Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Alice in Wonderland - próbuję przejść na drugą stronę lustra

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2567
Komentarzy: 28
Założony: 5 lutego 2015
Ostatni wpis: 14 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
MyNameIsAlice

kobieta, 38 lat, Kraków

164 cm, 65.50 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

14 marca 2015 , Komentarze (3)

Dzisiejszy obiad, to moja ukochana kasza gryczana w postaci pysznych kotlecików :)
2 woreczki ugotowanej kaszy połączyła z białym twarogiem i 1 roztrzepanym jajkiem. Do tego podsmażona cebulka. Wszystko razem wymieszałam i zaczęłam formować kotlety. W niektórych zamknęłam w środku kawałek kiszonego ogórka, papryki i mały kawałeczek żółtego sera :) wszystko obtoczyłam w jajku i bułce tartej i usmazyłam na patelni. W sumie uzyskałam 6 kotletów, więc jedzenia będzie na kilka dni. Przepis pycha - polecam! chociaż z kotlecikami bywają czasem małe problemy, lubią się rozlatywać (co widać). Ale jeśli komuś to nie przeszkadza, z pewnością wynagrodzą to smakiem ♥

13 marca 2015 , Komentarze (2)

Ehhh, no tak. Zbyt prosto i pięknie być nie mogło. Od ostatniego wpisu, mój zapał do odchudzania ostygł. A wszystko zaczęło się od Tłustego Czwartku. Ostatecznie skończyło się, na tym, że wpadłam w kolejny "ciąg" i codziennie zjadałam po 2 pączki, plus inne słodycze. Mój organizm natychmiast dał znać, że coś jest nie tak, ale ja nie reagowałam tylko pakowałam w siebie kolejne kalorie :( Nie wiem skąd we mnie wzięła się siła, żeby to przerwać, bo zwykle jeden taki wybryk  natychmiast wracałam do starych nawyków. Teraz postanowiłam pójść po rozum do głowy. Wracam do gry. Poznałam kogoś nowego a to dodatkowo mnie motywuje :)

Ważyłam się dzisiaj, i licznik wskazał 65, 5 kg. Podejrzewam, że nie przytyłam dlatego, że napychając się słodyczami rezygnowałam z innych posiłków, żeby zachować jakiś bilans. Tak czy inaczej, zdrowe to nie było :(

A jak u Was? Też zdarzają się przeszkody czy tylko ja miewam takie perturbacje? ;)

16 lutego 2015 , Komentarze (6)

Dzisiejszy wpis będzie poświęcony przepysznemu jedzonku, do którego namawiam każdego! A mianowicie - gulasz z boczniakami! ♥
Po raz pierwszy znalazłam ten przepis u Natchnionej, której blog serdecznie polecam! www.natchniona.pl . Trafiłam na niego kiedy dowiedziałam sie o mich problemach z glutenem i przyznam szczerze, że takiej kopalni świetnych pomysłów nie znalazłam jeszcze nigdzie. No, ale do rzeczy. Gulasz z boczniakami, pomidorami z puszki i kaszą gryczaną. U Natchnionej, ma w sobie jeszcze inne warzywa, ale ja z racji nieszczęsnej fruktozy, postawiłam na taką "uboższą" wersję.

Boczniaki podsmażamy na patelni z czosnkiem/cebulką i dodajemy pomidory z puszki. Doprawiamy do smaku solą, pieprzem i zielem angielskim. Kaszę gryczaną gotujemy na sypko.

P.S: Dziewczyny, czy WY też macie taki problem z wklejaniem tu zdjęć ostatnimi czasy? :(

14 lutego 2015 , Komentarze (2)

No i jest. 14 lutego, który jest jednym z tych dni, uświadamiających mi, że nie mam nikogo i w sprawach uczuciowych mam mega pecha. Dzień dość ciężki dla mnie, jeden z nielicznych w roku. Po drodze dołuje mnie jeszcze chyba tylko Boże Narodzenie ;) W ramach dzisiejszego dnia naszła mnie bardzo silna ochota na napchanie się słodyczami :( to pokazuje mi jak bardzo mocno mój problem jest zakorzeniony w głowie.. :( Zjadłam dziś kawałek ciasta, ale w ramach podwieczorku.

