Pamiętnik odchudzania użytkownika:
blondiblue22

kobieta, 37 lat, Chojnice

168 cm, 61.50 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: misja - fit mama 2017 ! Piękna i zdrowa na zawsze ;)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 czerwca 2012 , Komentarze (6)

Sama nie wiem, czy się nadaję do tej pracy. Mam wrażenie, że te laski, co tam pracują, mają jakąś swoją wielką misję do zrobienia.  Dżedaj, Gwiezdne wojny. Czujecie to? Totalny odpierdol.

Dziś byłam od 11.oo do 19.oo. W sumie mam dość. 7 godzin stać? Nie bolą mnie nogi. Tylko stopy. W grafiku mam 2 dni wolnego. Najwyżej stwierdzę po nachodzącym tygodniu, czy zostaję, czy lepsze będzie coś innego. Nie czuję się tam. Ogólnie laski w porządku. Ale sprawdzanie torebki na odchodne bardzo mi się nie spodobało. Ponoć każda pokazuje jak wychodzi, sobie wzajemnie. Krecha jak stąd do Bombaju. Wrażenia raczej chylące się ku negatywnym. Ale znowu nie takie negatywne. Ale fajerwerków nie było.

Dziś dieta w tyzach 1450 kalorii. Wstałam rano o 6.50. Niestety budzik o 5 nie zdołał mnie dobudzić, tym samym treningu nie było. A, że o 9. zwijałam wrotki do pracy, to lipa. Dziś zrobię Weidera i może Bum Bum. Ale chyba nie, bo zmęczenie bierze górę nade mną. Dawno nie byłam taka styrana. Serio.

Ale jutro wstaję i odpierdalam taki trening, którego mój organizm jeszcze nie widział. Zmęczę go konkretnie. Jutro wybieram się na dłuższe bieganie. Mam w zamiarze odpykać ok. 10 kilometrów.

Dla przypomnienia: przedwczoraj po wzorowym i sportowym dniu było jedno piwko nadrogramowe.

Wczoraj 2 piwka naprogramowe i paluszki z okazji meczu. Aktywność żadna oprócz tej w przymierzalniach sklepowych.

Ogarnę wokół siebie. Poczytam co u Was. Wypiję herbate z pokrzywy.

Ach...

Szukam lepszej roboty.

8 czerwca 2012 , Komentarze (9)

Generalnie dziś dzień w biegu. Najpierw zakupy. Potem szybko się przygotować na wielkie piłkoszoł! Pojechałam na mecz, wypiłam 2 piwa, zjadłam (niepotrzebnie) paluszki... dietetyczną kolację... pieczonego kurczaka i sałatkę z selerem - pyszna! i truskawy... :) Ogólnie piwo podwyższyło moje kalorie do 2 tysięcy, ale już nie tykam piwska, oj nie! Generalnie jutro pierwszy dzień w pracy, ale spokojnie. :) Wstaję o 5 i zrobię sobie trening. :) Ot, co! Dziś małe narodowe święto, stąd małe odstępstwo. Obiecuję, że ostatnie w tym miesiącu.

Prysznic i spać. :)

Jutro kolejny dzień walki o fajną dupeczkę.

PS Dzięki za wszystkie komentarze pod zdjęciami w poprzednim wpisie. Jesteście kochane. :)

8 czerwca 2012 , Komentarze (26)

Cześć,

postanowiłam zrobić ,,dupne" porównanie. Tego, co było ok. 59,5 i tego co jest obecnie, czyli 3,5 kg później. Jak widać większość schodzi z tyłka, więc jest nadzieja, że kto wie... za miesiąc osiagnę jakiś tam większy sukces, chociaż bym się nie rzucała jak świnia w buraki, bo jeszcze centymetry przestaną spadać i wtedy nie będzie tak kolorowo.

Może szału nie ma, ale coś tam spadło. I nie mam prawie wcale cellulitu, co jest dla mnie bardzo ważne.

 

Zadzwoniłam do menadżerki sklepu, czy dzień pracy mogę zacząć jutro. Jak się okazało, nie mam co ubrać. Czarne spodnie i czarna koszulka?!....... Nie mam czegoś takiego w szafie, dlatego jadę do miasta i muszę się zaopatrzyć. Uciekam, buźka!

