Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

jestem wulkanem energii, zazwyczaj uśmiechnięta, żartująca z siebie i innych :) ciągle w biegu i w podóży; taki ze mnie obieżyświat. od roku - szczęśliwa mężatka, planująca dzieci - za jakiś czas :) kocham swoją pracę, może aż za bardzo :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 26143
Komentarzy: 147
Założony: 2 maja 2010
Ostatni wpis: 9 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tramontane

kobieta, 46 lat, Wrocław

166 cm, 80.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: PO PROSTU SCHUDNĄĆ !!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 maja 2010 , Skomentuj

smakuje mi :) niby mało, a jednak jestem najedzona; tylko ciągle zamieniam obiadokolację w lunchem; i nie ćwiczę, bo nie mam kiedy;

dzisiaj zrobiłam pyszną sałatkę vitaliowego przepisu, zmodyfikowaną oczywiście, bo nie uznaję dodawania cukru do sałatek, wyszła pysznościowa!!!!

jutro będzie problem z dietą, bo jestem poza domem, ale coś wymyślę :)

a teraz idę grzecznie spać

dobranoc dziewczyny!!

 

10 maja 2010 , Komentarze (1)

oczywiście , dieta miaął być od dzisiaj , nie od wczoraj :) właśnie wcinam sałatkę z kapusty i rzodkiewki, trochę ją zmodyfikowałam, dodałam czosnku granulowanego do smaku

wydawało mi sie, że wczoraj mało zjadłam a na wadze znowu więcej - 74,900

może na tej diecie zacznie spadać

 

muszę zrobić małą podmiankę obiadokolację zjem na obiad, a lunch na kolację ( to tylko 2 wasy z mozarellą ) więc ok :) podmianka wynika z tego, że jestem umówiona na służbowy obiad i muszę to jakoś pogodzić i rozwiązać

9 maja 2010 , Komentarze (2)

nie doczytałam, właśnie okazało się, ze dieta aktywna będzie od 11.00 a nie od 9.00 jak mi się wydawało; do 11.00 bez śniadania nie wytrzymam, więc zjem po swojemu ,nie po dietowemu;

poza tym wkurzyłam się z leksza, bo po dwóch dniach bolącego brzucha i skąpych ilości jedzenia znowu urosła mi waga; RATUNKU!!!!!!

dzisiaj było 74,400

jem - waga rośnie; nie jem - również rośnie!! chyba coś tu jest nie halo!!

 

 

8 maja 2010 , Komentarze (1)

wczoraj rano zrobiłam 100 brzuszków, i tyle. nic więcej z siebie nie wykrzesałam  ale nie zjadłam kolacji !!

dzisiaj nic!! nic z ćwiczeń, może wieczorem się zmuszę, nie mam weny.

na śniadanie zjadłam dwa tosty z serem, potem banana i na razie trzymam się. czekam na dietę, ma być aktywna od jutra , od 9.00 rano

Mój Patryk właśnie jest w drodze do Wrocławia, mieliśmy jechać razem, ale wczoraj się strułam obiadem na mieście i stwierdziłam, że zostanę w domu. Zresztą, to on ma dziś imprezę - wieczór kawalerski swojego przyszłego szwagra, a ja musiałabym siedzieć w domu z bolącym brzuchem, więc wolę siedzieć w swoim domku :) to zdecydowanie przyjemniejsze ; nie ma to jak u siebie, no i coś tam mogę sobie ze swoimi sprawami porobić, a zaległości trochę się uzbierało

idę ogarnę chałupkę z leksza, a potem do kompa zasiąde coby trochę roboty zaległej zrobić !!!

8 maja 2010 , Komentarze (1)

Etap 1.  - o mój Boże - czyli dobre do tej pory dżinsy nie dopinają się w pasie, są za ciasne w udach i w ogóle masakra - w tym momencie rozsądni podejmują decyzję o odchudzaniu, nierozsądni kupują większe spodnie
Etap 2. - ufff... - po kilku dniach diety spodnie udaje się dopiąć bez zbytniego wciągania brzucha, niestety opięcie na udach ciągle nam przypomina, że w dniu zakupu byłyśmy zdecydowanie zgrabniejsze
Etap 3. - czuję luz - nareszcie pomiędzy nogą a nogawką pojawia się przerwa, nie ma zbędnych napięć a człowiek czuje się lekko - to bardzo niebezpieczny etap, gdyż mniej zdesperowane uznają że już wystarczy tego odchudzania
Etap 4. - kupa w gaciach - dżinsy są na tyle luźne że zjeżdżają nam z pupy tworząc niezapomniany widok... pasek niezbędny!!!
Etap 5. - choć coś Ci pokażę - czyli jak zdejmuje się spodnie bez rozpinania - najcudowniejszy etap odchudzania, w którym wiemy że jesteśmy zgrabniejsze niż w dniu rzeczonych zakupu dżinsów. Jest to etap w którym odkopujemy w szafie mniejszą parę spodni i zaczynamy całą zabawę od początku, czyli:
Etap 1.  - o mój Boże....