U mnie dzisiaj sporo pyszności:


Muszę przyznać, że długo szukałam dobrego jogurtu naturalnego. Wiele było niestety zbyt kwaśnych a domieszka cukru nie jest wskazana. Ostatecznie przerzuciłam się na Danone naturalny i póki co, jest całkiem ok.
Nie wiem jak Wy, ale ja kocham avocado! <3

Budyń z kaszy jaglanej z truskawkami - polecam! Jest pyszny i szybko "zatyka" :) Niestety, mimo najszczerszych chęci chyba nie ugotowałam kaszy jaglanej jak należy, tym bardziej, że robiłam to pierwszy raz. Gorzki posmak pozostał :( Gdyby ktoś miał patent na dobre ugotowanie tej kaszy, będę wdzięczna za podzielenie się! (slonce)

No i tofucznica, wspominana przeze mnie wcześniej, na którą miałam dziś ogromną ochotę :D Wzbogacona o płatki drożdżowe, sól indyjską smakującą jak jajko i czarny pieprz. Sól indyjska ma specyficzny smak, dla mnie jak najbardziej do zaakceptowania ale wiem, że nie każdemu musi przypaść do gustu. Tata po spróbowaniu uznał, że to taka woda Zuber w kryształkach :PPtak czy inaczej, komponuje się z tofucznicą bardzo dobrze (impreza)

13 lutego 2015 , Komentarze (4)

No tak. Tego nie dało się uniknąć. Wczoraj był Tłusty Czwartek i obiecałam sobie, że w ramach nabierania zdrowego stosunku do słodyczy, zjem jednego. Skończyło się na trzech, taki już ze mnie słaby i ułomny człowiek :( Ale nic, nie załamuję rąk tylko wracam do swojego rytmu i zaplanowanego jadłospisu. A w ostatnich dniach gościły u mnie takie oto pyszności:

Faszerowana i zapiekana cukinia. Farsz z komosy ryżowej, pomidorów i fasoli. Danie pyszne, bardzo sycące a w dodatku z rozpuszczonym żółtym serem - oczywiście tyle na ile pozwala dzienny przydział :D

Kanapeczka z podsmażanym tofu (♥), szpinakiem, ketchupem (to już mój autorski dodatek) i kiszonym ogórkiem. Pyyycha!

Apropos tofu, muszę się pochwalić, że ostatnio po raz pierwszy usmażyłam tofucznicę. Dla niezorientowanych, to wegański odpowiednik jajecznicy, tyle, że jajko udaje pokruszony i podsmażony serek tofu. Dzięki dodatkowi czarnej soli i płatków drożdzowych - smak obłędny. Polecam, jeśli mielibyście kiedyś ochotę zaszaleć w kuchni.

Pomimo moich słodyczowych grzeszków, waga pokazała dzisiaj 66,4 kg, co oznaczałoby, że jednak mnie ubywa. Pod koniec lutego mam jednak wizytę kontrolą i do tego czasu wstrzymam się z wprowadzaniem nowej wagi.

7 lutego 2015 , Komentarze (3)

Dziś mija 18 dni, odkąd ostatni raz zjadłam coś słodkiego. Chyba w życiu jeszcze nie udało mi się zapanować nad tym tak długo. Z jednej strony to motywujące i powinno mnie cieszyć, z drugiej jednak, ogromnie smutne, że moje życie jest tak bardzo zdominowane przez potrzebę objadania się.
Smutne i przygnębiające :(

Pamiętam pierwszą wizytę u Dietetyczki i ankietę, którą wypełniałyśmy. To była dla mnie bardzo trudna wizyta, bo wiele pytań dotykało czułego punktu nieradzenia sobie z emocjami i zajadania ich słodyczami. W pewnym momencie emocje wzięły górę i musiałam wycierać nos. Postanowiłam nie skorzystać z propozycji terapii i uporać się z tym sama. Przynajmniej spróbuję. 

A dziś, rozpoczęłam już pierwszy dzień nowej diety i dzień rozpoczął się od całkiem sporej ilości chleba bezglutenowego, żółtego sera, garści sałaty i pomidorka.