7 czerwca 2012 , Komentarze (12)

 

Mój ogranizm domaga się syfiastego żarcia. Mam jakiś kryzys. Dziś o niczym innym nie myślałam, tylko co zrobić, żeby nie pochłonąć litra loda z lodówki, czy też chleba z Nutellą, czy też nie zrobić pizzy. Sama nie wiem, co tak na mnie działa. Miałam już myśli, żeby przechodzić na stabilizację, że będę ćwiczyć. Jezu. :-/ Wiadomo czym by się to skończyło. Wielkim wpierdalaniem.

 Na szczęście jakoś przetrzymałam to wszysto. Na kolację usatysfakjonowała mój żołądek kaszka manna, do której dosypałam koktajl białkowy. 1/4 porcji/ Smak wyszeł waniliowy, niebo w gębie. Do tego zjadłam 1/2 dużego jabłka, oblanego jogurtem naturalnym, posypanego cynamonem i wiórkami kokosowymi i na to ciapki masła orzechowego. Wyszło 350 kalorii, które w pełni przytłumiły moją chcicę...

Dziś zaliczyłam 2 km biegania, 1,5 km marszu, 6,5 km rowerem, trening Brazil Butt Lift 30 minut i AW6 ok. 25 minut. W sumie pochłonęłam ponad 1400 kalorii, wyszło 1500 prawie. Muszę się ogarnąć.Bo mam złe dni.Uf!

Piwo sobie walnę, bo łazi za mną kilka dni. To kolejne 250 kcal, ale nie pamiętam kiedy piłam, ponad 40 dni temu?! A na mięśnie dobrze zrobi. :P Ponoć gdzieś wyczytałam. :)

 

Idę pod prysznic. Nałożę olejek na włosy. Odpocznę.

 

 

6 czerwca 2012 , Komentarze (5)

Dla zainteresowanych, najsmaczniejsze racuchy pod słońcem kupiłam w Carrefourze. Jak ktoś nie wie o czym piszę, proszę odwiedzić mój poprzedni wpis. Polecam je wszystkim. Mniammmmmm!

Z wczorajszych planów treningowych - godzina w terenie na rowerze. Przyznaję się bez bicia, że opuściłam jeden dzień Weidera. Taka byłam padnięta. Ale ja lecę zawyżone powtórzenia od początku, brzuch ma mięśnie, więc nie ucierpię na tym szczególnie. Po treningu zrobiłam kolację w postaci ryby i warzyw, a racuchy zjadłam na obiad, bo ryba nie zdążyła się rozmrozić na czas.

Potem pojechałam do sklepu po piwo. Tak dokładnie. :) Bo kumpela miała wpaść, ale w ostateczności nie wyszło. I tym samym wylądowałam w domu. Kupiłam sobie taką oto pyszność:

 http://decomorreno.pl/#/produkty/napoje_czekoladowe

Wersja hot classico. Z 5 łyżeczek sobie zrobiłam. OK. 50-60 kalorii. Ale było pyszne i było warto. :) A wypiłam, bo stałam przy półce z chipsami. Miałam nawet w koszyku. O smaku pizzy. Bardzo je lubię, no. :P I w końcu odłożyłam na półkę. Ta walka była dla mnie ciężka, ale ją wygrałam. 1:0. Tym samym wylądowała gorąca czekolada w moim koszyku, banany, orzechy laskowe, włoskie, ach... i lody czekoladowe z Grycana. W ramach 2 śniadania sobie zjem albo podwieczorku, jak zaliczę jakiś spadek. Ile ja już dni nie grzeszę? 45 dni bez żadnych głupich i krzywych jazd. Centymetry wciąż lecą. Kilogramy wolniej, ale mam sporo więcej mięśni. A zawartość tłuszczu 19%. :)

Obserwacje:

moje nogi się zmniejszyły, to fakt. No może niewiele, ale... Ale od pewnego czasu, ok. 2 tygodni nie za wiele spadło z ud... Kolejne ,,ale"... nogi nie są już z tłuszczu, tylko są twardsze, niewiele cellulitu. Tak naprawdę kształtują się mięśnie. Tym samym nie jest źle.

