszulkę. Normalnie nie zdejmuję. Ale sobie pomyślałam, że będzie mniej i było. Dokładnie 89,8 kg. Miła cyfra. 

A później, jak co wtorek, goniłam jak stado żyraf. Myślałam, że się nie wyrobię. Udało się jednak wszystko dopiąć przed siedemnastą. Mam całkiem ładną perspektywę. Do następnego wtorku został tydzień. Życie jest piękne

Jedzenie

kawa 40

gruszka 100

śliwki 100

jabłko, marchewki, winogrona, orzechy – 300

chleb – 180

drożdżówka 250

zaciekrowa 300

cola 2

Razem 1272

waga 89,8

30 września 2014 , Skomentuj

29 września 2014 r. (poniedziałek)

Waga pokazała 30 dag mniej niż przed wyjazdem. Dobre i to. Poniedziałek był wredny. Urlop ma to do siebie, ze trzeba wracać do rzeczywistości. Cały dzień spędziłam przed komputerem. Od czasu do czasu oglądałam sobie filmiki motywacyjne i starałam się nie patrzeć na otaczający bałagan, Najważniejsze było wyrobić się. Generalnie zawsze mi się to udaje. Sama nie wiem jakim cudem, ale udaje się. Lubię pisać. Nie cierpię za to robić korekty, nie lubię bawić się w potwora i wrzeszczeć na wszystkich. I w poniedziałek nawet nie wrzeszczałam. Byłam zadziwiająco spokojna,

Jedzenie

2 bułki 240

rogaliki z wiśniami 60

2 brzoskwinie 200

ryż z cukinią i pomiodorami 300

cola 2

kawa 40

jabłko 80

śliwki 100

razem: 1022

waga 90,30

30 września 2014 , Skomentuj

28 września 2014 r (niedziela)

Zaległości wypada nadrobić w pisaniu. W niedzielę skończyło się to co dobre. Trzeba było wracać. Poranek był piękny. Ostatnie zdjęcie gór i trzeba było wsiąść do autokaru. Po drodze zatrzymaliśmy się w Radomiu. Przewodnik oprowadził nam po starej części miasta. Pokazał wzgórze, które na początku ubiegło tysiąclecia służyło jako cmentarz. Zobaczyliśmy po drodze kilka kościołów. Przygnębiające wrażenie robiły stare, zawalające się kamienice. Ta część miasta umiera. Brak ludzi, brak gwaru, brak chęci. Porównując ze starówkami na Słowacji, miało się ochotę krzyczeć: dlaczego? Po tym co wdziałam trudno będzie zmienić mi zdanie na temat Radomia. Nie chciałabym tam żyć. Nie przekonała mnie nawet grupa odtwórstwa historycznego zachęcająca do strzelania z łuku i hukiem wystrzałów armatnich płosząca okoliczne wrony.

Wróciłam do domu koło dwudziestej. I zaczęła mnie piekielnie boleć głowa. Może różnica temperatur. Nie zapisałam jedzenie, bo wymiotowałam. Nie mam zielonego pojęcia od czego. Widać zmiana klimatu mi nie posłużyła.  

27 września 2014 , Komentarze (1)

27 września 2014

Łaziłam w deszczu, sama i nikt mi nie przeszkadzał. Życie jest piękne. Góry są piękne, I takie tam.Żyć nie umierać. Wracam jutro. Mam dwie pary nowych kapci, masę zdjęć do obrobienia i równą masę rzeczy do zrobienia. Kocham góry, Jakieś zboczenie. Ja, dziewczyna z nizin, a góry darzę miłością wielka, mimo dziwnego zachowania kolana, mimo tego, że zmęczona jestem i mimo że wszelkie widoki zasłaniają. Kocham za to, że są i już. 

Jedzenie

chleb 540

kawa 80

pierogi z jagodami 120

ziemniak 70

frytki 331

oscypki z żurawiną 300

jabłko 50

śliwki 100

Razem 1590 plus łyk wódki mały 

Przeszłam dziś około 9 km. Część pod górkę. 

26 września 2014 , Skomentuj

26 września 2014 r.

 

Od rana ktoś się uparł i palił ogniska w górach. W wyniku dymu widoczność była słaba. Dobrze, że dziś zaplanowano wyjazd do Słowacji. Zwiedzać mieliśmy dwa miasta. Po pierwszym odbyliśmy spacer po rynku, wypiliśmy kawę i już. Nic nie zapamiętałam. Nawet nazwy. Za to Lewocza zachwyciła mnie. Nawet padający deszcz nie zaszkodził zachwytowi. Mury obronne ciągnące się długo i długo, i długo. I urok starego miasta.

Lewocza miała trochę szczęścia. Leżała na szlaku drogi handlowej z Węgier do Krakowa - Via Magna (swoją drogą piękna nazwa). Wieki średnie to rozwój miasta. Lubi się tutaj spotykać królowie z Polski, Litwy Węgier i Czech. I wcale im się nie dziwię.

Zwiedzanie rozpoczęliśmy od… hotelu, hotelu Stela Miła pani z recepcji pozwoliła, aby nasza horda weszła na dziedziniec wewnętrzny. To wspaniale zachowany kawałek renesansu. Miało się wrażenie, że za chwile wybiegnie na balkon jakaś dama, by spieszyć na poranną mszą.