Czym byłby poranek bez mojej ukochanej kawy w ulubionym Starbucks`owym kubku? :D

Na obiad ugotowałam z mamą pomidorówkę z czerwoną soczewicą. Pyszne i bardzo sycące danie! (Aaaach, bo ja chyba nie wspomniałam, że odchudzamy się wspólnie z mamą? :x :D). 

Podwieczorek kusił mnie, odkąd tylko zobaczyłam go w jadłospisie. Prawdziwy BUDYŃ! Tak! <3 Ten mój, oczywiście odchudzony, z połowy porcji i z połową cukru. A do tego mrożone leśne owoce.

Przyspieszamy rozmrażanie ]:>

Wybaczcie, wiem, że nie wygląda jak najpiękniejsze jedzenie świata, ale głód wygrał z rozsądkiem. Aby przyspieszyć rozmrażanie, wrzuciłam owoce do gorącego budyniu. Efekt wizualnie może nie powala, ale uwierzcie, że było pysznie! (slonce) 
Na wierzchu orzeszki włoskie (balon)

Przede mną jeszcze kolacja przy dobrym filmie. Dziś mam ochotę na thriller ]:>

Buziaki! :*

6 lutego 2015 , Komentarze (3)

Wczorajsza wizyta kontrolna u dietetyczki sprawiła mi bardzo miłą niespodziankę.
Po 11 dniach stosowania diety przygotowawczej, ważę 68,2 kg (impreza) (alkohol)(tecza)!!

Pewnie, że to niewielki spadek ale nawet taki mały sukces cieszy i pokazuje, że to była dobra decyzja. Dzisiaj odwiedziłam jedną z galerii i zgodnie z zaleceniami zaopatrzyłam się w takie oto cudo:

Nasionka chia. Nie mam pojęcia jak smakują, ale w jadłospisie mam deser z chia w roli głównej. Potrzebuję jeszcze płatków drożdżowych i orzechów brazylijskich do skompletowania wszystkich składników <3

Wczorajszy mój obiad prezentował się może niezbyt pięknie, ale okazał się przepyszny. Proszę Państwa - oto kasza gryczana z czerwoną fasolą i podsmażanym, marynowanym tofu. Klikam - "lubię to!" :D

5 lutego 2015 , Skomentuj

Według mojej Dietetyczki, każde zdrowe odchudzanie powinno być poprzedzone przygotowaniem się do nowego stylu życia i odżywiania. Jak wyglądało moje?

Otrzymałam garść zaleceń, do których musiałam się zastosować oraz orientacyjny jadłospis na jeden dzień, który miałam powtarzać przez co najmniej 3 dni. 
Ja korzystałam z niego dokładnie przez 10 dni. Oczywiście ciężko byłoby jeść przez 10 dni jedno i to samo, dlatego kombinowałam i podmieniałam produkty starając się jednak zachować pewne proporcje i kaloryczność produktów. 

Moje zalecenia na ten czas były dla niektórych pewnie proste i banalne ale uwierzcie,
w moim życiu zrobiły niemałe zamieszanie ;-)

  • Posiłki mają być spożywane o stałych porach i w stałych odstępach czasowych

    Koszmar! Jak to? Jak ja mam to zrobić? Nie wiem nawet o której jutro wstanę a mam planować o której zjem śniadanie, II śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację? Tragedia :-)

  • W ciągu doby, należy wypić przynajmniej 1,5 litra wody niegazowanej

Kolejny dramat. W ciągu dnia to ja piję, owszem ale kawę - ok 5 kubków dziennie. I to moje całe, dziennie nawodnienie organizmu. Żadnej herbaty, żadnej wody ani innych napojów.

  • Codzienna suplementacja witaminy D i B12

    Ok...jak nie zapomnę to połknę ;-)

  • Rezygnujemy całkowicie z wieczornego rytuału objadania się słodyczami, wyciągamy kabelek zasilający i zajmujemy ręce zupełnie czymś innym - np. czytaniem, szyciem lub innymi pożytecznymi czynnościami

    ........