Podstawowe badania z morfologii. Cholesterol 140-220 jest norma. Ja mam ładne 154. :) Glukoza jest minimum 80, ja miałam 78, ale to było rano i byłam bardzo głodna... a że w diecie ograniczam węgle do 150, to stąd ten wynik. (250 gr jest dzienne zapotrzebowanie)

Teraz czekam TSH i resztę wyników.Czuję, że będzie coś nie tak. Planuję zmienić hormony. Tzn. powiem tyle, że Yasmin mi służył o tyle, że nie utyłam na nim. Może nabawiłam się troszkę cellulitu... Tylko, że czasem warto zrobić jakąś zmianę. Znam osoby, które po dobraniu odpowiednich hormonów pozbyły się sporo tłuszczu z organizmu, jak ręką odjął...

Doszły kosmetyki z BingoSpa. Błoto kolagenowe, bardzo fajnie się stosuje.Bardzo fajnie się wchłania. Ładnie pachnie. Ciekawe jakie efekty po dłuższym zastosowaniu. Posmarowałam się również balsamem antycellulitowym z tej firmy. Również przyjemny. Dalej... szampon z kolagenem ma fryzjerski zapach. Ładny. Maska z kolagenem pachnie delikatnie. Włosy na razie bez jakiś szczególnych efektów, ale przyjemne w dotyku. Kosmetyki pokazywałam w poprzednich postach, więc zainteresowane niech sobie lukną.

Mgiełkę aloesową z Waxu całkiem przyjemnie się stosuje. Za chwilę zabieram się za bańki chińskie. Wtedy smaruję się balsamami i zabieram się za ćwiczenia. Przez Bum Bum i High&Tight wyszczuplił mi się tyłek na górze i teraz mam jakby boczki nad tyłkiem. Jezu. :D Istne jaja. :D Jak nie urok, to sraczka. :D Ale schudnę, to chyba spadną? Dziś dzień spędzam w domu. Na razie nie wieje, więc może się wybiorę się w teren na bieganie albo rower. Ale jeszcze jestem w piżamach, więc....

Pobiegałam wczoraj po sklepach, chciałam sobie sprawić jakiś ciuch, ale niestety zrezygnowałam, bo już chciałam do domu... bo miałam ubrane wysokie szczudły i już nie chciało mi się w popier.....

Ach:)

Miłego Święta.


6 czerwca 2012 , Komentarze (28)

Pojechałam na ten drugi etap raczej zrezygnowana. Pomyślałam, że raczej mam nikłe szanse. Tym bardziej, że były jeszcze dziewcznyny na pierwszy etap, więc stwierdziłam, że aż takiego wrażenia nie zrobiłam ani ja, ani inne laski, że szukają dalej. 2 etap polegał na skompletowaniu 3 zestawów: na wieczór, do pracy, na weekend. Poradziłam sobie całkiem nieźle. Nawet mi się podobały te zestawienia. Kilka pytań od menadżerki odnośnie ubierania się do swojej figury. I tu byłam wygrana, bo kogo jak kogo, ale gruszki to nie muszę się pytać, jak zakryć biodra, czy też zaznaczyć talię... ona wie to najlepiej.  

Po tym zadaniu miałam odwiesić ciuchy, odłożyć torebki na swoje miejsce. Zapamiętałam co, gdzie i jak. Powiedziała, że bardzo jej się podobają moje zestawy i generalnie mam czekać do 16 na telefon. O 14.30 zadzwoniła.. Kurcze. Aż się zdziwiłam. Jakoś po małej godzince od kiedy sobie od nich wyszłam. Ryjek mi się śmieje. Zapytała się kiedy chcę przyjść. Powiedziałam, że może być nawet i piątek. A w dupie... chociaż jest mecz Polska - Grecja. Jakoś to przeboleję. Żałuję, że powiedziałam, że piątek, ale słowo się rzekło. Mało ludzi będzie bynajmniej. ;-) Ogólnie Simple to drogi sklep, więc ogólnie czasem może być tam nudno. Z resztą - pożyjemy, zobaczymy. Mam wziąć wszystkie dokumeny w piątek. Będziemy podpisywać umowę.