6 maja 2010 , Komentarze (1)

1. 70 ( rano )  i 100 ( wieczorem ) brzuszków na prosty

2. po 25 (rano) i 30 ( wieczorem ) brzuszków na skośny prawy i lewy

3. po wieczornym prysznicu nasmarowałam się w każdą stronę termoaktywnym serum wyszczuplającym , tzn antycellulitem

4. zjadłam 2 ciastka - jedno z wiśniami a drugie - drożdżówka z serem i rodzynkami ( ale mała )  

5. przeprowadziłam rozmowę - bardzo , bardzo ważną !!! z mężęm

i osiągnęłam swój cel!!  od razu chce mi się bardziej brać za wszystko

6 maja 2010 , Komentarze (2)

hmm Maria jest super, ma 46 lat , wygląda max na 40, jest matką trzech synów i ma zajebistą figurę!!!! pacujemy ze sobą 2 dni w tygodniu, środy i czwartki. Dzisiaj Maryśka powiedziała, że jestem młoda i z pewnością w miesiąc jestem w stanie zrzucić 10 kg, bo skoro ona - "stara baba" w ciągu miesiąca pozbyła się zbędnej dychy, to ja też tego dokonam. No a skoro mam pozbyć się 15 czy 17 kg, to daje mi czas do końca czerwca!!! tak zwyczajnie, dała mi czas ... !!! i dobrze, bo ja potrzebuję bata nad głową i silnej ręki motywacji !! Mam nadzieję, że Pani Maria będzie takim moim mieczem. Już za tydzień w środę zweryfikuje moje postępy.  Oczywiście usiłowałam wywalczyć termin do końca sierpnia, ale dostałąm argument, że jak to... gruba na wakacje ?? tak być nie może!! na wakacje mam zmieścić się w moje ulubione sukienki!! też tak uważam , no cóż ... nie pozostało mi nic innego jak tylko podjąć wyzwanie :)

5 maja 2010 , Komentarze (1)

załamana wagą , bo nigdy nie była taaaaaaaakkkkkkkkkkkkkkaaaaaaaaaaaa zrobiłam coś dla mego ciała buuaahhhhaaa  oczywiście to coś, jest przysłowiową kroplą w morzu... jednakże przy mym samochodowo - siedziącym trybie życia 130 brzuszków ( 60 na proste i po 35 na każdą stronę na skośne ) to mega wyczyn!!! ze dwa dni temu zrobiłam z 70 , wczoraj oczywiście nic, ale mam wytłumaczenie - zrypana byłam po pracy , potem jeszcze zakupy i parę innych spraw i padłam w wannie - jak zazwyczaj. na szczęście mąż zdążył mnie wyłowić, bo usnęłam a woda lała się i lała i powoli mnie zakrywała... ale mój bohater  wyłowił mnie spod waniliowo - miodowej piany płynu do kąpieli, wytargał z wanny , wytał i zawlókł do sypialni. Oprzytomniałam na tyle, że sama nastawiłam budzik, co prawda na trzy różne godziny, nie wiem jak to zrobiłam, ale szczęśliwie udało mi się dzisiaj wstać do pracy

staram się też nie jeść słodyczy, oszukuję oczywiście , ale oszustwo moje jest pod postacią płatków nestle z orzechami w polewie miodowej - więc słodkie , chrupiące, ale podobno chociaż zdrowe

kalkulatora kalorii nawet nie odpalam, bo i po co , wystarczy wsazówka wagi by się załamać, a kalkulator dobiłby mnie doszczętnie

a w dodatku wieczne kłopoty z moją panią teściową, strasznie z niej wredna baba ( muszę się hamować ) zawistna i pazerna, wwwrrrrrrr mam tej mendy dość, znowu nastawia mojego męża przeciwko mnie , jeśli kiedykolwiek złożę wniosek o rozwód to tylko przez nią.... ;( mam nadzieję, że mój Patryk będzie asertywny w rozmowach z mamusią i stanie po właściwej stronie barykady

  

5 maja 2010 , Komentarze (2)

już myślałam, że to , do czego się doprowadziłam , to ostateczność, że gorzej już być nie może, a jednak... chyba sięgnęłam dna!!! 75,100 kg

jestem załamana, nic tylko usiąść i płakać...

w dodatku odparzyła mi się skóra pod obrączką, boli okrutnie i musiałam przenieść mój krążek na serdeczny palec , tyle że lewy... jak wdowa. Oby  nie był to zły znak dla mojego małżeństwa...

jakoś takie same złe omeny wokół mnie, a najgorszy  to moja waga słonia!!!

 

 

 

3 maja 2010 , Skomentuj

 coś o tych motywacjach już dzisiaj pisałam... :>

a głównie to, że niby je mam, niby nie... i tak łamię się i chce mi się i nie chce, ehh

mówię jak nie ja

 i racją jest, że nie cel, lecz droga do niego jest tym najpiękniejszym, co nam się co dzień przydarza :) więc może najważniejsze jest to, by znaleźć taką drogę, która nie tylko nas do tych małych kg doprowadzi, ale zrobi to pięknie :):)

może , rzeczywiście nie warto katować się dietami, małą ilością kalorii, brakiem słodyczy ( które uwielbiam ) i ćwiczeniami ( których nie znoszę )... może po prostu znaleźć rozwiązanie w codzinnym życiu i wytargać męża na dłuuuuugi spacer co dnia, na rolki wieczorem do parku, namówić go na zmianę kuchni na lekką , łatwą i przyjemną a zamiast ciastek - podjadać suszone owoce, albo w ogóle owoce

jak to wszystko pięknie brzmi... a prawda jest taka, że i tak chodzimy z Patrykiem na spacerki, no może nie jakieś strasznie długie, ale jednak, regularnie jeździmy na nartach ( dla mnie to nie sport :) tylko przyjemność ):):) i czasami na rolkach - tzn ja, a on za mną łazi, bo nie lubi rolek, hihi :):)

poza tym, mój Patryś jest chudzielcem, i chyba nie mogę go skazywać na zbyt lekką kuchnię, bo mi biedak zniknie, a to byłoby niewskazane... :) chyba, że do obiadku zawsze mu piwko podam ( na większy brzuszek :):) a ja wodę bllleeee

no , ale może coś tam wymyślę współnego z moim mężczyzną, coby nas łączyło, a przy okazji zdejmowało nadmiar "małżeńskich " kilogramów... :)