Mój wstępny etap diety zakładał jak już wspomniałam, pięć posiłków. Na śniadanko zjadałam zazwyczaj ok. 3/4 kromki chleba, do tego 2 jajka na twardo lub na miękko (mogłam wymieniać na biały ser półtłusty a nawet mozarellę, ha! :) ), garść sałaty na wierzch oraz kubek jogurtu naturalnego z łyżeczką oliwy z oliwek lub oleju rzepakowego tłoczonego na zimno. 

II śniadanie to sałatka: góra baby szpinaku, trochę ugotowanego amarantusa, papryka, ogórek kiszony, żółty ser, czerwona fasola oraz wiejski serek. 

Obiad, to rodzaj gulaszu: komosa ryżowa, pomidory z puszki (lub świeże), trochę warzyw i przypraw do smaku.

Podwieczorek : włoski orzeszek, kawałek chleba, podsmażane tofu i zielenina

Kolacja: chlebek, sałata, papryka, biały ser półtłusty, szczypiorek i inne ziołowe przyprawy.

Jeszcze kilka słów na koniec o moich upodobaniach kulinarnych i o tym, dlaczego ta dieta wygląda tak a nie inaczej: od półtora roku jestem wegetarianką. Zależało mi bardzo na tym, aby nie rezygnować z mojego niejedzenia mięsa i aby nauczyć się jak bez niego komponować fajne i zdrowe posiłki. Mniej więcej rok temu, po wielu badaniach, wielu wizytach u lekarza i latach zmagania się z ogromnymi problemami trawiennymi, okazało się, że nie toleruję glutenu. Nie mam jednak celiakii! To ważne, ponieważ taki stan pozwala, aby w diecie znajdowały się niewielkie ilości glutenu, które toleruję. Mniej więcej 2 miesiące temu zaczęłam odczuwać bardzo duży dyskomfort po zjedzeniu czegokolwiek słodkiego. Nasilało się to coraz bardziej. Punktem kulminacyjnym były bardzo przykre skutki po zlizaniu pół łyżeczki miodu, przypominające ciężkie zatrucie. W rozmowie z moją Dietetyczką dowiedziałam się, że bardzo często problem glutenu jest "w pakiecie" z czymś innym: nietolerancją laktozy,  nabiału itp. W moim przypadku wszystko przemawia za nietolerancją fruktozy. 

Mój "pakiet" plus wegetarianizm, sprawił że dieta musi być bardzo specyficzna i niestety dość okrojona. Mam jednak nadzieję, że podołam temu i nie wrócę już do starych nawyków, które są dla mnie bardzo szkodliwe. Proszę, trzymacie za mnie kciuki! :)

5 lutego 2015 , Komentarze (5)

To ja, Alice :)
Chcę w tym pamiętniku dzielić się z Wami moją przygodą z odchudzaniem. 
Moja historia rozpoczęła się mniej więcej w szkole średniej, kiedy z przyczyn zdrowotnych nie mogłam uczestniczyć w zajęciach w-f. Wtedy zaczęłam zauważać, że ten brak regularnego ruchu przyczynia się powoli do tego, że moja sylwetka zaczyna się zmieniać. Później była matura, pierwsze studia, drugie, trzecie i kolejne. Nieregularne posiłki, śmieciowe jedzenie, które było szybkie i tanie i stres, który wpędził mnie w objadanie się na tle nerwowym. Życie pod presją, 10 lat wytężonej nauki i studiów, praca, natłok obowiązków i zawirowania w życiu osobistym sprawiły, że codzienne objadanie się stało się jedynym miłym momentem w ciągu dnia, do którego tęskniłam już od rana. 
Oczywiście, próbowałam wielu różnych diet na których traciłam ok. 1-2 kg, jednak moje nawyki zawsze zwyciężały. W tym roku, moim noworocznym postanowieniem było to że wezmę się w garść i uporządkuję wszystko raz na zawsze. Rozpoczęłam swoją przygodę z dietetykiem. Uznałam, że to moja ostatnia deska ratunku bo sama nie potrafię schudnąć. Potrzebuję osoby, która będzie za mną stać i wspierać mnie w tej niełatwej i długiej walce z samą sobą. 

Zatem, zaczynam! Trzymajcie za mnie kciuki :)