3-miesięczna umowa zlecenia, okres próbny. Potem umowa o pracę. W pełnym wymiarze godzinowym. Myślę, że nie jest źle, co? Zarobi na okresie próbnym może nie powalają na kolana. 1500 na rękę.  

Dziś robię sobie dzień treningowy, czyli będzie i rower i bieganie i AW6 i może nawet coś z Brazil Butt Lift. Ogólnie dziś na obiadek ryba + warzywa.

Muszę się z Wami podzielić cudem kulinarnym.

http://www.sante.pl/news120_racuchy_owsiane_-_smak_tradycji_w_zdrowej_diecie

 

Dziewczyny. Zrobiłam połowę paczki. Połowę zjadłam, czyli ok. 200 kalorii. Polałam je serkiem homogenizowanym i posypałam cynamonem. Niebo w gębie. Zostało mi jeszcze pół porcji do zrobienia. I drugie pół paczki w szafie. I to zrobię sobie na kolację. :)

śniadanie: 4 racuchy wyżej wspomniane polane serekiem 280 kcal

II śniadanie: jabłko 100 kcal

przekąska: jogurt pitny + 2 ciastka owsiane od Sowy ok.280 kcal

na obiad: duszona ryba+warzywa

kolacja: będzie prawdopodobnie racuchowo:) Jejku, jak fajnie, że coś takiego wymyślili. Jak mi się skończy, to pokombinuję swój przepis. Mąka pełnoziar+płatki+jabłuszko... mniami....! Polecam, aby nie wynudzić się na diecie:)

5 czerwca 2012 , Komentarze (13)

O 20 mieli dzwonić i dać znać kogo wybrali. CÓŻ... Minęła 20. W telefonie cisza. Czyli nie padło na mnie. Ale spoko. Widocznie gdzieś czeka na mnie lepsza praca.

EDIT: Zadzwonili, że menadżerka chce ze mną pogadać jeszcze. Jakaś druga tura. Ech. Jutro mam być na 11.30-13.00. :)

Przygłuszyłam chyba moje AZS/trądzik różowaty/nie wiadomo co... tabletki działają chyba... Tylko teraz to coś dziwnego w kącikach ust. Działam delikatnie, powoli... Zrezygnowałam z pasty z fluorem, myję zęby suchą szczotką. Muszę kupić sobie odpowiednią pastę.

Wróciłam do domu, przygotowałam sobie obiadopodwieczorek, godzinę zjadłam kolację. Później niż zwykle, ale obiad też był w miarę późno, bo jakoś po 17... normalnie jem o 14.

Na ćwiczenia zdecyduje się jak mi się wszystko uleży. Wymęczę Weidera. Może zrobię coś z BBL, ale zależy o której obciążenie na żołądku potrwa. Dziś spałam całą drogę z Bydgoszczy. 40 minut snu. Jak dziecko. To całe zmęczenie ze mnie wyszło.

Myślę sobie jakby spędzić Euro. Jechać do rodziców i z nimi sobie zaimprezować. Mam spoko starszych. :) Namówić znajomych na strefę kibica w Bydgoszczy... Sama nie wiem. Właściwie wszystko zależy od pogody. Nie mam żadnej koszulki na Euro.

Chciałam sobie kupić koszulę w Camaieu i spodenki, ale nie pamiętałam w jakim sklepie je widziałam. Tym samym mojego rozmiaru koszuli nie bylo,w tydzień wykupili. Fajna taka. Seledynowa. I spodenki też. Ale cóż... przymierzałam spodnie, nie pamiętam kiedy to było 1,5 miesiąca temu, na początku diety. Guzik w spodniach 38 ledwo dopinałam. A dziś chciałam drogą dużej ilości Vitalijek kupić spodenki za małe, żeby mieć motywację. I wiecie co? Wzięłam 36 i weszły idealnie. I-DE-AL-NIE! :) 34 pewnie byłyby mi takie jak 38 wtedy, ale już nie chciało mi się przymierzać.