Najważniejszym budynkiem Lewoczy jest kościół Świętego Jakuba Apostoła. Jest tan najwyższy gotyckim ołtarzem na świecie. Liczy sobie 18,62 metrów. Figury mają po 2,5 metra i każda z nich rzeźbiona była z jednego kawałka drewna. Ołtarz jest remontowany, wiec przyszło nam oglądać rusztowanie. Mistrz Paweł z Lewoczy, autor ołtarza, chyba nie spodziewał się, że kilka ładnych wieków później ludzie nadal będą podziwiać jego dzieło.  Poza ołtarzem głównym kościół szczyci się także aż dwunastoma gotyckimi ołtarzami, które od setek lat stoją na swoim miejscu. Mnie zachwyciła ambona. Na dole umieszono Mojżesza z tablicami. Moim zdaniem ma on rogi. No dobrze, włosy uformowane na rogi. Kocham starych mistrzów za ich poczucie humoru.

 Kochacie stare kamieniczki w Gdańsku lub Toruniu? Pokochacie te z Lewoczy. Wzrok przyciąga też Mariańska Hora, taka słowacka Jasna Góra - miejsce licznych pielgrzymek, gdzie zawitał też Jan Paweł II. Nam nie starczyło czasu, by zwiedzić, ale jeszcze kiedyś tu przyjadę.

 

Jedzenie

Chleb – 810

Kawa – 80

Słodkie coś 200

Czekolada studencka (kupiona w Polsce J) 120

Placki ziemniaczane 170

Jabłko 50

Banan 114

Razem: 1444 kcal

25 września 2014 , Komentarze (2)

25 września 2014 r. (czwartek)

Dziś mieliśmy zaplanowaną wycieczkę do Zakopanego. Udało mi się przekonać kilka osób i zamiast podziwiać Krupówki pojechaliśmy do Morskiego Oka. Pierwszy etap pokonaliśmy bryczkami.

Tak, słyszałam. Biedne konie, wredni przewoźnicy i walka o wolność dla zwierząt. Wiecie, że przewoźnik, czyli i jego zaprzęg, pracuje dziesięć dni w miesiącu, koń jest zwierzęciem pociągowych od wieków, a ludzie są przede wszystkim wściekli, bo wjazd jest drogi. Widziałam zwierzęta w gospodarstwach rolnych w czasach mojego dzieciństwa widziałam zaprzęgi konne po wyścigach, widziałam konie pod wierzch po przejażdżkach. Widziałam spocone czworonogi. Żaden logicznie myślący właściciel nie pozbawi się źródła dochodu, tym bardziej, że nie jest ono tanie.

Ostatni kawałek przeszliśmy na piechotę. Każdy kolejny krok i było ładniej i ładniej. W końcu pokazała się Morskie Oko. Byłam tam po raz pierwszy. Pierwsze wrażenie zachwyt. Zielonkawe jezioro a wokół góry. Część szczytów była zielona. Kosodrzewina to ciekawa roślina. Wystarczyło minimalnie odkręcić głowę, aby zobaczyć białe szczyty. Gołe skały. Widok zapiera dech w piersi. Świeciło słońce. Robiło się coraz cieplej. Zaskoczyła mnie wielkość jeziora. Patrząc na zdjęcia zawsze wyobrażałam sobie, że jest ogromne, a przynajmniej duże. A tymczasem jest dużo mniejsze.

Krótka chwila w schroniskowej restauracji (nigdzie nie jadłam takich naleśników. Pyszne, zwinięte jak rurki z kremem i ser był prawie niesłodki), a później ruszyliśmy na wędrówkę dookoła jeziora. Zanim zeszliśmy na dół nad Morskim Okiem pokazał się helikopter. Zabierał kogoś na dół. Kilka ładnych zdjęć mi powinno wyjść. Wędrówka wokół akwenu sprawiła, że znaczenie więcej rzeczy niosłam w plecaku niż na sobie. Przydały mi się kijki. Kolano nawet specjalnie nie wyło. Droga jest kamienista, miejscami śliska, ale to czym „pasą się oczy” nie da się opisać ani oddać na zdjęciu. Trzeba przejść. Powąchać, poczuć. W pewnym momencie szlak rozdwaja się. Można iść na Czarny Staw i dalej na Rysy. Do tego pierwszego jest pół godziny. Powstał pomysł, aby iść. I spróbowaliśmy. Jednak szlak stawał się coraz trudniejszy. Ludzie, którzy schodzili z góry ostrzegali przed oblodzeniem. No i zaczęło się chmurzyć. Szczyty gór niknęły w „dymie”. Postanowiliśmy zawrócić. Zejście po kamiennych schodkach nie było najmilszą rzeczą tego dnia. Przydały się kijki do trekingu. Jakoś zlazłam. Ruszyliśmy w dalszą drogę wokół jeziora. Ciekawe, jak szybko udało mu się powiększyć objętość. Widziałam sarny, lawinisko i jagody. Poważnie, na Morskim Okiem są jeszcze jagody. Padać zaczęło jak doszliśmy do miejsca postoju bryczek. Zjechaliśmy w dół.

Endomondo pokazało, że przeszłam 6.76 km i spaliłam 1039 kcal. Ładny wynik.

Jedzenie

Chleb 450

Kawa 80

Jabłka 100

Banan 20

Gruszki 100

Naleśniki – 500

Oscypki z surówkami - 300

Razem 1450