Tym samym dziś zaopatrzyłam się w

 
Jest w promocji w Super Pharm. Ja gwarantuje Wam, że będziecie z niej zadowolone. :)

Oraz w sprayu bez spłukiwania. Z aloesem. :)

A wiecie... :) Mój ulubiony olejek do olejowania:
1)babydream fur mama - milusi zapach i ładne włosy...
2)Khadi - działa:)
3)Alterra - fajny zapach, dobrze się nakłada:)



5 czerwca 2012 , Komentarze (12)

Odpukać w niemalowane, ale tabletki chyba działają. No na razie nie robi się to czerwone. Krostka jedna się wysuszyła, nie paprze się nic. Delikatnie przebija, ale niezauważalne. Chyba, że się przyjrzę. Tylko teraz tak jak inne osoby miały zajady w kącikach ust, tak mi coś tam zaczęło szwankować. Posmarowałam Alantanem. Na razie nie jest źle. Nic się nie zaognia, nie powiększa. Dosłownie w duchu się modlę, żeby to się stłumiło. Ale nie myślałam o tym i było OK. Teraz znowu posmarowałam sobie alantanem. Jeśli do jutra zacznie się coś pieprzyć, to pojadę do apteki. Może tam mi coś polecą wtedy.

Hm... waga dziś z rana taka sama. 56,5. Po spadku jeszcze 2 dni kontroluję, czy oby na pewno nie zrobiła mnie w jajo.

Pojechałam na to pobieranie krwi. Kolejki kuźwa  PRL'owskie, nie zdążyłam na pierwszą rozmowę, więc wróciłam do domu. O 14 mam następną. Bujnę się autobusem. Chociaż zajebiście mi się nie chce.

3 probówki krwi. I dopiero na 2 ręce się jej udało. Pielęgniarka spoko, bo za 2 podejściem na tej ,,dobrej" ręce, to mnie nic nie bolało. Ale musiałam posiedzieć, bo już czułam, że zaraz będę mdleć. Ubytek krwi inny niż okres, to dla mojego organizmu jest coś nienormalnego i zaraz tak reaguje.

Kolację wczoraj jadłam o 19. Dziś o 7 wyjazd. Zanim te kolejki wyczekałam, to o 10 miałam dopiero w ustach śniadanie. Wzięłam z sobą do torebki. Bo w planie była rozmowa kwalifikacyjna, ale trudno. No nie dałam rady...

Jestem strasznie wymęczona. Wielki 200 metrowy dom. Nikogo w nim nie ma. Zimno jak skurwysyn. Poszłam zrobić ogień, bo myślałam, że zamarznę, ale zanim się zrobi ciepło... to ja zdążę wyjechać. Ach... Oczy mi się kleją.
Wczoraj odpękałam te treningi, żeby się czymś zająć. Poukładam troszkę przez wyjazdem. Jak wrócę, dokończę, bo lekko mam sajgon.

A jeszcze II śniadanie muszę pochłonąć. Uciekam.





4 czerwca 2012 , Komentarze (3)

Nie wiem jak do tego wszystkiego podejść. Nie tyle jestem wściekła, co przygnębiona. Naprawdę wyglądałam nieraz jak maszkara z tymi wykwitami. Pokazać się w pracy czasem to był dla mnie wyczyn. Jejku, jak o tym pomyślę, to mnie ściska. Najpierw męczę się, zrzucam kg, żeby poczuć się świetnie, a tu teraz ma mnie oszpecić coś innego?!

 Podczas ćwiczeń przeanalizowałam sobie całą sytuację. Muszę podejść do tego zdrowo, więc i ja będę zdrowa. Po pierwsze nie gapić się co chwilę w lustro. Zrobić te badania. Myśleć, że wszystko wyjdzie OK. Wpieprzać te tabletki i liczyć, że tym razem też się uda.

Odnośnie ćwiczeń zrobiłam sobie Bum Bum z BBL i AW6. Już mnie powoli nudzi AW6, a tu dopiero który dzień? 12?

Ketokonazol spowalnia metabolizm. Niestety tak wyczytałam z ulotki. A ulotki czytam w pierwzej kolejności zanim włożę coś do ust. Tym samym nie mogłam sobie chociażby z tego powodu darować sobie dziś ćwiczeń. Chciałam organizm rozruszać.Metabolizm nie ma prawa spowolnić. Dopiero co go naprawiłam. Raz dziennie odwiedzam kibelek. I nie są to kozie bobki, więc dla mnie sukces. I tak zawsze rano po śniadaniu gnałam. A po wczorajszej tabletce dopiero dziś po podwieczorku, więc coś w tym jest.

Jestem właśnie po białkowej i w pełni wartościowej kolacji. Dzienne spożycie białka u mnie oscyluje w granicach 70-maksymalnie 90 gram. Ale przeważnie ok. 70. Węgle ok. 150 gram, tłuszcze - troszkę mniej niż połowa dziennego zapotrzebowania, czyli 25 gram. Nie liczę co dzień sobie, bo mi się nie chce. Z resztą nie chcę wpaść w jakąś paranoje, ale staram się, aby każdemu posiłkowi towarzyszyło białko. I o ile nie kupuję jogurtów naturalnych  w wersji light, czyli beztłuszczowych, to smakowe takie właśnie jem. Naturalny jest o tyle naturalny, że żadne wyszczuplenie kaloryczne nie jest mu potrzebne.

Z moich ostatnich odkryć kulinarnych chciałabym Wam polecić POLĘDWICĘ ŁOSOSIOWĄ z KRAINY WĘDLIN z KRAKUSA, kupiona w Biedronce. Dlaczego? Bo 50 gram to tylko 58 kalorii, a w tym jest 10 gram białka, 1,5 grama tłuszczu i 1 gr węgli. I nie jest to kurczak, tylko wieprzowina. Tym samym nie czuję smakowej monotonii. Od teraz ta wędlina wchodzi w skład mojej diety. Dziś w ramach kolacji zjadłam sobie 50 gram tej pyszności. Naprawdę polecam. Cena nie jest jakoś szczególnie niska, ale czasem warto zjeść coś innego niż wieśniaka albo filet z indyka. Czasem z resztą w smaku bezpłciowy.

Kolejne moje odkrycie kulinarne to koktajl dietetyczny z Rossmanna o smaku waniliowym. Różni się tym, że nie smakuje jak sztuczne coś. A koktajle to do siebie mają. Tym samym zrobiłam sobie serek homogeniozowany w wersji wysokobiałkowej. 100 gram jogurtu naturalnego+czubata łyżka proszku koktajlowego.Wymieszać i voila. Jogurt 61 kcal i ponad 5 gr białka.... natomiast proszek  8,75 gr białka.(12 gr węgli... ) Do tego polędwica w.wspomniana, zawijałam sobie w środek ogórka. Kolacja 242 kalorie.

Jutro mam 2 rozmowy o pracę. Troszkę w rozbieżnych dziedzinach, bo pierwsza w Alior Banku, druga w sklepie Simple. Pewnie nic z tego nie wyjdzie, ale trudno. O 7 pobranie krwi, 10 Alior, 14 Simple.

Dziewczyny, mam do sprzedania suknię. Może być na ślub cywilny lub na ślub kościelny dla świadkowej albo na poprawiny dla Panny Młodej. Rozmiar XS/S.

Wzrost 168-172. Miałam ubrane 13 cm szpilki i suknia była do ziemi, więc polecam osobom, które takie szpilki są w stanie ubrać oraz osobom wyższym.

Tutaj link do tej sukni. Zamówiona z tej strony.

http://www.i-slubny.pl/nowa-kolekcja-sukien-wieczorowych/nowa-kolekcja-suknia-43.html

Wybrałam kolor łososiowy. Dodatkowo zamówiłam bolerko. Dla osoby o małych cyckach. 80-85. Suknia uszyta, żeby nie trzeba było stanika...

Na żywo mniej więcej wyglądała tak.

Tak, ta po prawej to ja. W październiku. Cóż mogę powiedzieć Materiał świetny, bo szyfon, pod spodem satyna. Ogólnie piękna suknia.

Ach, idę pod cieplutki prysznic. Ubiorę piżamę. Wysmaruję się paćkami i odpocznę.

Grunt, to dobre nastawienie.

 

 

 

4 czerwca 2012 , Komentarze (23)

Hej dziewczyny,
dziś nie będę radosna jak zawsze.
Te które mnie czytają może czytały mój wpis jakoś we wrześniu o tym, że mam nie do końca zdiagnozowane AZS, czy też trądzik różowaty, który objawił mi się rok temu w lipcu. Na szczęście pod nosem na brodzie. Raz było czerwone, raz krostki, raz strupy. Jedno wielkie chuj wie co! Jeździłam po drogiego specjalisty. Zapisywał mi różniaste mazidła etc. Tabletki. I nic! W końcu dostałam zakażenia miejsc intymnych i ginekolog przepisał mi Ketokonazol, który wyleczył moje dolegliwości od ręki. Dziękuję Panu Bogu do dziś, że przez 3 dni swędziała mnie pizda i wylądowałam akurat u tego specjalisty. Wychodziłoby na to, że było to coś związane z grzybami. Dermofity. Zaleczone. Buzia po tygodniu zajebista.
Ale cóż... Minęło sobie ładnie ponad pół roku, od kiedy mam buzię bez tego badziewia, a tu teraz patrze przedwczoraj, że wyłazi jakiś syfek. Od małych syfków to się zaczyna. Tym samym pomyślałam... że to pewnie zbieg okoliczności, że pewnie nic z tego nie wyjdzie. Ale wczoraj rano patrze, druga krostka w tym miejscu. I znowu patrzę... delikatnie ledwozaczerwienione. Osz kurwa! Na szczęście byłam na tyle sprytna, żeby po tym jebańsku półrocznym zaopatrzyć się w Ketokonazol w tabletkach. Mam 2 paczki. Wczoraj wieczorem zżarłam jedną, kiedy tylko zauważyłam, że to kurestwo się znowu pojawia.
Jestem załamana. Wczoraj nie mogłam zasnąć. Wtedy te tabletki mi pomogły jak ręką odjął, ale jak teraz to się nie uda? Jestem zastawiona pozytywnie, wierzę że się uda. Zawsze tak wierzę. Ale wczoraj poleciały mi łzy przed lustrem.
Dziś pobiegłam do lekarza rodzinnego. Opowiedziałam mu o wszystkich. O tym ile maści przetestowałam, ile kasy wydałam, że nie miałam żadnych badań. Że to były grzyby, ale może to od hormonów. Że organizm osłabiony może? Nie miałam nigdy badań krew, ani alergotesty, ani endykronologicznych.
Z automatu wypisał mi skierowanie, jutro na 7 mam pobranie krwi. Wyniki następnego dnia. Na TSH będę musiała poczekać do piątku-poniedziałku.
Mimo wszystko bardzo to przeżywam. Nie wyobrażam sobie znowu przechodzić tego wszystkiego. Kupowania drogich maści. Wizyt u superdermatologa, który mi powiedział, że to od stresu, że powinnam uprawiać jakiś sport, żeby rozładować emocje. Nosz kurwa?! Oczywiście już wtedy mu powiedziałam, że fizycznie to ja jestem aktywna.
Godziny, dni, tygodnie spędzane na przeglądaniu Internetu, a wyleczył mnie zbieg okoliczności, a nie mądrość lekarza. Jeśli teraz te tabletki nie pomogą, to wpadnę w depresję. Drugi raz tego nie zniosę.
Na wadze dziś 56,5 kg. Spadek. Ale psychiczny też. Czekam do końca tego tygodnia. Żeby to nie wylazło. Żeby to nie wyszło. Jejku. Jestem przygnębiona tak, że nie mogę tego nawet opisać. Nie mogę.
Zabieram się za ogarnięcie i pójdę się wyżyć emocjonalnie. Pobiegać, pojeździć rowerem, sama nie wiem.
Albo odpocznę. Po prostu.
Miłego dnia Wam życzę.
Byle był lepszy niż mój.